Eliksir miłości
Ona jest najlepszą polską sopranistką, gwiazdą La Scali i Metropolitan Opera. On, z pochodzenia Sycylijczyk, to światowej klasy tenor. Poznali się na scenie w Covent Garden w Londynie, pokochali, a niedawno zostali rodzicami.
Aleksandra Kurzak
Miesiąc temu przyszła na świat nasza córka, nazwaliśmy ją Malèna. Mnie podobało się imię Lena, a Roberto lubi tango "Malena canta el tango". Urodziłam córkę w Warszawie, w której od kilku lat mieszkam, traktuję to miejsce jak dom. Roberto był ze mną cały czas w trakcie długiego, bolesnego porodu i bardzo mnie wspierał. Jest niezwykle ciepłym, opiekuńczym i dającym poczucie bezpieczeństwa mężczyzną. Kilka dni potem musiał wyjechać, aby kontynuować występy w operze w Paryżu. Teraz jest na południu Francji, w Awinionie, gdzie przygotowuje się do nowej sztuki, do której muzykę skomponował jego brat David Alagna. Wkrótce do niego dołączę, czekam tylko na dokument tożsamości dla córeczki. Codziennie rozmawiamy na Skypie lub przez kamerę w telefonie komórkowym i oboje bardzo tęsknimy. Jestem zakochana i mogę o nim opowiadać godzinami.
Roberto usłyszałam po raz pierwszy na nagraniu wideo jeszcze jako studentka wrocławskiej Akademii Muzycznej. I to była nomen omen opera "Napój miłosny" Donizettiego, przy okazji której kilkanaście lat później się poznaliśmy. Tuż przed rozpoczęciem prób do niej dostałam propozycję innej roli, ale o wyborze zadecydował fakt, że chciałam wystąpić z Alagną. Nie przypuszczałam, że ta decyzja odmieni moje życie. Myślałam wtedy o nim tylko i wyłącznie jako o wielkim śpiewaku i mistrzu. Na próbach doskonale się nam pracowało. Roberto urzekł mnie swoją szczerością, otwartością, emanowała od niego dobra energia. Po tygodniu powiedział w żartach: "I tak wkrótce mnie pokochasz". Dziś wiem, że było w tym ziarenko prawdy. Gdy do Londynu przyjechała Ornella, jego 22-letnia córka z pierwszego małżeństwa, zapytał: "Podoba ci się Aleksandra?". Odpowiedziała, że tak, a on na to: "To dobrze, bo będziesz ją coraz częściej widywała".
Kiedy po trzech tygodniach poprosił mnie o rękę, pomyślałam, że albo jest kompletnym wariatem, albo naprawdę się zakochał. Wszystko szybko się potoczyło. Po miesiącu znajomości poznałam jego rodzinę, a on moją. Po przedostatnim przedstawieniu Roberto musiał wyjechać do Nowego Jorku, zaczynał próby w Metropolitan Opera. Na pożegnanie poprosił: "Przyjedź tam do mnie na Boże Narodzenie". Na co dzień jestem dość zachowawcza, twardo stąpam po ziemi, dzielę włos na czworo, długo się zastanawiam, ale tym razem pomyślałam, że w życiu trzeba ryzykować. Wsiadłam do samolotu.
To jest mężczyzna, który odpowiada mi w stu procentach. Ma dwa oblicza: typowego faceta - silnego i dojrzałego, który szybko podejmuje decyzje, i wrażliwca, romantyka. Lubię rządzić, dominować, ale chyba podświadomie szukałam kogoś, komu dam się poprowadzić, kto mi powie: "Nie przejmuj się, ja się tym zajmę". Nie mam łatwego charakteru, a mój tryb pracy - wiecznie w podróży - sprawił, że trudno mi było ułożyć sobie życie osobiste. Wyszłam za mąż bardzo wcześnie, moje pierwsze małżeństwo jednak nie przetrwało. Dziś nie wierzę w związki na odległość, choćby nie wiem, jak się kochało, to nie wystarczy. Zrozumiałam, że ważne są bliskość, wspólne poranki, śniadania, zakupy. Z Roberto staram się spędzać każdą wolną chwilę. Pracując w Zurychu, potrafiłam wsiąść w pociąg, żeby pobyć z nim kilka godzin w Paryżu. Kiedy zaszłam w ciążę i nie mogłam już występować, byłam z nim cały czas. W Nowym Jorku, Londynie, Wiedniu stałam za kulisami, gdy śpiewał. Uwielbiam oglądać go na scenie. Doradzamy sobie, nie boimy się też krytycznych słów dotyczących różnych aspektów naszej pracy.
Roberto to pasjonat - ciągle szuka nowych wyzwań, nie odcina kuponów od tego, co już osiągnął. W domu też często śpiewa pod prysznicem. Jest świetny w repertuarze kabaretowym, lirycznych pieśniach włoskich. Nagrywa płyty, które cieszą się wielką popularnością. Zazdroszczę mu, dlatego że ja umiem śpiewać tylko głosem operowym. Sam doszedł do wszystkiego, bo od dziecka marzył o muzyce. Kiedy zarobił pierwsze pieniądze, oddał je rodzinie, czuł się szczęśliwy, że może się nimi podzielić. On o wszystkich lubi dbać, wszystkim się przejmuje i chce pomagać. Jest też niezwykle uzdolniony - sam komponuje, pisze teksty. Byłam zaskoczona, gdy z Nowego Jorku wysłał mi kiedyś MMS-em mój portret. Narysował mnie z pamięci i sfotografował obrazek. Cała jego rodzina jest utalentowana, dwaj bracia David i Frederico komponują, malują, rzeźbią, reżyserują sztuki. Mieszkają we Francji, ale to Sycylijczycy z krwi i kości.
Ich rodzice spotkali się w Paryżu - oboje mieli po kilkanaście lat, kiedy wyemigrowali z Włoch w poszukiwaniu lepszego życia. Tata zajmował się murarstwem, mama była krawcową i wychowywała czwórkę dzieci. Każde z rodziców ma dziewięcioro rodzeństwa, więc można sobie wyobrazić, jaka to liczna rodzina. Śmieję się, że Roberto to taki ojciec chrzestny, bo jest bardzo rodzinny i uwielbia gości. Mieszka w Paryżu, ale ma też duży dom na południu Francji, gdzie wszyscy się spotykają. To tam tętni rodzinne życie, a on jest najszczęśliwszy w otoczeniu bliskich. Lubię patrzeć, jak razem przygotowują pasty, biesiadują, śpiewają, grają na instrumentach, żartują. On sam doskonale gotuje, lubi wymyślać potrawy, robi na przykład wykwintną zupę z szampana, ale także świetne pasty, mięsa z grilla i koktajle warzywno-owocowe. Chciałabym już tam być!
------
Aleksandra Kurzak - śpiewaczka operowa, sopranistka. Ma 36 lat. Córka Jolanty Żmurko, śpiewaczki, i Ryszarda Kurzaka - waltornisty. Po ukończeniu Akademii Muzycznej we Wrocławiu studiowała w Hochschule für Musik und Theater w Hamburgu. Laureatka Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki, konkursów w Helsinkach, Barcelonie oraz Kantonie. Była solistką Staatsoper w Hamburgu, związana m.in. z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, ROH w Covent Garden w Londynie , Bayerische Staatsoper w Monachium, wiedeńską Staatsoper. Z partnerem Roberto Alagną ma córkę Malènę.
Roberto Alagna
Historia naszego poznania się przypomina bajkę. Można nie wierzyć w przeznaczenie, a jednak coś w tym jest, bo los nam sprzyjał. Spotkaliśmy się w Royal Opera House w Covent Garden w Londynie. Wcześniej długo się zastanawiałem, czy przyjąć rolę w "Napoju miłosnym" Donizettiego, bo nie grałem jej od 17 lat. W tym czasie miałem inne propozycje, w końcu zdecydowałem się jednak na Donizettiego. Nie znałem Aleksandry, ale słyszałem o niej i z ciekawości obejrzałem kilka jej arii na YouTube. Pomyślałem sobie, że to już inna, młodsza generacja artystów, i zastanawiałem się, jak się nam będzie razem pracowało. Pierwszy raz zobaczyliśmy się w operowej kantynie. Powitała mnie słowem "maestro", zaśmiałem się i zaproponowałem, żeby mówiła mi po imieniu. Byłem zaskoczony jej urodą: przyciągała wzrok, błyszczała tajemniczym urokiem, śliczna i elegancka, w sukience w kolorze jagodowym. Kiedy kupowała kawę w barze, wyciągnęła portfel, a ja zauważyłem, że ma w nim wszystko starannie poukładane.
Aleksandra świetnie mówi po włosku, więc doskonale nam się rozmawiało. Spodobały mi się jej inteligencja, poczucie humoru, ale i swoboda, z jaką podchodzi do życia. Znam wiele wybitnych śpiewaczek operowych i wiem, że bywają trudne, chimeryczne. Ona zaś nie tylko jest wybitną artystką, ale przy tym bezpretensjonalną i bezpośrednią dziewczyną. Nie ukrywa słabości, nikogo nie udaje, jest sobą. Dobrze było poznać kogoś, kto w naszym trochę odrealnionym świecie zachowuje się tak normalnie. Jednak jej podejście do zawodu jest bardzo profesjonalne. Od początku połączyły nas pasja do muzyki i styl pracy.
Aleksandra nie boi się wysiłku i wiecznie coś ulepsza w swojej grze, śpiewie. Próby na scenie wychodziły nam znakomicie, codziennie rano wstawałem i z radością myślałem o rozpoczynającym się dniu. Wstąpiła we mnie nowa energia i bez zbędnego rozważania, dywagowania poczułem, że jestem zakochany... jak nastolatek. Gdy przebywamy z sobą, czujemy, że jesteśmy do siebie podobni. Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają, a moim zdaniem tak nie jest. Oboje żyjemy operą, ciągle o niej rozmawiamy. Aleksandra chyba nie ma wad, a jeśli nawet jakieś są, to takie malutkie, niezauważalne, które mi nie przeszkadzają. Myślę, że swój charakter i ciepło, które od niej promieniuje, zawdzięcza w dużej mierze rodzicom i wychowaniu. To ludzie związani z muzyką, którzy mieli pasje, ciężko pracowali, a jednak potrafili stworzyć prawdziwy dom. Kiedy poznałem jej mamę i ojca, zrozumiałem, że umieją mądrze żyć. Dla mnie rodzina też jest bardzo ważna. Cieszę się, że łączą nas te same wartości. Ale na co dzień staramy się żyć jak inni - pójść na zakupy do supermarketu, wspólnie coś ugotować.
Aleksandra ma świetny gust, pomogła mi wyposażyć i udekorować dom na południu Francji, dziś jego wnętrze wygląda zupełnie inaczej. Dobrze czuję się też w jej mieszkaniu w Wilanowie, które zaprojektowała przyjaciółka Aleksandry, architekt wnętrz. Chcemy, aby zajęła się również naszym paryskim apartamentem. Niedawno poczułem, że bardzo pragnę zwykłego życia i takiego normalnego "osadzenia się", spokoju. Czasem mówię do Aleksandry: "Będziesz się ze mną nudziła, bo mam dość tego świata przyjęć, premier, najchętniej w wolnych chwilach siedziałbym w domu", a ona wtedy się śmieje i dodaje, że też już nie potrzebuje tego blichtru. Uczę się od niej wielu rzeczy, zacząłem korzystać z internetowych mediów: Facebooka, Skype’a. Może śmiesznie to zabrzmi, ale nigdy nie miałem samochodu, bo nie był mi potrzebny.
Przemieszczam się głównie samolotami, a teraz sam poprosiłem, aby Aleksandra wybrała i kupiła nam auto, którym będziemy podróżować we trójkę. Jestem przyzwyczajony do zmian, szybko się aklimatyzuję, nie jestem w jednym miejscu dłużej niż kilka tygodni. Dzięki Aleksandrze odkrywam nowe miasta: Warszawę, Wrocław. Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Polski, był listopad, trochę szaro, ale zaskoczył mnie porządek, spokój. Nasze wspólne życie nie będzie łatwe, wymaga zmiany planów, wielu kompromisów. Oboje mamy kontrakty podpisane na pięć lat, Aleksandra, kiedy była już w ciąży, musiała zrezygnować z kilku propozycji, odwołać koncerty. Wiosną ma zaplanowane próby w operze w Bilbao - debiut w "Purytanach" Belliniego, potem czeka na nią mediolańska La Scala. Będzie jej trudno łączyć opiekę nad córką i pracę, ale będę ją wspierał i jej pomagał. Teraz czekamy na dokumenty dla Malèny, tak bardzo potrzebuję ich obu tutaj, w Orange, trudno mi przygotowywać się do roli, bo czuję się samotny.
Przez Skype’a patrzę z dumą, jak Aleksandra z dnia na dzień uczy się być mamą, jaka jest delikatna, jak zajmuje się córeczką. Podczas porodu czułem się okropnie, nie mogąc jej pomóc. Powróciły smutne wspomnienia, traumy, bałem się o Aleksandrę, bo pierwszą żonę straciłem, gdy Ornella miała rok. Florence umarła na raka mózgu. Byłem młody, musiałem szybko dojrzeć do roli ojca, a teraz jest odwrotnie: mam 50 lat i małą córeczkę. Ostatnio Ornella zadzwoniła do mnie i powiedziała, że szykuje pokój dla siostry w naszym mieszkaniu w Paryżu. Rozczuliła mnie tym. Starsza córka szybko zaakceptowała Aleksandrę, bo widzi, jak bardzo jestem szczęśliwy. Dziś czuję, jakbym narodził się na nowo i dostał szansę od Boga na piękne życie. W lecie na południu Francji weźmiemy ślub, bo jestem Sycylijczykiem tradycjonalistą i nie mogę już dłużej czekać.
--------
Roberto Alagna - śpiewak operowy, tenor, z pochodzenia Sycylijczyk. Ma 50 lat. Jako nastolatek śpiewał w paryskich kabaretach, sam uczył się śpiewu klasycznego. Wygrał Konkurs im. Luciana Pavarottiego w Filadelfii i w 1988 r. zadebiutował w "Traviacie" Verdiego. Śpiewa w La Scali, ROH w Covent Garden, Metropolitan Opera. Specjalizuje się w repertuarze francuskim oraz lirycznych rolach włoskich. Był żonaty z Florence Lancien, która zmarła w 1994 .r na raka mózgu. Z tego związku ma córkę Ornellę . 29 stycznia 2014 r. przyszła na świat córka śpiewaka i polskiej sopranistki Aleksandry Kurzak.
Monika Głuska-Bagan
PANI 4/2014