Druga żona

Sympatia ogółu jest zazwyczaj po stronie pierwszej żony. Druga zbiera cięgi za to, że buduje szczęście na czyjejś krzywdzie. Nawet od przyjaciół słyszy często: „chciałaś, to masz”. Jej azylem jest nowy związek. Jak go budować, by znaleźć oparcie?

Kiedyś rozchodziliśmy się, bo się nienawidziliśmy. Teraz rozstajemy się, bo już się nie kochamy
Kiedyś rozchodziliśmy się, bo się nienawidziliśmy. Teraz rozstajemy się, bo już się nie kochamy123RF/PICSEL

"Oto ja: hetera, zołza, sekutnica, wyrwałam go potajemnie jego niczego nieprzeczuwającej byłej żonie (...), zamknęłam w złotej klatce i uczyniłam pantoflarzem", napisała na swoim blogu Monika Richardson, która wkrótce zostanie drugą żoną Zbigniewa Zamachowskiego. Jej słowa doskonale oddają stan emocji, które druga żona budzi w pierwszej. I nie tylko w niej: sympatia ogółu jest zazwyczaj po stronie eks, a ta nowa zbiera cięgi za to, że buduje szczęście na czyjejś krzywdzie, jest młodsza, zadowolona z siebie i zwycięska.

Te pełne niechęci emocje wciąż są żywe, wbrew trendowi, który możemy równolegle obserwować w mediach: VIP-y i celebryci coraz częściej afiszują się z dobrymi relacjami ze swoimi byłymi. Johnny Depp zaprosił na ślub swoją ekspartnerkę Vanessę Paradis, a Jennifer Aniston - Brada Pitta. Liz Hurley poprosiła Hugh Granta, aby został ojcem chrzestnym jej syna z następnego związku. Doda wyznała w wywiadzie, że chętnie zaśpiewałaby na weselu swojego eksmęża Radosława Majdana. Także książę William i Kate Middleton zaprosili na ślub swoich wszystkich byłych narzeczonych.

Francuski socjolog Benoit Bastard uważa, że ten trend to znak czasów: ekspartnerów jest coraz więcej.

- Statystycznie co trzeci z nas może zostać eks, jeśli jeszcze nim nie jest: jedno małżeństwo na trzy (a w Paryżu jedno na dwa) kończy się separacją. Rozstania się zbanalizowały, rozwód ucywilizował - wyjaśnia Bastard w komentarzu do badań dla Centre National de la Recherche Scientifique (Krajowego Centrum Badań Naukowych).

- Kiedyś rozchodziliśmy się, bo się nienawidziliśmy. Teraz rozstajemy się, bo już się nie kochamy. Jeśli to możliwe, pozostajemy w przyjaźni. W czasach gdy wszystko jest grą, wszystko musi być też udane, nawet rozwód. Były partner staje się po prostu częścią naszej przeszłości - ot, było, ale się skończyło. Co więcej, jest żywym dowodem na to, że byliśmy kochani i pożądani, nie ma więc powodu, byśmy go ukrywali. Tak to wygląda od strony osoby, która odeszła i na nowo ułożyła sobie życie. Ale czy tak samo myśli druga żona?

Ciężar jego przeszłości, czyli tego się nie spodziewałam

Gdy kobieta spotyka rozwodnika, jego była żona właściwie nie istnieje. Przesłaniają ją wspólne spotkania, weekendy, seks i romantyczne kolacje. Pojawia się najpierw przelotnie z wieczornym telefonem, po którym on ma zmartwioną minę. Albo przywołana jego pomyłką, gdy niechcący nazwie cię jej imieniem. Ktoś znajomy o niej wspomina, ktoś pyta o wakacje - czy jak co roku pojedzie z dzieciakami do Krynicy? Tymi szarpnięciami jego przeszłość zjawia się w waszym życiu - i już go nie opuści.

Psycholog Izabella Kurzejewska mówi, że na drugie żony spada ciężar przeszłości dwojakiego rodzaju: emocjonalny i materialny. I nie wiadomo, który trudniej unieść. Dla bardzo młodej kobiety, dla której mężczyzna po przejściach jest pierwszym naprawdę ważnym partnerem, najbardziej dotkliwa emocjonalnie jest świadomość, że nowa miłość nie stała się w jego życiu taranem, który całkowicie likwiduje to, co było. Chce być jedyną ważną osobą w życiu partnera, myśli, że zacząć od początku, to znaczy wymazać przeszłość. A tego się często nie da zrobić, chyba że pierwsze małżeństwo trwało krótko, skończyło się dawno, kontakt został całkowicie zerwany.

Drugim żonom trafia się także inny bagaż - oczekiwania partnera zranionego i rozczarowanego pierwszym związkiem. Jak mówi Izabella Kurzejewska, kobietom zdarza się wchodzić w rolę pocieszycielki, tej lepszej, mądrzejszej niż tamta. Zaczyna się naturalnie - on narzeka na byłą, a ciebie idealizuje. Ale potem ta rola staje się pułapką, z której nie można się uwolnić, wciąż trzeba udowadniać swoją odmienność, aż nieuchronnie pewnego dnia padają słowa: "Jesteś taka sama jak moja była!". Dlaczego nieuchronnie? Bo przyjęcie tej roli wikła nas w grę, podczas której mężczyzna uwalnia się od poczucia winy za porażkę pierwszego małżeństwa.

- Może nawet wcale tego nie planował, ale to bardzo wygodny punkt widzenia: związek się nie udał, bo tamta kobieta była zaborcza, rozrzutna, zimna. Z tobą się uda, bo ty jesteś inna. Cała odpowiedzialność za wasze stosunki ląduje na twoich plecach - mówi Kurzejewska. - Warto od początku przyjąć założenie: nie rozmawiamy o naszych byłych. Nie żalimy się na nich partnerowi, nie porównujemy. Takie tematy dobre są na kozetkę u psychoterapeuty, naszemu partnerowi powinniśmy ich oszczędzić. Tym bardziej że druga żona ma jeszcze do udźwignięcia ciężar materialny - sprawy, których nie da się ominąć ani przeskoczyć, szczególnie jeśli jego małżeństwo trwało wiele lat, są dzieci, alimenty, może kredyt, wspólny majątek czy firma.

- Lepiej przyjąć to do wiadomości, zaakceptować i nie podważać wagi tych zobowiązań - mówi Izabella Kurzejewska. Uważa też, że łatwiej rozumieją to kobiety z przeszłością, te, które same mają za sobą rozstania wymagające bilansów i rozliczeń. Można potraktować te zobowiązania jako długi partnera. On po prostu musi je spłacić. - Niektóre z nich, te wobec dzieci, będzie spłacał waszym wolnym czasem. Trzeba być gotowym na utratę jednego popołudnia w tygodniu, często niedzieli. Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale właśnie tak nieemocjonalnie radzę to traktować. Ty tracisz czas, który moglibyście spędzić we dwoje, ale jego dzieci zyskują jego obecność, a mają do niej prawo. Proś więc o ustalenie stałych dni, terminów wyjazdów z dużym wyprzedzeniem, żeby cię nie zaskakiwały - radzi Kurzejewska.

- Ponadto będzie płacił za zobowiązania pieniędzmi - część jego dochodów należy do poprzedniej rodziny. Warto znaleźć w sobie tyle klasy, by nie okazywać z tego powodu niezadowolenia.

Przeniesienie nienawiści, czyli wszystko przez ciebie

Według skali, którą ustalili psychiatrzy Thomas Holmes i Richard Rahe, rozwód znajduje się na drugim miejscu najbardziej stresujących życiowych wydarzeń (zaraz po śmierci współmałżonka). Profesor uniwersytetu w Berkeley Judith S. Wallerstein, która przez 15 lat badała rozwiedzione rodziny, ustaliła, że w życiu połowy kobiet porozwodowa trauma trwa nawet po 10 latach. Dlatego wbrew trendowi "zaprzyjaźnij się ze swoim eks" jego była żona może odmówić współpracy.

Tworzenie ułudy przyjaźni tam, gdzie dawniej była miłość, szkodzi wszystkim.
Tworzenie ułudy przyjaźni tam, gdzie dawniej była miłość, szkodzi wszystkim.123RF/PICSEL

- Skłonni jesteśmy sądzić po sobie, że wiele rozwiedzionych kobiet, które stosunkowo łatwo poradziły sobie z rozstaniem, zupełnie nie może zrozumieć zagubienia i gniewu eksżon partnera. To największy błąd w myśleniu o świecie i innych. Jesteśmy różni, mamy różne charaktery, nasze związki nie są do siebie podobne. Jego była żona mogła darzyć swojego męża zaufaniem, mogła mieć wizję przyszłości, w której jego obecność była filarem, mogła czuć się z nim bardzo związana. Mogła wreszcie zrezygnować dla niego z istotnej części swoich ambicji. Rozstanie odebrało temu wartość - tłumaczy psycholog Marek Jaros.

- Pogodzenie się z rozwodem, odnalezienie nowej drogi może zająć jej wiele czasu i nikt nie potrafi obliczyć ile, szczególnie jeśli w związku były dzieci. Często dłużej, niż przypuszczamy, była żona żywi cichą nadzieję, że następczyni jest tylko kaprysem, przelotną miłostką w życiu jej mężczyzny. Że on jak w komedii romantycznej w końcu zrozumie, że tylko ona jest miłością jego życia, i wróci. Jej gniew zwraca się wtedy przeciw tej drugiej - zamiast wylać żal i złość na ekspartnera, przenosi je na jego nową partnerkę.

To wszystko jej wina, jest intruzem, zagrożeniem dla mojego statusu żony i matki. Bo może nawet po rozwodzie wszystko było w porządku, póki się nie zjawiłaś? Teraz on nie chce już nosić jej mebli na życzenie, odmawia bycia podporą w problemach. Ich dzieci cierpią, i to też twoja wina.

- Zdrowy rozsądek nie ma nic wspólnego z tym, co ona czuje. Boli ją i jest możliwe, że skorzysta z każdej dostępnej broni, by zabolało i ciebie - mówi Jaros. Być może dzieci usłyszą, że to twoja wina, że nie pójdą do prywatnej szkoły albo na lekcje tenisa. W powietrzu zawiśnie informacja, że przez ciebie ojciec jest daleko i może wkrótce w ogóle przestanie o nie dbać. Będzie cię krytykować, robić uszczypliwe uwagi, ignorować, jakbyś nie istniała lub była nieważną, śmieszną osobą, której zdania nie warto brać pod uwagę.

- Zdarza się, że mężczyzna przyjmuje wobec tych sytuacji pozycję neutralną, jakby go nie dotyczyły. Nigdy w przypadku sporów z byłą żoną nie pozwalaj się zbyć słowami: "Załatwcie to między sobą, ja się nie mieszam". To jego była żona, on się rozwiódł i on powinien zadbać o właściwą atmosferę między wami - mówi psycholog. - Tej pierwszej należy się szacunek i zrozumienie, a ciebie powinien chronić przed konsekwencjami własnej przeszłości. To są jego długi, nie twoje.

Złodziejka mężów, czyli kto ma prawo do szczęścia

Marek Jaros twierdzi, że najuczciwiej jest ograniczyć kontakty z byłymi do minimum. Tworzenie ułudy przyjaźni tam, gdzie dawniej była miłość, szkodzi wszystkim.

- Byłej żonie, która liczy na ekspartnera zamiast szukać wsparcia gdzie indziej i ułożyć sobie życie na nowo. A przede wszystkim drugiej partnerce, którą mąż nieświadomie zaprasza do trójkąta - zauważa. Judith S. Wallerstein, która jest współautorką książki "Druga szansa...", także nie bardzo wierzy w patchworkowe rodziny i mówi, że przypominają sztukę, w której gra zbyt wielu aktorów. Jest ojciec biologiczny i może ten drugi, jest matka i macocha, tłum babć i dziadków. Rywalizacja i napięcia między nimi niszczą spokój, wprowadzają zamęt.

- Tymczasem para ludzi po przejściach potrzebuje czasu i intymności, żeby wzmocnić zaufanie i pogłębić relacje. Chcą kłócić się i godzić, ustalać cele, uzgadniać wartości. To wszystko jest konieczne, by powstała między nimi więź - przypomina badaczka.

Jednak trudno znaleźć na to czas, kiedy jesteśmy otoczeni przez dzieci z pierwszych związków, które również potrzebują naszej uwagi. Są (zrozumiale) zazdrosne o intruza, który wydaje się mieć szczególny dostęp do ich rodzica. W końcu wcześniej należał tylko do nich. Psychologowie radzą, by traktować dzieci męża jak dzieci dalekich krewnych lub dobrych znajomych. Nie wchodzić w rolę zastępczych rodziców, ale i nie wkupywać się w łaski, nie udawać "strasznie fajnej kumpelki". Wystarczy być przyjacielską, serdeczną i nie nastawiać się na szybki czy fantastyczny efekt.

Jako drugie żony najgorzej czują się kobiety, które chcą być przez wszystkich lubiane, które niechęć innych zbija z tropu i wyprowadza z równowagi. Niestety, jest ona poniekąd wpisana w rolę, na którą się zdecydowały, więc lepiej to przyjąć i przełknąć jak gorzką pigułkę. Czyja to niechęć? O dziwo, nie teściów, którzy początkowo nieufni, martwiący się o wnuki, po pewnym czasie przekonują się do drugiej żony, jeśli związek jest udany, a syn szczęśliwy. Nie rodziny - na początku niechętna ślubowi z rozwodnikiem, szybko opuszcza gardę. Najdłużej trzeba ją znosić od znajomych i kolegów. Tych, którzy bawili się na pierwszym weselu, i tych, którzy wspierali podczas rozwodu, świadków smutku i żalu, zmuszonych do opowiedzenia się po którejś ze stron.

"Szereg lat po ponownym wyjściu za mąż zdałam sobie sprawę, że jedna z moich najstarszych przyjaciółek nigdy nie wybaczyła mi tego, że ułożyłam sobie życie z rozwodnikiem - pisze w magazynie »Psychology Today« Amerykanka Regina Barreca. - Patrzy na mój dom z urazą funkcjonariusza oglądającego nieruchomość wybudowaną z podejrzanych środków. Nigdy nie rozgrzeszyła mnie z grzechu bycia szczęśliwą". Barreca jest profesorem literatury angielskiej i autorką bestsellera "Perfect Husbands (& Other Fairy Tales)" (Idealny mąż i inne bajki - red.). Jej małżeństwo trwa już 20 lat, ale - jak zauważyła - niektórzy wciąż pamiętają, że jest "tą drugą".

Dlatego para z odzysku powinna stworzyć sobie krąg nowych przyjaciół. Oni nie będą nieustannie porównywać cię z pierwszą żoną lub ranić z sympatii dla niej. Może rację mają bohaterki komediowej powieści "Zmowa drugich żon..." brytyjskiej pisarki Jane Moore, kiedy dochodzą do wniosku, że to druga żona, bardziej niż otoczona współczuciem pierwsza, potrzebuje wsparcia? Spostrzegają, że tylko towarzystwo innych drugich żon przynosi im ulgę, od siebie nie usłyszą: "Cóż chcesz, widziałaś, na co się decydujesz", "Chciałaś, to masz" czy "A nie mówiłam?".

Jednak najbardziej trzeba starać się mieć oparcie w partnerze i tak zbudować związek, by je tam znaleźć. Żeby można było powiedzieć jak Regina Barreca: "Jestem żoną, kocham i jestem szczęśliwa. Obydwoje mieliśmy już wcześniej obrączki, ale to nie piętno. Krytykom odpowiadam: »Tak, nie jestem jego pierwszą żoną. Ale jestem ostatnią«".

Magdalena Jankowska

PANI 5/2014

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas