Dorota Wellman: Nadrabiam wdziękiem
Ona do telewizji?! Dziwili się złośliwi. A Dorotę ludzie polubili. Bo jest prawdziwa, szczera, a wygląda... jak wiele kobiet. Nie katuje się więc dietą, a gdy reklamuje biustonosz, to bez kompleksów. Potem zdała drugi test: co zrobić z popularnością? Pomaga ludziom, motywuje do leczenia, część pieniędzy za reklamy oddaje fundacjom. I nie waha się walić prawdy w oczy, gdy chodzi o in vitro czy inne ważne sprawy, na przykład ofiary gwałtu. To dlatego Dorota Wellman została Kobietą Roku 2015 „Twojego STYLU”.
Wiosna na wsi. Poranek. Dorota nie śpi już dawno, niewykluczone, że w podwarszawskiej Iwicznej to ona wstaje pierwsza, przed piątą. Bierze lornetkę, popatrzy trochę na sójki. Zna gatunki ptaków, rozróżnia głosy. Pies też chce na spacer, w porządku. Sąsiad macha z drogi, idzie po bułki: "Dzień dobry, pani Dorotko!". Tu jest jej świat.
Lewkonie i sushi
O domu mówi: stodoła. Jest drewniany i w nocy stęka, trzeszczy - tak miało być, znak, że żyje. Więcej tu regałów z książkami niż szaf. Książek jest ponad 12 tysięcy. Na półkach szklane drobiazgi, metry płyt. Dużo obrazków, pledów, poduszki. W domu musi pachnieć. Raz w tygodniu Dorota jeździ na giełdę kwiatową, przywozi naręcza narcyzów, lewkonii, bzu. Najbardziej lubi róże. Pachnąca jest pościel, którą przygotowuje dla gości. Gość z daleka w drodze dostaje telefon: jakie wino wolisz do kolacji? Ona oblicza porę jego przyjazdu, szykuje wannę, żeby kąpiel z pianą była gotowa na czas. Zapala świece, a potem idzie przed dom czekać.
Za bramką najpierw jest ogród. Po kątach stoją rzeźby wyszukane na Allegro albo kupione od znajomych artystów. Na drzewach kilka karmników, ptaki u Wellmanów dokarmia się obowiązkowo. Również dzieci, które pukają do drzwi, wołając "cukierek albo psikus!". Dla nich Dorota wystawia kosz ze słodyczami, a w Wielkanoc wpuszcza dzieci sąsiadów do ogrodu, żeby szukały czekoladowych jajek. Wokół szwenda się leciwy wilczur Baruś. Dorota wypiera myśl, że stary pies niedługo odejdzie. Wozi go do weterynarzy, walczy o każdy miesiąc. Baruś szczeka na sójki, ona idzie doprawić zupę.
Obiad powstaje o piątej rano - Dorota jest z rodziny, gdzie kobiety gotowały zawsze i dużo. Babcia, kresowiaczka (rodzina mamy ma korzenie w Nowogródku), robiła genialne bliny i tort z razowego chleba, do którego dodawała orzechy z własnego ogrodu. Dorota potrafi zrobić faszerowanego szczupaka, wyrafinowane sushi. Ale do stołu zaprasza nielicznych. Ma opinię otwartej i kontaktowej, jednak nie przyjaźni się z całym światem.
Siostra-łata
Najdłuższy staż wśród przyjaciół ma Zygmunt - poznali się jako dzieci na wakacjach w Urlach. Mama Doroty, piękna kobieta o wyrazistych oczach, i ojciec pracujący w handlu zagranicznym wypoczywali tam na wczasach razem z rodzicami chłopaka.
- Czterdzieści cztery lata się znamy i nigdy się na Dorze nie zawiodłem - mówi dziś Zygmunt. - Najpierw widziałem w niej wyłącznie kobietę. Była błyskotliwa, mądra. Słaliśmy sobie listy pełne zwierzeń, a potem "listy mówione" - wielogodzinne nagrania na taśmie z kaseciaka. Dzisiaj Dora dzwoni: "Coś się u ciebie dzieje, gadaj". Wyczuwa, ma jakiś zmysł - opowiada.
Kiedy na początku lat 90. Wellman wsiąkała w środowisko ludzi z telewizji, dostała przezwisko "Matka Ziemia". Na Woronicza w bloku D był wtedy popularny pokój 110, gdzie pracowała grupka młodych dziennikarzy robiących pierwsze publicystyczne programy na żywo. Dorota szybko została uznana za siostrę-łatę od wszystkiego. Przepis na bitki, patent na chrypkę, numer do fryzjera, do premiera, do wróżki - miała zawsze. Dziś jest znana z tego, że gdy dzwoni dawno niesłyszany znajomy, zamiast "cześć" mówi: "W czym mogę ci pomóc?". Lubi ludzi, sprawia im drobne przyjemności.
Basia Szczepan, od lat makijażystka Doroty, opowiada: - Mieliśmy niedawno nagranie daleko od Warszawy i w przelocie padło zdanie, że córka kolegi ma urodziny, a chciałaby dostać specjalnego misia. Po zdjęciach Dorota uparła się, że misia zdobędziemy. Krążyłyśmy po nieznanym mieście, ale udało się, miś pojechał do dziewczynki - mówi. Marcin Prokop, telewizyjny partner Doroty, wskazał kiedyś na przegub gościa DDTVN: "Zobacz, jaką ma fajną bransoletkę". Kilka dni później Dorota wręczyła mu paczuszkę z identyczną: "Masz, podobała ci się". Przed Bożym Narodzeniem 50 członkom ekipy programu podarowała po butelce dobrego wina. Pożycza innym pieniądze i nie ustala daty zwrotu. Dlaczego jest taka? I czy zawsze taka? Nie. Bywa osobna, niedostępna. Marcin Prokop mówi: "nieprzysiadalna".
- Jest jak elektrownia, która wytwarza prąd wysokiego napięcia. Czasem musi odpocząć, sama naładować akumulatory. Wtedy wyłącza telefon albo udaje, że jej nie ma - tłumaczy. I ludzie są zaskoczeni: ona nie chce ze mną rozmawiać? Interpretują to jako zarozumiałość. Nie jest tajemnicą, że w TVN są osoby, które deklarują wprost: "z Wellman pracować nie chcę". Punktują: jest pewna siebie, zadziera nosa. Zarzucano jej, że wykorzystuje mocną pozycję, lobbując, by jej kolega Jarosław Kuźniar został prowadzącym program X-Factor. Taki miał być odwet za to, że Kinga Rusin zabiegała o tę pracę dla swojego "kandydata". Wiadomo, że obie za sobą nie przepadają. Kiedyś Dorota skrytykowała jej książkę, Kinga miała żal. Nie chcą fotografować się razem, balon się nadyma, ale Dorota nie odwołała opinii.
Zwierzę telewizyjne
"Jeszcze trzy minuty i przestaję nagrywać, wychodzę" - Wellman jest wściekła. Coś nie gra ze światłem albo są źle ustawione mikrofony. A ona jest przygotowana, zapięta po kołnierzyk. Zna temat, gości, w odpowiednich miejscach scenariusza przykleiła żółte karteczki z notatkami. Jeśli coś wali się z powodu braku profesjonalizmu, dostaje szału.
- Nie ma zachcianek gwiazdy, po prostu nie cierpi bylejakości - mówi Agata Jakóbczak, która zajmuje się organizacją jej spraw pozatelewizyjnych (wykłady dla studentów, szkolenia z wystąpień publicznych itp.), bo Dorota to człowiek orkiestra, często wykorzystuje swoją popularność. Niedawno Agata była z nią w miejscu, gdzie dla Doroty nie przygotowano garderoby. A przecież musi się gdzieś przebrać, przygotować, potrzebuje krzesła, lustra i wieszaka. Wellman wezwała organizatora, wygarnęła mu. I zdziwienie: to ta miła pani Dorota jest taaka? Przyzwyczaiła widzów do wizerunku ciepłej "kumpeli", która ma do siebie dystans. Wypracowała wizerunek antygwiazdy. O show-biznesie wypowiada się z rezerwą, o celebrytach - co najmniej z przekąsem. Drwi z tych, którzy gonią za pustą sławą. Choć w jej karierze był taki moment, kiedy "Wellman wyskakiwała nawet z lodówki" i stała się królową okładek. Niekonsekwencja?
Karolina Korwin Piotrowska mówi: - Ona po prostu umie używać mediów, żyje z nimi w symbiozie. Ale nie chodzi do nich po to, żeby "rozkładać nóżki", opowiadać o dziurach w zębach. Za jej pojawieniem się w gazecie czy telewizji zawsze stoi przekaz. I ludzie czują, że w Wellman nie ma fałszu - komentuje.
Trudno złapać Dorotę na "rozjechaniu się" deklaracji i życia. Chociaż... Powtarza, że nie interesują jej ścianki i nagrody.
- Wyraża się o nich lekceważąco, ale jak każdy z nas, uprawiający ekstrawertyczny zawód, potrzebuje wyrazów uznania, świadectwa sensu swojej pracy - mówi Marcin Prokop. - Jeśli tego nie dostaje, zaczyna wątpić w siebie. Kiedy spływa na nią uznanie widzów, szefów, rozkwita - opowiada.
Widzowie nie zawodzą. Na jakimś spotkaniu dopadła ją miła starsza pani. Koniecznie chciała ją wycałować, przytulić się. - "My się znamy? - dopytywała Dorota. - Oczywiście! Przecież kilka razy w tygodniu przez trzy godziny jest pani w moim domu".
Lubią ją za spontaniczność. Dorota przez lata nauczyła się panować nad językiem, ale czasem ją ponosi. Nagranie programu Miasto kobiet (przez 11 lat produkował go TVN Style), temat: in vitro. W studiu specjaliści, między innymi lekarka, która obraźliwie wyraża się o kobietach, które korzystają z tej metody. I ich dzieciach. Dorota bębni palcami po oparciu kanapy, Paulina Młynarska, współprowadząca, wie, że to ostrzeżenie przed wybuchem. Próbuje łagodzić, ale Wellman wypala: "I to ma być lekarz?!". Zagotowała się, przerywa nagranie. Po chwili przeprasza gościa, wracają do pracy.
Nie wytrzymuje znowu, kiedy jest mowa o lekarzach doradzających bezpłodnym mężczyznom spokojniejsze życie: "Najbardziej mnie wkurza, kiedy lekarz, k..., mówi, że mam żyć bezstresowo!". Tekst idzie na antenę, hejterzy reagują natychmiast: "Wellman jest wulgarna i arogancka!". Dorota komentarzy nie czyta, ale swoich reakcji się nie wstydzi. Taka jest - impulsywna, szczera. "Choćby skały srały, nie wyjadę z tego kraju, nie jestem obywatelem gorszej kategorii" - powiedziała niedawno w programie Tomasza Lisa.
Minimalne wyroki sądowe dla ratowników medycznych z Elbląga, którzy zgwałcili chorą koleżankę podczas wyjazdu służbowego, komentuje: "Powinni trafić do więzienia, gdzie zrobiono by im z d... jesień średniowiecza".
Za ostra? Niemedialna? Czy gdy z amatorskiej telewizji NTW przed laty przenosiła się do profesjonalnej TVP, redaktorzy magazynu kulturalnego Goniec ryzykowali, że zatrudniają osobę nieobliczalną?
- Nie. Ona nigdy nie była telewizyjnym chuliganem. Mimo zadziorności miała charyzmę i talent. A przede wszystkim własne zdanie - wspomina Andrzej Horubała, wtedy szef kultury w Jedynce. Gdy Dorota przeniosła się na Woronicza, dostała pseudonim "kałasznikow". Przez długi czas definiował ją jako kobietę.
Zaczarowana dorożka
"Weźmy dorożkę. Kupimy wino i pojedziemy na Kazimierz", mówi do Zygmunta albo któregoś z przyjaciół. Noc w Krakowie spędzają, włócząc się po pustych ulicach. Romantyczna? Tak. Kobieca? Tak. Babcia jej powiedziała: "Ładna to ty, Dorotko, nie jesteś, ale uroku masz tyle, że oczarujesz każdego faceta". Dorota o swojej niefilmowej urodzie mówi: "W telewizji jestem kontrapunktem". Czytaj: dla typowych ślicznych pań o wąskiej talii. Ona ma piękną skórę, zęby i wyćwiczone mięśnie. Podczas jednego z programów powiedziała do gościa: proszę uderzyć w mój brzuch, podciągnęła bluzkę. "Kaloryfer", z uznaniem zdziwił się tamten.
Dorota dba o siebie, choć - jak mówi Basia Szczepan, jej makijażystka - sztyftować się nie lubi. Głowę myje nawet dwa razy dziennie, ma fioła na punkcie paznokci. Chomikuje flakony perfum, choć najbardziej lubi jedne, Chloé EDP. Bez opamiętania kupuje T-shirty, ale kocha także sukienki. Kiedyś nie kochała. Uważała, że spodnie i sweter lepiej się łączą z jej zaczepnym sposobem bycia i mówienia. To był właśnie pierwszy okres na Woronicza. Wcześniej, po studiach, była inna, więc o jej kobiecości można powiedzieć: ewoluująca.
Andrzej Domalik, reżyser filmu "Schodami w górę, schodami w dół", w którym Dorota pracowała jako asystentka reżysera, pamięta ją tak: - Nic z chłopaka. Uśmiechnięta, urocza, zabawna. Arsenał brzydkich słów o połowę mniejszy niż dziś. Nosiła sukienki, była pełna wdzięku - opowiada.
"Kałasznikow" powstał z potrzeby pokazania, że Dorota jest nie tylko inteligentna, ale i twarda. Że mimo niemedialnej powierzchowności może zajść wysoko. I szła. Poczuła, że naprawdę coś osiągnęła, kiedy została prowadzącą program "Raport. Emisja na żywo", poważne tematy, w studiu duża publiczność. Panowała nad tym, była zadowolona. I wtedy poproszono ją do gabinetu kogoś ważnego, kto zakomunikował: musimy skończyć współpracę. W korytarzach powtarzano: "Wellman wyleciała, bo jest za gruba". I to był dla niej cios. Do ostatniego programu przygotowywała się w zacisznym dziale dokumentacji prasowej. Czytała wycinki prasowe i płakała. To był jedyny raz, kiedy załamała się tak otwarcie. I ostatni, kiedy strzelał kałasznikow.
W pierwszym odcinku DDTVN wystąpiła w bluzce z dużym dekoltem, umalowana, kobieca. Kilka lat temu pokazała się w odważnej sesji reklamującej bieliznę. Autorem zdjęć był Łukasz Pik. - Nigdy nie spotkałem kobiety tak świadomej swojej wartości, oswojonej z ciałem. Przed obiektywem była lepsza niż młode modelki. Zrobiliśmy pięćdziesiąt zdjęć, każde dobre. Na koniec Dorota powiedziała: nie chcę żadnego retuszu! Uważam, że ona urodziła się do pracy przed kamerą - mówi Łukasz.
Nawet jeśli ma rację, sama Dorota zupełnie inaczej rozumie swoją życiową misję.
Pierścionek od mamy
Wysoki blondyn w dżinsach, różowej koszuli i ciemnej marynarce. Przystojny. Obok matka, o której kiedyś w wypracowaniu napisał "matka-wariatka". On uśmiecha się do obiektywu, ona robi mu z tyłu różki z palców. Wręczenie Wiktorów 2010. W internecie jest tylko to jedno zdjęcie Doroty i Kuby, jej syna. Dwadzieścia trzy lata temu dowiedziała się, że może nie mieć dzieci. Załamała się. Dlaczego ona? Z Krzysztofem byli parą już trzy lata, chcieli zostać rodzicami.
- To mit, że takim ludziom wszystko idzie z górki. Ale Dorota była zdeterminowana. Skakała ze szczęścia, kiedy się okazało, że jednak się udało - opowiada Iwona Szaferska, ginekolożka, dziś przyjaciółka rodziny.
Druga wiadomość była zła: ciąża jest poważnie zagrożona. Szansa na donoszenie będzie rosła, jeśli Dorota zdecyduje się kurację hormonalną. Co grozi konsekwencjami, np. przytyciem. Nie było wątpliwości - chce urodzić dziecko za wszelką cenę. Stąd reżim, lekarstwa, strach. Kryzysy łagodzone w gabinecie Szaferskiej.
- Czasem trzeba ją było przytulić, wycałować. To nigdy nie był jednak koniec spotkania. Dorotka musiała zostać postawiona do pionu nawet ostrym słowem, walnięciem w stół: dasz radę! - zastrzega lekarka.
Kubuś przyszedł na świat przed akcją "Rodzić po ludzku". Dorota bała się rodzić sama, ale Szaferskiej nie wpuszczono na porodówkę. Jednak Dorota wie, że to Iwona uratowała jej syna. Do dziś na każdą wizytę u niej przychodzi z bukietem kwiatów. W następną ciążę zajść nie mogła. Tę wiadomość zniosła lepiej niż informację, że w jej brzuchu może umrzeć pierwsze dziecko. "Zapnij kurtkę, szalik wziąłeś?", upomina 23-letniego syna. Są przyjaciółmi. Razem podróżują, oglądają filmy, Dorota zna jego kumpli, ale wyczuwa granicę. - "Kuba jedzie z chłopakami na piknik, biorą namioty - opowiada koleżance. - I dokąd jadą? - A nie wiem, tak to już nie drążyłam".
Powtarza, że jej pierwszą życiową rolą jest macierzyństwo. Oddaje to, co dostała od własnej matki. Wanda Owczuk umarła trzy lata temu. Chorowała na raka płuc, na osiem miesięcy Dorota przeniosła swoje życie do szpitala. W pracy udawała samą siebie, ale bez pracy rozsypałaby się zupełnie. Mama umarła na jej rękach.
- Znam Dorotę długo i jestem pewien, że to przeżycie wstrząsnęło jej światem jak nic innego - mówi Marcin Prokop.
Media lubiły anegdotę, że zdzwaniała się z mamą codziennie o ósmej wieczorem. Nie tylko. Prokop potwierdza, że rozmawiała z nią w każdej wolnej chwili. Sama Dorota mówi o tych telefonach: to była nieustająca wymiana myśli. O matce: ona włożyła mi koronę na głowę, dzięki mamie czułam się silna i ważna. Rano do pracy zabiera Dorotę Basia Szczepan, która mieszka w pobliżu. Jej matka jest teraz w szpitalu, ciężko choruje. Dorota codziennie pyta: jak się czuje twoja mama? Przyjaciółka docenia to podwójnie, bo wie, że tamtej wciąż trudno wypowiedzieć słowo "mama" bez wzruszenia. Dorota mówi: "Mam ją pod zmrużonymi powiekami stale". Nosi w torebce jej pierścionek. Sama nie wkłada biżuterii, ale ten drobiazg ma przy sobie. Zmienia torebkę, przekłada pierścionek.
Wielki nieobecny, wielkie serce
Krzysztof, jej mąż, jest chroniony jak tajemnice papiestwa. Od lat obowiązuje umowa: nie pokazują się na okładkach, nie opowiadają o sobie w wywiadach. Przyjaciele milczą na jego temat, ograniczając się do konstatacji: "świetny facet". Krzysztof jest fotosistą, pracował przy ponad 100 filmach. Mógłby pozować na ściankach jako mistrz w swojej dziedzinie, a niekoniecznie "mąż swojej żony". Nie chce. Dorota rzadko opowiada o nim coś więcej, niż że są razem od trzydziestu lat.
Andrzej Domalik pamięta ich początki, wszystko wybuchło na planie "Schodami w górę, schodami w dół". Zakochana Dorota była śliczna. Nawet gdyby chcieli ukryć swoje uczucie, toby się nie udało. Ale nie chcieli - śmieje się.
Ostatnio Krzysztof kupił motocykl i wozi Dorotę. Tyle oficjalnych rewelacji. Niewątpliwy jest fakt, że mąż akceptuje decyzje żony dotyczące oddania wielkich pieniędzy do budżetu innego niż rodzinny. Kilka lat temu sto tysięcy z reklamy jogurtu poszło na cele charytatywne, w tym roku trzysta z reklamy Lidla - także dla potrzebujących. "Siedliśmy przy stole, powiedziałam chłopakom, co planuję, a oni na to: zrób to!" - Dorota podkreśla, że ma pełną akceptację męża i syna. Oddanie pieniędzy z reklam było spektakularne, na co dzień normą są mniejsze gesty i Krzysztof ma w tym swój udział. W ich wsi jest plac zabaw i siłownia na powietrzu. Oni wyłożyli na to swoje pieniądze, dokładają się do konserwacji urządzeń. W lokalnym sklepiku Dorota ustawiła słój, żeby sąsiedzi wrzucali drobne dla biednych. Na święta robi dla nich paczki i też zanosi do sklepu. Nie chce, żeby jej dziękowano, potrzebujący po prostu mają sobie wziąć.
Janusz Leon Wiśniewski, z którym Dorota napisała książkę "Arytmia uczuć", bywa gościem w Iwicznej. - Wiem, że ją tam uwielbiają. Jest wrażliwa na biedę. Nie tylko uważa, że słabszym trzeba pomagać. Ona po prostu to robi - tłumaczy z przekonaniem.
Zimowa noc, śniegu napadało po kolana. Grupka mężczyzn zbliża się do domu Wellmanów. Rano Dorota przeciera oczy: krasnoludki? Droga przed domem odśnieżona, nie będzie kłopotów z wyjechaniem. To podziękowanie od miejscowych. Dlaczego pomaga? Czy sama cierpiała biedę? Nie, choć nie pochodzi z bogatej rodziny. Kiedy ojciec przywiózł jej z Londynu pierwsze dżinsy i drewniaki w kolorową kratkę, zaniemówiła z wrażenia. Święta nie zawsze były dostatnie, a przez kilka lat Dorota i rodzice mieszkali w jednym pokoiku. Głodna nie była nigdy. Skąd więc ta wrażliwość? Jakoś ze środka.
Kiedyś koleżanka poskarżyła się, że nie ma w czym iść na bal, Dorota ściągnęła ją do siebie: pożyczę ci ekstrakieckę. Okazało się, że sukienka jest bardzo droga i nowa. Przyleciała z Paryża. Miała być na jakąś galę, ale Dorota ją oddała. Lubi się przydawać, tyle.
Rysa na szkle
Marcin Prokop mówi: ma skłonność do koloryzowania rzeczywistości i czasem nawet jemu wymyka się to spod kontroli. Pewnego dnia za oknem studia DDTVN, w trakcie programu, pojawił się człowiek na linie myjący szyby. Zniknął po trzech minutach i było po sprawie. Dorota opowiadała to potem mniej więcej tak: zjawił się jak komandos, wisiał z narażeniem życia, zrobiliśmy z nim wywiad, ściągała go specjalna ekipa.
- Jest świetną baśniopisarką swojego życia, czasem tworzy zupełnie nieprawdopodobne historie, a słuchacze otwierają usta, ale w naszym zawodzie taka fantazja jest na wagę złota - żartuje Prokop.
Paulina Młynarska twierdzi, że Dorota bywa złośliwa. Kiedyś podczas nagrania Miasta kobiet Wellman siedziała na kanapce obok gościa - kobiety o okrągłych kształtach, z którą szybko poczuły solidarność. "A ty jesteś suchcielec", rzuciła w stronę Pauliny. I zaczęła się rozkręcać. - Tak mi dokuczała, że jestem chuda, aż zrobiło mi się przykro. Ktoś inny pewnie by się już popłakał - opowiada Paulina.
Pamięta też, że podczas nagrań Dorota dogryzała jej z powodu mocno feministycznych poglądów. Mówiła: "Oho, proszę spojrzeć, Paulina zaraz wyciągnie z torebki swój feministyczny sztandar, no co, jesteś gotowa do walki?". Dało się w tym wyczuć coś więcej niż uszczypliwość. Choć Młynarska twierdzi, że Dorota jest feministką, mimo że nie chodzi na manifestacje.
- Wykazuje czujność, kiedy kobiety są traktowane obraźliwie jak osoby niesprawne umysłowo. Kiedyś pod koniec programu powiedziała: "A ja nie chce, k..., żeby się ktokolwiek wtrącał do mojej macicy!". I w sumie to był lepszy przekaz niż akademicki wykład o feminizmie - mówi Paulina.
Na spotkania z Wellman kobiety przychodzą tłumnie. Potem Dorota pozuje do zdjęć. Ale tego akurat nie lubi. Nie chce być "misiem z Krupówek", woli zamienić parę słów, niż ustawiać się do selfie. Nie jest powszechnie dostępna, jednoznacznie sympatyczna. Nie wycofuje się z konfliktów, żeby szybko zatrzeć nieprzyjemne wrażenie. O Magdzie Gessler napisała, że rzadko widuje ją gotującą, bo zazwyczaj gotuje asystent, a Magda tylko na koniec posypuje potrawę jakimiś płatkami. I Gessler się oburzyła, bo przecież miała Dorotę za dobrą koleżankę. Zgrzyt.
Na wizji Dorota zdemolowała Tomasza Adamka, boksera, który chciał zostać europosłem. Nie dała mu szans, obnażając wątpliwą kompetencję do polityki. Jaka więc jest?
Miękka czy twarda?
Jakiś czas temu gościem jej programu był młody milioner Piotr K. Potem poszukiwany listem gończym przez prokuraturę. Dorota podsumowała: rozmawiając z nim poczuła, że ma do czynienia z "oszustem". A on na swoim profilu umieścił zdjęcie Wellman w zestawieniu z fotografią świni. To boli?
Paulina Młynarska: - Dorota pozornie należy do osób, o których się mówi: "Zawsze sobie poradzi". Uważam, że to dla niej krzywdzące, bo Dorota nie jest niezniszczalna. Ja się o nią martwię, dzwonię i pytam, jak sobie radzi, bo wiem, że takie rzeczy ją dotykają...
Marcin Prokop: - Chce być Rambo w spódnicy. Ale naprawdę jest delikatna i wrażliwa. Woli uchodzić za kuloodporną, ale bardzo mocno przeżywa krytykę - mówi.
Dorota lubi się odgrażać, używając słowa "lutnę". "Idź, bo cię lutnę!" Nikt nigdy nie widział, żeby przekroczyła granicę fizycznej agresji. Choć raz się zdarzyło. Przyłożyła mężczyźnie, który uderzył swojego psa. - Charakter ma złoty, więc ciężki - mówi Zygmunt. Bywa, że siadają przy stole w jej kuchni i milczą. Ona nie zawsze jest gadułą. Czasem zagapia się w niebo. Marzy, żeby umieć latać. Ma na koncie blisko 200 skoków ze spadochronem, uwielbia podróże samolotem. Żeby się oderwać, unieść. Spojrzeć z wysoka na Piotra K., Wiktora 2010, wiejską siłownię, słupki oglądalności, złamany paznokieć.
Janusz Wiśniewski mówi: - Zadziwiające, jak bardzo ona wie, co jest najważniejsze.
Agnieszka Litorowicz-Siegert
Twój Styl 5/2016