Doceniam drobiazgi

Aktualizacja

Uwielbia niespodzianki, zwłaszcza te przygotowywane przez męża. Lubi jeść kalmary i pić białe wino w restauracyjnym ogródku, kiedy ma pewność, że nikt nie zrobi jej zdjęć telefonem komórkowym. Przyznaje, że przeklina - kiedy ogląda mecz i coś idzie źle. Jolanta Kwaśniewska rozmawia ze Styl.pl o stylu właśnie.

Jolanta Kwaśniewska
Jolanta KwaśniewskaINTERIA.PL
Jolanta Kwaśniewska
 INTERIA.PL

Aleksandra Aniekwe, Styl.pl: Jest Pani prowadzącą program telewizyjny "Lekcja stylu" i autorką książki pod tym samym tytułem, co Pani zdaniem znaczy mieć styl?

Jolanta Kwaśniewska: Po pierwsze, dobrze czuć się we własnej skórze, nie czuć się przebraną. Nie zawsze ulegać na siłę modom, mieć wzgląd na swoją metrykę. Należy rozglądać się wokół siebie, żeby umieć z mody wybierać to, co dla nas najbardziej odpowiednie. Po drugie styl to też sposób zachowania, kindersztuba, którą dobrze abyśmy wynosili z domu. Dla mnie taki dobry styl to coś ulotnego, co powoduje, że oglądamy się za kimś przechodzącym obok i mówimy "łał!".

Oceń jej styl!
Oceń jej styl!
Oceń jej styl!
Oceń jej styl!
+15

Czy stylu można się nauczyć, jeśli nie wynieśliśmy dobrych wzorców z domu?

Jolanta Kwaśniewska: Można. Jeśli ktoś jest wnikliwym obserwatorem i wie, gdzie tych wzorów szukać, to zdecydowanie tak. Chociaż najważniejszą rzeczą jest to, aby już małe dzieci uczyć słów wytrychów takich jak: dzień dobry, dziękuję, przepraszam. A w dorosłym życiu bardzo ważne jest dla mnie także to, o czym piszę w mojej książce, że o ludziach mówimy albo dobrze, albo wcale. Dobry styl to też nasz stosunek do innych. Nawet najlepiej ubrana osoba nie będzie osobą w dobrym stylu, jeśli zachowuje się w sposób nieprzyzwoity.

W Pani domu przywiązywano dużą wagę do zachowania?

Jolanta Kwaśniewska: Do zachowania tak. W moim domu panowały dość surowe reguły. Tata był dla nas wymagający. Natomiast mama była najczulsza, najwspanialsza. Jednocześnie to właśnie z domu wyniosłam te wszystkie słowa klucze i wytrychy, które są tak ważne i które pomagają otworzyć niejedno ludzkie serce. Mama była osobą ogromnej wrażliwości i tej wrażliwości nas nauczyła.

Była Pani wychowywana jak mała dama?

Jolanta Kwaśniewska: (śmiech) Nie, nie byłam. Jeśli chodzi o taki kobiecy styl, to absolutnie nie. Na co dzień ubierałam się w trampki, krótkie spodnie. Włożenie sukienki było dla mnie karą. Byłam obcięta zawsze na "poleczkę", a do moich kolan ze strupami sukienka niekoniecznie pasowała.

Czyli nie była Pani "ofiarą mody"?

Jolanta Kwaśniewska: Oj, nie. W tamtym czasie nie. Chociaż pamiętam, że mama miała taką fantastyczną pomadkę, tata przywiózł ją gdzieś ze świata. To była krwista, paryska ostra czerwień. Podbierałyśmy mamie tę szminkę, która bardzo długo trzymała na ustach. Miałam wtedy może ze 4-5 lat. Razem z moimi siostrami - starszą i młodszą - uwielbiałyśmy urządzać sobie przebieranki.

Nawet najlepiej ubrana osoba nie będzie osobą w dobrym stylu, jeśli zachowuje się w sposób nieprzyzwoity.
Jolanta Kwaśniewska

Największa zbrodnia modowa, jaka wydarzyła się w moim życiu, dotyczyła wspaniałych szpilek - czarnych, zamszowych z drobnych paseczków, wiązanych wokół kostek. Ponieważ nie mogłam tych pasków w żaden sposób zawiązać, obcięłam je w wielkiej złości i ze strachu przed rodzicami wyrzuciłam przez balkon. Na moje nieszczęście spadły prawie pod nogi mamy, która wracała akurat ze sklepu… Nie dostałam wtedy lania, co sobie bardzo cenię, a zasłużyłam na nie...

Czy damy mogą przeklinać?

Jolanta Kwaśniewska: Gdzieś, w ciszy własnego domu, zawsze w emocjach. Myślę, że to dobre nawet dla naszego zdrowia psychicznego. Najważniejsze jest, żeby tych paskudnych słów nie mówić tym, którzy na to nie zasługują, a zwłaszcza tym, których kochamy. Niedopuszczalne jest dla mnie, aby do dziecka, czy ukochanej bliskiej osoby mówić wulgarnie.

Zdarza się Pani przeklinać?

Jolanta Kwaśniewska: Przyznam się, że tak - kiedy oglądam jakiś mecz i coś źle idzie. Nie jestem ogromną fanką piłki, jak mój mąż, ale ubóstwiam z nim oglądać ważne mecze. I jeśli coś nie wychodzi na boisku, to ja ostrym słowem sobie huknę i jest mi lżej. Podobnie było z prowadzeniem przeze mnie samochodu. Zdarzyło się, że w mojego nowo odebranego malucha uderzył inny samochód i uszkodził trochę zderzak - siarczyście zaklęłam...

W Pani książce jest wiele przydatnych porad. Ciekawym pomysłem jest opisanie historii stroju na początku poszczególnych rozdziałów.

Jolanta Kwaśniewska: Przyznam się szczerze, że kiedy prowadziłam poszczególne odcinki "Lekcji stylu" zastanawialiśmy się czy w jednej z ramówek, nie omówić tak kluczowych dla świata mody zagadnień jak: jedwab, bureta, co to są wełny, jak wyglądają różne sploty, żakardy itp. Sporo osób nie wiedziało, o co chodzi.

Ja tę wiedzę wyniosłam z domu. Moja mama szyła. Potrafiła nazwać każdy z tych materiałów. Gabardyna, wielbłądzia wełna i wiele innych. Uważam, że to jest wiedza naprawdę bardzo cenna i potrzebna. Sama dla siebie też szyłam na studiach - takie najbardziej zwariowane modowe rzeczy. W tych najgorszych czasach głębokiego PRL-u lat 70. byłam bardzo dobrze ubrana.

Kto jest Pani ulubionym projektantem?

Jolanta Kwaśniewska: Kocham Tomka Ossolińskiego za tę ostatnią kreację, którą dla mnie zaprojektował. Jest wyrafinowanym, świetnym krawcem. Cenię sobie przede wszystkim jakość. Ale przyznam szczerze, że mam wielu projektantów, którzy dla mnie projektowali - choćby niedoceniana Ewa Minge, która ma niezwykłą imaginację i jest szalenie pracowitą dziewczyną. Przyglądałam się kiedyś kalendarzowi wydanemu za granicą i zwróciłam uwagę na piękny projekt sukni - i ta najładniejsza suknia to była właśnie suknia Ewy Minge. Lubię też projekty Teresy Rosati, Maliny Sobiech, która ubierała mnie bardzo często i była moją przyjaciółką od serca, kiedy coś mi się waliło na głowę.

A ikoną mody?

Jolanta Kwaśniewska: Taką ikoną ikon, którą cenię ponad wszystko jest Coco Chanel. Kobieta, osobowość, styl. Zaproponowała kobietom wyrafinowaną elegancję. Nie każdą z nas stać na ten rodzaj elegancji, bo stroje Coco Chanel są potwornie drogie. Wspominam jednak moment, kiedy poszłam do sklepu Chanel i kupiłam sobie torbę - zastanawiałam się, chodziłam, wybierałam. To był jeden z najszczęśliwszych momentów w życiu kobiety - niezapomniana przyjemność.

Ale Coco Chanel przede wszystkim wyzwoliła nas z gorsetów, to ona zaprojektowała małą czarną. Była ogromną zwolenniczką pereł - uwielbiała perły, sznury pereł dawane jej zresztą przez kochanków i miłości jej życia.Teraz bez problemu możemy nabyć imitacje, które też wyglądają doskonale. To także Coco zaproponowała nam spodnie - świetny, sportowy look dla kobiet. Dla mnie to wielka, niezwykła, ikona ikon.

Czasem mężczyzn należy wspomagać w kwestii ubioru, stylu... Czy Pani męża trzeba było uczyć szyku?

Jolanta Kwaśniewska: Nauczyłam męża tylko jak się przebierać, bo dobrze się ubrać potrafił zawsze. Przez wiele lat był dziennikarzem, potem ministrem od spraw sportu. Lubił się nosić na znacznie większym luzie. W dżinsach, welurowych spodniach, do tego jakaś sportowa marynarka. W chwili kiedy zaczął pełnić państwowe funkcje, siłą rzeczy musiałam przynieść do domu pierwszy garnitur i tak już było przez całą prezydenturę. Nie było możliwości, żeby mąż w tamtym czasie np. poszedł do sklepu, wszedł swobodnie do przymierzalni - na to nie było czasu i ze względu na powagę urzędu wyglądałoby to dziwnie. Zawsze więc zdawał się na mój gust.

Teraz Pani mąż ma już więcej czasu.

Jolanta Kwaśniewska: Dzięki temu znacznie częściej sam robi zakupy i przyznaję, że ma bardzo dobry gust. Świetnie dobiera sobie koszule, tworzy fajne kombinacje z garniturami, z krawatami. Kiedy rano przygotowuje się do wyjścia, a ja jeszcze jestem w łóżku, przychodzi i pyta: "Joluś, krawat ten czy ten?" I z reguły wybieramy ten sam krawat. Myślę, że to jest właśnie kwestia tego gustu, po 30 latach naszego wspólnego pożycia.

Mało osób docenia ulotność rzeczy. Cieszę się z drobiazgów.
Jolanta Kwaśniewska

Czego Państwu najbardziej brakowało w Pałacu Prezydenckim? Za czym Pani tęskniła?

Jolanta Kwaśniewska: Za takim codziennym życiem. Bardzo często powtarzam, że najważniejsze w życiu jest to, żeby żyć. My żyliśmy sprawami państwa i to jest oczywiste. To były dla nas wspaniałe dni, chwile, lata. Ogromnie byliśmy dumni, że jesteśmy w tym miejscu. Ale brakowało tego, czego wiele osób nie docenia - prywatności. Możliwość wyjścia do kina, na spacer czy spotkania się z przyjaciółmi. Takiej swobody w dokonywaniu wyborów. Brakowało drobnych, małych spraw jak choćby zjedzenie w weekend śniadania w łóżku.

Obiecałam sobie, że kiedy skończy się prezydentura męża, usiądę w ogródku ulicznym, będę spokojnie piła kawę i czytała gazetę.

Udało się?

Jolanta Kwaśniewska: Tak! I ogromnie to lubię. W Polsce może troszeczkę rzadziej. Bo teraz jest taki czas, że prawie każdy ma przy sobie jak nie aparat, to telefon komórkowy i robi zdjęcia… Gros tych zdjęć, które potem się ukazują w różnych brukowcach właśnie stąd pochodzi.

Gdzie się Pani czuje swobodnie?

Jolanta Kwaśniewska: Ogromnie sobie cenię, że możemy teraz wspólnie z mężem wyjeżdżać. Kiedy mąż jest w Stanach Zjednoczonych, na konferencjach albo spotkaniach, gdzie są zapraszane także małżonki, naprawdę doceniam, że wychodzimy razem na kolację. Albo siedzimy sobie w sobotę gdzieś nad Potomackiem i zamawiamy ukochane kalmary, wypijamy do tego kieliszek białego wina. Bardzo, bardzo to lubię.

Cieszą Panią małe rzeczy?

Jolanta Kwaśniewska: Zawsze cieszyłam się, kiedy nadchodził piątek. Kocham piątkowe wieczory, bo po nich jest jeszcze cała sobota i niedziela. Mało osób docenia taką ulotność rzeczy. Cieszę się z drobiazgów, na przykład - kończę pracę, robię zakupy i coś specjalnego dla męża upichcę.

W tym roku byłam niezwykle zajęta do czerwca, do Kongresu Kobiet Polskich. Dużo jeździłam po kraju. Mąż w tym czasie był znacznie częściej w domu, zrezygnował z niektórych swoich wyjazdów. Kiedy wracałam do domu, zawsze czekał na mnie pyszny obiad bądź kolacja. Cenne jest właśnie takie myślenie o drugiej osobie, którą noszę w sercu - co też mogłoby ją ucieszyć, co jej sprawi przyjemność? Często mąż dzwonił do mnie i pytał: "Na co masz ochotę?". A ja mówiłam, że jestem pełna oczekiwań i wiary w to, że będzie coś pysznego. I tak zawsze było.

*W książce "Lekcja stylu" Jolanty Kwaśniewskiej można znaleźć ogólne zasady: co należy, a czego się robić raczej nie powinno. Rady i sugestie dotyczą stylu, mody, ale także dobrych manier i właściwego zachowania - ot, współczesny savoir-vivre na codziennych, użytecznych płaszczyznach.

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas