Joanna Ławicka: "Warto zadbać o to, żeby spowiedź nie była dla dziecka karą"
- Szukałabym takiego księdza, który nie skrzywdzi mojego dziecka. Nie szukałabym sposobu na to, jak wytłumaczyć dziecku: "będziesz klęczeć w konfesjonale, może będziesz się bać, może to będzie dla ciebie trudne, ale wiesz, to bardzo ważny element naszego życia duchowego. Trzeba wyznać grzechy, potem ksiądz da ci rozgrzeszenie. Dla Boga będziesz oczyszczona, dostaniesz pokutę, ale to nic strasznego. Przecież to nie jest kara, to taki rytuał kościelny. Odmówisz Zdrowaś Mario i Ojcze Nasz, i już będzie po wszystkim" - mówi Joanna Ławicka, pedagog specjalny, doktor nauk społecznych w zakresie pedagogiki.
Ewa Koza, Interia.pl: W Ewangelii św. Jana można przeczytać słowa, którymi Jezus zwrócił się do apostołów: "Weźmijcie Ducha Świętego, którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, którym zatrzymacie, są im zatrzymane". Zastanawia mnie jak praktykowana w Kościele katolickim forma spowiedzi wpływa na rozwój młodego człowieka. Wszak w konfesjonale klękają już 8-letnie dzieci.
Joanna Ławicka: - Niedawno czytałam wywiad z jezuitą, który wypowiadał się na temat istoty spowiedzi, odniósł się też do spowiedzi osób małoletnich. Jak stwierdził, nie można używać argumentu, że dziecko nie posiada jeszcze na tyle zaawansowanego rozwoju moralnego, żeby mogło się spowiadać. Jak mówił, to nie jest prawda, bo rozwój moralności kształtuje się właśnie w ten sposób, że dzieci się karze. Przytoczę jego słowa: "przecież nikt nie będzie kwestionował sensu kary".
- To bardzo dużo mówi na temat kulturowego osadzenia istoty spowiedzi. Nie jest to coś, co ma wpłynąć na dobrostan dziecka w sposób wspierający, pozytywny. Ma to być coś, przez co ma się ono poczuć źle. Cytowany jezuita mówi wręcz, że spowiedź jest aktem wyznania rzeczy, które chcielibyśmy ukryć przed wszystkimi, czyli - z założenia - musi być trudna.
Zobacz także: Czy spowiedź na Wielkanoc jest obowiązkowa? Jak przygotować się do spowiedzi w Wielkanoc?
I jest trudna.
- W jego opinii, spowiedź jest z natury trudna, ale - jak twierdzi - nie jest przemocowa. No, może czasem taka będzie, ale to już są nadużycia. Czyli normalna, nazwijmy to - dobra spowiedź, to trudne doświadczenie, które kształtuje młodego człowieka moralnie. Ma mu wskazywać istotę dobra i zła.
- Możemy sobie przyjąć taki koncept kulturowy, ale nie ma on nic wspólnego z psychologią rozwoju człowieka. Nawet jeśli założylibyśmy, że w toku spowiedzi dzieje się coś, co można przyrównać do starogreckiego katharsis, czyli wyzwolenia z tego, co nas uwiera, warto się zastanowić, czy jest to coś, co chcemy fundować dzieciom.
Wielu osobom urodzonym w latach 70. i 80. coś takiego zafundowano z automatu, a taka "pałeczka" jest bardzo łatwa do przekazania.
- Ona jest prawie niemożliwa do nieprzekazania. Trzeba naprawdę ogromu samoświadomości i pracy nad rozwojem osobistym, żeby tej "pałeczki" nie przekazać dalej.
- Wrócę jeszcze do tego katharsis. Księża, teolodzy i osoby żywo związane z Kościołem katolickim, argumentują, że spowiedź jest jak pójście do psychoterapeuty. Jest jednak "drobna" różnica - psychoterapeuta pracuje w superwizji i jest merytorycznie przygotowany do udzielenia wsparcia emocjonalnego.
Ciekawe porównanie. Z tego, co mi wiadomo, chyba w żadnym gabinecie terapeutycznym nie rozpoczyna się rozmowy od klękania i wyznawania win.
- Żeby nie idealizować, zaznaczę, że środowisko psychoterapeutyczne też nie jest wolne od nadużyć, ale są mechanizmy, które mają chronić przed nieprawidłowościami w pracy psychoterapeuty. Jest superwizja, są szkoły psychoterapeutyczne i superwizje koleżeńskie, jest naprawdę dużo możliwości. Nie widzę ich w pracy kapłanów. Nie mogę zakładać, że zupełnie ich nie ma. Umiem sobie wyobrazić, że wyjątkowo światli księża, z przygotowaniem psychologicznym, spotykają się ze sobą i rozmawiają o sprawach związanych ze spowiedzią. Nie jest moim celem demonizowanie środowiska księży.
Obawiam się, że takie sytuacje nie są normą.
- Tak podejrzewam. Chodzi mi przede wszystkim o to, że nie ma wypracowanych strategii, które mają chronić przed nadużyciami. Mogą się zdarzać, incydentalnie, co oznacza, że w większości przypadków spowiedź będzie się toczyła bez mechanizmów zabezpieczających osobę spowiadającą się, w tym wypadku dziecko.
- Dochodzi jeszcze kwestia okoliczności, w których się znajdujemy w trakcie spowiedzi. Sięgnę do swojego doświadczenia, bo jako osoba urodzona w kraju katolickim, takowe mam. Jako uczennica szkoły podstawowej, byłam dość mocno zaangażowana w ruch oazowy. Mam z tego okresu kilka całkiem fajnych wspomnień związanych ze spowiedzią. Były to spowiedzi organizowane w ramach różnych wydarzeń, takich jak rekolekcje. Pamiętam msze pod gołym niebem i spowiedź, która była normalną rozmową z księdzem. On siedział na przykład na pniaku, a obok osoba, która się spowiadała.
- Spowiedź, która staje się dialogiem, może być jak najbardziej w porządku. Powtórzę jednak, że nie ma wypracowanych mechanizmów, które by sprawiały, że spowiedź dziecka staje się przyjemną, wspierającą rozmową, z dorosłą i emocjonalnie dojrzałą osobą.
- Zazwyczaj mamy do czynienia z okolicznościami konfesjonału, w którym kapłan siedzi, a osoba, która się spowiada klęczy. Całość jest wmontowana w scenerię charakterystyczną dla kościoła chrześcijańskiego z zamierzchłych wieków, kiedy sama budowla miała budzić strach przed Bogiem.
Przeczytaj również: Z jakich grzechów nie trzeba się spowiadać? Lista wyjątków jest długa
I przed człowiekiem. Pamiętam, że jako ośmioletnia dziewczynka bałam się tego obcego mężczyzny, przed którym kazano mi klękać w konfesjonale.
- Tak. Poczynając od budynku kościoła, poprzez usytuowanie ołtarza, konstrukcję konfesjonału, w który, są kraty i mrok, aż po pozycję klęczącą - wszystko to sprawia, że dziecko może się bać. Choćby w konfesjonale siedział najwspanialszy człowiek, sceneria sprawia, że dziecko - jako maluczkie, idzie do Boga - Istoty wielkiej, a ksiądz kojarzy mu się z tą Istotą wielką. Co więcej, on ma w swoich rękach życie tego młodego człowieka. Dziecko, które czeka na akt odpuszczenia grzechów i nadania pokuty, po prostu się boi.
Pamiętam, że dla mnie pokuta oznaczała karę.
- Ponownie zacytuję jezuitę, który nie ukrywa, że jego zdaniem, wychowanie ma być oparte na systemie kar.
Zacytuję więc panią: "dziecko wychowywane za pomocą kar i nagród ma bardzo utrudnione dojrzewanie moralne.
- Zdecydowanie tak. Podtrzymuję to, co kiedyś napisałam. To wynika z teorii rozwoju moralnego Kolberga. Weźmy ten newralgiczny okres, w którym dzieci zaczynają się spowiadać. To taki etap rozwoju, w którym młody człowiek jest z natury bardzo podatny na kary i nagrody. Rozpatruje kwestię dobra i zła na świecie przez pryzmat tego, czy jemu dzieje się krzywda, czy też nie. Właśnie na tym dorośli zbudowali ideę kary i nagrody. Zauważyli, że dzieci są na to wrażliwe i zaczęli im zaszczepiać model, w którym ukaranie oznacza coś złego, nagrodzenie zaś coś dobrego. Wymyślili sobie, że w ten sposób będą kształtować moralność dziecka. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie.
- Jeśli będziemy uderzać w czuły punkt tego etapu rozwoju, dziecko może pozostać na nim do końca życia. I mając 50 lat będzie dalej twierdzić, że dobre jest to, za co dostaje nagrodę, a złe jest to, za co dostaje karę.
Potem mamy zdziecinniałych dorosłych.
- I potem mamy przede wszystkim dorosłych niezdolnych do zdrowej oceny moralnej i etycznej, i ludzi, którzy w zależności od sytuacji, będą zmieniali punkt widzenia. Wystarczy, że zmieni się szef. Jeśli nowy będzie dawał kary i nagrody za inne rzeczy niż poprzednik, ludzie, którzy zostali tak wychowywani, nie będą mieli najmniejszego problemu z konformizmem. Dla nich to, co wczoraj było złe, dziś może być dobre, bo teraz za to można dostać nagrodę.
- To prosta konsekwencja zatrzymania młodego człowieka w rozwoju moralnym na poziomie: "kara to zło, nagroda to dobro". Jeśli nie przekażemy dziecku takiego skryptu, będzie w sposób naturalny dostawało od świata sygnały: "jest ci dobrze-jest ci źle". Nie musimy go karać, żeby zauważyło, że koledzy zaczynają go unikać, gdy zachowuje się w określony sposób. To naturalne konsekwencje naszego zachowania, o których w zamierzchłych, naprawdę zamierzchłych czasach pisał Rousseau, a my wciąż mamy problem ze zrozumieniem, że świat i tak dostarczy dziecku mnóstwa informacji, z których ono jasno wyczyta, co jest w porządku, a co nie.
- Co więcej, jeśli zdarzy się tak, że środowisko przegnie, dziecko zostanie na przykład objęte ostracyzmem w szkole, choćby z powodu innego koloru włosów - celowo upraszczam, to może zacząć mu się dziać krzywda. Najgorzej, jeśli wejdą na to restrykcyjni, dyscyplinujący dorośli. Jeśli nie dostrzegą problemu w ostracyzmie, będą bagatelizować sprawę - przecież nikt go nie bije, nikt go nie wyzywa, tylko nie zwracają na niego uwagi, w ostentacyjny sposób. Takie odrzucone dziecko może zacząć zachowywać się agresywnie wobec swoich rówieśników. Będzie próbowało przełamać ten mur, który wokół niego zbudowano. Wciąż się zdarza, że w takim momencie dziecko dostaje informację: "jesteś zły. Bijesz i kopiesz. Idź się wyspowiadaj!".
Tam dostaniesz karę.
- Dostaniesz karę, bo zrobiłeś coś złego. Tak się dzieje, gdy w otoczeniu dziecka nie ma mądrych dorosłych, którzy zauważą cały proces i dadzą dziecku wsparcie.
- Niektórym się wydaje, że jeśli nie kary i nagrody, to znaczy, że dziecku wszystko wolno. Naprawdę nie chodzi o chwalenia dziecka, które uderzyło kolegę. Chodzi o to, żeby podejść do tego młodego człowieka i z nim porozmawiać. Powiedzieć: "widzę, że jesteś tak sfrustrowany tym, że oni się do ciebie nie odzywali, że nie potrafiłeś nic innego zrobić, tylko ich skopać. To musi być dla ciebie bardzo trudna sytuacja". Trudne jest zarówno odrzucenie, jak i sytuacja, w której jest w dziecku tyle emocji, że musi kopać. Zakomunikujmy więc: "ja jestem dorosła i jestem tu po to, żeby ci pomóc rozwiązać tę sytuację w inny sposób". Tak damy dziecku wsparcie, którego w tej sytuacji bardzo potrzebuje.
- W tym, co powiedziałam nie padło ani jedno słowo na temat tego, że ono źle postąpiło, ale dziecko i tak się dowie, że kopanie nie jest najlepszym sposobem na rozładowanie frustracji. I nikomu nie przyniesie korzyści. Taki sposób formułowania przekazu nie jest prostym i prymitywnym: "zrobiłeś źle - masz grzech!".
Twoja wina!
- Polskie społeczeństwo chyba nie umie inaczej rozwiązywać problemów niż poprzez szukanie winnych. To się zaczyna już w przedszkolu. Trzylatki się pokłócą i krzyczą: "psze pani, psze pani, to nie moja wina!".
Przykre to, ale mam takie doświadczenia również z osobami dorosłymi, choćby w relacjach zawodowych. Ludzie nie potrafią przyznać się do błędu.
- To oczywiste! Przecież od małego jesteśmy wychowywani w przekonaniu, że błąd to grzech, błąd to jest zło. W rodzinach religijnych błąd będzie grzechem, w innych będzie złem, a za zło należy się kara. To jedno i to samo. Nie ma wielu rodzin, w których wychowuje się dzieci w przekonaniu: "błąd jest w porządku. Wszyscy popełniamy błędy".
Jak dać wsparcie 8-letniemu człowiekowi, którego rodzice, wychowani w wierze katolickiej, chcą by ich potomstwo żyło zgodnie z nauką tego Kościoła?
- Gdybym była rodzicem, który chciałby przygotować dziecko do pierwszej spowiedzi, szukałabym miejsca, w którym nie będzie musiało klękać w konfesjonale. I nie będzie musiało odbywać spowiedzi w tym rytuale. To można zorganizować inaczej.
- Szukałabym takiego księdza, który nie skrzywdzi mojego dziecka. Nie szukałabym sposobu na to jak wytłumaczyć dziecku: "będziesz klęczeć w konfesjonale, może będziesz się bać, może to będzie dla ciebie trudne, ale wiesz, to bardzo ważny element naszego życia duchowego. Trzeba wyznać grzechy, potem ksiądz da ci rozgrzeszenie. Dla Boga będziesz oczyszczona, dostaniesz pokutę, ale to nic strasznego. Przecież to nie jest kara, to taki rytuał kościelny. Odmówisz Zdrowaś Mario i Ojcze Nasz, i już będzie po wszystkim".
Mniej więcej takie słowa usłyszałam przed pierwszą spowiedzią od swoich rodziców. Niewiele mi to dało.
- O to chodzi. Choćbyśmy użyli najpiękniejszych słów, nie zmieni to faktu, że spowiedź nie jest sytuacją naturalną ani rozwojową. Jeżeli naprawdę bardzo by mi zależało, żeby dziecko przystąpiło do takiej spowiedzi, stanęłabym na rzęsach, żeby to była dla niego sytuacja absolutnie bezpieczna, do tego stopnia, że wcześniej zapoznałabym swoje dziecko ze spowiednikiem. Żeby to był ktoś naprawdę bliski, kogo dziecko lubi, kto jest dla niego troskliwy. Tacy księża też się zdarzają.
Spotkałam kilku takich.
- Nie chcę, żeby moje słowa wybrzmiały w ten sposób, że wszyscy księża to chodzące zło, bo tak nie jest. Myślę, że naprawdę można indywidualnie przygotować dziecko do spowiedzi. Jest jednak duży problem w masowości zjawiska.
Otóż to! Nie wierzę, że każdemu rodzicowi uda się zorganizować odrębne spotkanie z księdzem dla swojego dziecka. Jak to zrealizować w praktyce?
- Prawdopodobnie się nie uda. Co więcej, wielu osobom taki pomysł nawet nie zaświta. Bo gdyby powstała potrzeba innego realizowania spowiedzi, zwłaszcza dla osób małoletnich, to jestem pewna, że udałoby się chociaż trochę tę sytuację poprawić. Oczywiście jeśli byłaby to masowa, nie jednostkowa, potrzeba.
- Problemem jest to, że tak wychowany człowiek, nie ma w sobie krytycyzmu do zjawisk, które funkcjonują w jego życiu od zawsze. To trochę tak, jak z biciem dzieci. W Polsce wciąż 60 proc. ludzi uważa, że bicie dzieci jest okej. Myślę, że niemal wszyscy, którzy urodzili się w latach 70. i 80. byli bici. Wśród moich rówieśników nie znam nikogo, kto nigdy nie został uderzony. Jedni byli bici regularnie, inni od czasu do czasu. Jedni szmatą, inni kapciem, a jeszcze inni dostawali porządne lanie. I 60 proc. Polek i Polaków wciąż twierdzi, że okazjonalne bicie dziecka, na zasadzie klapsa, jest w porządku.
- Z czego to wynika? Z przekonania, że mnie bito i wyrosłem na fajnego człowieka. Identycznie jest ze spowiedzią. OK, to było nieprzyjemne, bałem się, ale wszyscy to przeżyliśmy, i jesteśmy porządni. Ba! Ludziom powstaje w głowach taka koncepcja, że właśnie dlatego jestem porządnym, moralnym, etycznym człowiekiem! Bo gdybym tego nie przeszedł, nie byłbym takim fajnym i dobrym. To oczywista bzdura.
- Z punktu widzenia rozwoju człowieka, można powiedzieć dokładnie odwrotnie: "stary, jesteś dobrym człowiekiem, pomimo tego, co przeszedłeś!". Być może miałeś fajną babcię, która siadła z tobą po tej spowiedzi, przytuliła cię i powiedziała" "no, wnusiu, to jest trudne".
Gadanie przed niewiele pomoże?
- Może coś tam da, ale bez przesady. Ale jeżeli dziecko już przeżyło tę spowiedź, wraca przestraszone, zdezorientowane, czasem nawet płaczące, i wtedy dostanie wsparcie, to może uchronić je przed tym, żeby trudna sytuacja nie stała się dla niego sytuacją traumatyzującą. Ale jeżeli to dziecko, raz, drugi, trzeci, dziesiąty, zostanie z tym smutkiem, dezorientacją, przerażeniem, wstydem - przecież istotą spowiedzi jest doprowadzenie do tego, żeby dziecko wstydziło się swoich uczynków - jeśli nie będzie miało gdzie odbarczyć takich emocji, może się to stać dla niego traumą.
- Trauma nie powstaje tam, gdzie jest trudne doświadczenie, tylko tam, gdzie takim trudnym doświadczeniem nikt się nie zaopiekował, a w większości wypadków nikt się tym nie zaopiekuje. Rodzice potrafią to wręcz wzmocnić, mówiąc na przykład: "to, co, odmówiłeś paciorek? Co dostałeś za pokutę? Bardzo dobrze! To teraz już będziesz pamiętał, żeby na przyszłość tego nie robić.
Przecież takie dziecko poczuje się upokorzone.
- To mamy we wzorcu kulturowym. Zachęcałabym katolików, którzy koniecznie chcą posyłać swoje dzieci do spowiedzi, żeby się zastanowili, czy da się to zorganizować w taki sposób, żeby było to dla ich dziecka przyjazne doświadczenie. Żeby ono wiedziało, z kim rozmawia i żeby wiedziało, że nie chodzi o to, żeby wzbudzić w nim nie wiadomo jak wielkie poczucie winy. Że spowiedź to rytuał kościelny, który - z teologicznego punktu widzenia - ma prowadzić do tego, żeby dziecko mogło stać się lepszym człowiekiem, bo pogada o błędach, nie o złych uczynkach, ale o błędach, które popełniło, i że ksiądz to ktoś, kto jakoś je wesprze. Przecież na tym polega odpuszczenie grzechów. To powinien być komunikat: "zbłądziłeś, trudno. Każdemu się zdarza. Idź i to przemyśl".
- Po spowiedzi trzeba udzielić dziecku porządnego, autentycznego wsparcia: "dzielny byłeś, wiem, że to było dla ciebie trudne, ale dałeś sobie radę. Zrobimy teraz coś przyjemnego". Warto zadbać o to, żeby spowiedź nie była dla dziecka karą.
Przeczytaj także: O czym pamiętać podczas spowiedzi? Zaniedbanie dobra to też grzech
***
Joanna Ławicka - pedagog specjalny, doktor nauk społecznych w zakresie pedagogiki. Prezes zarządu Fundacji Prodeste od 2013 r. Autorka książek "Nie jestem kosmitą. Mam zespół Aspergera", "Człowiek w spektrum autyzmu. Podręcznik pedagogiki empatycznej" oraz "Jarzmo. Spektrum przemocy". Ukończyła Uniwersytet Adama Mickiewicza na kierunku Pedagogika Specjalna w Poznaniu oraz studia doktoranckie na wydziale Historyczno - Pedagogicznym w Opolu. W Fundacji pełni funkcję prezesa zarządu. Prowadzi konsultacje dla rodzin dzieci w spektrum oraz nastolatków i dorosłych w spektrum. Superwizuje specjalistów pracujących z osobami w spektrum - indywidualnie i w placówkach edukacyjnych. Szkoli, wykłada, prowadzi warsztaty. Jest konsultantką Transkulturowej Psychoterapii Pozytywnej w trakcie kursu Master dla psychoterapeutów. Publikuje - nie tylko w czasopismach specjalistycznych. Jest autorką wielu artykułów o tematyce społecznej w popularnych magazynach. Swoje przemyślenia zapisuje także na blogu HackingSociety. Prywatnie - pisze wiersze, grywa w brydża, wychowuje troje dzieci.