Co na to mama

Aktualizacja

Znany bramkarz, dziennikarz telewizyjny, gwiazda piosenki. Wszyscy odnieśli sukces, są podziwiani przez kobiety. Chociaż ich najbardziej interesuje zdanie tej jednej…

Radosław Majdan z rodzicami
 Andras SzilagyiMWMedia
Radosław Majdan z rodzicami
 Andras SzilagyiMWMedia

Wynagrodzę ci to

Radosław Majdan, bramkarz Polonii gdyby nie mama, nie miałby tego poczucia bezpieczeństwa, które dało mu siłę do walki na stadionie i w życiu.

Radosław Majdan był nastolatkiem, gdy jego ojciec marynarz miał wypłynąć w rejs na statku "Kronos". Kiedy jego rodzice razem go zwiedzali, mama poczuła dziwny niepokój. Poprosiła, by mąż zrezygnował z kontraktu. "Kronos" nie wrócił z morza. Zaginął u wybrzeży Francji. Nigdy nie odnaleziono ani ciał załogi, ani szczątków wraku. - Mama uratowała tacie życie, bo on zawsze liczył się z jej zdaniem - mówi Majdan. - Był głową rodziny, ale wierzył jej intuicji i ufał bezgranicznie. Tak jak ja.

Mamie zawdzięcza to, że dorastał w bezpiecznym domu. Nie miała łatwo, bo gdy mąż wypływał w rejs, nie było z nim kontaktu. Musiała sama wychowywać trójkę dzieci, podejmować decyzje, radzić sobie z problemami. - Ale nie pamiętam, żeby się skarżyła. Wielu kolegów z osiedla, z którymi bawiłem się na podwórku, miało tak zwane trudne rodziny. A ja wracałem do czystego mieszkania, gdzie czekał obiad i wyprasowane ubranie, gdzie dostawałem wsparcie i dużo miłości. Kiedyś wydawało mi się to naturalne - dziś wiem, że spokój i poukładanie wymagają pracy. Mama nauczyła go, że nic, co wartościowe, nie przychodzi samo. Sporo wysiłku włożyła w to, by Radek razem z rodzeństwem trzymali się razem, czuli się za siebie odpowiedzialni. Teraz Majdan mówi, że jego brat i siostra skoczyliby za nim w ogień. A on zrobiłby dla nich to samo. Opowiada: - Chyba nigdy w życiu nie powiedziałem do mamy per "ty". Nawet "mamo" by mi nie przeszło przez gardło. Zawsze "mamusia". I wcale się tego nie wstydzę. Jedyne, czego żałuję, to to, że parę razy powiedziałem coś opryskliwego. Ale też nigdy nie pokłóciliśmy się na poważnie.

Od początku czuł, że sport będzie jego przeznaczeniem. Mama pozwalała mu na dodatkowe zajęcia, ale szkoły nie wolno było zawalić. Nie lubił, gdy przychodziła na stadion oglądać mecze. - Ktoś mnie kopnął w głowę, na boisko wbiegali lekarze, a ona już była cała roztrzęsiona. Z tego powodu dawała mi więcej taryfy ulgowej niż bratu i siostrze. Wracałem poobijany, z pozdzieraną skórą, a jej zwyczajnie było mnie żal. Dzisiaj czasem pyta go, jak wytrzymuje presję ważnych meczów. I świadomość, że jego grę obserwują tysiące. Bo ona przed telewizorem ma nerwy w strzępach. Majdan nie jest wylewny i niechętnie zwierza się ze swoich uczuć. - Ale mama zawsze wiedziała, co się dzieje u mnie w głowie i sercu, czy jestem zakochany, czy cierpię. Jest jednak na tyle taktowna, że powstrzymywała się od komentarzy. Niespecjalnie też mi doradzała. Dobrze rozumie, że uczymy się na własnych błędach, a rady nie powstrzymują od robienia głupstw. Zresztą zna mój upór, bo mało kto może mi cokolwiek narzucić. Czasem pyta, czy najstarszy syn zamierza jej dać wnuki. Uwielbia być babcią dla dziewczynek swojej córki.

Radek pokazał mamie, jak wyglądają kulisy zawodowego sportu: pot, łzy i wyrzeczenia. Poznała też ciemną stronę popularności. Na początku nie radziła sobie z atakami brukowców. - Sama jest ufna i nawet obcym daje duży kredyt zaufania - wspomina Majdan. - W moim domu nie mówiło się o innych źle. Mama zawsze stara się usprawiedliwić czyjeś postępowanie. Widzi żebraka i zamiast skomentować, że powinien wziąć się do roboty, zastanawia się, czy życie kiepsko mu się ułożyło. Chyba odziedziczyłem to po niej. Nie potępiam nikogo i nie osądzam łatwo. Wychowano mnie w duchu "peace, freedom, love". Czasem jest ciekaw, kim byłaby jego mama, gdyby nie zajmowała się rodziną. W szkole miała dobre wyniki w biegach długodystansowych. Kiedyś w domu była gitara, na której lubiła grać. - Pożyczyłem ją koledze, a mama pytała: "Gdzie jest gitara?". Może to było dla niej ważne? - zastanawia się Majdan.

Jakiś czas temu dziennikarka "Wysokich Obcasów" zapytała go, czy kobiety powinny otrzymywać pensję za prowadzenie domu. Powiedział, że nie. Kiedy mama to przeczytała, zadzwoniła do niego, mówiąc: "A dlaczego nie, synku? To ciężka praca, której się nie docenia. Przez nią zaniedbujemy własne marzenia". - Poczułem, że ja powinienem jej to wynagrodzić. Po prostu ją kochając.

Babka z ADHD

Jarosław Kuźniar, dziennikarz TVN24, gospodarz programu "Poranek w TVN" Z mamą kłócą się i żyć bez siebie nie mogą. Wszystko dlatego, że są podobni do siebie jak dwie krople wody.

Z dzieciństwa Kuźniar pamięta poranki. Siódma rano, mama od dawna na nogach. Słychać, jak wyjmuje odkurzacz, nalewa wodę do wiaderka. - Mówiliśmy: "Oho, mamuśka działa!". Zanim wyszła do pracy, gotowała obiad, żebyśmy nie byli z siostrą po szkole głodni. Dzisiaj narzeka, że jest zmęczona, ale dawniej to była taka kobitka z ADHD, która zawsze musiała się krzątać.

Jarek z siostrą śmiali się, że mama ma długi tytuł naukowy: technik ekonomista przedsiębiorstw handlowych. Pracowała w sklepie z materiałami w Bielawie. Syn chodził do niej po lekcjach. Zwłaszcza jak trzeba się było wyspowiadać z grzechów: jedynki, uwagi w dzienniczku. Z mamą pracowały jeszcze dwie koleżanki, nie wypadało robić przy nich awantur. A jak już wróciła do domu, to złość zdążyła wyparować. W sklepie zresztą było wiele ciekawych rzeczy. Tkaniny zwinięte w bele. Story i firanki wiszące na ciężkich wieszakach. No i telefon z czerwonym i białym guziczkiem, jedyny, z którego mógł korzystać. - Przyznaję, naciągałem państwo. Wydzwaniałem do koleżanek z wakacji.

Według niego więź między nim a mamą jest specyficzna, bo są do siebie podobni. Oboje wymagający, mało czuli. - Mama lubi bliskim organizować życie i słabo toleruje sprzeciw - opowiada Kuźniar. - Jak Jaruś nabroił, to nie było przebacz, tylko surowa rozmowa i rozliczanie. Ja też nie byłem specjalnie łatwy. Nie mówiłem: "Mamo, zakochałem się, co ja zrobię?". Gdy mnie podpytywała, twardo się broniłem. Pewnie dlatego reagowała na wiele rzeczy oburzeniem. A czemu wybrałem takie, a nie inne studia, a po co idę do radia na dyżur. Taka reakcja obronna.

Podkreśla, że oboje są uparci. On chciał po swojemu, ona po swojemu. Wcześnie wyprowadził się z domu, wyjechał na studia do Wrocławia, potem do Warszawy. Z dystansu jeszcze wyraźniej widzi podobieństwa. Na przykład ambicja. To, że cały czas jest w męczący sposób skoncentrowany, wiecznie w bloku startowym. Identycznie jak ona.

Dziś Kuźniar mieszka w oddaleniu: 460 kilometrów. - Nabrałem takiego luzu, że umiem z mamą przez telefon pogadać i czasem nawet jej coś o sobie powiem. Ale wystarczy, że pojadę do Bielawy, a ona narzuca swój reżim i iskrzy od nowa. Spięcia są, kiedy odwiedza mnie w Warszawie. Przywozi milion niepotrzebnych rzeczy, robi porządki. A ja tego nie lubię i mówię: "Ma być po mojemu, nie po twojemu!". No i konflikt gotowy. W komplementach nie jest wylewna. - Raz przebąknęła, że jest ze mnie dumna - zdradza Kuźniar. - Na ulicy ciągle ją ktoś zatrzymuje i informuje, o czym mówiłem w telewizji. Jest moim najwierniejszym widzem. Kiedy narzeka, że nie zadzwoniłem, śmieję się: "Przestań, od rana do ciebie gadam".

Ceni ją za to, że jest dobrym człowiekiem. Przejmuje się cudzymi problemami bardziej niż swoimi. - Gdy rozmawiamy przez telefon, wysłuchuję, co się dzieje u obcych. Siłą rzeczy jestem na bieżąco. Ona by chciała, żeby świat był idealny, żeby się wszystko udawało. Jak coś nie idzie po jej myśli, to ją to złości. Po chwili dodaje: - Całkiem jak mnie. Niedawno postanowił jej zrobić prezent. Wydawało mu się, że najbardziej uszczęśliwi ją zagraniczna wycieczka.

- Ostatni raz rodzice byli na wakacjach wieki temu w Puszczy Noteckiej. A od tamtej pory nie ruszają się z domu, nieważne, czy jest grudzień, czy maj. Wykupiłem im wycieczkę do Grecji. Ojciec nie dał się przekonać do samolotu, on musi jechać na czterech kołach. Ale mama poleciała. To był dobry pomysł. Kilka lat temu mama miała w Warszawie operację. Jarek zobaczył ją na OIOM-ie przestraszoną, całkiem do siebie niepodobną. Popłakali razem troszkę. Ta najpiękniejsza chwila, która im się przydarzyła, była rozmową bez słów.

Do show-biznesu wkręciła mnie mama

Andrzej Piaseczny, wokalista, muzyk. Z mamą jeździ na wakacje, robi zakupy. Czytają te same książki, ona bawi się przy płytach syna. Dziś jednak to on się nią opiekuje.

- Gdy dorastamy, zmienia się nasz stosunek do rodziców - mówi Andrzej Piaseczny. - Najpierw są dla nas całym światem, później troszkę się tego uzależnienia wstydzimy. A potem je odbudowujemy, ale na innych zasadach.

Dziś czuje się za mamę odpowiedzialny - tym bardziej że ojciec umarł lata temu. I nie wstydzi się powiedzieć: "Jestem maminsynkiem". On zawsze świetnie rozumiał się z mamą, starszy brat lgnął do taty. - Z bratem jesteśmy różni - mówi Andrzej Piaseczny. - Dwa inne modele z jednej rodziny. Kiedy konflikty przybierały na sile, chowałem się pod maminą spódnicę. Tam przeczekiwałem niebezpieczeństwa. Dziewięć lat po mnie urodziła się siostra. Ale do tego czasu moja pozycja najmłodszego w rodzinie była niezagrożona.

Mama uczyła biologii w jedynym liceum w Pionkach. Jej praca wydawała mu się pasmem przyjemności. Zwłaszcza gdy z okazji zakończenia roku i Dnia Nauczyciela dom tonął w kwiatach. Po maturze wybrał kierunek: pedagogika wychowania muzycznego. Twierdzi, że z sentymentu. Wcześniej jednak oboje przeżywali trudne chwile, bo mama w liceum została jego nauczycielką. - Raz wpadła nawet na pomysł, by wywołać mnie do tablicy. Zaczęła mi zadawać pytania, a ja byłem nieprzygotowany. Śmiertelnie się na nią obraziłem. Od tamtej pory nie odpytywała mnie przy klasie. Kariera piosenkarza to także zasługa mamy. Przynajmniej tak twierdzi brat wokalisty. W trzeciej klasie podstawówki na akademii z okazji Dnia Matki Andrzej zaśpiewał publicznie po raz pierwszy. Mamie się spodobało, a potem nauczyciel muzyki zaproponował, że przyjmie go do zespołu. Propozycja była nietypowa, bo śpiewały w nim same dziewczyny. Piaseczny występował tam jeszcze w liceum. - Brat kiedyś powiedział: "Mama ci wszystko załatwia, nawet do zespołu cię wkręciła" - śmieje się muzyk. - Nie wiem, ile w tym prawdy, ale gdyby nie zespół, nie wpadłbym na to, że śpiewanie stanie się moim zawodem.

Wie, że jego popularność sprawia mamie przyjemność. Zwłaszcza gdy podczas koncertu w Sali Kongresowej dostała od Andrzeja kosz róż albo gdy na zjeździe jej szkoły ludzie tańczą przy jego płytach. Choć zdarzają się też niemiłe chwile. Jak na przykład telefony z informacją, że wokalista zginął w wypadku. - Były tak częste, że musieliśmy ustalić specjalny system. Zawsze mówiłem, gdzie będę, a ona pytała, w jakiej miejscowości zdarzył się wypadek. Od razu miała pewność, że to kolejny dowcip. Piaseczny podkreśla, że nie ma przed mamą tajemnic. Mają te same poglądy polityczne, charaktery, pogodne usposobienia. Obydwoje są bałaganiarzami i uparciuchami.

- Mama, pomimo siedemdziesiątki na karku, jest otwarta na nowości - zaznacza. - Po przejściu na emeryturę zapisała się na Uniwersytet Trzeciego Wieku. Jak pomalowałem sypialnię na czarny kolor, najpierw się dziwiła, a teraz to jej ulubiony pokój. Gdy mnie odwiedza, od razu się w nim instaluje, a ja przenoszę się do gościnnego. Lubimy wspólnie gotować. Ona klasyczną pomidorówkę, a ja coś hinduskiego. Ale denerwuje mnie, gdy zaczyna kombinować, jak zaprojektować mi ogród, który jest tak dopieszczony, że nie wymaga niczyjej interwencji. I zamiast siedzieć na słońcu, szuka pilota, by włączyć seriale.

Wokalista przyznaje, że dawniej bronił się, by mama nie układała mu życia, a dzisiaj nie potrafi się powstrzymać, by nie układać życia jej. Wybiera dla niej ubrania, razem jeżdżą na wakacje. To inne urlopy od tych, które zapamiętał z dzieciństwa. - Wtedy rodzice głównie nadrabiali zaległości w spaniu. Potrafili przeleżeć pół dnia. Teraz ciągle coś planujemy. Ostatnio na Florydzie poszli na plażę. Kiedy mama weszła do oceanu, zaczęła się zachowywać jak dziewczynka. - Skakała tak po dziecięcemu, biła od niej radość - opowiada Piasek. - Przypomniałem sobie, jak dawno temu przytulałem się do niej i czułem falę ciepła. Ta fala wróciła po latach, właśnie w tamtej chwili.

Tekst Maria Barcz

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas