Katarzyna Kwiatkowska: Gram, ale nie udaję

Co cię nie złamie, to wzmocni. U Katarzyny Kwiatkowskiej ta reguła potwierdza się co krok. Dzieciństwo bez ojca, opresyjne studia aktorskie, samodzielne, późne macierzyństwo... Kobiety w mojej rodzinie są twarde - wyjaśnia swoją siłę przetrwania. Aktorka totalna: dubbinguje, parodiuje, gra komicznie i dramatycznie. I tylko udawać nie potrafi. Przeczytaj fragment wywiadu z Katarzyną Kwiatkowską, który znajdziesz w lipcowym wydaniu magazynu Twój STYL.

Po studiach błąkała się bez pracy. Trafiła się reklama radiowa. Okazało się, że ma głos lepszy niż stali lektorzy
Po studiach błąkała się bez pracy. Trafiła się reklama radiowa. Okazało się, że ma głos lepszy niż stali lektorzyBartek Wieczorek/LAF Twój Styl

Przeprowadziłam test wśród twoich znajomych. Słyszałam: Kwiatkowska? Zaradna, samodzielna, odważna...

Katarzyna Kwiatkowska: No taaak. Muszę polegać na sobie, bo sama organizuję swoją codzienność: zamawiam pana do naprawy lodówki, pilnuję przeglądów auta, ogarniam rachunki... Jestem odpowiedzialną szefową swojego życia. Ale mi się podoba.

Wiele kobiet tego nie lubi.

- Tradycja. W mojej rodzinie najsilniejszymi ogniwami są kobiety. Ciotki, mama, no i babcie - choć obie urodzone w Warszawie, poznały się w sierocińcu na Kresach. Mieścił się w starym majątku hrabiostwa Tyszkiewiczów, w miejscowości Rożanystok. Jest tam sanktuarium, obraz Matki Boskiej Cudami Słynącej. Sierociniec prowadziły włoskie zakonnice. Przed wojną wysyłano tam dzieci z okręgu warszawskiego. Babcia Zosia, mama mamy, została potem w Różanymstoku. Babcia Stasia, mama taty, przyjeżdżała w odwiedziny z Warszawy. Rodzice poznali się dzięki przyjaźni Zosi i Stasi, razem spędzali wakacje. Taty nie pamiętam, bo małżeństwo rodziców trwało krótko. Wychowywałam się w otoczeniu nieprzeciętnych kobiet.

Domyślam się, że opowieści wystarczyłoby na książkę.

- Jeśli tylko mamy czas. Babcia Stasia, która wróciła do Warszawy na czas okupacji, mieszkała u ciotki na Woli i uczyła się krawiectwa. Opowiadała mi, jak w drodze do szkoły tramwajem musiała przejeżdżać przez teren getta. Tramwaj miał szyby zamalowane na biało, ale ludzie wyskrobywali monetami dziurki, przez które można było wyglądać. To był jeden z niewielu razy, kiedy babci zakręciły się łzy w oczach. A wiem, że była twardzielką. Lubiłam jej wspomnienia z czasu wojny, często o nie prosiłam. Imponowało mi, że jako nastolatka była sanitariuszką w powstaniu, w szpitalu polowym na Mokotowskiej. I że została z pacjentami jeszcze kilka dni po ewakuacji, kiedy Warszawa była już pusta.

- 10 października, w osiemnaste urodziny, wsiadła do transportu do Niemiec, peregrynowała przez obozy pracy i jenieckie łagry. Musiała być silna także po wojnie, bo miała troje dzieci rodzonych rok po roku i męża birbanta. Babcia Zosia była niezwykła w inny sposób. Miała talent muzyczny, zakonnice z jej sierocińca wysłały ją nawet do liceum w Wilnie, gdzie uczyła się śpiewu operowego. Ale nie została śpiewaczką. Osiadła na wsi, bo zakochała się szaleńczo w moim dziadku.

Okładka lipcowego wydania magazynu Twój STYL
Okładka lipcowego wydania magazynu Twój STYLTwój Styl
Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas