Anty(koncepcji) blaski i cienie
Rutyna gubi. Nawet wtedy, kiedy na każda tabletka opatrzona jest nazwą dnia i strzałką, wskazującą kierunek, w którym masz się poruszać, połykając kolejne drażetki...
Wyłuskałam kolejną tabletkę z blisterka. -Kurczę, czemu trzymam opakowanie do góry nogami? - zadałam sobie pytanie, łypiąc półprzytomnym okiem jeszcze raz na trzymane w ręku tabsy.
W mgnieniu oka odechciało mi się dodatkowych 5 minut na wybudzenie. Okazały się bowiem zbędne. Wyskoczyłam z łóżka, jakby goniło mnie stado dzikich tapirów.
-Nie! To NIEMOŻLIWE! Nie chcę mieć więcej dzieci, nie mam ochoty/siły/nastroju/zdrowia/czasu (niepotrzebne skreślić)! Nie, nie i NIE!
Po raz kolejny podnoszę do oczu nieszczęsny blisterek. Krew odpłynęła mi z całego ciała w jednej sekundzie w pięty, a skórę pokryła gęsia skórka.
Jak to możliwe?
Jak mogłam popełnić tak fatalny błąd, jak jakaś, nie przymierzając, 17-latka?
Brać tabletki OD KOŃCA? Czy mi padło na mózg? A może jednak ktoś ze mnie żartuje?
Boszszsz...Żeby tylko od końca...Na dokładkę W PRZECIWNYM KIERUNKU!
Tego już za dużo! Rozglądam się ostrożnie po sypialni. Mój partner mnie po prostu wkręca, prawda? Gdzieś w kącie czai się ukryte oko kamery. Wieczorem będziemy mieli niezłą zabawę, hihi.
Przeszukałam wszystkie zakamarki (nie, nie, nie dam ci tej satysfakcji, mój drogi).
I...Nic. Znaczy się - nie wkręca, znaczy się - to nie on, znaczy się - cholera...
Na bosaka pobiegłam do swojego mężczyzny, by przez łzy powiedzieć (właściwie wybulgotać i wysmarkać), że najprawdopodobniej będziemy rodzicami, bo pomyliłam kolejnośc tabletek, a co za tym idzie - w dniach, kiedy musiałam być najbardziej zabezpieczona - łykałam pewnie placebo, buuu...
O, moja utracona wolności, nocne balangi, wypady za miasto kiedy tylko mi się zamarzy! Wszystko stracone!
Siedzimy w kuchni przy stole. Ja - czerwone, zapuchnięte oczy, buzia wygięta w podkówkę, zastygła w rozpaczy niczym żona Lota. Mój mężczyzna, lekko zakłopotany, ale już doszedł do siebie (trzeba przyznać, że twardy jest, twardy!).
- Nie martw się, Skarb. No, to co...Będziemy mieli małego bajbusa, fajnie! Naszego własnego. Mojego i twojego!
- Jak to - nie martw się! Przecież nie mamy tu miejsca na niego! Gdzie łóżeczko
wstawimy? Kto go będzie przewijał, wstawał w nocy, karmił? Co ty, myślisz, że ja mam teraz ochotę na trzecie dziecko? W TYM wieku? To oznacza co najmniej 5 lat wykreślonych z życiorysu! Jaka jestem nieszczęśliwa...
Potem zadzwoniłam do dzieci. Oględnie mówiąc - nie były zachwycone.
W tym nastroju upłynął nam ranek. Mój facet pojechał do pracy. Ja wzięłam się za swoją. Mimo wszystko, nie mogłam pozbyć się tej natrętnej myśli, że wbrew sobie - będę za kilka miesięcy mamą.
Wrzuciłam w wyszukiwarkę hasło "nieprawidłowe przyjmowanie preparatu Harmonet".
Poczytałam na Wizażu głębokie przemyślenia internautek. Nic budującego i niec, co by rozwiało mój niepokój.
Następne hasło "skład harmonet".
Czytam "każda tabletka zawiera".
CO?
KAŻDA?
Więc to oznacza, że mogłam je brać co drugą, w dowolnej konfiguracji?
Uf!
Po raz kolejny tego ranka zrobiło mi się słabo. Tym razem z radości :)
Piszę sms-a do 17-letniej córki:
"alarm odwołany, nie będziesz miała siostry/brata. najprawdopodobniej".
W ciągu kilkunastu sekund przychodzi odpowiedź:
"a ja właściwie już się z tym faktem pogodziłam. nawet planowałam sobie, ze będę jej/mu puszczać Chopina, bo małe dzieci trzeba od małego stymulować sztuką wysokich lotów"...