Ennio Morricone. Muzyka nie jest językiem uniwersalnym
Skomponował muzykę do ponad 500 filmów, otrzymał Oscara, sprzedał 70 milionów płyt. Ale co właściwie o nim wiemy? Jakie były początki jego kariery i jak układała się współpraca z reżyserami? Jaką rolę odegrała w jego życiu żona? O kulisach sławy i o życiu prywatnym Ennio Morricone opowiada w autobiografii „Moje życie, moja muzyka”.
Choć nie można jej dotknąć ani ścisnąć w rękach i pozornie można byłoby się bez niej obejść, najprawdopodobniej muzyka towarzyszyła człowiekowi od zarania dziejów. Dźwięk, magiczno-hipnotyzujące zjawisko, mit, boskość, uczta dla zmysłów, byt społeczno-kulturowy. Muzyka to twardy orzech do zgryzienia dla wielu badaczy historii. Część z nich chętnie sprowadza ją do subiektywności i matematyki, do powstawania i istnienia. A według ciebie skąd się wzięła muzyka?
Ennio Morricone: - Może jakiś nasz przodek wiele tysięcy lat temu odkrywszy, jak wydawać dźwięki za pomocą strun głosowych, zaczął powoli je modulować, uzyskując coraz bardziej precyzyjne brzmienie, przeistaczając w końcu krzyk w śpiew. Głos odtwarza melodię, nawet gdy mówimy. Oczywiście nie możemy być pewni początków dziejów, ale ja widzę właśnie takiego człowieka, naszego pradziada, którego nazywam czasami Homo Musicus.
Pewnego dnia zaczął uderzać kością w skałę i skonstruował w ten sposób broń. Ale i pierwszy instrument perkusyjny. Potem znalazł pustą w środku trzcinę, przez którą chwilę przed nim gwizdał wiatr. Może dzięki kolejnym próbom i eksperymentom zauważył, że dźwięk jest wytwarzany nie tylko przez podmuch, ale też strzepywaną skórę, wibrujący metal czy uderzające o siebie kamyki, zupełnie jak szarpana struna. I tak odkrył instrumenty, brzmienia, zjawisko drgań, szereg harmoniczny, opisywany już przez Pitagorasa.
Ludzkie serce oferuje nam stosunkowo miarowe bicie i gra na instrumencie perkusyjnym może stać się jasnym dla każdego przesłaniem muzycznym. Chyba nieprzypadkowo muzyka prehistoryczna opiera się na drganiu instrumentów i śpiewie. W najważniejszych momentach życia - od narodzin po śmierć, w życiu wojskowym i religijnym - muzyka podkreślała wymiar najistotniejszych wydarzeń, oferując zmysłową, zewnętrzną i przede wszystkim wewnętrzną wykładnię tego, co człowiekowi gra w duszy. Tak pozostało do dziś, ponieważ czasem zastosowanie muzyki i dostrojenie jej do obrazu, zwłaszcza w branży reklamowej, bazuje właśnie na naszych instynktach. Muzyka budzi emocje na podstawie najprostszych skojarzeń. Czym jest? Może nigdy nie uda się udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ale pytanie to zawsze miało i wciąż ma ważny wydźwięk filozoficzny. Może "muzykowanie" pozwala nam zaspokoić pierwotną potrzebę komunikowania się, która wręcz przewyższa pociąg do kreatywności.
Wygląda na to, że kreatywność i komunikacja to dwa narzędzia używane przez człowieka, by zaistnieć i poczuć przynależność do większego bytu. Innymi słowy, by przeżyć. I to już od narodzin, bo dla noworodka próby skomunikowania się z matką mają fundamentalne znaczenie i są podyktowane instynktem przeżycia.
- Pomyśl o wspomnianym wcześniej krzyku: pozwalał powiadomić o naszym istnieniu innych ludzi i cały świat. Przekształcony w formę komunikacji stał się śpiewem. Czy to nie czary? Z czasem śpiew stał się kodem, będącym wypadkową obyczajów i tradycji danej społeczności lub kultury, bądź przynajmniej jej części, która go wytwarza i używa, kodem zrozumiałym dla twórcy muzyki i dla słuchacza.
Językiem?
- Językiem, który tak jak inne formy komunikacji ewoluował, rozkwitał i zanikał wraz z rozwojem ludzkości. Ale uwaga: nie uznaję koncepcji muzyki jako "języka uniwersalnego". Komunikacja opiera się na bardzo złożonych i różnorodnych parametrach o charakterze głównie kulturowym, a więc ograniczonych do określonego obszaru i okresu historycznego, dokładnie jak ma to miejsce z językami, które różnią się od siebie w zależności od epoki i państwa.
Jak przebiega komunikacja poprzez muzykę?
- Jedni ją wymyślają i wykonują, a drudzy z niej korzystają. Medium pośrednik zmienia się za każdym razem. To może być muzyk, płyta, radio, telewizja, internet... Kompozytor jest uwarunkowany swą kulturą muzyczną, przyzwyczajeniami, stylem pracy, który rozwinął dzięki nauce, zawodowym doświadczeniem i przyswajaniem różnych języków muzycznych oraz historii muzyki, którą powinien znać, choć czasem jej nie zna. W każdym przypadku nawet najbardziej nieograniczony i wolny kompozytor ma do czynienia z praktykami, które się w nim z czasem zakorzeniły, obejmującymi też gatunki, formy, instrumenty i metody komponowania.
Masz na myśli kody językowe danej wspólnoty lub kultury?
- Nazywam je uwarunkowaniami, które mogą być świadome bądź nie, mieć podłoże muzyczne bądź spoza tego obszaru, być wewnętrzne bądź zewnętrzne. To one wpływają na kształt i życie jednostki w określonym kontekście.
Muzyczne przesłanie dociera do słuchacza lub użytkownika, który ze swej strony jest także uzależniony od kultury, z której się wywodzi, od swych doświadczeń z muzyką oraz przyzwyczajeń w obrębie jej słuchania. Na przykład kilka lat temu podczas jakiejś dyskusji jeden z moich rozmówców stwierdził: "Nie lubię Mozarta, bo jest nudny. Same gawoty i menuety. Jest strasznie przewidywalny".
Krytyka wydała mi się mocno przesadzona, ale próbowałem zrozumieć inny punkt widzenia. W odpowiedzi starałem się bronić Mozartowskiego geniuszu, podkreślając historyczny i artystyczny kontekst. To, co dla mnie zabrzmiało jak bluźnierstwo, dla tamtego pana było szczerym wyznaniem prawdy. On, słuchając Mozarta, się nudził. Oczywiście Mozart nie musiał mu się koniecznie podobać, ale pomyślałem, że najprawdopodobniej zabrakło mojemu rozmówcy właściwego przygotowania albo był przyzwyczajony do innego rodzaju muzyki. I doszedłem wtedy do wniosku, że słuchając muzyki, do której nie przywykliśmy, nie zawsze zdołamy ją docenić i że można pozostać głuchym nawet w obliczu wyczuwalnie bogatego utworu, który kultura przedstawia nam jako arcydzieło najwyższej jakości.
I tak wracamy do doświadczenia, które - jako użytkownicy - zdobyliśmy, do narzędzi, których często nam brakuje, ponieważ nikt nie nauczył nas z nich korzystać, nawet w szkole, która wymaga zdecydowanej reformy, i to zapewne nie tylko w obrębie nauczania muzyki.
Kwestia komunikacji prowadzi do filozoficznych pytań. Czy może istnieć muzyka niekomunikacyjna? Typu: dwie osoby się spotykają, ale rozmawiają w innych językach i nie mogą się zrozumieć?
- Niestety może tak się zdarzyć i się zdarza, zwłaszcza w muzyce współczesnej. Tak jak już wcześniej powiedziałem, nie postrzegam muzyki jako uniwersalnego języka, który przemawia do wszystkich w ten sam sposób i, co za tym idzie, nie wierzę też w uniwersalną niekomunikatywność. Po prostu kontakt z pewnymi utworami może okazać się dla niektórych bardzo trudny. Skoro może to dotyczyć Mozarta, to co powiedzieć o muzyce awangardowej, eksperymentalnej, którą tworzyliśmy w Darmstadt, gdzie często kompozycyjne i organizacyjne zasady nie były intuicyjne, lecz naukowe, a niekiedy wręcz przypadkowe? Najczęściej odbiorca nie jest tego świadomy, nie zna założeń i nie wie, jak podejść do takich propozycji.
Muzyka go nie porywa. Czy to znaczy, że niekiedy muzyka nie jest językiem?
- Dokładnie o to chodzi. Niektóre utwory nie chcą nieść znaczenia, nie chcą czegoś "przekazać" ani "opowiedzieć", przynajmniej w tradycyjnym dla Zachodu rozumieniu. Muzyka pozostaje językiem w sensie kodu stworzonego przez kompozytora, ponieważ odbieramy zmysłami zakodowane jednostki, które z przyzwyczajenia staramy się rozszyfrować, tyle że język ten za każdym razem się zmienia w zależności od kompozytora. I, co za tym idzie, niewielu go rozumie.
Fragment pochodzi z autobiografii Ennio Morricone "Moje życie, moja muzyka" (Wydawnictwo MANDO 2018)