Dorota Gardias: Jestem zwykłą młodą mamą
Bajkowe życie? Nic z tych rzeczy! Dorota Gardias dobrze wie, co to baby blues, problemy z karmieniem i powrotem do formy. Tak szczerej rozmowy jeszcze nie było!
Wysypiasz się?
Dorota Gardias: - Tak, jak najbardziej.
To nie jest łatwe przy noworodku. Czyżby trafił ci się aniołek?
- Hania przesypia caluteńką noc. Za to w ciągu dnia staje się wymagająca. Nie jest dzieckiem, które będzie sobie leżeć i spać. Ona lubi oglądać świat, być noszona na rękach. Jako pedagog z dyplomem wprowadziłam rytm dnia. U nas o stałej porze jest kąpiel, a na wyciszenie przed snem ta sama melodyjka. I to chyba działa.
Śpiewasz kołysanki?
- Zapamiętałam szczególnie jedną, którą śpiewał mi tata: "W górze tyle gwiazd, w dole tyle miast... Gwiazdki mówią dzieciom..." i tak dalej. Kiedy pierwszy raz zaśpiewałam to Hani i zagrałam jeszcze na gitarze, to był dla mnie wzruszający moment.
Tęsknisz już za pracą, za zgiełkiem newsroomu w redakcji TVN?
- Trochę tak. Wczoraj graliśmy spot dla Fundacji "Nie jesteś sam". Weszłam na plan i od razu poczułam przyjemny przypływ adrenaliny. Tego dnia byłam przeziębiona, co mogło być utrudnieniem, ale okazało się, że drzemie we mnie taki łobuz telewizyjny. Lubię to!
Mogłabyś być kobietą domową?
- Nie.
Stanie przy kuchni nie sprawia ci przyjemności?
- Nie mogłabym tylko pracować albo być tylko kurą domową. Jestem bardzo rodzinna. Lubię też dbać o dom, upiększać go, a także gotować. Wczoraj np. zrobiłam pyszne leczo. Ale gdybym miała cały czas siedzieć zamknięta w czterech ścianach, to chyba dostałabym świra.
Nie spodziewałam się, że nastrój może się aż tak wahać po porodzie. Czułam się oszołomiona.
Kiedy zatem wracasz do pracy?
- Większość dziennikarzy właśnie od tego zaczyna ze mną rozmowę. A ja uważam, że w ten sposób tylko nakręca się niepotrzebnie odczucie wielu kobiet, że muszą się spieszyć, bo coś im ucieknie. Jestem za tym, by trochę wrzucić na luz. Chcę spędzać jak najwięcej czasu z małą. Teraz każdy dzień przynosi coś nowego i szkoda byłoby mi to stracić. Planuję więc stopniowy powrót do pracy. Mam taką możliwość, by w grudniu przyjść do "Dzień Dobry TVN" na kilka dyżurów. A na stałe wrócę chyba od marca. Praca jest ważna, ale dziecko jest najważniejsze. Pół roku będę więc z małą, a potem postaram się tak kombinować, by niczego Hani nie brakowało.
Szukasz już niani?
- Jeszcze nie. Nie ufam nikomu. Wydaje mi się, że nikt nie da rady, nie sprosta moim oczekiwaniom. Jestem w takim stanie, że chyba w całym mieszkaniu zainstaluję kamery, kiedy będę przyjmować opiekunkę (śmiech). Będzie musiała przejść ostry casting...
Jaka musi być osoba, której powierzysz Hanię?
- Tu nie trzeba nikogo wyedukowanego w zakresie opieki. To musi być po prostu ktoś o dobrym sercu. Dziecku w tym wieku najbardziej potrzeba ciepła i poczucia bezpieczeństwa.
Jak sprawdza się twój partner w roli taty?
- On już jest doświadczonym ojcem, więc sprawdza się dobrze. Piotr ma dwójkę dzieci: sześcioletnią Vivian i pięcioletniego Melchiora. Kiedy jadę do pracy czy na kawę z koleżanką, on przejmuje pałeczkę. Muszę jednak przyznać, że bywam chyba zbyt ambitna i wymagająca. Ciągle wydaje mi się, że wszystko przy Hani robię najlepiej. Czuję się tak mocno odpowiedzialna za córeczkę, że wolę większość rzeczy robić sama.
Spodziewałaś się, że tak oszalejesz na punkcie dziecka?
- Kochasz swoje dziecko jeszcze zanim się urodzi. Ale dopiero kiedy trzymasz je na rękach, uruchamiają się niesamowite pokłady miłości. W szpitalu tuż po porodzie budziłam się w nocy, by nakarmić małą i potem nie mogłam już spać. Byłam zmęczona, ale i tak godzinami leżałam i przyglądałam się Hani. Pewnie zadziałała też adrenalina.
Wszystko przebiegło bez komplikacji?
- Ja wszystko mocno przeżywam, a przy dziecku lepiej chyba czasem wrzucić na luz i pozwolić, by sprawy same się układały. Kiedy przyszły pierwsze zmartwienia, bo Hania miała wysypkę, katar, przejmowałam się za bardzo.
Ktoś ci wtedy doradzał?
- Denerwuje mnie to, że każdy radzi co innego. Jedna koleżanka mówi tak, a mama, że siak. I ty już nie wiesz, co masz robić. Teraz staram się obserwować Hanię i analizować, co z czego może wynikać. Uczulenie, płacz, kolka... Staram się ufać swojej intuicji. Jest tyle nowych rzeczy. Początek bywa zwariowany.... Nie wiadomo na przykład przeciwko czemu szczepić. Grunt to jednak spokój, bo zdenerwowanie udziela się też dziecku. Zauważyłam, że im jestem spokojniejsza i bardziej radosna, tym Hania ma lepszy humor w ciągu dnia. A kiedy się zamartwiam, ona słyszy niepokój w moim głosie, odczuwa napięcie w rękach.
Chcesz wykorzystać nowe doświadczenia? Może poprowadzisz program dla młodych mam?
- Fajnie by było. Chciałabym, bo teraz odkrywam różne niesamowite tematy. Także te dyskusyjne jak cesarskie cięcie na życzenie czy karmienie piersią. Mam przynajmniej dwie bliskie koleżanki, które świadomie zrezygnowały z karmienia piersią.
A jak jest z tobą?
- Karmiłam Hanię piersią, ale bardzo krótko. Po kilku tygodniach zaczęło brakować pokarmu. Im bardziej chciałam, im bardziej się starałam, tym było gorzej. A robiłam wszystko, by do tego nie doszło. Był doradca laktacyjny, częste przystawianie do piersi, herbatki, diety, cuda. Wszystkiego próbowałam. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak potem płakałam, że mi nie wyszło. Dla mnie to był koszmar! Miałam taki żal w sercu. Chcesz przecież tej dziecince dać wszystko, co najlepsze. Prasujesz jej ciuszki, przygotowujesz pokój i nagle nie możesz jej dać tego, czego tak naprawdę ona najbardziej potrzebuje. Przecież ja wiem, że w mleku matki są te wszystkie antyciała, substancje antyrakowe, których nie ma w mleku w proszku.
Karmisz więc z butelki.
- Tak. Ale kiedy poszłam na kontrolę do pediatry, zamiast wsparcia dostałam ochrzan. Nikogo nie obchodziło, jak bardzo się starałam. Myślę, że problem był w mojej głowie. Bo przecież nawet kobiety, które adoptują dzieci, potrafią pobudzić laktację. A mnie się nie udało.
Kto ci pomógł przejść ten trudny moment?
- Karolina Malinowska, ona mnie wspierała. Byłam z nią i laktatorem non stop na telefonie. Ona jest moim dobrym duszkiem. Kiedy do niej dzwonię, słyszę: "Spokojnie, musisz przez to przejść, daj sobie czas, wszystkiemu winna burza hormonów".
Co cię najbardziej zaskoczyło?
- Czytałam, że po porodzie nastrój może się wahać. Ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo. Czułam się oszołomiona. Niestety, szkoła rodzenia nie przygotowuje do wszystkiego.
Jak będą wyglądały wasze pierwsze święta z córką?
- Postanowiłam, że to będą pierwsze święta u mnie w domu. Wyjątkowo nie jadę do rodziców. Przyjdą do nas także dzieci Piotra. W końcu poczułam, że mam swoją własną rodzinę. Pierwszy raz tak mocno to poczułam! Dlatego teraz sama chcę lepić pierogi, choć pewnie mi nie wyjdą... Ale w sumie dlaczego? Może wyjdą?
Jak dzieci Piotra reagują na małą Hanię?
- Cudownie. Vivcia i Melchior bardzo mi pomagają w karmieniu, w kąpieli, w trzymaniu butelki. Czasem pytam Vivcię: "Zrobisz pranie dla Hani?". Wtedy razem wrzucamy wszystko do pralki i ona czuje się bardzo ważna.
Ona i jej brat nie są zazdrośni?
- Staramy się, by Melchior i Vivian tego nie odczuwali. Robimy wszystko, żeby tak nie było. Trzeba im dawać poczucie bezpieczeństwa, kochać na maksa.
Chyba mają szczęście, że trafiły na taką fajną macochę.
- Staram się być najlepszą macochą na świecie.
Co się zmieniło w twoim domu?
- Kiedyś byłam pedantką. Miałam wszystko pod linijkę. A teraz jest trochę chaosu, ale kompletnie mnie to nie martwi. Każdą chwilę wolę spędzić z dzieciakami niż na układaniu przedmiotów. Dostałam na przykład niedawno pierwszą książeczkę dla Hani. Leżymy i czytamy ją sobie. Chcę dać jej wszystko, by się dobrze rozwijała. Ten czas jest cudowny, nie chce z tego stracić ani minuty. Od kiedy urodziłam córkę, zwiększyła mi się też potrzeba, by pomagać innym maluchom. Non stop teraz dzwonią do mnie z różnymi przedświątecznymi propozycjami, bym wzięła udział w akcjach pomocowych. I nie potrafię odmówić. Chcę w ten sposób podziękować losowi i Bogu za to, że mam zdrowe dziecko, że nam się układa.
Łatwo wracasz do formy?
- Od drugiej doby po porodzie ćwiczę. Codziennie trzy razy po 10 minut, kiedy Hania ma drzemkę. Ale bardzo delikatnie, to nie jest katowanie się jak na siłowni.
Wyglądasz, jakbyś nigdy nie rodziła.
- Daj spokój! Wiem, jak maskować takie rzeczy. Nadal tak naprawdę wyglądam, jakbym była w trzecim miesiącu ciąży. Mam brzuch! I denerwuje mnie, gdy w gazetach czytam, że Iksińska tydzień po porodzie prezentuje się wspaniale na bankiecie. To nieprawda! Uwierz mi, ja wiem to najlepiej! Kiedy teraz idę na galę, pod sukienkę zakładam gorset, bieliznę wyszczuplającą albo pas poporodowy. Każda kobieta, która tak zrobi, a do tego zafunduje sobie fryzjera i profesjonalną makijażystkę, będzie wyglądać fantastycznie nawet tydzień po porodzie.
No tak, ale kiedy przeciętna kobieta ogląda w gazetach Dorotę Gardias, Małgorzatę Sochę, Karolinę Malinowską czy Agnieszkę Popielewicz, które dopiero co urodziły, może popaść w ciężką depresję.
- Można ulec złudzeniu, że my żyjemy w idealnym świecie bez baby bluesa, bez wałeczków po ciążowym brzuchu, bez kłopotów. A my przecież, jak wszystkie matki na całym świecie, martwimy się wysypkami, nie potrafimy karmić piersią, mamy wahania nastrojów. Wszystko wygląda tak dobrze tylko na zdjęciach. Na co dzień ja też podpinam włosy wsuwką, nie robię makijażu, zakładam wygodny dres i ciepłe skarpety. Jestem zwykłą młodą mamą. Czasem panikuję, czasem się martwię, ale też cieszę się. Tak, cieszę się najbardziej.
Iwona Zgliczyńska
SHOW 25/2013