Edukacja domowa wyłącznie dla uprzywilejowanych? Resort szykuje duże zmiany
Ministerstwo Edukacji Narodowej planuje wprowadzenie istotnych zmian związanych z edukacją domową. Jeśli nowe regulacje wejdą w życie, szkoły otrzymają zdecydowanie niższe subwencje, a to zdaniem niektórych ekspertów może sprawić, że nauka w domu będzie dostępna tylko dla uprzywilejowanych. Resort odpowiada, że nie dyskredytuje edukacji domowej, a zmiana ta nie powinna być traktowana jako działanie ograniczające rozwój. - Jej celem jest zapewnienie racjonalnego, sprawiedliwego i zgodnego z zasadą gospodarności podziału środków publicznych – tłumaczy Interii MEN.

Kto może uzyskać zgodę na edukację domową?
Każde dziecko w wieku od 6 do 18 lat podlegające obowiązkowi nauki, za zgodą dyrektora przedszkola lub szkoły może uczyć się w domu. Rodzice dziecka powinni wówczas złożyć odpowiedni wniosek do dyrektora placówki, do której uczeń jest przyjęty i jeśli zostanie on pozytywnie zaopiniowany, nauczycielami dziecka mogą być jego rodzice, opiekunowie lub inne osoby wskazane przez rodziców lub opiekunów - wyjaśnia na swojej stronie Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Do wniosku (nie ma jednego wzoru takiego wniosku; każda placówka ma odrębny - przyp. red.) należy dołączyć oświadczenie o zapewnieniu dziecku niezbędnych warunków umożliwiających realizację podstawy programowej na danym etapie kształcenia. Ponadto wymagane jest również złożenie zobowiązania wskazującego na przystępowanie przez dziecko do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych.
Niezbędne dokumenty należy złożyć w dowolnym momencie roku szkolnego lub przed jego rozpoczęciem. Dyrektor na wydanie decyzji ma 30 dni kalendarzowych od dnia, w którym złożono wszystkie dokumenty. W sytuacji, gdy dyrektor nie zezwoli na edukację domową, można w ciągu miesiąca odwołać się do kuratora oświaty, składając odwołanie u dyrektora wydającego decyzję.
Resort dodaje, że dyrektor szkoły może się zgodzić na edukację domową w danym roku szkolnym i wskazać w decyzji etap edukacyjny, spośród których wyróżnia się:
- I etap - I, II i III klasa szkoły podstawowej,
- II etap - IV-VIII klasa szkoły podstawowej,
- III etap - szkoła ponadpodstawowa.
"Zakres egzaminów ustala dyrektor, który wydał zezwolenie na edukację domową. Po zdanych egzaminach twoje dziecko dostanie świadectwo ukończenia danej klasy. Na świadectwie nie będzie oceny z zachowania. Nie będzie też ocen z muzyki, plastyki, techniki i wychowania fizycznego" - informuje MEN.
W styczniu br. liczba uczniów korzystających z edukacji domowej wynosiła w Polsce 62917, a szkół wspierających edukację domową było w naszym kraju 1614 - wskazuje serwis domowa.edu.pl.

Rząd szykuje zmiany ws. edukacji domowej. Mniej pieniędzy dla szkół
Niewykluczone, że za kilka miesięcy w życie wejdą nowe przepisy dotyczące edukacji domowej. Wskazuje na to projekt rozporządzenia Ministra Edukacji w sprawie sposobu podziału łącznej kwoty potrzeb oświatowych między jednostki samorządu terytorialnego w roku 2026.
Otóż zakłada on nowy sposób podziału kwoty "potrzeb oświatowych" - innymi słowy chodzi o pieniądze, które mają trafiać do szkół umożliwiających realizowanie edukacji domowe. Obecnie kwoty, które otrzymują dane placówki, zależne są od liczby uczniów praktykujących edukację domową.
Jeśli w szkole liczba uczniów uczących się w domu jest niższa niż 30 proc. ogólnej liczby uczniów, kwotę należnej subwencji wylicza się na podstawie "przelicznika" 0,8 za 200 pierwszych uczniów. Natomiast za każdego ucznia powyżej 200, "przelicznik" wynosi 0,2.
W przypadku, gdy liczba uczniów korzystających z edukacji domowej jest równa 30 proc. ogólnej liczby uczniów lub wyższa, wówczas kwota subwencji należącej się za uczniów w edukacji domowej przekraczającej liczbę 200 uczniów, mnożona jest przez "przelicznik" 0,4.
Zmiana przedstawiona w rozporządzeniu, która budzi wśród rodziców dzieci uczących się w domu i przedstawicieli szkół największe kontrowersje, dotyczy obniżenia dotychczasowego limitu 200 uczniów, powyżej którego zmniejszała się wysokość finansowania dla uczniów w edukacji domowej, do limitu wynoszącego 96 uczniów, co zauważa Marcin Perfuński, autor bloga supertata.tv. Mężczyzna dodaje, że szkołom chcącym przyjąć od 97 ucznia wzwyż, przestanie się to opłacać.
Wówczas, zdaniem Marcina Perfuńskiego, szkoły będą zmuszone do cięcia kosztów, przerzucenia ich części na rodziców lub nawet do podjęcia decyzji o zakończeniu przyjmowania uczniów w trybie edukacji domowej.
- Planowane zmiany mogą sprawić, że szkoły przestaną przyjmować dzieci powyżej wspomnianej granicy 96 uczniów albo wręcz zrezygnują z prowadzenia edukacji domowej, bo zaczyna to być formalnie uciążliwe. Przyjmowanie większej liczby dzieci w trybie edukacji domowej może stać się też dla szkół po prostu nieopłacalne. Problem dotyczy zwłaszcza dużych szkół, które mają na swoich listach tysiące dzieci - tłumaczy Interii Perfuński.
Zobacz rówież:Dziecko z ADHD w szkole: "Dużo ruchu i mało bodźców"

Z kolei Gabriela Letnovska z Fundacji Edukacji Domowej zwraca uwagę na fakt, że już kilka lat temu został wprowadzony próg 200 uczniów, na których szkole przysługuje 80 proc. dotacji. - Na edukację od 97. ucznia placówki otrzymują do dziś drastycznie mniej - 20 lub 40 proc. w zależności od stosunku liczby uczniów spełniających obowiązek szkolny poza szkołą do tych stacjonarnych. Zmusiło to wiele szkół do ograniczenia liczby przyjmowanych uczniów, żeby mogły zapewnić im odpowiednie wsparcie.
Do Ministerstwa Edukacji Narodowej napływają od rodziców i przedstawicieli szkół głosy sprzeciwu wobec planów wprowadzenia zmian, a najczęściej wskazuje się, że nowe przepisy uderzą w placówki, które rzeczywiście wspierają dzieci i rodziny, organizując konsultacje, egzaminy, pomoc psychologiczną i utrzymują stały kontakt.
"Zmniejszenie dotacji może oznaczać ograniczenie tego wsparcia albo jego całkowite zniknięcie, szczególnie w mniejszych, zaangażowanych placówkach. W efekcie ucierpią nasze dzieci. Nie rozumiem, dlaczego limit został obniżony właśnie do 96 - brakuje uzasadnienia i rzetelnych danych. Taka decyzja nie tylko budzi wątpliwości, ale osłabia rozwój edukacji domowej w Polsce i wprowadza nierówność między uczniami różnych form nauki. W praktyce zmiana ta może ona faworyzować szkoły masowo przyjmujące uczniów, ale oferujące minimalne wsparcie. To właśnie do takich szkół trafią nasze dzieci, których nie będą mogły przyjąć mniejsze szkoły ze względu na planowane limity" - czytamy w jednym ze wzorów pism, które wysyłane są przez rodziców do resortu.
Zapytaliśmy Ministerstwo Edukacji Narodowej, czym podyktowana jest decyzja o zmniejszeniu liczby uczniów do 96, czyli o ponad połowę. Resort wyjaśnia, że zmiany dotyczące sposobu naliczania środków finansowych dla szkół, organizujących naukę w formie edukacji domowej, wynikają z potrzeby dostosowania mechanizmu naliczania kwot potrzeb oświatowych do realnych kosztów realizacji zadań oświatowych.
- W tym kontekście limit uczniów uprawniających szkołę do otrzymania wskaźnika 0,8 został obniżony z 200 do 96, a dla liczby uczniów powyżej tej wartości zastosowany będzie wskaźnik 0,2 lub 0,4. Decyzja ta wynika z faktu, że szkoły, w których znaczna większość uczniów realizuje obowiązek szkolny poza szkołą, co do zasady ponoszą istotnie niższe koszty funkcjonowania w porównaniu z placówkami prowadzącymi naukę w systemie klasowo-lekcyjnym. Taki mechanizm - czyli naliczanie wyższej kwoty (przy wskaźniku 0,8) do 96 uczniów, a niższej od 97. ucznia - pozwala uwzględnić zarówno stałe koszty funkcjonowania szkoły, niezależne od liczby uczniów, jak i te, które przypadają na każdego ucznia indywidualnie - wskazuje w odpowiedzi dla Interii Wydział Informacyjno-Prasowy MEN.
Resort podkreśla również, że: - Uczniowie objęci edukacją domową co do zasady nie uczestniczą w zajęciach dydaktycznych w szkole, a koszty, jakie ponosi szkoła w związku z ich kształceniem, ograniczają się głównie do organizacji egzaminów klasyfikacyjnych oraz ewentualnych konsultacji i wsparcia. Nie są to koszty porównywalne z kosztami kształcenia ucznia uczęszczającego na co dzień do szkoły, który korzysta z pełnego zaplecza dydaktycznego, kadry nauczycielskiej, infrastruktury i różnorodnych form wsparcia.
- Ministerstwo Edukacji Narodowej nie dyskredytuje edukacji domowej jako formy realizacji obowiązku szkolnego. Szanujemy decyzje rodziców w tym zakresie i dostrzegamy, że dla wielu rodzin jest to świadomy wybór, odpowiadający na indywidualne potrzeby dzieci. Jednocześnie należy mieć na uwadze, że wybór edukacji domowej oznacza przejęcie przez rodziców lub opiekunów prawnych głównej odpowiedzialności za proces nauczania dziecka - zarówno w zakresie organizacyjnym, jak i merytorycznym - czytamy w odpowiedzi MEN na nasze pytania.

Z taką argumentacją nie zgadza się jednak Gabriela Letnovska, twierdząc, że edukacja domowa to nie tylko egzaminy klasyfikacyjne, ale również obsługa administracyjna uczniów i utrzymanie budynku, bo szkoły muszą spełniać te same warunki lokalowe, co placówki stacjonarne.
- Ponadto szkoły są zobowiązane do zorganizowania konsultacji przed egzaminami, często zapewniają również zajęcia dodatkowe, do których uczniowie mają prawo zgodnie z art. 37. Prawa Oświatowego - dodaje Letnovska.
Podobne stanowisko zajmuje Marcin Perfuński, mówiąc, że: - Nawet jeżeli dyrektor wyda zezwolenie na spełnianie obowiązku szkolnego poza szkołą, to ta szkoła ma zapewnić rodzinie w edukacji domowej wszystkie materiały potrzebne do jego realizacji: podręczniki, materiały dydaktyczne, w tym m.in. karty pracy, dostęp do platform edukacyjnych, zatem i abonamenty online, ale też umożliwić konsultacje z nauczycielami, których musi za to wynagrodzić, a na koniec zrealizować egzaminy.
- Nie wspomnę też o standardowych kosztach szkoły, czyli administracji, ogrzewaniu, prądzie czy wodzie, bo to są przecież realnie istniejące placówki. Do tego dochodzą zajęcia dodatkowe, których w ciągu roku też jest sporo i często są ogólnorozwojowe. My np. chodziliśmy na zajęcia z ceramiki, ale obok była pracownia stolarska. I były to zajęcia oblegane.
Gabriela Letnovska pełniąca funkcję wiceprezeski Fundacji Edukacji Domowej jest przekonana, że jeśli z powodu na nowe regulacje szkoły wprowadzą opłaty, edukacja domowa stanie się dostępna tylko dla uprzywilejowanych. - Jeśli większość szkół będzie musiała wprowadzić znaczne ograniczenie limitów, będzie się z tym wiązał odpływ uczniów do szkół masowych.
Zgoła odmienne stanowisko zajmuje MEN, wyjaśniając Interii, że: - Zmiana ta nie powinna być traktowana jako działanie ograniczające rozwój edukacji domowej. Jej celem jest zapewnienie racjonalnego, sprawiedliwego i zgodnego z zasadą gospodarności podziału środków publicznych - zgodnie z ustawą o finansach publicznych. Podobnie jak w przypadku innych kategorii uczniów (np. uczniów z niepełnosprawnościami, uczniów oddziałów sportowych czy uczniów wiejskich), sposób naliczania środków uwzględnia rzeczywisty poziom kosztów edukacji. W naszej ocenie nie mamy tu do czynienia z naruszeniem zasady równości. Uczniowie realizujący obowiązek szkolny w trybie edukacji domowej i ich rodzice znajdują się w innej sytuacji prawnej niż uczniowie uczęszczający do szkoły w formie stacjonarnej, a sposób finansowania odzwierciedla te różnice.
Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało nas także, że do projektu rozporządzenia w sprawie sposobu podziału kwoty potrzeb oświatowych dla jednostek samorządu terytorialnego w roku 2026 do obecnej chwili wpłynęło ok. 3,5 tys. opinii w sprawie edukacji domowej.
Z kolei Fundacja Edukacji Domowej przekazała Interii, że ponad 700 osób złożyło negatywną opinię na temat omawianego projektu zmian.
- Pomimo dobrego dialogu w ostatnich miesiącach z ministerstwem, nie zostaliśmy w żaden sposób uprzedzeni, dlatego bardzo nas to niepokoi. Ostatnie spotkanie z sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej Katarzyną Lubnauer odbyliśmy w kwietniu br. i wówczas otrzymaliśmy sygnał, że żadne zmiany nie są planowane w najbliższym czasie, a jeśli jakiekolwiek będą, to my jako fundacja będziemy uczestniczyć w konsultacjach. Ciekawi jesteśmy, jak ministerstwo odpowie na tak duży sprzeciw - mówi Gabriela Letnovska.