Czy naprawdę go nie kochała?
Trzeci mąż miał być jej wielką miłością, a okazał się wielkim rozczarowaniem. Wiedząc, że grozi mu śmierć z rąk hitlerowców, początkowo odmówiła mu pomocy.
Wszędzie tam, gdzie się pojawiała, wzbudzała emocje. Aktorkę i śpiewaczkę Mieczysławę Ćwiklińską (†93) można było lubić lub nie, ale nie można było przejść obojętnie obok jej urody. Blade lico przypominające twarze rozpromienionych aniołków z obrazów włoskich mistrzów oraz wielkie, niebieskie oczy i figlarne dołeczki, ukazujące się przy każdym uśmiechu, sprawiały, że mężczyznom na jej widok szybciej zaczynały bić serca. Niestety, wdzięk i czar nie przyniosły jej szczęścia.
Na początku lat 30. XX w., będąc po dwóch nieudanych małżeństwach, zapragnęła kochać i być kochaną. To wtedy na jej drodze pojawił się Marian Sztajnsberg, polski księgarz żydowskiego pochodzenia, właściciel księgarni i wydawnictwa F. Hoesick. Początkowo wszystko wskazywało na to, że nie będzie to zobowiązująca znajomość. Nowy adorator porównywany z byłymi mężami stał na straconej pozycji.
- Był niski i krępy, ogorzały jak Cygan, nosił beznadziejne kamizelki, używał czegoś prostackiego, a może w ogóle nie skrapiał się wodą kolońską - napisała Maria Bojarska w biografii "Mieczysława Ćwiklińska".
Sztajnsberg nie mogąc liczyć na to, że urodą i gustem zawróci aktorce w głowie, zdobył ją czymś innym. Ćwikła, jak swoją ulubienicę nazywała cała Warszawa, nie potrafiła pozostać nieczuła na dowody uwielbienia, jakie jej składał: bukiety kwiatów, kolacje w najelegantszych restauracjach, podróże...
W 1932 r. dopiął swego. Był cichy ślub, a potem podróż poślubna do Włoch. Przejażdżka gondolą po Canale Grande, wspólne zachody słońca i romantyczne spacery ukwieconymi alejkami sprawiają, że po raz pierwszy od dawien dawna Miecia czuje się szczęśliwa. Wkrótce dotrze do niej, że to tylko chwilowe zauroczenie. Ćwiklińska ma do siebie żal, że po raz kolejny popełniła błąd. Przez palce patrzy, jak Marian lekką ręką wydaje jej ciężko zarobione pieniądze. W końcu przychodzi moment, że nie chce już płacić jego rachunków za szampańskie wieczory z przyjaciółmi. Problem w tym, że nawet po rozwodzie w 1939 r. nie może się od niego uwolnić.
Przez niego drżała o wlasne życie
Drażni ją styl eksmęża, pełen fantazji i brawury. Przeraża lekkomyślność, gdy podczas II wojny światowej nie tylko nie ukrywa się, jak inni Żydzi, ale lekceważy też hitlerowski nakaz noszenia opaski z gwiazdą Syjonu. Ponieważ wciąż dzieli z nim mieszkanie, paraliżuje ją strach, bo Marian przechowuje książki, za które grozi więzienie albo obóz.
Przesłuchiwana wiele razy przez gestapo w Alei Szucha, twierdzi zgodnie z prawdą, że nie wie, gdzie przebywa jej były mąż. Pewnego dnia w jego imieniu zjawia się u Ćwiklińskiej wysłannik z konspiracji. Prosi ją o pieniądze dla Mariana, który chce uciec do Szwajcarii. Aktorka odmawia, wymawiając się brakiem środków. Środki jednak miała...
Biografka aktorki twierdzi, że nie chciała się zgodzić na wsparcie, bo nie kochała Sztajnsberga. Mimo to nie życzyła mu źle, bo niebawem zdecydowała się na piękny gest. By pomóc Marianowi, sprzedała dwa cenne, chińskie wazony. Niestety, mężczyzna został złapany na granicy i osadzony w warszawskim getcie, gdzie zmarł w 1943 r.
IK