Reklama

Dobro nie znosi słowa „ale”

Przed wybuchem wojny: kolega, pan młody, syn, ojciec. Po wybuchu wojny: agresor, szabrownik, kat, gwałciciel. Patrzymy na zdjęcia, czytamy historie i pytamy: skąd wzięło się zło? Odpowiedzi na razie nie słychać. Może dlatego, że nie sposób jej udzielić. A może dlatego, że pytanie jest źle postawione.

Pewnie było tak: imię po ojcu albo dziadku - żaden z nich nie dokonał niczego niezwykłego, po prostu obaj byli porządnymi ludźmi. Książki z bajkami - nieważne czy klasycznymi, czy tymi nowszymi -w jednych i w drugich dobro zawsze zwycięża. Wtłaczane do głowy trzy magiczne słowa: proszę, dziękuję, przepraszam. Nie bij kolegów, biciem niczego się nie załatwia. Nie pluj, nie dokuczaj, nie zabieraj nie swojego. Zastanów się: chciałbyś, żeby ciebie ktoś tak traktował?

To tylko moja wyobraźnia. Nie mogę mieć pewności, ale myślę, że było właśnie tak. Dzieci w każdym zakątku świata wychowuje się przecież tak samo. Wychowuje się je tak, żeby wyrosły na dobrych ludzi.

Reklama

A potem, kiedy dorastają, idą na wojnę, wiążą komuś dłonie białą opaska, strzelają w plecy, bombardują domy, szkoły i szpitale, kiedy naszprycowane viagrą i narkotykami gwałcą, pakują do kieszeni wyrwane z cudzych uszu kolczyki, a po tym wszystkim dzwonią do domu i mówią, że u nich wszystko dobrze, że już wiozą zdobycze: futerko i robota kuchennego. Wtedy zadajemy sobie pytanie: co poszło nie tak? Jakby powiedzieli filozofowie: "unde malum"? Skąd przyszło zło, które wzięło górę nad dobrem?

Z tego zdziwienia biorą się kampanie społeczne. "Rosyjskie matki powstrzymajcie wojnę" - apelowano w okolicach Dnia Kobiet na Twitterze. Powstrzymajcie - przecież wychowywałyście swoich synów na dobrych ludzi. Ze zdziwienia biorą się niezliczone, publikowane w mediach sklejki "przed i po". Przed wybuchem wojny: kolega, pan młody, ojciec. Po wybuchu wojny: kat, barbarzyńca agresor. "Unde malum" pytamy, ale może to pytanie jest źle postawione? Może u jego podstaw stoi wadliwe założenie, że przez zło i dobro każdy rozumie to samo?

"Ludobójca jest człowiekiem moralnym, bo w imię dobra zwalcza zło" - pisze Konstanty Gebert w wydanej niedawno książce "Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło". Ludobójca "likwiduje mikroby", "pieli chwasty", "tworzy przestrzeń życiową". Przemoc nie sprawia mu przyjemności, w jego opinii jest obowiązkiem, częścią pracy, jaką trzeba wykonać, by ukształtować nowy, lepszy świat.

To, czy Rosjanie dopuścili się w Ukrainie ludobójstwa rozstrzygną historycy i międzynarodowe trybunały. Jednak już teraz narracyjne podobieństwo z powyższymi przykładami  nietrudno dostrzec. Przed wojną kremlowska władza latami sączyła do głów obywateli przekaz: my - dobrzy, moralni, dzielni, zagrożeni, oni - zepsuci, chciwi, agresywni. W czasie wojny Władimir Putin zaś mówi wprost: "Nasze cele są całkowicie jasne i szlachetne. Pomagamy i ratujemy ludzi". To my jesteśmy dobrzy, to oni są źli. To, co robimy, to walka ze złem. Czasem wygląda brutalnie, ale...

"Ale". Dobro nie znosi słowa "ale". Dobrzy ludzie nie zabijają, ale gdy muszą, rozpętują wojny. Dobrzy ludzie nie kradną, ale szaber to nie kradzież. Dobrzy ludzie nie gwałcą, ale kobiety, żony i córki wrogów, to co innego. Dobrzy ludzie nie kłamią, ale propaganda to kwestia racji stanu. Do tych przykładów idealnie pasuje popularny, gramatyczny żart: jeśli dwa zdania łączy "ale", to pierwsze z nich przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

Dobro jest bezkompromisowe. Nie bez przyczyny podstawowe reguły społecznego funkcjonowania, wyrażone są w prostych zdaniach: "każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby", "wszyscy są równi wobec prawa", "godność człowieka jest nienaruszalna". Czy, jeśli ktoś woli, porządek religijny: "nie zabijaj", "nie kradnij", "nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu". Dobro jest bezkompromisowe, ale też kruche. Każde jego rozmydlenie, ujęcie w tryb warunkowy, opatrzenie "ale", jest jak mała szczelina. To właśnie w nią trzeba by spojrzeć, szukając odpowiedzi na odwieczne "unde malum"?

Tocząca się za naszymi granicami wojna, jak mało która okoliczność służy powstawaniu takich szczelin. Żłobi je nie tylko propagandowa machina Kremla, ale i głosy z naszego własnego podwórka, które przedstawiają konflikt niczym pokerowe "sprawdzam". Przyszła wojna i mówi "sprawdzam". Sprawdzam, na co była wam ta empatia, tolerancja, wrażliwość, czułość. Na co wam były kampanie społeczne, feminatywy, tęczowe flagi, zbiórki pieniędzy na zwierzęta, łąki kwietne i tysiące innych "nowoczesnych fanaberii". Co z tym teraz zrobicie? Czy nie lepiej było karmić w sobie bezkompromisowość, podejrzliwość, zdecydowanie, ćwiczyć się w odróżnianiu "swojego" od "obcego". Budować emocjonalny pancerz, za którym dziś można by się schować?

W pierwszym odruchu chciałoby się może powiedzieć "może i racja". Jednak po chwili, pojawia się myśl: "jaka tam racja"?! Być może właśnie dzięki empatii, tolerancji, wrażliwości - tym wszystkim słowom, których synonimem jest przecież "dobro", tocząca się właśnie wojna nie wygląda jeszcze paskudniej. Dzięki nim dwa miliony ludzi, bez niemal żadnej systemowej pomocy, znalazło w Polsce dom. Dzięki nim dom znalazły też zwierzęta - jeszcze kilkadziesiąt lat temu uznawane za nie więcej niż służebny gatunek. Dzięki nim uciekające przed wojną kobiety ostrzega się przed przemocą seksualną, zamiast bezlitośnie stwierdzać: że "jest wojna, to są i gwałty". Dzięki nim, ze swoich skostniałych trybów wypada machina urzędnicza, na moment naginając procedury. Więcej - wypada z nich nawet biznes, a firmy rezygnują z części zysku, udostępniając Ukraińcom swoje lokale, towary usługi (nawet jeśli w tle ich decyzji majaczy wizerunkowa kalkulacja).

Po raz kolejny więc: unde malum? Skąd się bierze zło? "Jak to skąd? Z człowieka. Zawsze z człowieka i tylko z człowieka" - pisze Tadeusz Różewicz. "Rzeczywiście panie Tadeuszu. Zło (i dobro) bierze się z człowieka" - odpowiada mu, czy raczej: dopowiada do jego wiersza Czesław Miłosz. I te słowa noblisty napawają nadzieją. Jeśli zło i dobro biorą się z nas, możemy dokonać wyboru. I co więcej - wbrew temu, co próbuje się nam wmówić, nie jest to wybór skomplikowany. Wręcz przeciwnie - jest prosty, tak jak dziecięca bajka, w której dobro zawsze zwycięża. 

***

Przeczytaj również: 

Lęk pierwotny. Od zawsze na zawsze

Pomiędzy "zbrodnią" a "sytuacją". Jak słowa zmieniają oblicze wojny? 


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojna w Ukrainie | Władimir Putin | uchodźcy z Ukrainy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy