Cmentarze, których już nie ma
Kilkadziesiąt lat temu były elementem polskiego krajobrazu, dowodem koegzystencji kultur, tradycji i religii. Dziś kirkuty są raczej egzotycznym akcentem. Historia obeszła się z żydowskimi nekropoliami okrutnie, ale pamięć ludzka bywa silniejsza niż historia.
"Obecnie nieobecni" to projekt, którego celem jest upamiętnienie tych nieistniejących dziś żydowskich cmentarzy. Trójka przyjaciół: Katarzyna Kopecka, Piotr Pawlak i Jan Janiak, etnologowie i fotografowie chcą zwrócić pamięć tym, dla których historia nie była łaskawa.
Ocalić od zapomnienia
Wszystko zaczęło się przypadkiem, od spaceru, podczas którego okazało się, że w miejscu parku, po którym spacerowali, był kiedyś kirkut.
- Okazało się, że jest mnóstwo takich miejsc. Dziś stoją tam bloki, skwerki, są parki, laski, place zabaw, ogródki działkowe. Zdarzyło się wysypisko śmieci, dworzec PKS a nawet jedna z głównych ulic - wylicza Katarzyna Kopecka. - Przed wojną w Polsce wspólnoty żydowskie były przecież prawie w każdym miasteczku.
Tak narodził się pomysł, by odnaleźć i upamiętnić nieistniejące już dziś miejsca pochówku.
Przeczesują archiwa, rozmawiają z miejscową ludności, szukają miejsc ważnych dla ludzi, których nawet nie znali. Dlaczego trójka młodych ludzi w wolnym czasie, za własne pieniądze przemierza Polskę w poszukiwaniu nieistniejących śladów historii?
- Fajnie jest coś tworzyć. Jeśli się ma pomysł, to warto go realizować, a jeżeli to też coś komuś daje, to tym bardziej warto - mówi Piotr Pawlak. - Nie możemy się wiecznie kopać. Żyliśmy razem setki lat, dlaczego po tych ludziach nie został żaden ślad? Naszą rolą nie jest budowanie pomników, chcemy przywrócić pamięć.
Przed wojną było około 1400 kirkutów w Polsce, dziś też jest 1400, bo... cmentarz zostaje cmentarzem po wsze czasy. Nawet, jeśli go już nie widać na powierzchni.
- Wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy kiedyś skończymy w ziemi. Nie wiadomo, jak pomielą młyny historii - konstatuje Piotr.
Miejsc bez żadnego materialnego śladu po sakralnej funkcji i na nowo zagospodarowanych jest w Polsce około 500. Takie miejsca są przedmiotem ich zainteresowania. Jeśli miejsce po żydowskim cmentarzu zostało w jakiś sposób upamiętnione, chociażby tabliczką, nie robią zdjęć.
Bolesna historia wspólnego istnienia
Podczas rozmowy kilka razy podkreślają, że nie jest ich celem rozdrapywanie ran ani generowanie konfliktów, nie chcą zmieniać miejsc, które odnaleźli, a jedynie postawić na chwilę macewę i uwiecznić na fotografii. Zdjęcia stworzą materiał na wystawę i album, trwają przygotowania do realizacji filmu dokumentalnego.
- Stosunki polsko-żydowskie są często rozpatrywane przez pryzmat Holocaustu, a my chcemy przypomnieć takie zwykłe codzienne życie, współistnienie na jednym terenie. Te cmentarze istniały przecież obok katolickich, czasami blisko siebie. Nie chodzi o ciągłe rozdrapywanie ran, choć słyszymy od ludzi bardzo różne historie. Nie chcemy dociekać, kto to zrobił, czy Niemcy, czy Polacy, czy też stało się to za tzw. komuny - chcemy, żeby pamiętano o tych, którzy stracili życie a nie o tych, którzy zabijali. Niech się kłócą o to politycy, ustalają historycy, my chcemy robić sztukę.
Rozstawiają przezroczyste macewy zrobione z pleksiglasu. Na razie jest ich sześć, różnej wielkości. Widnieją na nich standardowe napisy pożegnalne i symbolika, jakie umieszczano na tego typu nagrobkach. Są przezroczyste, bo to tak, jak z tymi cmentarzami, których szukają - niby są, ale nikt ich nie widzi. Jak tytuł projektu: "Obecnie nieobecni".
- Macewy mają być jak duchy - obecni nieobecni - niby je widać, ale są wykonane z przezroczystego materiału. Początkowo na zdjęciu ich nie widać, dopiero po chwili wybijają się z tła. Chodzi też o tę odrobinę wysiłku, jaki trzeba wykonać, żeby je dostrzec na zdjęciu. - wyjaśnia Katarzyna. - Żydzi w naszej kulturze są niby nieobecni, ale przecież jednak obecni, np. chociażby w tak banalnej formie jak figurki Żyda kupowanej na szczęście. Bo nasze judeochrześcijańskie korzenie są oczywiste i niezaprzeczalne.
Znaleźli 407 miejsc, w których chcieliby, żeby stanęły ich macewy. Najwięcej takich miejsc jest w mazowieckim, lubelskim, wielkopolskim.
Życie jest silniejsze
Czy mają świadomość, że robią coś ważnego? Na początku nie aż tak bardzo, dziś, kiedy co chwila słyszą od ludzi, których spotykają, którym opowiadają o swoim projekcie, od tych, którzy utracili groby bliskich, że to ważne, nie raz pojawiają się łzy wzruszenia.
Zgodnie podkreślają, że nie spotkali się z negatywną reakcją na swoje działania na każdym etapie tego przedsięwzięcia. Choć zdarzało się, że kirkuty znajdowały się na terenie dziś należącym do osób prywatnych, nigdy nie odmówiono im wstępu. Przeciwnie, wszyscy chcą pomóc.
- Na przykład prezesi PKS Opoczno byli bardzo przychylni naszemu projektowi. Nie widzieli problemu, abyśmy na placu dworcowym robili zdjęcia. Prosili tylko, żebyśmy uważali na ruch, bojąc się o nasze bezpieczeństwo - opowiada Katarzyna.
Czasami, kiedy pojawiają się w jakimś miejscu, starsi mieszkańcy korygują ich wiedzę na temat tych miejsc, bo pamiętają, że cmentarz był trochę dalej niż wynika z ich ustaleń. Opowiadają historie swoich niegdysiejszych sąsiadów.
- Momenty zwątpienia? Kilka razy dziennie, ale jest bardzo pozytywny odbiór tego, co robimy, to nam pomaga - podsumowuje Katarzyna. - Zaskoczyła mnie liczba tych miejsc i liczba ludzi, którzy tam mieszkali, po których nie został żaden ślad.
Co jest ważne w tej historii? Katarzyna nie waha się z odpowiedzią: - Że życie, mimo wszystko, jest silniejsze. Tych kirkutów już nie ma, ale często żyją wciąż potomkowie ludzi, którzy są tam pochowani. Szukamy ich, żeby pokazać, że pomimo prób wymazania tych ludzi z historii, to się nie udało.
- Nie chcemy nikogo oskarżać. Taka jest historia. Jako ludzkość przemieszczamy się od kiedy wyszliśmy z Afryki - po raz kolejny podkreśla Piotr. - Chcemy pokazać też, że Polska była wielokulturowa i że to działało. Cmentarze żydowskie funkcjonowały do 39 roku, potem były niszczone... Wnioski niech każdy sam sobie wyciągnie.
Anna Piątkowska