Adele ma głos
Nie szokuje jak Lady Gaga. Nie wygląda jak Beyoncé. A mimo to jest dziś największą sensacją świata popkultury. Zdobyła niedawno sześć statuetek Grammy i tytuł najlepszej brytyjskiej wokalistki roku. O tym, jak wychowywana w robotniczej dzielnicy Londynu przez samotną matkę Adele pokonała kompleksy i podbiła serca milionów fanów, opowiada Caroline Sanderson, autorka jej pierwszej biografii.
Podobno kariera Adele zaczęła się od jej imprezy urodzinowej?
Caroline Sanderson: W pewnym sensie. Adele obchodziła osiemnastkę w jednym z pubów w Brixton. W czasie imprezy weszła na scenę i zaśpiewała piosenkę dla swoich znajomych. Nie mogła o tym wiedzieć, ale przypadkiem w tym samym barze tego właśnie wieczoru bawił się Nick Huggett, szef działu artystycznego znanej wytwórni XL Recordings, specjalizującej się m.in. w wyszukiwaniu nowych talentów. Adele zrobiła na nim wrażenie. Po występie przypomniał sobie, że wcześniej słyszał już jej nagranie na portalu społecznościowym Myspace. Młodzi artyści prezentują tam swoje dokonania. Odnalazł więc jej adres e-mailowy i wysłał krótki list z pytaniem, czy chciałaby z nim porozmawiać.
Spotkali się, a on od razu uznał, że znalazł materiał na gwiazdę?
- Nie. Adele w ogóle nie odpowiedziała na jego e-mail, bo nie miała pojęcia, kim jest ten facet. Nazwisko nic jej nie mówiło. Huggett był jednak na tyle zaintrygowany, że napisał do niej po raz drugi. Tym razem dostał odpowiedź: "Proszę do mnie więcej nie pisać. Jestem zajęta". Gdyby sytuacja miała się rozwinąć zgodnie z regułą prawdopodobieństwa, ich korespondencja powinna się tutaj urwać. Ludzie tacy jak Huggett są zasypywani przez młodych artys-tów prośbami o spotkanie i to raczej oni nie mają na nie czasu. Adele miała jednak szczęście.
- Przedstawiciel XL Recordings był na tyle zdezorientowany tonem jej odpowiedzi, że uznał, iż dziewczyna pewnie podpisała już kontrakt z jakąś inną wytwórnią. Wysłał trzeciego e-maila tylko po to, żeby się upewnić, czy naprawdę jest już "zajęta". Jeśli nie, proponował spotkanie "w sprawie kontraktu". To sformułowanie zaintrygowało Adele, bo rozglądała się właśnie za jakąś pracą. Dopiero co ukończyła BRIT School, średnią szkołę muzyczną w Londynie, i planowała studia w Institute for Performing Arts w Liverpoolu. Chciała popracować przez wakacje i pomyślała, że ktoś szuka stażystki w wytwórni muzycznej. Dlatego poszła.
Chciała pracować w branży muzycznej, ale liczyła raczej, że to ona będzie pomagać zdolnym artystom w rozwinięciu skrzydeł.
Wkrótce miała już w ręku umowę z poważną wytwórnią na debiutancki album. Ukazał się półtora roku później. Co w tym czasie działo się w jej życiu?
- Wszystko stanęło na głowie. Adele najpierw wpadła w euforię. Potem w panikę, bo dotarło do niej, że jest autorką zaledwie czterech piosenek, które napisała na szkolne zaliczenia. Wymyślanie kolejnych utworów na zamówienie zupełnie jej nie wychodziło. W ciągu ośmiu miesięcy, które miała przeznaczyć na pracę nad płytą, nie powstało ani jedno nowe nagranie, ani jedna piosenka. Była bliska załamania. Na dodatek ktoś jej powiedział, że chłopak ją zdradza. Gdy podejrzenia się potwierdziły, pewnego dnia wpadła do pubu, w którym przesiadywał, i po prostu mu przyłożyła na oczach wszystkich gości. Została wyrzucona za drzwi przez ochroniarzy. To wydarzenie okazało się punktem zwrotnym w jej karierze. Jak sama potem wyznała: biegła do domu, płacząc, a piosenki nagle zaczęły się z niej wylewać. Pierwszą nagrała jeszcze w drodze, na dyktafonie w swoim telefonie komórkowym. Kolejne siedem utworów napisała w ciągu trzech następnych miesięcy. Tak powstał jej debiutancki album 19. Miała wtedy dokładnie tyle lat.
Niemal wszyscy krytycy muzyczni pisali, że jej debiutancka płyta zwaliła ich z nóg. Adele uznano za objawienie. Sukces ją zmienił?
- Na pewno przestała zawracać sobie głowę byłym chłopakiem. Pytana o niego powiedziała: "Wyszłam na tej historii bez porównania lepiej niż on. Stworzyłam dzięki niej multiplatynową płytę, a on nadal pracuje w sklepie z telefonami".
W jakim środowisku obracała się Adele, zanim miliony fanów kupiły jej pierwszą płytę, a krytycy zasypali ją komplementami?
- Na tyle skromnym, że ona sama nigdy nie miała aspiracji, by zostać gwiazdą. Chciała pracować w branży muzycznej, ale liczyła raczej, że to ona będzie pomagać zdolnym artystom w rozwinięciu skrzydeł. Myślała o posadzie w jakiejś wytwórni. A jeśli nawet czasami marzyła o scenie, widziała siebie raczej w drugim szeregu, np. w pracy nad aranżacją czyichś utworów albo w chórkach. Solowa kariera bardzo ją zaskoczyła.
Skąd w ogóle pojawiła się u Adele myśl, żeby zajmować się muzyką?
- Ważną rolę odegrała tu jej matka Penny. Wychowywała Adele samotnie. Trudno powiedzieć, czym się zajmowała, bo nie miała żadnego konkretnego zawodu ani wykształcenia. Była typem hipiski, wśród jej znajomych było paru mało znanych artystów. Przez pewien czas zarabiała jako masażystka, potem próbowała robić jakieś scenografi e do spektakli. Ale jej największą pasją były koncerty. Zaliczała ich naprawdę sporo i na większość zabierała ze sobą córkę. Adele oglądała spod sceny występ postpunkowej grupy The Cure jako trzylatka! Od tamtej pory bywała z matką na koncertach kilka razy w roku - zazwyczaj przemycana pod jej płaszczem. Na kilkuletniej dziewczynce te wypady musiały robić ogromne wrażenie. Jej ulubioną zabawą w dzieciństwie było naśladowanie znanych piosenkarzy. Penny często ustawiała dla córki "scenę" na kuchennym stole, gasiła światło i kierowała na nią światło nocnej lampki. Dziewczynka występowała dla mamy, jej nowego partnera i ich znajomych. Wiele razy słyszała, że "ma talent i powinna coś z nim zrobić". To na pewno dało jej do myślenia...
Jej ojciec wspierał jakoś te aspiracje?
- Nie. Mark Evans był prymitywnym facetem, pracował fi zycznie na statkach. Porzucił rodzinę wkrótce po tym, jak Adele przyszła na świat. Nigdy nie interesował się losem córki, aż do czasu, gdy została sławna. Wtedy udzielił wywiadu jednemu z brukowców. Po tym incydencie Adele zdystansowała się do niego publicznie, oświadczając, że nie ma prawa się o niej wypowiadać, bo nic o niej nie wie.
Adele przyszła na świat w Tottenham, jednej z najbiedniejszych dzielnic Londynu. W domu brakowało pieniędzy. Jaki to wywarło na nią wpływ?
- Większość jej znajomych żyła na podobnym poziomie - dzieci imigrantów, bezrobotnych. Tyle że w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów Adele zawsze miała wsparcie w rodzinie. Często słyszała od matki: "śpiewasz jak prawdziwa piosenkarka", "zobaczysz, kiedy ludzie cię usłyszą, będą cię podziwiać" itp. Z matką do dziś łączy ją bardzo bliska i ciepła relacja. Penny namawiała córkę na szkołę muzyczną. Bezpłatna publiczna BRIT School była jedyną, na jaką mogła sobie pozwolić. Dlatego egzamin do niej też można uznać za jeden z punktów przełomowych w życiu Adele. Na szczęście dostała się tam bez kłopotu. I szybko dała się poznać jako dziewczyna z charakterem. Dzieciństwo w Tottenham ją zahartowało. Była typem równej dziewczyny, która, gdy trzeba, potrafi ostro zakląć. Choć uważana była za jedną ze zdolniejszych uczennic, nigdy nie zadzierała nosa. Koledzy lubili jej poczucie humoru i skłonność do imprezowania.
Do jakiego stopnia była imprezowa?
- Nie do takiego jak inna, słynna już wówczas absolwentka BRIT School, Amy Winehouse. Adele alkohol służył do zabawy, nie autodestrukcji. Choć ona sama nie ukrywa, że w szkolnych czasach wiele razy zdarzyło się jej upić. Za to nigdy nie sięgnęła po narkotyki, choć jak w każdej artystycznej szkole okazji nie brakowało. Promując swoje płyty, Adele wiele razy podkreślała, że tego typu używki zupełnie jej nie pociągają.
Po sukcesie pierwszego albumu kontrakt na drugi był czymś naturalnym. Podobno za jego powstaniem też kryje się jej osobista historia.
- Niedługo po swoim głośnym debiucie Adele poznała starszego o dziesięć lat mężczyznę. Jak sama twierdzi, tym razem była to "naprawdę wielka miłość". Przez pewien czas byli nierozłączni, a ona zastanawiała się nawet, czyby na jakiś czas nie porzucić dla niego kariery. Historia w jakimś sensie się powtórzyła, bo w czasie, gdy w ich związku wszystko układało się dobrze, praca nad drugą płytą nie posuwała się do przodu ani o krok. Adele przeżywała kolejny impas. Dopiero gdy związek się rozpadł, zaczęła tworzyć nowe piosenki. Swój największy przebój Someone like you (ktoś taki jak ty - red.) napisała spontanicznie zaraz po tym, gdy otrzymała od znajomego SMS z informacją, że mężczyzna, z którym jeszcze niedawno była, właśnie się zaręczył. Kolejne piosenki, które stały się potem wielkimi przebojami nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale również w USA, powstawały już potem jedna po drugiej.
W USA sukces zagranicznej piosenkarki to wielka rzadkość, a utwory Adele zawędrowały tam na pierwsze miejsca list przebojów i to błyskawicznie. Jak tego dokonała?
- W tej historii było kilka szczęśliwych zbiegów okoliczności. Jednym z nich na pewno okazał się jej występ w popularnym programie rozrywkowym Saturday Night Live. Adele zaproszono tam jeszcze jako wschodzącą gwiazdę, niedługo po ukazaniu się jej debiutanckiego albumu 19. Zajmował wtedy odległe, 40. miejsce na liście przebojów iTunes. Tamtego wieczoru Adele miała tylko zaśpiewać dwie piosenki. Prawdziwymi bohaterkami programu były Sarah Palin (amerykańska polityk) i parodiująca ją już od kilku miesięcy aktorka Tina Fey. Program miał rekordową oglądalność. Piętnaście milionów widzów chciało zobaczyć, jak te dwie kobiety spotkają się na żywo.
- Przy okazji miliony widzów zobaczyły też śpiewającą Adele. Wkroczyła do studia w stylu niepewnej siebie, onieśmielonej dziewczynki. Ale gdy jej potężny głos nagle tam rozbrzmiał, wszyscy byli oszołomieni. Zrobiła takie wrażenie, że następnego dnia jej album znalazł się już na pierwszym miejscu w rankingu iTunes i na wysokiej, jedenastej pozycji prestiżowej listy przebojów Billboard 200. Do prasy przedostała się też informacja, że Sarah Palin osobiście odwiedziła Adele w garderobie, żeby "pogratulować uzdolnionej piosenkarce z Wysp Brytyjskich". Ludzie byli zaintrygowani, kim jest ta pulchna dziewczyna w niemodnej sukience, która choć w niczym nie przypomina wielkich gwiazd estrady w stylu Madonny czy Beyoncé, hipnotyzuje publiczność potężnym głosem.
Adele dość długo nie przejmowała się swoim wyglądem. Pokazywała się w rozciągniętych swetrach, legginsach, niedbale spiętych włosach. Ostatnio to się zmieniło - jest teraz wyraźnie wystylizowana. Uległa presji wytwórni?
- Na pewno sugerowano jej zmianę wizerunku, ale ona sama chyba również zasmakowała w modzie. A w każdym razie nauczyła się, że kobieta z jej figurą może wyglądać intrygująco, jeśli tylko zastosuje kilka prostych chwytów. Stąd np. ostatnio Adele pokazuje się raczej w dłuższych, dobrze zaprojektowanych czarnych kreacjach, a nie we wzorzystych sukniach do kolan. Pewien wpływ na zmianę jej wizerunku mogła wywrzeć znajomość z Anne Wintour. Przed pierwszą sesją dla amerykańskiego "Vogue’a" legendarna redaktor naczelna tego magazynu zaproponowała piosenkarce, że osobiście się nią zajmie. Adele była przerażona. Przed spotkaniem ludzie z otoczenia Wintour instruowali ją, żeby się pierwsza nie odzywała itp. Ale ich współpraca okazała się całkiem miła i przebiegła bez zgrzytów. Od tamtej chwili Adele zaczęła przywiązywać większą wagę do swojego wyglądu. Za radą Wintour nawiązała też współpracę z amerykańską projektantką Barbarą Tfank. Wystąpiła w jej kreacjach na kilku ważnych imprezach muzycznych.
Na pewno sugerowano jej zmianę wizerunku, ale ona sama chyba również zasmakowała w modzie. A w każdym razie nauczyła się, że kobieta z jej figurą może wyglądać intrygująco, jeśli tylko zastosuje kilka prostych chwytów.
Rok temu Adele przeszła operację strun głosowych. Jak dotąd to chyba najbardziej dramatyczny moment w jej karierze?
- Na pewno tak, bo w pewnej chwili nie było jasne, czy będzie mogła dalej śpiewać. Dla młodej dziewczyny u szczytu popularności musiało to być dramatyczne przeżycie. Długo udawała przed sobą, że jej kłopoty to tylko pozostałości po przeziębieniu. Dopiero gdy głos odmówił jej posłuszeństwa, zastosowała się do rady lekarzy. I przerwała trasę koncertową po Ameryce. Na szczęście po kilku miesiącach wróciła na scenę.
Jaką osobą jest dzisiaj?
- Na pewno dojrzała. Jest świadoma swojej wartości, zarabia miliony funtów, ale jakaś część jej osobowości się nie zmieniła. Kupuje sobie szpilki od Louboutina, ale często ściąga je na scenie i śpiewa boso. Ma już małą kolekcję torebek od znanych projektantów, ale wciąż można zobaczyć, jak w zwykłych legginsach wyprowadza swojego jamnika. Nadal lubi spędzać czas ze znajomymi z dawnych lat, choć dziś na przyjęcia zapraszają ją gwiazdy show-biznesu, i to po obu stronach oceanu.
Na scenie zdarza się jej żartować, łatwo nawiązuje kontakt z widownią. To prawdziwy luz czy sposób na tremę?
- Adele bardzo przeżywa każdy swój występ. Zdarzało się, że wymiotowała przed koncertami z powodu stresu. Czasem trudno uwierzyć, że ta blada z przerażenia dziewczyna, która nie odzywa się do nikogo za kulisami, i pewna siebie piosenkarka to ta sama osoba.
Co najbardziej zaskoczyło panią podczas pracy nad biografią Adele?
- Że jest dziś tak zdyscyplinowaną osobą. W BRIT School miała problem z porannym wstawaniem na zajęcia. Tak wielki, że w pewnej chwili groziło jej nawet usunięcie ze szkoły. Dziś, gdy pracuje nad płytą albo bierze udział w trasie koncertowej, zachowuje się jak profesjonalna artystka. Nie zawala terminów, zjawia się tam, gdzie ma być, we właściwym czasie. Nie ma nawet gwiazdorskich kaprysów. Gdy przed jednym z koncertów w USA organizatorzy zapytali ją o "życzenia specjalne", oczekiwali długiej listy wymagań - amerykańskie gwiazdy prześcigają się w wymyślaniu trudnych do spełnienia żądań. Byli zszokowani, gdy Adele poprosiła tylko o wodę mineralną i kilka owoców do pokoju. Zadziwiająca dojrzałość jak na dziewczynę, która całkiem niedawno skończyła 24 lata. Ciekawe, co Adele pokaże nam jeszcze w przyszłości.
Rozmawiała Anna Jasińska
Twój STYL 5/2012