Alkohol lał się strumieniami. Mięsopusty, czyli najbardziej szalone dni w roku
Alkohol lał się strumieniami, stoły uginały od jadła, a lud hulał do woli, wiedząc, że niedługo przyjdzie mu pościć. Mięsopust, comber, bachusy, szalone dni — od wieków mieszkańcy miast i wsi hucznie obchodzili ostatnie dni karnawału. Zapusty nie służyły wyłącznie świętowaniu, był to także czas czarów i zaklinania. W wielu częściach Polski mięsopusty rozpoczynały się w tłusty czwartek. Zwyczaje naszych przodków związane z ostatkami przedstawiały się różnie w zależności od regionu.
Spis treści:
Mięsopusty, czyli karnawał po polsku
Mięsopustem czy też mięsopustami nazywali nasi przodkowie karnawał lub jedynie kilka jego ostatnich dni. W zależności od regionu Polski ostatki zaczynały się już w tłusty czwartek lub trzy — cztery dni przed środą popielcową. Nazwa "mięsopust" miała upamiętniać fakt, że są to ostatnie chwile na spożywanie mięsa, które na okres wielkiego postu miało zniknąć ze stołów.
Mięsopusty traktowane jako ostatnie dni karnawału nosiły też nazwę zapustów, ostatków, bachusów, szalonych dni. W niektórych częściach kraju także wtorek tuż przed Popielcem miał swoją nazwę, określano go mianem: śledzika, śledziówki, diabelskiego czy kusego. Z zapustnym świętowaniem związanych było wiele przesądów i tradycji. Jakie zwyczaje karnawałowe mieli nasi przodkowie? Jak świętowano ostatki w dawnej Polsce?
Jak obchodzono tłusty czwartek w dawnej Polsce?
W wielu częściach Polski za początek ostatków uważano tłusty czwartek. Zwyczaje związane z tym dniem różnił się w zależności od regionu. W Wielkopolsce tradycja nakazywała w tym dniu krzątać się po kuchni, gotować, podawać do stołu i zmywać. Zwyczaj ten określano mianem pomyjki. Kto w tłusty czwartek usługiwał przy stole, tego przez cały rok czekało zdrowie.
W wielu regionach Polski w tłusty czwartek wyprawiano uczty suto zakrapiane alkoholem, były one pierwszymi z wielu organizowanych w szalonych dni. Wówczas stoły uginały się od wszelakiego jadła. Jak przystało na mięsopusty, wiele potraw zawierało właśnie ten składnik. Raczono się także, podobnie jak dzisiaj, różnymi słodkościami: racuchami, pampuchami, faworkami (zwanymi też chrustem) i rzecz jasna — pączkami.
Staropolskie pączki z... mięsem
Z całym karnawałem i zapustami wiązało się spożywanie obfitych posiłków. Na suto zastawionych stołach nie brakowało pączków, tyle że początkowo były one faszerowane mięsem, słoniną i boczkiem. Dopiero w XVI wieku stały się lżejsze, a ich nadzienie słodkie. Kto wymyślił pączki? Zdania na ten temat są podzielne — większość badaczy upatruje ich początków w Austrii bądź Niemczech, lecz są i tacy, którzy twierdzą, że pochodzą one z Kijowszczyzny. Niezależnie od tego skąd przybyły pączki do Polski, faktem pozostaje, że silnie zakorzeniły się w staropolskiej kuchni i wśród zwyczajów tłustoczwartkowych. Ostateczny, okrągły kształt i swoją pulchność pączki zyskały w XVIII wieku, kiedy zaczęto przygotowywać je z pomocą drożdży.
Babski comber, czyli kobiety przejmują władzę nad Krakowem
Zwyczaje tłustego czwartku przybierały niekiedy nietypowy przebieg, tak było między innymi w Krakowie, gdzie odbywał się babski comber. Określenie comber odnosiło się nie tylko do zabaw organizowanych w dawnej stolicy Polski. W wielu miejscach kraju tak właśnie nazywano ludowe zabawy w tłusty czwartek. Jednak te w mieście Kraka miały dość niesztampową formę.
Mieszczki i przekupki krakowskie stawały się na ten jeden dzień “damami", jednak... dość niefrasobliwymi. W babski comber panie spotykały się pod kościołem Matki Boskiej na Piasku (na rogu ulic Karmelickiej i Garbarskiej). Kobiety ubrane były w siermiężne worki, a we włosy wplecione miały wiór, co było imitacją "pańskich" loków. Na czele pochodu, który ruszał w kierunku Rynku Głównego, niesiona była słomiana kukła przedstawiająca mężczyznę zwana combrem. Panie już pod kościołem raczyły się obficie bimbrem, toteż na Rynek docierały w stanie wielce radosnym. Tam, w centralnym punkcie Krakowa kobiety w tłusty czwartek przejmowały władzę nad miastem — powstawała "Rzeczpospolita Babska".
Według krakowski podań sama nazwa comber miała pochodzić od nazwiska starosty, który mocno dał się we znaki mieszkańcom. Włodarz odszedł do wieczności w tłusty czwartek, a krakowianie postanowili hucznie uczcić ten fakt.
Comber to nie tylko nazwa krakowskiej hulanki, także w innych częściach Polskich odbywały się tego typu obchody, stąd nazwa tłustego czwartku — combrowy czwartek. Dlaczego określano go właśnie w ten sposób? Według jednych nazwa miała pochodzić od mięsa, którym zagryzano gorzałkę. Choć część badaczy wywodzi ją z niemieckiego schemper, czyli od maski lub zampern — biegać w maskach, nie tylko bowiem w tłusty czwartek, ale także podczas ostatkowych imprez, noszono przebrania.
Zapusty to czas czarów i zaklinania
Zapusty od wieków w każdym regionie Polski były okazją do hucznych imprez. Alkohol lał się strumieniami, stoły zaś uginały się od jedzenia. Obfitość pokarmów nie miała służyć jednak wyłącznie uciesze biesiadujących, ale była sposobem na zaklinanie dobrobytu. Bogato zastawione stoły miały wabić do domostwa urodzaj i pomyślność.
Mięsopusty niczym karnawał w Rio de Janeiro
Na Podkarpaciu w mięsopusty po domach chodzili przebierańcy nazywani drabami, którzy składali mieszkańcom życzenia. Przynosili oni ze sobą pomyślność i szczęście dla gospodarstwa. Aby zostać drabem, wystarczyło wysmarować twarz sadzą lub zakryć maską, doprawić duży, czerwony nos czy wystające zęby wycięte z ziemniaków. Charakteryzacją były też słomiane garby i czapki.
W wielu regionach Polski często przebierano się za Żydów, Cyganów, chłopów, dziadów, handlarzy wędrownych. W tym czasie można było przyjąć dowolne wcielenie, ale ważne było, aby jak najlepiej wejść w swoją rolę. Innym popularnym motywem były zwierzęta, zarówno te istniejące: tur, niedźwiedź czy wilk, jak i mityczne: centaury, wodniki, jednorożce. Z czasem, zamiast kostiumów zaczęto wykorzystywać maski symbolizujące postać, w którą wciela się bawiący. Podkarpackie draby swoje maski przygotowywali z króliczych skórek, natomiast bogaci mieszczanie i arystokraci na ostatkowe bale sprowadzali je z zagranicy.
W Gdańsku nad przebiegiem ostatków czuwały cechy rzemieślnicze. Dbały one nie tylko o porządek i spokój podczas zabawy, ale także o rozrywkę dla mieszkańców. Można było wówczas podziwiać tańce rzeźników z toporami, marynarzy z mieczami czy kuśnierzy ucharakteryzowanych na Murzynów.
W XVII wieku pojawił się zwyczaj organizowania bali karnawałowych - upowszechnił się w XVIII wieku. Wówczas bogaci mieszczanie oraz szlachta organizowali wystawne przyjęcia, na których gościli nawet polscy władcy.
Staropolskie zapusty bogactwem i huczną zabawą nie ustępowały dzisiejszemu karnawałowi w Rio de Jeneiro. Tym bardziej, że przyjmowano wówczas zasadę, że w te trzy dni w roku można pozwolić sobie na... wyjątkowo dużo. To z kolei sprawiało, że zapominano o wielu obowiązujących na co dzień normach i ograniczeniach. Nasi przodkowie dobrze bawili się w ostatki, co obrazują słowa Grzegorza z Żarnowca, kalwińskiego kaznodziei:
“Większy zysk czynimy diabłu trzy dni mięsopustując, aniżeli Bogu czterdzieści dni nieochotnie poszcząc".
Koniec imprezy, czyli diabelski wtorek
W diabelski wtorek tuż przed środą popielcową w Krakowie pojawiał się mantuański książę ubrany w sukmanę, z malowanymi sadzą wąsami i peruką z lnu lub konopi oraz wysoką czapką z kolorowymi wstążkami. Dworzanami księcia byli muzycy, Profesor z oślimi uszami oraz Dziad w łachmanach, który zbierał datki. Mantuański książę występował też w innych częściach Polski jako Bachus bądź włóczebny. Jego pojawienie się zwiastować miało szczęście i pomyślność, oczywiście należało mu za to podziękować datkami, jajkami, słoniną czy inny pożywieniem.
W wielu wsiach pojawiał się też Zapust — w kożuchu odwróconym na lewą stronę, ze wstążkami lub jedliną we włosach, który z drewnianym toporem z dzwonkiem w ręku i sługą przy boku obchodzili wieś i o północy wyganiali biesiadujących do domów i łóżek.
Polacy w ostatki jedli, pili, tańczyli i śpiewali. Kłopot pojawiał się jednak w kłusy wtorek, czyli dzień przed Popielcem. Często rozochoceni uczestnicy zabawy zapominali, że o północy należy skończyć harce. Nieuchronnie jednak po mięsopuście następowała środa popielcowa i zaczynał się w Polsce czas wyciszenia, refleksji i pokuty.
***
Zobacz również: