Agata i palec boży

Zaczynasz czuć się źle więc, idziesz do lekarza. Problem zaczyna się, kiedy medycy nie potrafią znaleźć przyczyny twojego cierpienia. Jak postawić diagnozę, jeśli twoje dolegliwości występują u osób starszych, otyłych, najczęściej z nałogami, a jesteś młoda i wysportowana? Wyjątek od reguły powinien być jednym z najważniejszych przykazań w medycynie - o tym właśnie jest historia Agaty.

"Jestem typem osoby, która zachwyca się tym, że drzewa zaczynają kwitnąć, ptak leci, a na niebie są pięknie ułożone chmury"
"Jestem typem osoby, która zachwyca się tym, że drzewa zaczynają kwitnąć, ptak leci, a na niebie są pięknie ułożone chmury"archiwum prywatne

Gdy na jej profilu w serwisie Facebook pojawił się ten wpis, wszyscy myśleli, że to ponury żart, że ktoś włamał się na jej konto. Była w nim informacja, że Agata jest w szpitalu, w stanie krytycznym i każdy, kto miał z nią kontakt w ciągu ostatnich 24 godzin jest proszony o pomoc w celu ustalenia, co robiła. Wpis był autentyczny. Umieścił go brat Agaty, Maciej. W firmie znaliśmy ją wszyscy. Pracowała w dziale HR-u, życzliwa, profesjonalna, zawsze uśmiechnięta.

- Czy twoja córka lubi kolor jasnoniebieski? - zapytała mnie kiedyś. - Bo kupiłam kurtkę, w której nie będę chodzić. Może Anastazji się przyda.

- To może ją odkupię? - zaproponowałam.

- Nie. Czekolada wystarczy - zaśmiała się Agata. Pastelowa kurteczka stała się ulubioną częścią garderoby mojej dwunastolatki. Nie chciała zrezygnować z jej noszenia nawet gdy spadł pierwszy śnieg. Agata odeszła z firmy, bo dostała propozycję pracy w Warszawie. Nie bała się wyzwań. Obiecała, że nie zapomni o ludziach, z którymi pracowała, że nadal będziemy się widywać, tyle że rzadziej i w innych okolicznościach. W kwietniu wyjechała z Krakowa.

Dlaczego boli? 

Z miesiąca na miesiąc czuła się coraz gorzej. Zaczęło się 31 grudnia 2017 roku, kiedy żegnała jedną z najważniejszych osób w jej życiu.

- W dniu pogrzebu taty poczułam silne skurcze mięśni w plecach. Stwierdziłam, że to przez stres. Bardzo szybko przeniosły się na prawą rękę. Potem zaczęły mi drgać obie ręce. I palce. Tłumaczy: "To jest tak, jakbyś nie miała władzy nad palcem. On drga, a ty go nie potrafisz zatrzymać". Uznała, że jej dolegliwości są spowodowane brakiem magnezu i zaczęła go suplementować. W końcu to stresujący czas, kiedy najpierw żegnasz na zawsze jednego z rodziców, a potem przeprowadzasz się z miasta do miasta i zmieniasz pracę. Pierwszy miesiąc w Warszawie, nim wynajęła mieszkanie, spędziła u swojej przyjaciółki, Emilii.

Pewnego dnia, gdy wyciągnięte na kanapie oglądały film, stało się coś dziwnego. Agata zobaczyła nad sobą zapłakaną twarz przyjaciółki i usłyszała, że pogotowie już jedzie. Nie wiedziała, że straciła przytomność, że miała atak przypominający padaczkę. Zaczęła się śmiać - przecież nic takiego nie pamiętała. Została w szpitalu trzy dni. Powiedzieli jej, że ma zaburzony poziom witaminy B12 i kwasu foliowego. Zalecili przyjmowanie suplementów. Agata nie użalała się nad sobą, była pochłonięta myśleniem o nowej pracy i swoich obowiązkach. Miała mieć spotkanie działu HR, przygotowywała prezentację. Bardzo szybko z sali szpitalnej przerzuciła się na salę wykładową w Hiltonie. Praca postawiona wyżej niż zdrowie w końcu obróci się przeciwko temu drugiemu.

Przez chwilę Agata czuła się lepiej, ale drgania wróciły, silniejsze. Wiedziała, że musi coś zrobić, a ponieważ badania nie wyszły dobrze, zaczęła leczyć się u endokrynologa. Lekarz zalecił uzupełnienie żelaza, witamin z grupy B, wapnia, kwasu foliowego. Po pewnym czasie endokrynolog poinformował pacjentkę, że wszystko jest już dobrze. Zapytała, dlaczego drga jej noga. Bo jej przypadłość nie ograniczała się już tylko do rąk i palców. Doszła do tego noga i kącik ust. Usłyszała, że widocznie witaminy jeszcze nie do końca osiągnęły prawidłowy poziom w organizmie. Z czasem drgania ustaną. Od razu zadzwoniła do mamy, żeby pochwalić się i powiedzieć: "Jest lepiej". Bała się co prawda, że nie panuje nad własnym ciałem, ale była bardzo zdyscyplinowaną pacjentką. Posłuchała lekarza.

Silne bóle głowy

Agata urodziła się jako wcześniak. Od dziecka zmagała się z silnymi bólami głowy, więc zlecono zrobienie rezonansu. Badanie pokazało, że ma nie do końca wykształconą lewą półkulę mózgu, która jest wynikiem wcześniactwa. Neurolożka ostrzegła pacjentkę, że kiedyś, w przyszłości może pojawić się padaczka. Agata teraz wie, że widocznie źle wybrała specjalistę. Zamiast do endokrynologa mogła iść do neurologa, zacząć od historii sprzed lat - nawracających bólów głowy i badania rezonansem. W końcu sztywniała jej prawa część ciała, za którą odpowiedzialna jest lewa półkula mózgu.

- Człowiek oczekuje, że kiedy przyjdzie do lekarza, ten go poprowadzi. Moja historia nauczyła mnie, że lekarze trzymają się bardzo swojej specjalizacji. Czasami nawet w obrębie własnej dziedziny mają zawężone pole i dajmy na to są neurolodzy zajmujący się tylko stwardnieniem rozsianym. Nie doradzą, by iść do innego specjalisty. Dopiero w szpitalu muszą cię zbadać od A do Z - twierdzi Agata. Pytam, czy nie ma poczucia, że lekarze zawiedli, że powinni zauważyć oznaki udaru, kiedy trafiła do szpitala po raz pierwszy.

- Miałam przez chwilę takie poczucie, nawet byłam zła, ale trzeba pamiętać, że odpowiedzialność nie jest jednostronna. Często mam tak zwaną "poker face", udaję twardą, nawet, jak w środku jest źle, więc kiedy lekarz mnie pyta: "Jak się czujesz?", odpowiem mu z uśmiechem: "Jest lepiej". Równie dobrze mogłam naciskać, że nie jest lepiej, że jednak mnie boli - mówi. I dodaje: "Wielu rzeczy mogłam nie pokazywać i to jest wina mojej osobowości, tego że zawsze chcę być twarda. Z drugiej strony po dziwnym ataku i utracie świadomości, byłam w szpitalu trzy dni i tam powinnam być szerzej zdiagnozowana. Lekarz podchodzi do twojego łóżka, ty jesteś słaba i zdezorientowana, a po 30 sekundach idzie do innego pacjenta. Pacjent nie ma możliwości zadania pytania, a lekarz przez brak czasu nie ma możliwości, by usiąść i na spokojnie porozmawiać".

Agata miała też żal do endokrynologa, że nie zadał żadnych konkretnych pytań. A przecież u niego zaczęła leczyć się świadomie - skoro miała złe parametry krwi, wybrała specjalistę, który zajmuje się tym tematem. Nigdy nie lubiła chodzić do lekarzy, przekraczać pewnej sfery intymności. Tacy pacjenci potrzebują medyków, którzy są empatyczni, pochylą się nad problemami drugiej osoby i będą chcieli się dowiedzieć, dlaczego je mają. - Taki lekarz będzie wymuszał odpowiedzi, a nie pacjent wymuszał zainteresowanie swoją osobą - twierdzi.

Dobra reputacja

Młoda, zdrowa, szczupła, bez nałogów. Skąd u takiej osoby udar mózgu? Gdy Agatę wypisywali ze szpitala teoria była taka, że wszystko przez dziurkę w sercu. Ubytek w przegrodzie między komorami najczęściej zrasta się sam, ale nie zawsze u wcześniaków. Duży ubytek wymaga operacji i taką Agata miała przejść. Jednak echo serca robione przez przełyk wykluczyło wadę. Co tak naprawdę się stało? Jak wyglądała najgorsza godzina w jej życiu? A może tych godzin było więcej? Agata po krótkim czasie pomieszkiwania u przyjaciół wynajęła własne lokum na Ochocie. Lokalizacja jest ważna, bo okazuje się, że uratuje jej życie. Podobnie jak jej szefowa. I przyjaciółka.

- Opowiadam ci relacje innych ludzi, ponieważ nie pamiętam tych wydarzeń. Nie pamiętam całego września. W pracy miałam ustawione spotkanie z kandydatem do pracy na 8:00 rano. On przyszedł, ja nie. Koleżanki zaczęły dzwonić, nie odebrałam. Uznały, że coś jest nie tak, bo nie dość, że nie przyszłam do pracy, to nie dałam znać, że mnie nie będzie i nie odbieram telefonu. Wszczęły alarm. Kiedy ze szpitala zadzwoniłam do mojej szefowej, żeby jej podziękować powiedziała mi: "Ciebie uratowało jedno - twoja reputacja. Ty byś nigdy w ten sposób nie zrobiła, żebyś nie zadzwoniła mówiąc, że nie przyjdziesz do pracy. Ciebie uratowała twoja reputacja i to, jakim jesteś człowiekiem" - opowiada Agata. Szefowa zadzwoniła do jej przyjaciółki, Emilii. Spotkały się pod domem Agaty, dzwoniły domofonem, ale nikt nie otwierał. Tylko pies szczekał zza drzwi.

- Emilka opowiadała mi później, że Bruno szczekał w taki sposób, jakby chciał przekazać, że jego właścicielka jest z nim, że trzeba ją ratować. Wezwały policję, jednak policjanci nie chcieli wyważyć drzwi bez zgody właściciela. Dziewczyny nie odpuszczały. Potem wszystko wyglądało jak w filmie. Funkcjonariusze wyważyli drzwi. Agata leżała na środku pokoju. Wezwano pogotowie, które przyjechało bardzo szybko, bo szpital Banacha znajdował się za rogiem. Gdy ratownicy medyczni wynosili dziewczynę, powiedzieli tylko: "żyje". W szpitalu zaczęła się reanimacja. W domu - przeszukanie mieszkania. Szukano leków, dopalaczy, narkotyków, każdej substancji, która budziła podejrzenie. Czas naglił. Wszyscy mieli nadzieję, że Agata zemdlała rano, gdy zbierała się do pracy. Niestety, zemdlała wieczorem - nieprzytomna leżała około dziesięciu godzin. Cud, że oddychała.

Śpiączka i tatuaż

Agata nie pamięta, że była w śpiączce. Była podłączona do aparatury medycznej, bo poszczególne organy przestawały działać. Trzeba było rozpocząć dializy, podłączyć sztuczną wątrobę, wspomóc pracę serca. Wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej. Problem nastąpił, gdy nie mogła się wybudzić. Najbliżsi zostali poinformowani, że Agata ma 1 proc. szans na przeżycie. Piesek Bruno miał pomóc ją wybudzić (nagrali, jak szczeka i puszczali na OIOM-ie). Ulubiona piosenka. Piosenka, której słuchała ostatnio (Paweł Domagała "Weź nie pytaj").

Rodzina i przyjaciele przychodzili i opowiadali różne rzeczy, nic nie pomagało. "Jaki masz piękny tatuaż ust. Mogłabyś mi opowiedzieć historię tego tatuażu?" - powiedziała rehabilitantka. Agata otworzyła oczy. - To nie jest przypadek, że ze śpiączki wybudziło mnie wspomnienie Emilki. Jest najważniejszą osobą w moim życiu, jest siostrą z wyboru. Znamy się od zawsze. Kiedy mijało 20-lecie naszej przyjaźni zrobiłyśmy sobie tatuaże: odciski naszych ust - tłumaczy mi. Podziwiam czerwony tatuaż na wewnętrznej stronie ręki Agaty - wygląda jak przed chwilą odciśnięty szminką buziak. Na drugiej ręce widać jeszcze dużą, niezagojoną do końca ranę po wkłuciach.

Emilia i Agata są jak siostry - przyjaźnią się od dzieciństwa
Emilia i Agata są jak siostry - przyjaźnią się od dzieciństwa archiwum prywatne

Palec boży

"Mleko się rozlało" - takimi słowami na szpitalnym korytarzu lekarz przekazał informację o właściwej diagnozie. "To jednak nie padaczka, to udar". Badanie rezonansem magnetycznym wykazało, co naprawdę się wydarzyło. Nie czuła wagi tej informacji, ale niemoc. - Obudziłam się w szpitalu i dostosowałam się do sytuacji, jak chomik chodzący w kółko w swojej zabawce. Jestem tu i nie ma nic poza tym - opowiada. Pytam Agatę, jak to jest, że siedzimy razem w jej mieszkanku, zwyczajnie rozmawiamy, a przecież całkiem niedawno miała minimalną szansę na przeżycie. Minęły trzy miesiące, a ona chodzi do pracy, jeździ na konferencje.

- To jest cud. Powaga sytuacji dochodzi do mnie tylko czasami, bo wielu rzeczy nie pamiętam. Emilka, mój brat, Marta, Agnieszka, próbują mi opowiedzieć o tym, co się wydarzyło i o swoich emocjach, ale mam wrażenie, jakby opowiadali o kimś innym. Kiedy poczułam, że wydarzyło się coś naprawdę niezwykłego? Gdy wychodziłam z Banacha ordynator zapytał, czy może mi zająć chwilkę i przyszedł z całą grupą swoich studentów. Powiedział coś w stylu: "Przed chwilą państwo wiedzieli wyniki rezonansu, ile tam było ognisk i jak rozległe to było" - studenci pokiwali głowami. -"Spójrzcie na dziewczynę. Pani Agato, jak się pani czuje?" - odpowiedziałam, że dobrze. Poprosił, żebym zrobiła kilka kroków, zrobiłam. Ordynator zwrócił się do swoich studentów: "Spójrzcie, to jest prawdziwy przykład palca bożego. Dziewczyna po tak rozległym udarze siedzi, rozmawia z nami, uśmiecha się, myśli, chodzi, jest świadoma i nic się z nią nie dzieje. Jak normalny człowiek wychodzi do domu". Agata wychodząc ze szpitala dostała tydzień zwolnienia lekarskiego.

- Cieszyłam się, że wychodzę ze szpitala, byłam bardzo zadowolona z opieki, szczególnie pielęgniarek i salowych. Byłam prawdopodobnie najmłodsza na oddziale, więc traktowały mnie niemal jak córkę. Pocieszały mnie, przytulały, a jak pobierały krew, to starały się robić to jak najdelikatniej, bo widziały, że jestem pokłuta z każdej strony. Bardzo podtrzymywały mnie na duchu, pytały, jak się czuję, jak moja rana - opowiada Agata. Tłumaczy, że zawsze będzie wdzięczna za ich pracę i za to, co dla niej zrobiły. Dwa razy odwiedził ją rehabilitant, kiedy nie wiadomo było, czy w ogóle wstanie z łóżka. Na odchodnym nie dostała specjalnych zaleceń, choć sama o nie dopytywała. Usłyszała tylko, że niedługo będzie biegać.

Agata nie wie, co było ostatecznie przyczyną udaru. Kardiolożki, które wykluczyły dziurkę w sercu, bardzo dokładnie zbadały pacjentkę. Zrobiły też szczegółowy wywiad. Ich zdaniem udar był spowodowany depresją i anemią, bo to są najczęstsze przyczyny udarów u młodych osób. Agata im wierzy. Każde pytanie zadane osobie, która przeżyła doświadczenie graniczne, wydaje się pretensjonalne. Ale jedno jest pewne - człowiek po takim przeżyciu się zmienia.

- Dałam sobie pozwolenie na to, że czasami mogę być słaba. Mogę popłakać, pożalić się - wcześniej tak nie było. Przyjaciółka bardzo długo uczyła mnie, żeby mówić jej i pisać, kiedy jest mi źle, że mam do tego prawo. Ja sobie tego prawa odmawiałam. Teraz widzę, że świat się nie zawali, jeżeli komuś odmówię, odwołam spotkanie. To nie znaczy, że zawiodłam i ktoś mnie skreśli z listy znajomych, tylko, że to zrozumie. Nawet gdy jestem słaba, nie znaczy, że jestem beznadziejna, a tak to wcześniej definiowałam. A przecież mam prawo powiedzieć, że gorzej się czuję, potrzebuję odpocząć - tłumaczy. Mówi też o tym, że zawsze doceniała życie: "Jestem typem osoby, która zachwyca się tym, że drzewa zaczynają kwitnąć, ptak leci, a na niebie są pięknie ułożone chmury. Teraz wiem, że muszę o siebie bardziej dbać, żeby się dłużej tym zachwycać".

Monika Szubrycht

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas