Księżna ze smutnej bajki
20 lat od śmierci lady Diana znów zabiera głos – Brytyjczycy obejrzeli nagrania, na których księżna Walii opowiada o intymnych szczegółach małżeństwa z księciem Karolem. „Mitomanka i manipulatorka”, mówią jedni, „dobra, nieskazitelna”, oceniają inni. Paradoks, że mimo tylu źródeł księżną wciąż otacza tajemnica. Jaka naprawdę była Diana? – pytamy Magdalenę Niedźwiedzką, autorkę trylogii o Karolu, Dianie i Camilli.
Diana Spencer i książę Karol zaręczyli się w lutym 1981 roku po zaledwie kilkunastu spotkaniach. Książę, zakochany w Camilli Parker Bowles, mężatce, z którą łączył go romans, pod naciskiem rodziny królewskiej miał poślubić 12 lat młodszą Dianę. "Ślub stulecia" odbył się 29 lipca 1981 roku - 600 tysięcy ludzi pojawiło się na ulicach Londynu, a kolejne 750 mln obejrzało ceremonię w telewizji. Diana - od początku świadoma miłości Karola do Camilli - chorowała na bulimię, a po urodzeniu księcia Williama w 1982 roku także na depresję.
Po narodzinach Harry’ego w 1984 roku para zaczęła prowadzić oddzielne życie - Karol odnowił znajomość z Camillą, Diana wdawała się w romanse, m.in. ze swoim ochroniarzem. Gdy w 1992 ukazała się biografia "Diana: Jej prawdziwa historia", w której księżna Walii zdradza intymne szczegóły małżeństwa z Karolem, ogłoszono separację pary książęcej. Trzy lata później udzieliła telewizyjnego wywiadu, w którym winą za problemy małżeńskie w całości obarczyła Karola, przemilczając swoje zdrady. Karol odpowiedział podobnym wywiadem i w 1996 roku para się rozwiodła. Pod koniec sierpnia, w 20. rocznicę śmierci księżnej Walii, w Wielkiej Brytanii premierę miał film dokumentalny "Diana: In Her Own Words", zawierający fragmenty prywatnych nagrań wideo, które powstały na początku lat 90., gdy Diana przygotowywała się do wywiadu dla BBC. Brytyjska telewizja wcześniej nie odważyła się ich pokazać - na nagraniach tych Diana z intymnymi szczegółami opowiada o swoim nieudanym małżeństwie, depresji i próbach samobójczych.
Jaka byłaby dziś księżna Diana?
Magdalena Niedźwiedzka: - Taka dyskusja toczyła się niedawno w brytyjskiej telewizji i przytomnie zauważono, że byłaby przede wszystkim kobietą 56-letnią, a media kochają kobiety młode. Gdy mówimy o Dianie i Camilli, widzimy 20-letnią księżną Walii i 70-letnią Parker Bowles. Na szczęście społeczeństwo brytyjskie jest gotowe bez emocji przyznać, że "napompowało" wizerunek Diany.
Czy faktycznie bez emocji? Wojna PR-owa trwa. W odpowiedzi na film Diana: In Her Own Words wyprodukowano drugi, w którym William i Harry opowiadają, jaką wspaniałą, wiecznie uśmiechniętą matką była Diana.
- Fakty nie są nowością, nowością jest publiczne mówienie o nich. Myślę, że te taśmy są groźniejsze dla wizerunku Diany niż dla rodziny królewskiej. Powstały 25 lat temu, gdy Diana zatrudniła nauczyciela, który miał rozwinąć jej umiejętności występowania przed ludźmi. Nie nagrywano ich z myślą o publikacji, były zwykłymi ćwiczeniami, ale Diana już wiedziała, że chce opowiedzieć mediom o swoim nieudanym małżeństwie, więc właśnie to podczas ćwiczeń robiła. Nie zależy nam na oczernianiu Diany, ale ważne jest, abyśmy przestali ją idealizować, bo robimy to kosztem żyjących, zwłaszcza następcy tronu i jego żony.
Pani w swojej książce daleka jest od idealizowania którejkolwiek ze stron tego trójkąta.
- Gdy kilkanaście lat temu zaczynałam pisać tę historię, byłam "dajanistką", jak cała ludzkość wówczas. Ale im lepiej poznawałam Dianę, tym mniej ją lubiłam.
Co takiego zrobiła, że straciła pani sympatię?
- Mówi się, że Diana, wchodząc do rodziny królewskiej, bardzo ją ożywiła, wniosła powiew świeżości. Mam na tę sprawę nieco inne spojrzenie. Powtarza się, że była "jedną z nas". Zwykłą dziewczyną. Nieprawda. Diana była arystokratką, w dodatku bardzo bogatą. Miała ogromne możliwości rozwoju, ale gdy poznała Karola, niczego specjalnego sobą nie reprezentowała.
Miała zaledwie 19 lat!
-Jak na arystokratkę wcale nie tak mało. To kobiety, które od dziecka szykowano do roli matek i żon, z nią nie było inaczej. Trzeba podkreślić, że Diana była dziewczyną bez wykształcenia. Poza podstawową nie skończyła właściwie żadnej szkoły. Ale tym akurat nikt się specjalnie nie przejmował,
nie oczekiwano, że arystokratka będzie geniuszem.
"Moje koleżanki spotykały się już z chłopakami, ale ja czekałam na numer jeden", mówi Diana na ujawnionych nagraniach. Chciała małżeństwa z Karolem?
- Diana była zafascynowana następcą tronu, ale to nie była miłość do konkretnego człowieka. Przyznała, że przed zaręczynami widzieli się 13 razy, najczęściej w towarzystwie Camilli Parker Bowles, z którą Karol romansował, i jej męża. Diana była świadoma ich związku, ale rozumowała jak wiele kobiet: "to nic, że jest draniem, moja miłość go zmieni". Wierzyła, że kochanka przestanie być problemem. "Jestem młoda i piękna, przyjdzie dzień,
w którym o niej zapomni".
No to dlaczego ten dzień nie nadszedł?
- Bo związek Karola i Camilli był zbyt silny. Mieli podobne pasje, zainteresowania. Karol był trudnym człowiekiem tak jak Diana - której rodzice wcześnie się rozwiedli - bardzo samotnym w dzieciństwie. Wydawać by się mogło, że podobieństwo ich połączy, ale po obu stronach zabrakło dojrzałości. Camilla była natomiast kobietą silną, samodzielną, wychowaną przez kochających, obecnych w jej życiu rodziców. I choć za nisko urodzona na żonę następcy tronu, okazała się dla niego lepszą partnerką.
To dlaczego wszystkim, łącznie z Camillą, tak zależało, żeby jak najszybciej doprowadzić do małżeństwa Karola i Diany?
- Bo zaczęły się przecieki do prasy, niebezpieczne i dla małżeństwa Camilli, i dla rodziny królewskiej. Było absolutnie oczywiste, że Karol musi znaleźć odpowiednią żonę, czas już był najwyższy na spłodzenie sukcesora. Dzieci następcy tronu powinny być zdrowe i piękne, Diana wydawała się idealną kandydatką.
"Potulne, ufne zwierzątko", tak w pani książce mówi o niej Camilla. Diana uważana była za cichą i skromną dziewczynę.
- Ani chłopcy, ani mężczyźni się nią nie interesowali. Nie miała charyzmy, pasji, która by ludzi pociągała. Nie miała też seksapilu, w co pewnie trudno uwierzyć, bo była bardzo fotogeniczna. To typowy przykład gwiazdy ekranu, którą obiektyw kochał, ale która prywatnie była niespecjalnie ciekawą osobą.
Ale tłumy też ją kochały. A ona się ich początkowo bała. Dość szybko jednak zorientowała się, że te tłumy chcą ją po prostu uwielbiać, więc nie musi nic robić. Zrozumiała też, że tłumy i sterujące nimi media to potężna broń. Broń, którą - i tu się zaczyna przyszły dramat - skierowała przeciwko mężowi i rodzinie królewskiej. To się później na niej zemściło.
Mówi się, że Dianę w sensie tragicznie dosłownym zabiło nadmierne zainteresowanie mediów. Lecz nie mówi się o tym, że to ona sama pozbawiła się prywatności. To, czym z taką zachłannością karmiły się media, ona sama im dawała.
- Tak, to Diana zapoczątkowała romans z mediami. Kreowała swój wizerunek świadomie - widywaliśmy to nieraz w prasie: matka, która z otwartymi ramionami wita dzieci wybiegające ze szkoły. Rzadko jednak mówi się, że były to klasyczne ustawki. Jej przyjaciółki, a często i ona sama, dzwoniły
do różnych redakcji, informując, gdzie i kiedy można będzie ją spotkać. Co nie oznacza wcale, że wizerunek kochającej matki nie był prawdziwy.
Diana zarzucała królowej brak wsparcia. "Poszłam do niej zapłakana, zapytałam, co mam robić, i usłyszałam jedynie: nie wiem", skarżyła się.
- Nie ułatwiała rodzinie królewskiej tego zadania. Dość szybko zaczęła atakować Karola publicznie, np. rozpętując kłótnię w loży w operze albo przy służbie. Dla rodziny królewskiej, której członkowie przechodzą ostry trening panowania nad emocjami, było to niedopuszczalne.
Ale bardzo ludzkie. Faktem jest, że była kobietą zdradzaną i niekochaną.
- Mówi się, że było w tym coś z greckiej tragedii, można było tylko wybrać mniejsze zło.
"Mniejsze zło" - tego sformułowania używa Diana, gdy we wspominanym filmie mówi o bulimii. Że odreagowując stres, mogła "popaść w anoreksję albo alkoholizm". Bulimia wydała jej się mniejszym złem.
- Jej stan psychiczny był z pewnością zły, ale już nigdy się nie dowiemy, na ile niektóre rzeczy były zagrane. Diana opowiada np. o tym, że po kłótni z Karolem - będąc już w ciąży - rzuciła się ze schodów.
I że lata między urodzeniem Williama i Harry’ego to najmroczniejszy okres jej życia.
- Tak było - i dla niej, i dla Karola. A dzieci, nawet jeśli nie rozumieją, co się dzieje, wyczuwają to intuicyjnie i mają tendencję do obwiniania się o wojny rodziców. W tym świetle decyzja królowej Elżbiety o odsunięciu Diany - najpierw separacji, potem rozwodzie - nie była wcale taka okrutna. Była szukaniem rozwiązania tej trudnej dla wszystkich sytuacji.
To była decyzja królowej? Nie Diany?
- Oczywiście, zdecydowanie królowej. Diana początkowo nie zgadzała się na rozwód. Ale trwanie w tym konflikcie nie służyło nikomu. Decyzja królowej była nie tylko mądra, ale też bardzo trudna. Rozwód Diany z Karolem to było coś, co się wcześniej rodzinie królewskiej nie mieściło w głowie. Jednak wobec tego, co się działo, przestał się wydawać skandalem. Ostatnie, na czym Elżbiecie zależało, to żeby jej syn się rozwiódł i poślubił swoją kochankę.
Sytuacja trudna dla wszystkich stron.
- Splot nieszczęśliwych okoliczności. Bo gdyby Diana miała przy sobie kochających rodziców, może by jej pewne rzeczy wytłumaczyli, wyposażyli w narzędzia do radzenia sobie w trudnych sy- tuacjach. Ale ona często była skłócona z rodzicami i rodzeństwem. Królowej też nie pomagała - gdy Elżbieta wygłaszała w parlamencie exposé, co było ważnym politycznie wystąpieniem, Diana szła do fryzjera, zmieniała image i przychodziła na uroczystość z pełną świadomością, że media będą pisać o jej nowej sukience zamiast o wystąpieniu królowej. To było albo głupie, albo podłe. Ani za jedno, ani za drugie nie możemy winić księcia Karola.
Za co można go więc winić?
- Jego największym grzechem było to, że kochał inną kobietę. Próbował wywiązać się z obowiązków wynikających z jego pozycji, ale te próby się nie udały. Jako kobieta zdaję sobie sprawę, jak tragiczne było uwikłanie Diany w tę skazaną na przegraną walkę o miłość męża. Lecz dodajmy, że księżna dosyć szybko znalazła sobie pocieszycieli - a mówi się zwykle o niewierności Karola. Arystokracja bywa jednak bardzo tolerancyjna, jeśli chodzi
o partnerów na boku.
To dotyczy również romansujących kobiet?
- Tak, ale ważne jest, żeby przestrzegać niepisanych zasad. Pobierają się małżeństwa, których rody mają interes w skoligaceniu się. Pierwsze pięć lat związku to czas na urodzenie legalnych potomków. Te pięć lat to również czas na bliższe poznanie się - albo małżonkowie stworzą układ satysfakcjonujący obie strony, albo nie. Jeśli nie, zaczynają prowadzić "własne życie". W tym własnym życiu jest miejsce dla nowych partnerów, warunek jest jeden - należy to robić z dala od kamer, dyskretnie i z dbałością o dobre imię rodziny. Takie było małżeństwo Camilli.
Małżeństwo książęcej pary, Diany i Karola, też mogło tak funkcjonować?
- Mogłoby, gdyby Diana nie udzieliła słynnego wywiadu dla Panoramy, programu BBC, do którego zresztą przygotowała się perfekcyjnie - to na potrzeby tego wystąpienia miesiącami trenowała z nauczycielem, czego efektem są niedawno ujawnione nagrania. Całemu światu opowiedziała o niewierności Karola, a taki ekshibicjonizm rodzinie królewskiej po prostu nie mieścił się w głowie. Powiedziała też rzeczy po prostu nieprawdziwe, np. że jej mąż jest leniwy, co jest absurdem, bo Karol to tytan pracy - jego działalność przynosi organizacjom charytatywnym 100 milionów funtów rocznie. Ale połowa ludzkości w to uwierzyła i wierzy nadal.
Co jeszcze powiedziała Diana w tym słynnym wywiadzie?
- Że Karol nie nadaje się na króla i powinno się go pominąć w sukcesji na rzecz Williama. Z punktu widzenia prawa jest to niemożliwe, ale ten czarny PR, który wokół Karola zbudowała pierwsza żona, jest już chyba nieodwracalny, skoro nawet my w Polsce podczas wizyty Williama dyskutujemy o tym, czy to on powinien zostać królem po Elżbiecie. Niby dlaczego miałoby tak być? Bo lepiej się prezentuje na zdjęciach?
Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to niepotrzebne - mogła opowiedzieć o krzywdzie i na tym poprzestać. To i tak było dużo.
- Diana wymieniła też nazwisko rywalki. Przy okazji niszczenia Camilli zaczęła niszczyć jej rodzinę - także dzieci, które niczemu nie zawiniły. A przecież sama była matką i wiedziała, jaki to ma na nie wpływ. Jej synowie zaczynali już rozumieć to, co działo się wokół ich rodziców.
Mam wrażenie, że znowu winimy kobietę, która ośmiela się powiedzieć głośno o zdradzie, a nie mężczyznę, który zdradza.
- Rzadko bywa tak, że winna jest tylko jedna strona, a ich sytuacja była szczególnie skomplikowana. Ja księcia Karola trochę wezmę jednak w obronę - jego pozycja była specyficzna, nie był mężczyzną, który sam mógł zadecydować o wyborze żony i sposobie życia. Książę William już nie był w sytuacji takiego przymusu - i to w dużej mierze dzięki Karolowi, który dobrze wiedział, jak tragiczne w skutkach może być wymuszone małżeństwo. Często powtarzam, że Karol nie zdradzał Diany z Camillą, tylko przez chwilę zdradzał Camillę z Dianą.
Mógł po prostu nie posłuchać mamy? To znaczy królowej.
- Z czasem nauczył się matce przeciwstawiać, dojrzał i zrozumiał, co jest dla niego ważne. Zaczął powtarzać, że Camilla jest nienegocjowalną częścią jego życia. Jako 30-latek jeszcze tego zrobić nie potrafił. Po raz pierwszy zbuntował się, gdy sytuacja w małżeństwie z Dianą przerosła także jego. Wyjechał razem z Camillą do Szkocji i odmówił pełnienia jakichkolwiek obowiązków reprezentacyjnych. Wpadł w depresję. Nie jest tak, że krzywdził Dianę i nic sobie z tego nie robił, on też był w tej relacji głęboko nieszczęśliwy. Media zaczęły zbiorowe odliczanie, jak długo trwa nieobecność Karola, co było upokarzające dla wszystkich.
- W końcu po jakichś 40 dniach królowa zaczęła się z nim układać - zapanowało milczące status quo: okej, spotykaj się z Camillą, ale dyskretnie. Oczywiście, takie rozwiązanie nie zadowalało Diany.
Wszyscy byli ofiarami swojej pozycji.
- I jest w tym coś pocieszającego dla zwykłego człowieka - bogaci również płaczą. Na tym także polega siła tej historii. O ironio, to nas krzepi. Choć ci ludzie żyją w pałacach, ich życie nie jest bajką. My rodzinę królewską postrzegamy przez pryzmat celebrytów. Jednak niewiele o niej wiemy. Nie dlatego, że to jest coś tajnego, ale dlatego, że jest to mniej efektowne, niżbyśmy chcieli. Już w czasach Diany to nie byli ludzie, którzy leżeli i pachnieli. Są to ludzie, którzy ciężko - i coraz ciężej - pracują.
Dianę pamięta się także jako odważną aktywistkę - chodzącą po polu minowym w ramach kampanii antywojennej i podającą rękę choremu na AIDS w czasach, gdy tak bardzo bano się tej choroby, że nawet policja wkładała specjalne skafandry, żeby nie mieć z zarażonym bezpośredniego kontaktu.
- Jej działalność medialna przyniosła niezwykle dużo dobrego. Jednym podaniem ręki zdziałała cuda, wielomilionowa kampania społeczna nie byłaby nawet w połowie tak skuteczna. Podobnie z minami przeciwpiechotnymi. I tego nikt Dianie nie odbierze. Z pewnością z czasem dojrzała. Przeszła trudną szkołę życia, została matką, co też ją wiele nauczyło.
I wszystko miało szansę skończyć się dobrze...
- Tak, życie byłych małżonków zaczęło się już układać - tuż przed wypadkiem Karol i Camilla wyszli z ukrycia, Diana zaczęła żyć po swojemu, sytuacja powoli stawała się normalna. I nagle ta straszna śmierć, tragedia dla wszystkich, dla Karola przecież też, bo jego ukochani synowie stracili matkę. Zrobiło się nie tylko tragicznie, lecz i niebezpiecznie. Zaczęto obwiniać o wszystko Camillę. Karol opłacił jej ochronę, bo pojawiły się realne groźby pod jej adresem. Dziś Camilla wciąż jest mało popularna, ale nie jest już znienawidzona. Wszyscy widzą, że książę Karol jest u jej boku szczęśliwszy, bardziej wyluzowany, jest lepszym człowiekiem. I jego rodzina, i społeczeństwo to doceniają, bo to w końcu ich przyszły król.
Co w historii Diany, Karola i Camilli zainteresowało panią na tyle, że zdecydowała się pani napisać o nich trzytomową powieść?
- Jako pisarkę zawsze najbardziej interesuje mnie człowiek w sytuacji ekstremalnej. A bycie członkiem rodziny królewskiej niewątpliwie jest taką właśnie sytuacją.
Rozmawiała Olga Wiechnik
Twój Styl 10/2017