Czy ktoś zamienił mi męża?
Mieli żyć długo i szczęśliwie. A jednak Alicja kilka miesięcy po ślubie proponuje mężowi, by zamieszkali osobno, a Anna wkrótce będzie rozwódką. Coraz więcej młodych mężatek przyznaje, że decydując się na małżeństwo, popełniły błąd. Dlaczego tak się dzieje? Czy mając tak wiele różnych wyborów, jesteśmy bezradne, podejmując ten na całe życie?
W internecie znajduję wpis Alicji: "Pisarka Rachel Cusk twierdzi, że w momencie, w którym wychodzisz za mąż, przestajesz istnieć. Dwa lata temu bym ją wyśmiała, ale dziś, pięć miesięcy po ślubie, tak się czuję". Pod jej wyznaniem wiele komentarzy. Sporo od kobiet, które opisują swój poślubny smutek.
Według terapeutów połowa młodych mężatek skarży się na spadek nastroju. Ale dziesięć procent trafia do specjalistów z objawami depresji. Przyczyną mogą być nierealne wymagania, potrzeba przeżywania silnych emocji, złe doświadczenia, a czasem pochopna decyzja. Na rozmowę o poślubnej pustce zgadzają się Alicja i Anna. Obie twierdzą, że małżeństwo było ich marzeniem.
Za późno na zmianę
Wenecja, siódma rano. Alicja i Paweł piją kawę na balkonie pokoju hotelowego. W piżamach robią sobie zdjęcia na tle Canal Grande.
- Wygłupiamy się, a ja czuję, że zaczyna się nowy, dobry czas stabilności i bezpieczeństwa - mówi Alicja. - Mam trzydzieści pięć lat, kierownicze stanowisko w firmie doradczej, niedługo wychodzę za mąż. Jestem szczęśliwa, przynajmniej tak mi się wydaje.
Warszawa, trzy miesiące później. Sobotni poranek w ich mieszkaniu. Ala od tygodnia budzi się zmęczona. Tego dnia tak bardzo, że nie ma siły wstać z łóżka. Nie rozumie, co się z nią dzieje. "Wyjdźmy na śniadanie", zachęca mąż, ale ona mówi, żeby poszedł sam. Gdy on zamyka za sobą drzwi, czuje ulgę. Robi kawę, włącza ulubioną muzykę, na którą zwykle krzywi się Paweł, i upaja się samotnością. Dzwoni do przyjaciółki, której się zwierza: "Mijają dwa miesiące od wesela, a obecność Pawła mnie męczy".
Koleżanka, psycholog, żeby ją pocieszyć, przytacza badania. Podobno po poślubnych emocjach w organizmie spada poziom dopaminy odpowiedzialnej za dobry nastrój. "To dlatego czujesz się nie najlepiej. Przejdzie ci", pociesza Renata. Alicja ma nadzieję, ale nie przechodzi.
Przed ślubem
Zanim poznaje Pawła, Alicja zarządza kilkunastoma osobami, po pracy z przyjaciółką projektuje ciuchy i sprzedaje je przez internet. Nie może narzekać na brak zajęć. Grudzień - szkolenie menedżerów w firmie. Styczeń - obsługa dużego projektu. Luty - delegacja do Pragi. Marzec - urlop w górach. Życie uczuciowe?
- Ciągle się z kimś spotykałam, ale stałego związku nie potrafiłam utrzymać. Uciekałam, gdy robiło się duszno - opowiada. - Zresztą w szczęśliwą miłość wtedy nie wierzyłam. Moi rodzice żyli jak pies z kotem. Tak nasiąkłam ich kłótniami, że w dzieciństwie nie wyobrażałam sobie innej zabawy lalkami niż w awanturę. "Ty sukinsynu, zabieram dzieci i odchodzę", mówiła Barbie do Kena, wsiadając do czerwonego ferrari. Gdy skończyłam dwa fakultety i zaczęłam zarabiać, przestałam marzyć o sukni z welonem. Zrozumiałam, że sama mogę zapewnić sobie życie, o jakim marzę. Nie potrzebowałam nikogo.
Wydatki powyżej 200 zł będziemy konsultować, zaproponował mąż. Mam go pytać, czy mogę kupić buty?!
Do czasu. Pawła, filmowca, poznaje u znajomych. Przystojny, zabawny, opowiada o podróżach do Skandynawii, w której ona nie była. - Namiętność i fajerwerki - opisuje pierwsze miesiące związku. - Gdy dzwonił z planu filmowego i mówił, że musi mnie zobaczyć, pędziłam pięćdziesiąt kilometrów na podwarszawską wiochę. Wymykał się, kochaliśmy się w samochodzie. Kręciło mnie to. Ale potem zaczęłam go potrzebować nie tylko jako kochanka. "Pani ojciec pożyje najwyżej dwa miesiące", słyszy Alicja w szpitalu. Przez kolejne tygodnie codziennie odwiedza tatę w hospicjum.
- Nie miałam na nic siły, nie mogłam spać, w pracy słaniałam się na nogach - opowiada. - Paweł to widział, więc rzucał wszystko, by być przy mnie. Jeździł na pocztę z zaległymi rachunkami, których nie miałam kiedy opłacić. Wieczorami gotował, pilnował, żebym zjadła coś ciepłego. Nocował u mnie, żebym się nie bała. Tolerował, gdy byłam wybuchowa albo nie chciałam rozmawiać. Gdy ojciec zmarł, wziął wolne w pracy i załatwiał ze mną sprawy związane z pogrzebem. Przez kolejne miesiące byliśmy świetnymi kochankami i niezłymi przyjaciółmi. Oświadczył mi się w czerwcowe popołudnie, a ja nie miałam wątpliwości, że będzie nam dobrze. "Dla nikogo wcześniej nie czułam się tak ważna", powiedziałam przyjaciółce. Datę ślubu wyznaczyliśmy za rok. Po raz pierwszy w życiu myślałam, że kocham kogoś naprawdę.
Potrzebuję samotności
Amsterdam, Wenecja, Dublin... Paweł poluje na tanie bilety, zwiedzają Europę. To też czas, kiedy mogą pobyć razem, bo długo mieszkają osobno - każde ma kawalerkę. Wreszcie udaje im się je sprzedać, kupują w modnej dzielnicy duży salon z kuchnią i antresolą, na której urządzają sypialnię.
Po trzech miesiącach pod jednym dachem Alicja zaczyna się dusić. Bo po pracy on chce być z nią non stop, a ona potrzebuje samotności. Bo on zawiesza zasłony, a ona woli rzymskie rolety. Od lat codziennie wieczorami ćwiczyła tai chi, a teraz przy narzeczonym się wstydzi. Paweł nie przepada za spotkaniami z ludźmi i robi miny, gdy Ala zaprasza gości. Zaczyna zwracać jej uwagę: "Nie rozmawiaj tyle przez telefon, chcesz dostać raka?". "Dotrzecie się", powtarzają koleżanki. Alicja chce w to wierzyć.
Organizuje wesele na 120 osób. Jest w swoim żywiole, ma tyle spraw na głowie. I tylko czasem, gdy budzi się rano przed Pawłem, patrzy na śpiącego narzeczonego i zastanawia się: "Czy to na pewno ten mężczyzna?".
Warszawa, cztery miesiące po ślubie. Z maila Alicji do przyjaciółki: "Robię mu na złość, marudzę, choć on się stara. Nie wiem czemu? Może za dużo sobie wyobrażałam? Spodziewałam się, że codziennie rano mąż będzie biegł po świeże bagietki. Że będziemy niespiesznie pić kawę z pianką i dyskutować o ważnych sprawach, śmiejąc się i całując na zmianę. Takie poranki się zdarzają, ale rzadko. Namiętność przygasa. Nie rozumiem, czemu nie pragnę faceta, który był moim najlepszym kochankiem". Na pytanie Pawła, co dziś będzie robić w pracy, Alicja najczęściej odpowiada: "to, co zawsze".
Co ma mu opowiedzieć? O zarządzaniu strategicznym dwoma spółkami? Inne tematy nie przychodzą jej do głowy. Czemu? Bo jest zmęczona, nim, sobą i sama nie wie, czym jeszcze. Może brakiem wolności? No więc jedzą w milczeniu. On ogląda program informacyjny, ona przegląda aukcje internetowe. Gdy w sobotni wieczór mąż proponuje grę w scrabble’a, Ala krzyczy, że tak się bawią dzieci albo emeryci. Zawsze wyciągał ją z dołów i frustracji, ale teraz się poddaje, zamyka.
Alicja podkreśla w gazecie flamastrem zdanie: "bycie we dwoje jest zorganizowaną formą nieprzeżytego życia". I zazdrości koleżankom singielkom, które relacjonują swoje randki. "Ala, opowiedz, co u was", proszą. "Nie ma o czym", odpowiada.
Paweł ma mniej zleceń, gorsze dochody, więc coraz rzadziej wyjeżdżają. Zaczyna uważniej przyglądać się wydatkom żony. "Znów nowe buty. Ile kosztowały?", pyta. Alicja nie mówi prawdy. - Nie przyznawałam się, że zapłaciłam fortunę, choć uważałam, że mi się te buty należą". Kłamałam. Rzucałam bezpieczną sumkę: "130 złotych, są z wyprzedaży". Ale i tak mówił, że kupuję za dużo i jestem nieodpowiedzialna. Nie rozumiałam, o co chodzi, rachunkami dzieliliśmy się po połowie, ze wszystkich opłat się wywiązywałam.
Któregoś dnia na kartce zrobił tabelę. Mieliśmy wpisywać, co kupujemy i za ile. "Wydatki powyżej 200 złotych będziemy konsultować", proponował. Nie podobało mi się, że mam omawiać z mężem wizytę u fryzjera. "Bo jesteśmy małżeństwem, żyjemy wspólnie, czas oszczędzać dla dzieci!", przekonywał. Raz w supermarkecie zaczął wyjmować mi rzeczy z koszyka. - "Dwa kilo pomidorów? Po co tyle?! Wino za 45 złotych? Nie stać nas. - Ciebie nie stać, wkładaj to z powrotem", odpowiedziałam i zaczęliśmy się szarpać. Czułam, jakby ktoś zaciskał mi pętlę na szyi, kazał żyć według nie moich zasad.
Gdy któryś raz on zaczyna wieczór od pytania: "Jak było w pracy?", Ala wybucha: "Co mam ci powiedzieć, że brief był niedopracowany?! Że o 13 na lunch zjadłam placki z jabłkami?! Nic się nie wydarzyło!". W końcu mówi, że z nim w związku się dusi, nie jest sobą. Paweł w pośpiechu łapie kurtkę i wychodzi z domu. Po czterech godzinach, gdy wciąż go nie ma, Alicja wysyła SMS-y: "kocham cię", "przepraszam", "coś mi odbiło".
- Nie chciałam go stracić, ale coś musiało się zmienić - opowiada. O północy on wraca, całują się, znów jest namiętnie. Obiecują, że będą się starać o ich związek. "Twój umysł wariuje, gdy jest stabilnie, bo nie zna takich stanów", mądrzy się przyjaciółka i podtyka poradniki typu: jak docenić to, co się ma. Są pełne zdań w stylu: "Koncentruj się na chwili. Kiedy zmywasz naczynia, skupiaj się tylko na tym. Kiedy jesteś z partnerem, bądź całą sobą".
Alicja i Paweł ustalają, że on nie będzie wtrącał się w jej wydatki ani strzelał fochów, gdy ona wychodzi spotkać się z przyjaciółkami. Alicja się stara. Ale obecność męża w domu coraz bardziej ją drażni. Im bardziej próbuje być spokojna, tym bardziej chce jej się płakać. Walczy. Zapisuje w komórce wszystkie momenty, kiedy między nią a Pawłem jest dobrze. Przez kilka tygodni fajnie układa im się w łóżku. On na zaparowanym lustrze w łazience pisze, że ją kocha.
A może dwa mieszkania?
Dziesięć miesięcy po ślubie Alicja ma ochotę zdradzić męża. Nie dlatego, że się zakochała, po prostu chce się zerwać z małżeńskiej smyczy. Do niczego nie dochodzi, ale ona coraz częściej w weekendy wyjeżdża z koleżanką lub sama.
- Mężowi kłamałam, że mam spotkania integracyjne. Dlaczego oszukiwałam? Bo nie rozumiał, gdy mówiłam, że potrzebuję samotności. W pewnym momencie zaczęłam myśleć, że szansą dla nas są osobne mieszkania. Powiedziałam mu to, ale usłyszałam: "jesteś porąbana".
Przez kolejne tygodnie Alicja myśli: "żaden mężczyzna mnie tak nie rozkochał i żaden aż tak nie rozczarował". Zastanawia się, co w związku zaniedbała i dlaczego czuje się winna. Nie może znieść, że dni są tak do siebie podobne. Stara się panować nad myślami: czyta książki, które lubi, odwiedza koleżanki. Chodzi spać z nadzieją, że kiedy się obudzi, będzie jak dawniej. Ale gdy rano widzi zaspanego męża, który w slipach włącza TVN24 i prawie jej nie zauważa, wybucha płaczem. "Pojedziemy nad morze, to nam dobrze zrobi", mówi Paweł. Jadą. Jest tak, jak chce ona: rowery, spacery, Paweł na wszystko się zgadza.
- Czułam, że mąż chce mi pomóc, ale nie potrafi - opowiada Ala. - A ja nie umiałam od niego odejść. W kolejnym miesiącu jest coraz bardziej zmęczona. Mąż znów proponuje:"Powinniśmy gdzieś się ruszyć". Po co, przecież dopiero co byli na wakacjach. Co pomaga? Wyjazd Pawła na miesiąc na plan zdjęciowy do Budapesztu. Gdy go nie ma, wraca z radością do pustego mieszkania, zaprasza gości, czuje, że żyje. Po dwóch tygodniach zaczyna tęsknić za mężem.
"Taka matnia - mówi przyjaciółce. - Chcę z nim być i jednocześnie nie potrafię. Chyba nie umiem żyć z drugą osobą". - Ale kocham Pawła i dlatego walczę. Czy starczy mi siły? Nie wiem. Może pomyślę o terapii. Ludzie, którzy nie rozumieją siebie, krzywdzą innych. On na to nie zasługuje.
Historia jak ze złej bajki
Anna myślała, że depresja musi być uzasadniona śmiercią bliskiej osoby, utratą pracy albo choćby jesienną pluchą na dworze. A jest gorący dzień sierpnia 2012. Anna z mężem opalają się na plaży w Portugalii. "Z natrętnymi myślami należy walczyć, zajmując głowę prostymi czynnościami", przeczytała niedawno. Stara się. Liczy wzory na plażowej torebce. "Popełniłaś błąd, to nie jest facet dla ciebie", słyszy nagle w głowie głos. Jest jej duszno, łzy napływają do oczu. Hydroxyzyna. Wyjmuje z torby dwie tabletki. Zasypia na leżaku. Mąż nie zauważa, czyta gazetę.
Dwa lata wcześniej. Anna kończy prawo, dostaje etat w kancelarii. Grzegorza poznaje na ślubie koleżanki. Znacznie starszy, chirurg, po rozwodzie. - Przystojny, szarmancki, od razu wpadliśmy sobie w oko - opowiada. - Imponowało mi, że ma odpowiedzialną pracę, dobrze zarabia w prywatnej klinice, robi specjalizację. Podobała mi się jego władczość. "Tak zachowywałby się ojciec, gdyby nie zostawił matki, gdy miałam dwa lata" - myślałam. W zasadzie go nie znałam. Nie przeszkadzało mi, że na widok moich książek Murakamiego Grzesiek mówił: "Co za badziew? Nie szkoda ci wzroku?". Przynosił Pilcha, Rylskiego, Myśliwskiego. "Jeśli musisz już czytać beletrystykę, to lepiej tych autorów". Czytałam, bo chciałam mierzyć wyżej.
Po czterech miesiącach znajomości Grzegorz zabiera Ankę w podróż do Wenezueli. Zatrzymują się w drogim hotelu w Caracas, odwiedzają wioski Indian, dużo zwiedzają. Ostatni tydzień spędzają na małej wysepce na Morzu Karaibskim. Tam na bajecznej plaży Grzegorz się oświadczył.
Zasnęłam, obudziły mnie fajerwerki. Petardy jak petardy – stwierdził mąż. A to był nasz pierwszy sylwester!
- Mama Grzegorza była zachwycona, ale moja pytała: "Nie za szybko? Jesteś młoda, po co ci teraz małżeństwo?" - opowiada Anna. - Ale ja byłam pewna, że Grzesiek jest miłością mojego życia. Gdy koleżanki sugerowały, że za krótko się znamy, myślałam: "są zazdrosne".
My? Nie znam takiego słowa
Suknia z tiulu czy hiszpańskiej koronki? Pod urząd stanu cywilnego podjadą citroënem z lat 50. czy nowym porsche? "Decyduj sama, ufam ci", Grzesiek cmokał Ankę w policzek i tłumaczył, że najważniejsza jest teraz dla niego specjalizacja z neurologii. Organizacji wesela na 80 osób Anna pilnuje z mamą, przyjaciółką i przyszłą teściową. To z nimi wybiera wzór zaproszeń ślubnych i figurkę, która ma być na torcie. Przygotowania do uroczystości trwają osiem miesięcy. W tym czasie Ania wprowadza się do mieszkania Grześka.
Nie kłócą się, bo się nie widują prawie wcale. Gdy on koło południa wraca z dyżuru, ona jest w pracy. Potem o 20 narzeczony kładzie się spać, bo przecież rano musi być w formie. W wolne dni uczy się zamknięty w pokoju. "Czy ty w ogóle znajdziesz czas na własne wesele?!", wybucha Anka któregoś dnia. "To się zmieni, kochanie", zapewnia Grzesiek, nie odrywając wzroku od książki. "Bądź wyrozumiała, będzie lepiej, gdy on zrobi specjalizację", prosi jego matka.
- Mieliśmy dla siebie kilka godzin w tygodniu. Kradziony czas, więc zawsze wydawał mi się wyjątkowy - wspomina Anna. - Gdy narzekałam na pracę w kancelarii, Grzesiek mówił: "nie musisz godzić się na fochy szefa. W każdej chwili możesz odejść, mamy pieniądze". Przy nim czułam się bezpiecznie. W podróż poślubną lecą na Sycylię. W SMS-ach do przyjaciółek Anka pisze: "pijemy wino i karmimy się ostrygami".
- Kilka dni później czekało mnie twarde lądowanie - wspomina. - Z tygodnia na tydzień czułam się coraz gorzej. Euforię zastąpiła pustka, radość - smutek i zmęczenie. Wkrótce zrozumiałam, że dla mojego męża nie istnieje pojęcie "my". Że najważniejsze są sprawy, które dotyczą jego: plany, ambicje, praca.
Byłam ślepa
Dwa miesiące po ślubie, jesień. Grzegorz przywozi żonę do Michałowic pod Warszawą, mówi, że ma dla niej niespodziankę. Prowadzi ubłoconą drogą, grzęzną jej nogi. Gdy zatrzymują się przed zieloną od mchu bramą, mówi: "Wyremontowałem dom po babci, chcę, żebyśmy tu zamieszkali".
- Rozejrzałam się wokoło: mgła, opadnięte liście i szary dom z czerwonym dachem w głębi lasu. "Chyba żartujesz! - zaczęłam się śmiać. - Tu jest jak w horrorze, w jakimś Amityville. Bałabym się spać tu w nocy sama!". Przez kolejne tygodnie z teściową pracowali nade mną. "Będziesz mieć ogród, garderobę i salon z kominkiem", tłumaczył Grzesiek. "Dwieście trzydzieści metrów plus garaż. Każda kobieta marzy o domu za miastem!", wtórowała mu matka. "Nie chcę tam mieszkać! Nie odetniesz mnie od życia w mieście!", wrzeszczałam na męża.
Wreszcie się poddał, ale zaczął mnie karać. Wolne chwile spędzał na grze w tenisa.
- "Nie chcesz pobyć ze mną? Zrobiłam kolację - prosiłam. - Męczę się w czterech ścianach" - odpowiadał.
Anka czuje się winna, stara się załagodzić sytuację. Po pracy uczy się gotować. Do pokoju, w którym Grzegorz siedzi nad książkami, zanosi risotto, ciasta z owocami. Mąż rozchmurza się, gdy na piątkę zdaje ważny egzamin. Zabiera żonę na weekend do Rzymu.
- W innej rzeczywistości byliśmy dla siebie życzliwsi. Chodziliśmy do knajp i zachwycaliśmy się zabytkami - mówi Anka. - To był ostatni radosny czas z Grześkiem, jaki pamiętam. Po powrocie mąż zmieniał się na gorsze, jakby zaczarowała go zła wróżka. A może to ja wcześniej byłam naiwna i ślepa? Anka ma grypę żołądkową i gorączkę 38,8°C. Grzesiek podaje jej leki, ale na prośbę, żeby został w domu, bo żona naprawdę źle się czuje, odpowiada: "Pacjenci czekają! Zadzwonię po twoją matkę".
Czas przed świętami. Anna przez dwa tygodnie mówi mężowi, żeby pojechali do sklepu po ozdoby na choinkę i krzesła. Wreszcie on się zgadza, ale nie jest zainteresowany zakupami. "Bierz, co ci się podoba". W domu nie chce ubrać z żoną choinki. "Dekoracje to kobiece zajęcia, ja nie jestem przywiązany do tradycji".
- Nie poświęcał mi czasu, przy kolacji nie słuchał. Za to chętnie opowiadał o swoich wyczynach w pracy. "Wyłącz, co za kretyństwo", mówił, gdy oglądałam na HBO serial Dziewczyny. "Nie piszcz przez telefon jak idiotka", pouczał, gdy gadałam z koleżankami. Na wszystko miał odpowiedź: "ja mam po-wa-żną pra-cę, a ty zachowujesz się jak dziecko". Dziwił się, że w nocy nie chciałam się z nim kochać. Odejść od niego? Jeszcze wtedy Anka wstydzi się porażki. Ale organizuje sobie życie w pojedynkę - zapisuje się na hiszpański, umawia z koleżankami.
Wspomina pewien piątek w knajpie: - Wszystkie miałyśmy po 26 lat, ale kelnerzy tylko do mnie zwracali się per "pani". Spojrzałam w lustro na siebie i na dziewczyny: one wesołe, w dżinsach, ja z ziemistą cerą, w mdłej niebieskiej koszuli i szarych spodniach z materiału. "Postarzałaś się przy Grześku", powiedziała mi koleżanka. Miała rację.
To nie porażka
Osiem miesięcy po ślubie. "Dziecko? Ustaliliśmy, że dopiero po mojej specjalizacji! Przecież to obowiązki i nieprzespane noce, pokrzyżowałoby mi plany", mówi Grzesiek, gdy Anka podejrzewa ciążę. Zamyka się sama w łazience i robi test. Wynik jest negatywny, czuje ulgę, ale przez kolejny kwadrans płacze zwinięta na podłodze. Internistkę prosi o receptę na hydroksyzynę. Od tej pory, gdy odczuwa niepokój, bierze tabletkę. A potem jest sylwester, pierwszy w ich życiu. Zostają w domu, bo Grzegorz nazajutrz ma dyżur.
- Pamiętam, że smażyłam krewetki i chciało mi się płakać. Nad sobą, nad moim nieudanym życiem - opowiada Anka. - Do stołu siadają o 20 i prawie nie rozmawiają. Godzinę później ona dostaje migreny, zasypia na sofie. Budzi się o północy, bo słyszy fajerwerki za oknem. Widzi męża, który stoi na balkonie i ogląda je sam. "Nie chciałem cię budzić, petardy jak petardy, lepiej, żebyś się wyspała", mówi. To wtedy Anka wybucha: "Nasz związek to katastrofa". Od męża słyszy: "Sypie się moje drugie małżeństwo. Chyba nie nadaję się do bycia z drugą osobą". Ale gdy ona wyprowadza się kilka dni później, Grzesiek płacze. "Dajmy sobie szansę. A może pojedziemy do sklepu i wybierzemy nowe meble? - proponuje. - W lutym wezmę urlop, polecimy do Meksyku", próbuje ją zatrzymać.
- Mnie już nie zależało. Wiedziałam, że jeśli nie starczy mi odwagi, by teraz odejść, zmarnuję sobie życie - mówi Anna. Wprowadza się do koleżanki i pisze pozew o rozwód. Za miesiąc ma pierwszą rozprawę - jest szansa, że zostanie wolną kobietą tuż przed pierwszą rocznicą ślubu. - Przepłakałam wiele nocy, ale już teraz staram się nie myśleć o tym małżeństwie wyłącznie w kategoriach "porażka". Pocieszam się: zwiedziłam świat, nauczyłam się nurkować, ale przede wszystkim zrozumiałam, że facet nie zrekompensuje mi straty ojca i nie zapewni tego, czego sama sobie nie dam - poczucia bezpieczeństwa. Nad tym muszę popracować, zanim następny raz się w kimś zakocham.
Natalia Kuc
TWÓJ STYL 1/2014