Kiedy rodzice odchodzą...
"Muszę zrobić coś, aby tata wrócił" - szlocha Kasia. Ma dopiero 4 lata. Tata Kasi zmarł kilka miesięcy temu. Do tej pory wszyscy myśleli, że Kasia nic nie rozumie. Że jest za mała. Nikt z nią nie porozmawiał.
"Gdybym była bardziej grzeczna, to tata by nie umarł" - mówi z przekonaniem 5-letnia Ania. Jej drobne barki niosą ciężar ogromnej odpowiedzialności. Przytłacza ją poczucie winy za śmierć, do której ani się nie przyczyniła, ani nie mogła jej powstrzymać. Jej tata zmarł na raka.
Psycholog Magdalena Czernecka i lek. med. Magdalena Mańka podczas pracy w katowickim domowym Hospicjum św. Franciszka poznały wiele dzieci, które musiały stawić czoła sytuacjom, na jakie nawet dorośli nie są gotowi. Śmierć rodzica, dziadka, babci, rodzeństwa... To właśnie dla nich przy poradni "Ogrody duszy" powstała grupa wsparcia, na spotkaniach której dzieci dzielą się doświadczeniami i emocjami.
"Ona niewiele wie"
- Pamiętam rozmowę z rodzicami 13-letniej dziewczynki - opowiada psycholog Magdalena Czernecka. - Mieli po ok. 40 lat. Pan chorował na raka. Oboje stwierdzili, że córka na pewno się martwi, ale że "niewiele wie", bo oni nic jej nie mówią. Zaproponowałam rozmowę z córką. Kiedy zaczęła mówić, rodzice coraz szerzej otwierali oczy ze zdumienia. Wiedziała wszystko. Poziom lęku, jaki niosła w sobie w związku z tym, że rodzice wprost z nią na ten temat nie rozmawiali, był ogromny.
Rodzice unikają rozmów, starają się ukryć chorobę lub stopień jej zaawansowania, by chronić dziecko. Ale te próby dają na ogół odwrotny efekt.
- Dzieci są jak barometr. Wyczuwają, co dzieje się w domu, najmniejsze wahania emocji - mówi Magdalena Czernecka. - Kiedy jesteśmy zajęci opieką nad osobą chorą, czasem nie dostrzegamy, że gdzieś z boku siedzi dziecko, które też coś przeżywa. Wielu rodziców uważa, że odsunięcie dziecka jest najlepszym rozwiązaniem, że w ten sposób ochronią je. Niestety, w takiej sytuacji musi ono sobie radzić samo i najczęściej jest tak, że sobie nie radzi. Brak informacji dostosowanych do wieku dziecka rodzi domysły, a poza tym nie daje szansy na bycie z rodzicem, którego prawdopodobnie wkrótce zabraknie.
- Również w pierwszym okresie żałoby dorośli często skupiają się na sobie i na swoim cierpieniu. Dzieci zostają ze swoimi myślami same - mówi Magdalena Mańka.
Ale natura nie znosi próżni. Tam, gdzie zabrakło rozmowy i informacji, wkrada się lęk.
To nie twoja wina...
- Dziecko bardziej się boi, kiedy tylko domyśla się tego, co może się wydarzyć, niż kiedy jasno mu się mówi, jakie mogą być scenariusze rozwoju wypadków. Domysły dzieci, ich wyobrażenia, są dużo straszniejsze niż rzeczywistość - zaznacza psycholog.
Wyobraźnia nie tylko pozwala uzupełnić brakujące elementy układanki, ale także zinterpretować rzeczywistość w sposób, który dorosłym nie przeszedłby przez myśl.
- Rodzic słabnie, inaczej wygląda, nie ma siły bawić się z dzieckiem. Jeśli ono nie wie, że rodzic choruje, będzie czuło się winne, że być może zrobiło coś nie tak - mówi Magdalena Czernecka. - Dzieci prezentują pewien rodzaj magicznego myślenia. Wydaje im się, że mają wpływ na swoich rodziców, że mogą zrobić coś, co sprawi, że rodzic wyzdrowieje, albo że zachorował, bo coś przeskrobały. Dlatego szczere i otwarte rozmowy od początku, kiedy pojawia się choroba, pozwalają dzieciom zrozumieć, że rodzina musi przystosować się do zmiany, a zarazem zwalnia je z odpowiedzialności za życie rodzica.
- Oczywiście, dziecko nie powinno być świadkiem drastycznych scen - podkreśla Magdalena Mańka. I tu pojawia się problem. Rodzice często nie wiedzą, ani jakie informacje będą odpowiednie dla wieku dziecka, ani jak je przekazać - kiedy jest właściwy moment i co powiedzieć. Przecież nawet dorosłe osoby często nie potrafią rozmawiać o śmierci.
Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci?
Na samą myśl zasycha w ustach. Jakich słów użyć wobec np. 8-latka? Czy nie przerazimy go jeszcze bardziej? Czy ta rozmowa nie będzie brutalnym końcem beztroskiego dzieciństwa? Czy nie lepiej odwlekać ją tak długo, jak tylko się da?
Magdalena Czernecka uspokaja - nie będziemy rzucać dziecka na głęboką wodę: - Nie mówimy: "słuchaj córeczko/synku, tatuś umrze". Mówimy, że jest chory, że ta choroba jest trudna i nieprzewidywalna i na razie nie wiemy, jak się rozwinie. Że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby było dobrze, że będziemy się starać. Że mamy do pomocy lekarzy, ale nie wiemy, co nam się uda osiągnąć. Powinniśmy zacząć rozmawiać z dzieckiem w momencie, kiedy dowiadujemy się, że osoba jest chora. Nie powinniśmy tego przed nim ukrywać.
Chodzi o to, żeby sobie zostawić dobre wspomnienia i uczucie, że ja nigdy nie przestaję mieć rodzica, nawet jeśli on umiera. Bo ten rodzic jest we mnie, płynie w mojej krwi. Nigdy go nie stracę.
- W pewnym momencie dziecko samo zapyta np. "Czy ty umrzesz?"... To oznacza, że jest gotowe na rozmowę, można mu wtedy powiedzieć: "Wiesz, może się tak zdarzyć". Rodzice często zaprzeczają. Zapewniają, że tak nie będzie, ale to jest nieprawda i dziecko to wyczuwa - podkreśla Magdalena Czernecka i dodaje: - Warto jest słuchać dziecka i podążać za nim w rozmowie. Nie zmuszać go, jeśli nie chce o czymś rozmawiać lub w czymś uczestniczyć, ale też nie blokować tematów, które dziecko samo wnosi. Być otwartym na to, co dzieci chcą wiedzieć.
Trudne tematy
Ale jak odpowiadać dziecku na pytania, na które sami nie znamy odpowiedzi? Śmierć jest tematem przykrym i niewygodnym, jednym z tych, na które rzadko znajdujemy czas przy obecnym tempie życia.
- To dobry moment, aby zacząć na te tematy rozmawiać, oswajać dzieci, oczywiście adekwatnie do tego, w co wierzymy - mówi Magdalena Czernecka. Dlatego warto poświęcić nieco czasu, by zastanowić się, w co właściwie wierzymy.
- To trudne momenty, bo kiedy dziecko pyta, co się dzieje po śmierci, może się okazać, że ja, dorosła, nigdy się nie zastanawiałam nad tym, że jestem śmiertelna i kiedyś odejdę. Co mogę powiedzieć dziecku, jeśli sama tego dla siebie nie nazwałam albo sama czuję ogromny lęk? - podkreśla psycholog Magdalena Czernecka.
W grupie
Wielu rodziców nie czuje się na siłach podjąć rozmowy na trudne tematy, ale mimo to zdaje sobie sprawę, że dzieci nie powinny zostać z tematem same. A jak wyglądają spotkania grupy wsparcia?
- Podczas zajęć chodzi głównie o wyrażenie emocji - mówi psycholog Magdalena Czernecka. - Nie wprowadzamy tematu śmierci od razu. Na początku mówimy jednak, że jesteśmy tutaj z jakiegoś powodu - każdemu ktoś odszedł. Ten temat staje się tłem. Dzieci trochę się bawią, rysują, rozmawiamy o stratach. Dzieci wyjaśniają, jak rozumieją stratę: że to np. wyrwanie zęba, obcięcie włosów, zgubienie ulubionej zabawki. Mówiąc o takich rzeczach, dzieciom łatwiej jest zrozumieć, czym jest strata i co czują, kiedy coś tracą.
- Nie zaczynamy od tego, że stratą jest śmierć osoby najbliższej, bo to często jest obarczone tak dużymi emocjami, że dla dzieci taka rozmowa byłaby w ogóle niemożliwa. Gdybyśmy tak próbowali pracować, dziecko nic by nam nie powiedziało. Jeśli jednak oswajamy temat na przykładzie zupełnie innych doświadczeń z życia dziecka - doświadczeń, które są udziałem właściwie wszystkich dzieci i ludzi - to te emocje również się pojawiają, ale nie są tak duże.
- Dzieci opowiadają np. o tym, że kiedy wyrastają z ulubionego ubrania to jest im smutno i są trochę złe. W ten sposób nawiązują kontakt ze swoimi emocjami. Robią dla nich przestrzeń, uczą się je nazywać, wyrażać, akceptować, a później uczą się, jak sobie z nimi radzić...
- Pytamy dzieci: co robisz, kiedy to czujesz? Co miałbyś ochotę zrobić? Trochę naprowadzamy, trochę podążamy za dzieckiem.
- Jeśli dziecko mówi, że woli zapomnieć, pytamy, czy to mu pomaga, czy nie jest tak, że później nagle się to przypomina i jest jeszcze bardziej smutno. Drążymy temat, żeby pokazać dziecku, że odpychanie emocji nie jest najlepsze, że nic dobrego nie przynosi.
- Celem jest nauczenie dzieci wyrażania tego, co czują. Jeśli dzieciom udaje się to w prostych rzeczach, to same zaczynają mówić o tych poważnych. My nigdy nie pytamy o to wprost. Przychodzi moment, w którym dziecko samo mówi: "Kiedy tata umarł, było mi bardzo smutno". Oznacza to, że jest gotowe na poruszenie tego tematu.
- Jeśli dziecko zacznie płakać, to pozwalamy mu na to. To jest niezwykle poruszające, jak dzieci w grupie same siebie nawzajem wspierają. Bo nagle inne dzieci mówią: "Ja też tak czułem", "Było mi bardzo trudno", "Byłem bardzo zły". My stwarzamy dobrą, bezpieczną przestrzeń dla tych dzieci, aby mogły mówić i nawzajem się wspierać, dzieląc się swoimi przeżyciami. Czasem to jest chwila, po której dzieci zostawiają temat i pytają "a w co się pobawimy"?
- Wtedy możemy nazwać dwoma zdaniami to, co się wydarzyło i przechodzimy dalej. I to jest tak naprawdę przeżywanie żałoby. Robimy miejsce na jakąś emocję i idziemy dalej. Dochodzimy do takiego momentu, w który możemy pożegnać się z tą osobą i zrobić sobie miejsce na swoje życie.
- Dzieci biorą od rodziców życie, które im dali i mogą zrobić z nim coś dobrego na ich pamiątkę. A to uda się, jeśli pożegnają się z rodzicem, przeżyją żałobę i wezmą życie w swoje ręce, a nie dzięki temu, że będą rozmyślać nad osobą, która zmarła i umartwiać się. Chodzi o to, żeby sobie zostawić dobre wspomnienia i uczucie, że ja nigdy nie przestaję mieć rodzica, nawet jeśli on umiera. Bo ten rodzic jest we mnie, płynie w mojej krwi. Nigdy go nie stracę.
Na to ma jeszcze czas?
Pomysł stworzenia grupy wsparcia dla dzieci narodził się, kiedy do hospicjum zgłosiła się matka szukająca pomocy dla dzieci, które były przy śmierci swojej siostry. - Ta matka szukała wsparcia, ale nie uzyskała go, chociaż była w wielu instytucjach - mówi M. Mańka, podkreśla jednak, że: - Praca z rodzicami jest często niemożliwa, bo rodzice nie chcą rozmawiać o problemach całej rodziny. Stąd wzięła się idea, by pracować z dziećmi w grupie.
Psycholog Magdalena Czernecka dodaje, że rodzice często nie wiedzą, jak dobrać sposób rozmowy do wieku dziecka, ale po konsultacji z psychologiem radzą sobie doskonale.
- Myślę, że nie ma dziecka za małego na to, aby mówić, że rodzic jest słaby, że się gorzej czuje i jest chory. To jest elementem życia. Po prostu.
- Dla dzieci w wieku przedszkolnym śmierć jest abstrakcyjna, wydaje im się, że to jest coś odwracalnego, że jak ktoś umiera to przecież wróci. Dzieci w wieku około 6 lat mają już świadomość, że ktoś umiera i nie wraca, ale wciąż mają poczucie, że to ich nie dotyczy. Starsi ludzie umierają, ale my - nie. Dla dziecka to, że ono kiedyś umrze jest niewyobrażalne. Dzieci w pewnym momencie zaczynają zadawać pytania o śmierć, czym rodzice są często przestraszeni. Ale dziecko 6 letnie, zadając takie pytanie nie ma nawet lęku - weźmie go dopiero od przestraszonego rodzica.
Około 8 roku życia u dziecka zaczyna się pojawiać świadomość, że ono też umrze i związany z tym lęk.
"Nie płacz, nie płacz"
A jakie sygnały powinny zaniepokoić rodziców i skłonić do szukania pomocy psychologa?
- To wszelkie zachowania niestandardowe. Czasami dziecko zaczyna nagle straszliwie płakać, a ludzie w naturalnym odruchu pocieszają je "nie płacz, nie płacz". Ale jeśli powiemy "nie płacz, nic się nie dzieje" to zamykamy drogę, tracimy przestrzeń do rozmowy, a problem nie zniknie. Staje się tematem tabu - mówi Magdalena Mańka.
Magdalena Czernecka zaznacza, że tłumienie emocji nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale może mieć daleko idące konsekwencje w przyszłości.
- Czasem dorośli ludzie przychodzą na terapię i okazuje się, że wracamy do momentów nieprzeżytej żałoby. Zatrzymane emocje sprawiają, że coś w nas się blokuje... Jakby jakaś część nas zatrzymywała się w rozwoju. Może nie tyle umierała, ale odłączała się od reszty. Nie doświadczamy siebie w pełni, czegoś nam brakuje, za czymś podskórnie tęsknimy. To może również prowadzić do wielu chorób o podłożu psychosomatycznym, które wynikają z zablokowanych emocji.
(Imiona dzieci zostały zmienione)