Reklama

Ciało mówi o wiele więcej, niż chcemy pokazać

- Tango dostarcza nam endorfin w naturalny sposób, dlatego że kontakt z drugą osobą, przytulenie się, to, że ktoś jest za nami, sprawia, że dość małym wysiłkiem możemy doświadczać wielu emocji. Taniec łączy i usuwa dystans między ludźmi, skracając nawet fizycznie odległość - mówi mistrz i nauczyciel tanga argentyńskiego Fernando De Lutiis.

Monika Szubrycht, Styl.pl: Czy w tańcu widać osobowość człowieka?

Fernando De Lutiis: Tak. Z tańca można dużo wyczytać, nawet to, jaki masz zawód: czy jesteś inżynierem, czy policjantem. Czy się pokłóciłeś z żoną albo z partnerem. Czasami ciało mówi o wiele więcej, niż chcemy pokazać. Wszystko się widzi - i nieśmiałość, i pewność siebie. Trudno jest kłamać ruchem. Ciało nie kłamie.

Tango wydaje się tańcem bardzo odważnym. Czy może je zacząć tańczyć ktoś nieśmiały?

Reklama

- Tango jest tańcem, który prowokuje cię do konfrontacji z samym sobą. Nawet, kiedy jesteś nieśmiała, taniec dotyka momentu, kiedy spotkasz się sama ze sobą. Wiele osób przełamuje dzięki temu nieśmiałość, a nawet nabiera odwagi, potem przenoszonej z tańca w życie. Taniec prowokuje i otwiera. Są takie momenty, że ktoś wchodzi w niego asekuracyjnie, mówi: "Jestem nieśmiała", ale na początku taniec na to pozwala. Możesz być nieśmiała. Kiedy przyjedzie moment, że ktoś poczuje się w tańcu dobrze ze sobą, przestaje się zasłaniać etykietką wstydliwości. Nieśmiałość mija wraz ze swobodą w ruchu. Zdarza się, że kiedy tańczę z kobietą, zwłaszcza na początku jej edukacji, i ona wie, że jestem nauczycielem, to kiedy ją obejmuję, cała drży. Jeżeli tylko wyczuwam taką sytuację, zawsze usiłuję tę osobę rozluźnić, sprawić, by przestała myśleć o tym, że jestem nauczycielem. Zaczynam wtedy żartować, zagadywać, żeby zdjąć ten przysłowiowy ciężar "wielkiego maestro", żeby się zrelaksowała. Wtedy jest to przyjemniejsze i dla niej, i dla mnie.

- Kobieta powinna w tangu rozkwitać niczym kwiat. Dzięki temu, że uczę wiele lat, mam doświadczenie i kiedy tylko widzę, że jest jej trudno, peszy się, czuje niezręcznie, jest zamknięta, szukam sposobu, by mogła poczuć się dobrze. I rzeczywiście, kolejne tango w tandzie (prosząc partnerkę do tanga tańczy się z nią kilka utworów - 3, 4, składających się na tzw. tandę) i wszystko się zmienia. Początkowo spięta, zaczyna rozkwitać.  

- Są też zupełnie inne sytuacje, kiedy po drugiej stronie staje kobieta i prowokuje: "Pokaż co potrafisz, ocenię". Druga osoba może spowodować, że rozkwitasz albo wręcz przeciwnie, czujesz się źle. Każdy ma osobowość. Do tego to z kim tańczymy, wyzwala w nas inny odcień charakteru, jego inny koloryt. Lubię, kiedy w tańcu nie ma sztywnych reguł, uważam, że to ogranicza, dlatego staram się być anarchistą. Jeżeli ktoś usiłuje wepchnąć mnie w konkretną rolę, jeśli ktoś chce bym był elegancki, pokazuję mu, że nie, dzisiaj nie jestem. Chcę uniknąć etykietowania. Takie podejście czasami rodzi konflikt, ale ten konflikt nie jest we mnie.  

Podobno każdy naród na własny charakter. Ten również widać w tańcu?  

- To jest dużym uogólnieniem, nie przepadam za generalizacją, staram się tego unikać. Oczywiście, są rzeczy, które wiążą się z miejscem, w którym żyjemy, popatrzmy chociażby na klimat. Tam, gdzie jest zimniej, ludzie więcej pracują. Tam gdzie jest cieplej, jest czas na sjestę.   

Jednym słowem ludzie, którzy żyją w ciepłych krajach są bardziej szczęśliwi niż mieszkający w chłodnym klimacie.  

- Jasne, chodzi o witaminę D (śmiech). Tam, gdzie jest ciepły klimat mamy więcej okazji do oglądania swoich ciał w najbardziej naturalnej postaci, tak jak jesteśmy stworzeni. Nie ubieramy się w płaszcze i kurtki, które deformują sylwetkę, przez co tracimy na atrakcyjności. Z wiosną zrzucamy wierzchnie odzienia i trochę zachowujemy się jak zwierzęta, które zaczynają gody. Słońce prowokuje kontakt, sprawia, że pragniemy fizyczności.

- Ale kultura się zmienia. Wcześniej częściej zagadywało się do dziewczyn, rzucało się jakieś komplementy. Na całym świecie widoczne są te zmiany, chodzi o poprawność, nie tylko polityczną. Kobiety jasno wyrażają swoje zdanie, mówią co im się podoba, a co nie. Dawniej, gdy przechodziła ładna dziewczyna, mężczyźni się za nią oglądali i nie świadczyło to o złym wychowaniu. Instynkt dyktował takie zachowanie. Teraz jest ryzyko, że oglądając się za piękną kobietą możesz ją urazić. Kultura narzuca nam pewien styl bycia, w różnych dziedzinach naszego życia. Ma to też swoje odzwierciedlenie w normach prawych. 

To dobrze czy źle, że kultura dominuje nad naszą naturą?  

- Kultura zawsze tak robiła. Rozwój ludzkości narzuca pewien styl zachowania. Im dalej jesteśmy od obiektu naszego pożądania - nieważne czy to jest drugi człowiek, jedzenie, czy rzecz, którą chcemy mieć - tym więcej mamy możliwości, żeby zboczyć z obranej ścieżki. Jeżeli mamy coś na wyciągnięcie ręki, nie kombinujemy, tylko to bierzemy. W społecznościach pierwotnych tak było, jeżeli mężczyźnie podobała się kobieta, to ją brał. Każda kolejna epoka sprawiała, że się od siebie oddalaliśmy. Dla nas naturalne jest, że musimy okazać kobiecie wiele gestów, które świadczą o tym, że jej pragniemy. Musimy zaprosić ją do kina, kupić sukienkę, adorować, przejść cały rytuał. Ten narzucany, wciąż poszerzający się zestaw zachowań, które nas zbliżają do celu lub nie, powoduje, że jak zostajemy postawieni w sytuacji, kiedy jest jeden krok do wzięcia, to dokonujemy swoistej autokastracji, nie pokonujemy tej drogi, bo zaczynamy się zastawiać, że to chyba nie jest właściwe.

- Czasami ma to odzwierciedlenie w rozmowie. Nie zadajemy pytania wprost, tylko wykonujemy cały szereg uników, dyskusji, zagadywania, żeby dojść do pytania, które chcieliśmy zadać. Tak jakbyśmy musieli pytać matki, ojca, dziadka, nauczyciela i wszystkich sąsiadów, czy uważają, że mogę zadać ci to konkretne pytanie. To pokazuje co robi z naszym instynktem kultura. To nie jest złe, jeżeli znamy reguły i umiemy je stosować. 

- Jeśli podoba mi się dziewczyna, nie idę do niej wprost, żeby jej to oznajmić, tylko wysyłam pewne sygnały, które o tym świadczą. Kupując jej kwiaty, albo zajmując się innymi rzeczami, nie tracę z oczu celu. Bo może ktoś kupując kwiaty, zapatrzyć się na samochód, i dziewczyna nie będzie już najważniejsza. System wymusza pewien zestaw zachowań, które pozwalają nam osiągnąć cel i nie zawsze jest on taki, jakim chcielibyśmy się posługiwać. Z drugiej strony system buduje naszą kolektywną świadomość.  

- Teraz jest nas na planecie za dużo, więc system prowokuje izolację. Kiedy pragniesz seksu, oferują ci rozbudowaną ofertę pornografii, a kiedy na nią zostaje przekierowana uwaga, zapominasz o dążeniu do seksu w rzeczywistości. Jeżeli nasycisz się pornografią, oferują ci coś innego, co podniesie twój poziom endorfin, na przykład cukier. Nie wiemy na ile dążenie do szczęścia jest w nas, a na ile stworzył taką potrzebę system. Nikt nie wie, czym ono jest, ale każdy chce je mieć. Najczęściej utożsamiamy je z przeżywaniem przyjemności, a do tego jest potrzeba endorfina, która w zestawie z adrenaliną powoduje silne przeżycia. Biochemia organizmu jednak nie pozwala być cały czas na wysokim poziomie tych hormonów, musi przyjść w końcu spadek. Wtedy istnieje ryzyko, że popadniemy w marazm, więc przestajemy się interesować innymi rzeczami, na przykład miłą dziewczyną.

Ale możemy zainteresować się tangiem.

- Tango dostarcza nam endorfin w naturalny sposób, dlatego że kontakt z drugą osobą, przytulenie się, to, że ktoś jest za nami, sprawia, że dość małym wysiłkiem możemy doświadczać wielu emocji. Tango łączy, usuwa dystans między ludźmi, skracając nawet fizycznie odległość. Jedną z podstawowych reguł tego tańca jest szukanie fizycznej bliskości. Męskość i kobiecość stają naprzeciwko siebie i dopiero wokół tego buduje się kontekst kulturalny, który wyznacza zasady. Ważne, żeby się czuć, sprawdzać, kim jesteśmy i jaki nam z tego wyjdzie taniec. A oprócz tego, będąc razem, nie przeszkadzać parom, które tańczą obok. Stąd jest zasada poruszania się w jednym kierunku, żeby nie przeszkadzać innym. Łączymy się z drugą osobą, ale też z grupą, bo jeżeli cała podłoga ma poruszać się w jednym kierunku, musimy wejść w jakiś poziom wzajemnego porozumienia, żeby się nie zderzać. 

Czyli następuje tu podwójna relacja - z partnerem i z innymi parami? 

- Tak. Jeżeli tańczymy, jesteśmy skupieni na drugiej osobie i równocześnie połączeni z innymi osobami. Jednocześnie intymność, która się między nami wytworzyła jest komunikatem dla grupy, żeby mnie teraz nie dotykać, nie popychać i nie uderzyć. To jest jak w sytuacji, gdy na imprezie widzimy parę siedzącą i zajętą sobą. Nie przerywamy im rozmowy, widzimy, że ten czas jest tylko dla nich. Oczywiście wyczucie tych reguł często jest intuicyjne, wynika z tego, że na milongach się bywa i chłonie pewne zachowania, tak jak się chłonie język. Dla osób, które wychowały się w innej kulturze, albo nie mają takiej intuicji, pisze się reguły.

Na przykład jakie?  

- Jedną z takich reguł jest, że jeżeli chcę zatańczyć z kobietą, a ona jest w towarzystwie innego mężczyzny, to najpierw spojrzeniem pytam go, czy mogę. Jeśli skinieniem głowy dostaję odpowiedź pozytywną, dopiero wtedy pytam kobietę o zdanie, robiąc cabeceo (cabeceo - w tangu argentyńskim zaprasza się do tańca, nawiązując z drugą osobą kontakt wzrokowy - dop. red.). Teraz zarzuca się temu zachowaniu, że jest dyskryminujące. Dlaczego kobieta nie może sama decydować, z kim ma tańczyć, a z kim nie? Tymczasem to nie wynika z chęci bycia macho, tylko z tego, że jeżeli ktoś szanuje dynamikę relacji, która się odbywa między parą, powinien sprawdzić czy jego wejście nie przeszkadza w tej relacji. Jeżeli prosisz kobietę bez poszanowania tego, co się dzieje w jej relacji, to tak, jakby ktoś wszedł do twego mieszkania bez pytania. To może wywołać konflikt. 

- Tango jest spotkaniem dwóch osób znających reguły, które powstały, żeby innym było wygodnie. Najpierw wykorzystuje reguły, jak spotkać się z drugą osobą. To jest sytuacja, która może nam przeszkadzać w rozpoczęciu tanga i to nieraz obserwuję w Polsce - bardziej jesteśmy skupieni na regułach i na tym, jak się w tangu należy zachować, niż na tańczeniu.

Mówiłeś, że nasiąkamy językiem od początku życia. Ty przez to, że jesteś Argentyńczykiem znasz język tanga od podszewki.  

- Tak, ale kiedy byłem mały, to nie był czas popularności tanga. Tańczyli go dziadkowie i babcie, było niemodne. Podobało mi się, ale nie myślałem o nim.  

Kiedy postanowiłeś zostać tancerzem, a nie Maradoną?  

- Po prostu nie za dobrze grałem w piłkę (śmiech). Lubiłem tańczyć, podobały mi się dziewczyny i muzyka. Samo wyszło. Nauczyciele zauważyli we mnie iskrę i zaczęli zapraszać na lekcje, co mnie motywowało. Miałem szczęście, że się wyróżniałem, podchodzili do mnie i mówili: "Nie masz pieniędzy, to po prostu przyjdź". Niepisaną regułą jest, że jeżeli sam nie przejdziesz minimum przez siedem lat tańca, nie możesz wejść w rolę nauczyciela. Wydaje się to zasadne, bo czas jest potrzebny, żeby zrozumieć ruch ciała w tangu, a dopóki sam tego nie masz, możesz wprowadzić więcej zamieszania ucząc innych.  

Kiedy najlepiej zacząć się uczyć tanga? Czy jest tak, jak w balecie, że im wcześniej, tym lepiej?  

- Nie ma granicy wieku, chociaż jak zaczniesz mając 30 lat, twoje ciało nie będzie miało takich możliwości, jak ciało nastoletniego chłopca. Oczywiście zdarzają się przypadki, że ktoś zaczyna późno i osiąga imponujące efekty. Ale czy będziesz profesjonalistą, który występuje na scenach całego świata? Niekoniecznie, ale to się zdarza. Według mnie dobrze jest zacząć w okolicach 14 lat. To jest zgodne z procesem rozwoju, bo gdy masz 11, 12 lat, to chłopcy i dziewczynki zazwyczaj nie przepadają za sobą, nie są sobą zainteresowani. Wymuszanie kontaktu jest wtedy trochę sztuczne. Gdy zaczynasz w wieku lat 14, to jako 19-latek masz już na tyle sprawną bazę techniczną, że możesz zacząć być tancerzem i szukać swojego stylu, osobowości, eksperymentowania. Ma się jeszcze świeżą głowę, więc jest się chłonnym inspiracji. Gdy jesteś profesjonalistą, dającym pokazy, obliguje cię to do znalezienia charakteru artystycznego. Technika to za mało. Jak w malarstwie Picasso czy van Gogh miał swój styl, tak tancerz oprócz techniki i warsztatu musi mieć swój wyraz.   

- Każda para, która osiągnęła już jakiś wyraz artystyczny, dzięki któremu jest rozpoznawalna, dochodzi do momentu, kiedy szuka zmiany. Pewien etap już się za nimi zamknął i wtedy Picasso przestaje uprawiać kubizm i zaczyna tworzyć w 3D. Kiedy ludzie, którzy wyrastali w kulturze tangowej mając lat kilkanaście, zaczynają eksperymentować z innymi tańcami, zawsze jest to przepuszczone przez filtr tanga. Żaden inny styl nie zabije pierwotnej esencji tanga, którą się ma. Ci, którzy wyrośli w tej kulturze, chcą pokazać ową esencję, a młody chce pokazać czego szuka, do czego dąży i co go inspiruje. Jeżeli od starej gwardii dostanie przyzwolenie na eksperymenty, wtedy rosną mu skrzydła. Dlatego nie powinno się rozpoczynać nauki tanga przez siódmym rokiem życia.  

Skąd dzisiaj tak duża popularność tanga?  

- Stawia cię przed kobietą, bez konieczności kupowania kwiatów (śmiech).            

Rozmawiała: Monika Szubrycht

Czytaj także:

Magia tanga: Namiętność, bliskość, dotyk

Czego wstydzą się kobiety?

Miłość ważniejsza niż mieszkanie

Młodość na dłużej

Zobacz również:


Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Tango
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy