Anna Dereszowska: Nie trzeba uszczęśliwiać całego świata
Na ekranie silna babka, twarda sztuka, nie zawsze sympatyczna. W życiu przeciwnie: ciepła, pozytywna, obdarzona humorem. Mówi: "Czasem trzeba wyluzować, powiedzieć basta, dzisiaj leżę w łóżku". Anna Dereszowska nie zamierza być superwoman. Już nie.
Katarzyna Droga, Styl.pl: Na koncercie w Opolu zaśpiewała pani "Pogodę ducha" Hanny Banaszak. "Na przekór wszystkim tym, co zasmucają świat, uśmiecham się przez łzy...". Czy to prawda, jest pani optymistką?
Anna Dereszowska: - Tak, to prawda. Cieszę się każdym dniem, wstaję rano, ćwiczę codziennie, co mi też daje dużo pozytywnej energii i świetnie nastraja. Zawsze staram się mówić "będzie dobrze, poradzimy sobie ze wszystkim". A przy tym mam ogromne wsparcie w moim narzeczonym. Daniel (Duniak - przyp. red) może nie patrzy na wszystko tak pozytywnie jak ja, ale to człowiek zadaniowy i wiem, że mogę na niego liczyć cokolwiek się zdarzy. Tworzymy bardzo zgrany team.
W tej piosence dalej są słowa "uśmiecham się przez łzy", czyli dam radę, pokonam to... Zaistniały w pani życiu sytuacje trudne, takie, które wymagały postawy wojowniczki?
- Ależ oczywiście, że takie były, osobiste i zawodowe. Trudne chwile są według mnie wielką życiową lekcją. Wiem z doświadczenia, że powiedzenie "człowiek uczy się na własnych błędach" jest w stu procentach słuszne. Wielokrotnie zdarzyło mi się czegoś nie przemyśleć, podejmować decyzje w biegu, pod wpływem emocji - i miało to negatywne skutki. Nauczyło mnie jednak, żeby wolniej działać, mieć czas na refleksje. Zrozumiałam, że nie trzeba świata wokół uszczęśliwiać, że nigdy to co robię i jaka jestem, nie będzie się podobało wszystkim. Już nie próbuję niczego na sobie wymuszać i jest mi z tym dużo, dużo łatwiej.
Całe życie miałam poczucie, że trudno mi się porozumieć z kobietami
Nie do uwierzenia, że miała pani jakiekolwiek kompleksy i problem z tym, że może się komuś nie podobać.
- O, wyleczyłam się z tego całkiem niedawno. Myślę, że większość kobiet przez to przechodzi. Tak nas skonstruowano, że na etapie dojrzewania jesteśmy z siebie niezadowolone, a i potem żyjemy w przekonaniu, że daleko nam do ideału. Dużo rozmawiam o tym ze swoją córką, bo chociaż człowiek uczy się na błędach i musi przejść własną drogę, to bardzo bym chciała, żeby droga Lenki była krótsza i mniej uciążliwa niż moja. Może dzięki rozmowom z mamą nie będzie musiała czekać do narodzin pierwszego dziecka, żeby zrozumieć, że ciało kobiety po coś tak wygląda jak wygląda, że nie ma jednego, idealnego wzorca, że musi być pogodzona sama ze sobą i że wówczas dużo łatwiej się żyje.
Pani wychowywała się bez mamy, w tym roku mija 30. rocznica od jej śmierci. Czy takich kobiecych rozmów zabrakło najbardziej?
- Całe życie miałam poczucie, że trudno mi się porozumieć z kobietami. Rywalizowałam z nimi, może nie walczyłam, ale rywalizowałam. Dopiero kiedy sama zostałam mamą zrozumiałam, że w kobietach można znaleźć olbrzymie wsparcie, że bliska kobieta obok jest niezastąpiona, że ta "women power", to jest namacalna wartość. Właśnie po porodzie wręcz cieleśnie odczułam brak mamy. Chciałam móc się przed nią wypłakać, porozmawiać o sprawach dla niej oczywistych, ale dla mnie trudnych. Pierwsze dni po porodzie, burza hormonalna, laktacja... Słyszymy zewsząd, że trzeba karmić piersią, że to takie proste, a przecież w praktyce nie są to łatwe rzeczy dla młodej matki. Każda kobieta przechodzi to po swojemu, ale mi było trudno i to był pierwszy moment od śmierci mamy, kiedy tak namacalnie odczułam jej brak.
- Tym bardziej się cieszę, że znalazłam przyjaciółkę i wsparcie w mamie Daniela. To niezwykła osoba, ciepła, otwarta, przyjęła mnie jak drugą córkę, bo jedną już ma. Wiem, że mogę się do niej udać z każdym problemem. Myślę sobie czasem, że to moja mama czuwa nade mną i zesłała na moją drogę życia tak wyjątkową kobietę.
Czy Anna Dereszowska jest podobna do swojej zmarłej 18 lat temu mamy i jak walczy z nowotworami - czytaj na kolejnej stronie >>>
A Lenka urodziła się dokładnie w 18. rocznicę śmierci babci. Jest do niej podobna?
- Tak wszyscy mówią, bo ja dobrze mamy nie pamiętam. Ale przede wszystkim to ja jestem do niej podobna, a im robię się starsza tym bardziej - i pod względem charakteru, i fizycznie ją przypominam. Ostatnio oglądałam stare zdjęcie mamy i naprawdę, gdyby nie to, że jest czarno-białe i przez to widać, że z dawnych lat, byłabym pewna, że to ja. Cieszy mnie to bardzo, bo mama była piękną i wyjątkową kobietą. Jeśli jestem pod względem charakteru choć trochę do niej podobna, to jest to dla mnie wspaniały komplement.
Pokonał ją nowotwór. Czy dlatego pani jest od lat ambasadorką kampanii "Diagnostyka jajnika" Kwiatu Kobiecości? Chce pani uświadomić kobietom, co w życiu najważniejsze?
- Wydaje mi się, że dla większości kobiet to rodzina i dzieci są priorytetowe. Nie ma większej radości niż obserwowanie jak rosną i są szczęśliwe. Chciałabym moim dzieciakom towarzyszyć jak najdłużej. Moja mama zmarła, kiedy miałam dziewięć lat, Lenka już ma dwanaście, a Maks ma pięć. Chcę patrzeć jak dojrzewają, chcę kiedyś zostać babcią... a także pożyć dla siebie. Dzieci moje kocham wielgachną miłością, ale perspektywa dojrzałości, kiedy można będzie zobaczyć świat i zrobić coś nowego, jest niezwykle kusząca.
Tego zawodu nie dałoby się uprawiać bez prawdziwej miłości do niego
- Myślę, że jestem fajną ambasadorką Kwiatu Kobiecości właśnie dlatego, że kocham życie. Dużo o tym mówię: życie jest piękne, więc warto się badać. Na szczęście coraz rzadziej słyszy się takie stwierdzenie: "Wolę nie wiedzieć". Poczytuję to za wielką zasługę działalności "Kwiatka". Początkowo bardzo propagował cytologię, bo głównie kierował swoje działania ku profilaktyce raka szyjki macicy. Wiemy więc już, że cytologia raz w roku to konieczność, a jeśli się jest w grupie ryzyka, to raz na pół roku. Absolutnie obowiązkowe jest samobadanie piersi. A od jakiegoś czasu Ida Karpińska (prezeska organizacji Kwiat Kobiecości - przyp. red.) podjęła się mega ważnego tematu, mianowicie profilaktyki raka jajnika. To jeden z nowotworów najtrudniejszych do wykrycia i do leczenia, a świadomość o tym wśród kobiet jest wciąż zbyt mała.
Co powinnyśmy wiedzieć?
- Że jedynym sposobem wykrycia tego nowotworu we wczesnym stadium jest USG transwaginalne. Jest to badanie stresujące i niekomfortowe, lekarze wciąż zbyt rzadko je zalecają, ale jest absolutnie obowiązkowe. Rak jajnika, jeśli daje jakiekolwiek objawy, to są mylące, wyglądają na dolegliwości z przewodu pokarmowego. Często kobiety chudną, więc są zadowolone, a kiedy pojawiają się objawy jednoznaczne jest już za późno. Warto dobrze wybrać specjalistę, fachowca z radiologii ginekologicznej, który ewentualną zmianę na pewno rozpozna, bo zdarza się, że kobiety się badają, a jednak potem okazuje się, że coś było, a lekarz tego nie dostrzegł. Warto też zrobić badanie genetyczne czy nie mamy mutacji w genie BRCA 1/2.
- Powinnyśmy wiedzieć, że kobiety przechodzące na ścisłą dietę wegetariańską czy sokową, są bardziej narażone na raka jajnika, bo wzrasta w ich organizmie poziom arsenu, a to podnosi ryzyko zachorowania. Poziom arsenu wiąże się z zanieczyszczeniem gleby, spożywane owoce i warzywa mają dużą ilość pestycydów. Łatwo to zniwelować, trzeba po prostu natychmiast zmienić dietę. To są stwierdzone, poparte wieloletnimi badaniami informacje, które wciąż nie przedostają się do opinii społecznej i właśnie Kwiat Kobiecości stara się to nadrobić. Namawiam gorąco, żeby w razie wątpliwości, kiedy pojawi się coś niepokojącego, zwrócić się do "Kwiatka". To miejsce, w którym pracują kompetentne osoby, z dużą wiedzą, także o ośrodkach medycznych i specjalistach w Polsce. Można też porozmawiać z Idą, która jest rewelacyjną osobą, bardzo zaangażowaną w to, co robi.
Dlaczego Anna Dereszowska została aktorką, a nie lekarzem - czytaj na następnej stronie >>>
A jak to się stało, że pani, dziewczyna z lekarskiego domu, bo tata jest ginekologiem, mama była lekarzem, wybrała zawód artystki nie medycynę... bez żalu?
- Tata mnie nigdy nie ukierunkowywał. Uważał, że sama muszę podjąć decyzję, a on mi będzie pomagał cokolwiek postanowię. Ale kiedy zastanawiałam się czy może jednak wybrać medycynę, powiedział: "Kotusiu, mówię ci to z perspektywy mojej i twojej nieżyjącej mamy: to jest bardzo trudna profesja, szczególnie dla kobiety, która chce mieć rodzinę. Ile razy zostawaliście z nianią, dziadkami, bo nas nigdy nie było w domu?". Rzeczywiście rodzice dużo pracowali i my z bratem rzadko ich widywaliśmy. Czasem wychodzili w piątek do pracy, a wracali w poniedziałek, bo dyżurowali. Posłuchałam go i... wybrałam coś, co wcale nie jest łatwiejsze! Odpowiedzialność jest oczywiście absolutnie mniejsza, ale ilość czasu, jaką mogę poświecić rodzinie niekoniecznie większa. Ale to coś, co kocham i to jest najważniejsze. Tego zawodu nie dałoby się uprawiać bez prawdziwej miłości do niego.
Śpiewa pani szlagiery dwudziestolecia międzywojennego. Czy chciałaby pani przenieść się do tamtych lat?
- To był barwny czas, radosny, pełen entuzjazmu z racji odrodzenia Polski. Atmosfera, kostiumy i muzyka, wspaniałe gwiazdy filmowe, fascynujący okres. Więc kto wie, jeśli nie współczesność, to może właśnie dwudziestolecie...
Trzeba powiedzieć sobie: "Basta, dzisiaj będę leżała w łóżku"
Typ kobiety bardziej był romantyczny. Zwiewna słaba istota, inna niż dzisiejsza silna super women.
- Ależ wówczas kobiety też były niezwykle silne! Wizerunek słabej dziewczynki do zaopiekowania się to jakiś stereotyp. Były inteligentne, sprawcze, a te słynne miały duży wpływ na bieg zdarzeń i historię, nawet jeśli zakulisowy. Wcale nie były to bezwolne romantyczne nimfy, lecz mocne i samowystarczalne osobowości.
Pani gra często takie stanowcze kobiety, twardo stąpające po ziemi i radzące sobie ze wszystkim. W życiu też tak jest?
- O nie, już dawno temu podstawiłam sobie, że nie będę okłamywać siebie samej i wszystkich wokół, a dodatkowo frustrować kobiety, które próbują godzić intensywne życie zawodowe z domem i rodziną, być matką, gospodynią, kochanką. Bywają takie dni, że po prostu się nie da, że trzeba powiedzieć sobie: "Basta, dzisiaj będę leżała w łóżku". Wprawdzie rzadko mi się to zdarza, ale są chwile, kiedy mówię: "Nie, nie dam rady, już więcej nie mogę". Do pewnego momentu w ogóle nie dopuszczałam takiej możliwości i po prostu się wykończałam, nawet nie tyle fizycznie, co psychicznie. Byłam tak zmęczona próbami sprostania wizerunkowi superwoman, że stwierdziłam: albo będę musiała brać jakieś tabletki, albo trochę sobie odpuszczę. Wybrałam tę drugą opcję i żyje mi się dużo łatwiej. Niemała w tym rola Daniela, który mówi czasem: "Wyluzuj, marzę o tym, żeby zobaczyć cię leżącą na kanapie i czytającą książkę albo jeszcze lepiej: nie robiącą nic, naprawdę nic". A ja lubię spełniać jego marzenia, więc podążam w tym kierunku.
Wkrótce zobaczymy panią w nowym serialu "Maria Matejko". Znów mocna babka?
- Tak, rola, w jakich jestem zwykle obsadzana i w jakich - zdaje się - jestem lubiana. To szefowa policji, zdystansowana, chłodna postać, nie lubiąca kobiet, pracująca w męskim gronie, trochę stereotypowa - taką chciał ją widzieć reżyser. Być może jakoś ładnie rozwinie się w przyszłych seriach, jeśli nastąpią. Jednak mam nadzieję, że czeka na mnie rola innej postaci kobiecej, może pogubionej, bardziej skomplikowanej... Taka rola jest jeszcze przede mną.
Rozmawiała: Katarzyna Droga
28 września 2020 r. wystartowała VI odsłona Ogólnopolskiej Kampanii Społecznej Diagnostyka Jajnika pod hasłem: "DUBLA NIE BĘDZIE", której organizatorem jest Kwiat Kobiecości. Ambasadorką kampanii jest Anna Dereszowska, która jako 9-letnia dziewczynka doświadczyła straty mamy z powodu nowotworu jajnika. Popularna aktorka w spotach radiowych i telewizyjnych kampanii apeluje: "Ten horror dzieje się naprawdę, co roku na raka jajnika umiera dwa i pół tysiąca kobiet. Nie bądź jedną z nich. Badaj się regularnie, bo w prawdziwym życiu DUBLA NIE BĘDZIE".
Eksperci podkreślają, że na raka jajnika może zachorować kobieta w każdym wieku. Najwięcej przypadków notuje się wśród pań w wieku 40-70 lat i niestety u około 70 proc. chorych jest on rozpoznawany zbyt późno. - We wszystkich segmentach onkologii obserwujemy teraz wzrost pacjentów zgłaszających się do nas w zaawansowanych stadiach choroby, w tym raka jajnika. Pandemia kładzie się cieniem na wczesne rozpoznania i chorych onkologicznie. Pacjentki zgłaszają się do nas późno, co skutkuje niekontrolowanym rozwojem choroby - dodaje prof. dr hab. n. med. Mariusz Bidziński, ginekolog-onkolog, profesor nauk medycznych, specjalista z dziedziny położnictwa I ginekologii oraz ginekologii onkologicznej, Członek Rady Naukowej Polskiej Unii Onkologii.
Symptomy raka jajnika kobiety mylą z dolegliwościami ze strony układu pokarmowego, więc wydaje im się, że to nic niepokojącego. Nierzadko też lekarze pierwszego kontaktu słysząc o bólach brzucha, uczuciu ciężkości w jamie brzusznej, czy wzdęciach - przepisują leki na niestrawność i nie zalecają szczegółowej diagnostyki ginekologicznej. Tymczasem pierwsza diagnoza i od razu skierowanie na USG transwaginalne pozwala na wczesne wykrycie "cichego zabójcy" i daje szansę na wydłużenie życia pacjentki.