Magdalena Boczarska: Jak kocha kobieta...
Do czego byłaby zdolna z miłości? Co sprawiło, że wierzy w siebie? SHOW rozmawia z Magdą o jej roli w „Lekarzach”, pasjach i pomyśle na zdrowe, szczęśliwe życie.
Kiedy przed wywiadem pytam znajomych o Magdę, mówią mi, że to ostra babka, ale też kokietka, za którą szaleją faceci. Bezkompromisowa w wyborze ról. Tu nigdy nie idzie na łatwiznę. Generalnie kobieta o twardym charkterze, bo przecież potrafi przebiec trasę morderczego triatlonu. Spodziewam się więc prawdziwej femme fatale, a tymczasem aktorka wpada do kawiarni prosto z treningu, w dresach, bez śladu makijażu. Jest drobna i delikatna. Od razu ujmuje mnie jej bezpośredniość i świetny humor. Wydaje się trochę podobna do swojej bohaterki Olgi z serialu "Lekarze". Wie, czego chce, jest bezpretensjonalna, ale urocza i kobieca.
Dlaczego taka rzadko grasz w serialach?
Magdalena Boczarska: - Bo nie ma dla mnie zbyt wiele ról. Wbrew pozorom dość rzadko dostaję ciekawe propozycje. Powiedzmy, że ciągle czekam na swoją szansę... Swoją drogą marzy mi się, że zaczną u nas powstawać seriale "dla dorosłych". Takie jak skandynawskie, angielskie, nie mówiąc już o amerykańskich. Tam nie boją się pójść po bandzie.
Jakie zagraniczne seriale lubisz?
- Nie sposób wymienić wszystkich. Doskonałych jest naprawdę wiele. Aktualnie przerabiam "Homeland" i "House of Cards".
Kiedy dam sobie w kość, inaczej patrzę na świat. Dużo bardziej pozytywnie.
Dlaczego wybrałaś "Lekarzy"?
- Bo to kilkunastoodcinkowa zamknięta całość. W dodatku od pierwszego klapsa wiedziałam, jakie są konsekwencje zachowań mojej postaci. Bardzo spodobał mi się charakter Olgi. Lubię takie role, bo jest się z czym mierzyć.
Jaka jest Olga?
- Nie jest jednoznaczna. To rasowa kobieta. Konkretna, troszkę męska, ale też i kobieca. Jak kocha to na zabój. Intrygująca. Silna. No i co najważniejsze, jest doskonałym chirurgiem.
Olga w pewnym momencie stawia ultimatum Maksowi. Jeśli zdecyduje się na życie z Alicją, nie zobaczy nigdy swojego dziecka. Byłoby cię stać na coś takiego?
- Człowiek nigdy nie wie, jak się zachowa do momentu, aż życie nie postawi go przed taką okolicznością. Moim zdaniem Olga nie manipuluje Maksem. To, co może się wydawać manipulacją, ja odczytuję jako kobiecą dumę albo też walkę o kogoś, kogo się kocha. Mimo że Olga jest bardzo dumna, potrafi się tej dumy wyzbyć w imię swojego uczucia. I to mi się w niej podoba. Ona nie stawia Maksowi ultimatum, ona po prostu nie ma wyboru. Jedynym jej grzechem jest to, że kocha tego mężczyznę totalnie.
Przeżyte doświadczenia pomagają w budowaniu takiej roli?
- Czasem tak... Generalnie im więcej się przeżyło, tym większa głębia w oczach. I to widać na ekranie. Ale przecież nie trzeba zamordować kogoś, by zagrać z powodzeniem morderczynię.
Jaki jest Paweł Małaszyński?
- Jest takie powiedzenia wśród aktorów, że tyle ugrasz, na ile ci partner pozwoli. A Paweł to świetny, wrażliwy aktor i profesjonalista. Do tego bardzo dobry kolega. Cieszyłam się na wspólną pracę w "Lekarzach" i wiem, że on również.
Inteligencja pomaga w aktorstwie?
- Wbrew pozorom to trudne pytanie. Myślę, że i światowe, i polskie kino zna wielkie, gwiazdy, które niekoniecznie były intelektualnymi tuzami. Moim zdaniem w zawodzie aktora bardziej liczy się talent, wrażliwość i intuicja. Inteligencja oczywiście pomaga, ale potrafi przeszkadzać. Wiem z doświadczenia, że czasem nie warto rozbierać wszystkiego na składniki pierwsze. Czasem lepiej rzucić się na głęboką wodę i nie zadawać sobie pytań.
Zupełnie jak w życiu?
- (śmiech) Tak.
Jak ci się pracowało z Magdą Różczką? Te sceny, kiedy jedziecie we dwie w windzie i panuje między wami takie napięcie, że ciarki przechodzą po plecach, robią wrażenie.
- Z Magdą znamy się już dziesięć lat. I przeszłyśmy razem przez wiele filmowych planów. Bardzo się lubimy, a "Lekarze" to była kolejna, świetna okazja, by w przerwach na planie zdjęciowym pośmiać się trochę i pogadać o życiu prywatnym.
Przygotowywałaś się jakoś specjalnie do roli lekarza?
- Pół dzieciństwa spędziłam w szpitalu, bo duża cześć mojej rodziny pracuje w służbie zdrowia. Mam też za sobą przeszkolenie medyczne, byłam w Pomocy Maltańskiej, jeździłam w obsłudze karetki. Natomiast na planie towarzyszyli nam specjaliści - lekarze, którzy przed każdą sceną nas do niej przygotowywali.
Dobrze czujesz się w fartuchu lekarza?
- Świetnie. Ale podejrzewam, że tak samo dobrze czułabym się w mundurze policjanta czy uniformie kucharki. W zawodzie aktora fajne jest to, że przez choćby krótką chwilę można bezkarnie żyć pożyczonym życiem swojej postaci. I ta magia jest piękna.
Wiesz, jak zareagowali na twoją rolę fani serialu, internauci?
- Mam świadomość, że wielu widzów nie lubi mojej bohaterki, to zrozumiałe, bo Olga mocno namiesza w życie głównych bohaterów, Alicji i Maksa. Ale uspokoję fanów serialu. Zakończenie trzeciej części będzie zaskakujące i bardzo emocjonalne. Mam nadzieję, że ostatecznie widzowie polubią tę postać. I przekonają się, że kierowały nią szczere pobudki.
Będziesz tęsknić za tą produkcją?
- Za ludźmi na pewno! Pracowałam na wielu planach, więc mogę śmiało powiedzieć, że ta ekipa jest wyjątkowa. Zebrało się gros fantastycznych profesjonalistów, którzy mają wielki fun z tego, że pracują razem.
Zmieńmy temat. Ostatnio pojechałaś z Gosią Baczyńską na Fashion Week do Paryża. Czułaś dumę z jej sukcesów?
- Ogromną, bo to olbrzymi sukces. Obecność na Fashion Week w Paryżu jest czymś tak ważnym dla projektanta, jak dla aktora nominacja do Oscara. Oczywiście można to bagatelizować, ale przecież moda to też sztuka. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to był nie tylko sukces Gosi, ale też Polski, którą ona reprezentowała. Tak to było postrzegane w Paryżu.
Co ci się podoba w kreacjach Gosi Baczyńskiej?
- Nieprawdopodobne spojrzenie na kobiecość. Bardzo zmysłowe. Jest coś absolutnie magicznego w jej kreacjach.
Pięknie ostatnio wyglądałaś w jej sukni. Wiem, że świetną figurę zawdzięczasz ostrym treningom. Co czuje kobieta, kiedy zrobi połówkę triatlonu?
- Szczęście. To uczucie nie do opisania. Dało mi siłę i wiarę, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Uświadomiłam sobie, że mogę wszystko.
Bieganie, rower, pływanie... Co lubisz najbardziej?
- Każda z tych rzeczy jest kapitalna. Najbliższe jest mi jednak bieganie. Wystarczy założyć buty i biec gdziekolwiek...
Twierdziłaś kiedyś: kobiety wolą przejść na dietę niż się porządnie spocić. Nadal tak myślisz?
- Kiedy dam sobie ostro w kość, to wtedy inaczej patrzę na świat. Dużo bardziej pozytywnie. Jestem od ruchu uzależniona. Nie potrafię funkcjonować bez adrenaliny, bez zmęczenia. I nie wyobrażam sobie, że można czegoś dla siebie w tej kwestii nie robić.
Jak wygląda twój sportowy czas w tygodniu?
- Staram się trenować tak często, jak to tylko możliwe. Nie ćwiczę tylko wtedy, kiedy jestem bardzo zmęczona albo kiedy praca mi to uniemożliwia. Ale nawet na wyjazdy z teatrem staram się zabrać albo buty do biegania, albo specjalną gumę, z którą jestem w stanie zrobić każdy zestaw ćwiczeń. Właściwie to żadna filozofia: wystarczy pół godziny dziennie, zawsze można coś wykombinować. To tylko kwestia woli.
Zdrowo się odżywiasz? Podobno na śniadanie lubisz modną dziś kaszę jaglaną.
- U mnie nie wynika to z mody, tylko z konieczności. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że powinnam bezwzględnie odstawić nabiał i gluten. I okazało się, że da się bez tego żyć. W dzisiejszych czasach jest tyle produktów i smacznych przepisów, że nie odczuwam braku.
Gotujesz?
- Mało, ale coś tam potrafię.
Podobno kochasz podróżować.
- Najbardziej na świecie.
Z walizką, czy z plecakiem?
- To zależy od miejsca, budżetu i towarzystwa. Przerobiłam wszystkie typy podróżowania i każdy mnie cieszy.
Miasto czy natura?
- Inaczej: zabytki i historia. Ostatnio głównie wędruję po Europie, południu Niemiec, Francji, Włoszech.
Na Warszawskim Festiwalu Filmowym premierę miał właśnie film "W ukryciu" Jana Kidawy-Błońskiego z tobą w roli głównej. Podobno to jedna z najważniejszych ról w twoim życiu.
- To prawda. To trudne kino, bardzo intymne, bazujące na silnych emocjach. Postać Janiny, którą zagrałam, jest dla mnie bardzo ważna. Wiele jej z siebie oddałam.
Coś się w tobie prywatnie zmieniło po tej roli?
- Nie, chociaż ta rola dużo mnie kosztowała. Przekroczyłam wiele własnych granic. Dotknęłam swojego tzw. dark side’u, czyli ciemnej strony.
Film opowiada o drugiej wojnie światowej...
- To nie jest ani film historyczny ani dotykający tematyki żydowskiej. Te dwa tematy to tylko pretekst, by opowiedzieć o związku i namiętności dwóch kobiet. Polki i Żydówki, skazanych na siebie w ekstremalnych okolicznościach.
W trailerze pada tylko jedno zdanie: "Jak kocha kobieta?". Zatem jak kocha kobieta?
- Totalnie. Moja Janina posuwa się do skrajnych i okropnych rzeczy w miłości. To film bardzo gęsty od emocji. W kinach od 26 grudnia, serdecznie zapraszam.
Powiedziałaś kiedyś: "Staram się być dla siebie największą siłą". Bardzo mnie to zaintrygowało.
- Wiem, że siłę głównie mogę czerpać z siebie. Nie możemy obarczać innych tym, by wiecznie dodawali nam energii i motywacji.
Jednocześnie mówisz, że bez przyjaciół nie potrafisz żyć.
- Ależ nie ma to nic wspólnego z czerpaniem siły z siebie. To się nie wyklucza. A moi przyjaciele to mój wielki skarb.
Z czego jeszcze czerpiesz siłę?
- Ze sportu, z podróży i z pracy, która jest największa moją pasją.
Iwona Zgliczyńska
SHOW 22/2013