Magdalena Kordel: Jestem zbieraczem historii

- Bez przeszłości nie ma przyszłości. Według mnie tę wielką historię tworzą opowieści pojedynczych ludzi - mówi Magdalena Kordel, autorka książki "Tajemnica bzów" i innych powieści o losach mieszkańców niewielkiej miejscowości Malownicze.

Magdalena Kordel, autorka sagi o Malowniczym
Magdalena Kordel, autorka sagi o MalowniczymAdam GolecWydawnictwo Znak

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: W każdej z części Malowniczego inne postaci wybijają się na pierwszy plan -w "Tajemnicy bzów" najważniejsza staje się właścicielka sklepu z antykami...

Magdalena Kordel: - Leontyna mieszka w Malowniczym przez cały czas i pojawiła się w każdej książce poza "Uroczyskiem". Natomiast tutaj jest nowa - Leontyna młoda, ale też Leontyna, która tęskni za swoją młodością, za swoim dzieciństwem, za miłością. Dzięki temu możemy się z nią cofnąć do czasów dwudziestolecia międzywojennego. Bo nie jest tak, że kiedy autor pisze książkę, to od razu wszystko wie o swoich postaciach. Te postacie wraz z kolejnymi książkami opowiadają nam o sobie. Odkrywałam Leośkę na nowo.

- Zresztą dzięki Leontynie poznałam też Lwów. Fascynowało mnie to miasto od dawna, było dla mnie zagadką, bo każdy kogo spotkałam, kto kiedyś mieszkał we Lwowie, mówił o nim z ogromną tęsknotą. Pochodzi stamtąd dziadek mojego męża. I wspominając go zawsze mówi ogródkami, ale kiedy się zapomina, zaczyna opowiadać. Wtedy wynurzają się historie podszyte tajemnicą, bo jeśli tylko się zorientuje o czym mówi, milknie. To wzbudziło we mnie przekonanie, że Leontyna właśnie stamtąd będzie pochodziła. Nowymi bohaterami odgrywającymi istotną rolę w moich książkach są miasta.

Kto jeszcze pojawił się w sadze o Malowniczym?

- Wraz z jej młodością pojawiają się rodzice Leontyny, siostra, cała rodzina ze strony mamy. Pojawiają się również duchy. Nie będę wszystkiego zdradzać, ale historia z duchami jest prawdziwa. Jest złożona wprawdzie z dwóch historii. Pierwszą opowiadał nasz przyjaciel, który mieszkał w takiej leśniczówce, którą ja na użytek książki przeniosłam w okolice Lwowa. W jej salonie mieszkało coś dziwnego, co każdej nocy robiło hałas, przestawiało meble. Babcia naszego przyjaciela co noc zapalała tam lampy naftowe. Tutaj ta historia toczy się tak samo. Drugą część opowiedziała mi z kolei pewna pani bibliotekarka podczas jednego ze spotkań autorskich. A że tak pięknie się składały, połączyłam je w jedną.

Przywiązuje pani dużą wagę do przedmiotów, zwłaszcza z zamierzchłych czasów.

- Wraz z pisaniem książki w naszym domu zaczęło przybywać przedmiotów związanych ze Lwowem, na przykład przedwojennych pocztówek. Jesteśmy zbieraczami. Zbieraczami starych przedmiotów - im starszych, tym lepszych. Na szczęście udało nam się z mężem połączyć pasje, bo inaczej zapewne chciałby mnie razem z tymi przedmiotami wyprowadzić z domu. Mamy ogromny szacunek do starych przedmiotów i bardzo żałuję, że one nie potrafią mówić. Myślę, że historie, które bym nam opowiedziały, byłyby niesamowicie piękne. Ta moja miłość przejawia się też w książkach. Leontyna ma szczególny dar, który sprawia, że rozumie przedmioty, które do niej trafiają.

Ma też nietypowe podejście do swojej profesji, bo handluje antykami, ale nie każdemu chce swój towar pozwolić kupić.

- Wierzy, że niektóre z tych rzeczy powinny trafić do osób, które na nie czekają. A właściwie nie wiem, czy nie bardziej do osób, na które czekają te przedmioty. Święcie wierzę, że ona potrafi rozszyfrować to, co one chcą przekazać. Dzięki temu Malownicze zyskało magiczną otoczkę. Od czasu kiedy skończyłam książkę, zastanawiam się co będzie, kiedy ona odejdzie. Jest już starszą panią i w przyszłości będziemy musieli się z nią pożegnać. Nie bardzo wiem, jak to rozwiązać...

W zasadzie w tej książce po raz pierwszy zaczęła pani zabijać swoich bohaterów.

- Nigdy w życiu nie zamordowałam tylu ludzi (śmiech). Osobiście nie przejawiam tego typu skłonności, natomiast w "Tajemnicy bzów" usprawiedliwiają mnie czasy. Rozpoczynam I wojną światową, potem II - mało jest rodzin, które podczas wojny nie straciłyby kogoś bliskiego. Tutaj te rozstania też się musiały zdarzyć, aczkolwiek miałam z nimi - a szczególnie z jednym - ogromny problem. Nawet kombinowałam co zrobić, żeby ocalić tego chłopaka, ale zrozumiałam, że nie mogę, bo cała fabuła weźmie w łeb.

Cykl o Malowniczym jest tak skonstruowany, że każdy z bohaterów może w każdej chwili wyjść na pierwszy plan, a w kolejnej części zostać przeniesiony na margines opowieści.

- Jeśli się uprę, to uda mi się zrobić tak, że postaci, które pojawiły się choć na chwilę, wrócą. Mam plan, żeby wykorzystać niewykorzystane wątki, bo było mi smutno się rozstawać z tą książką. Kiedy kończyłam poprzednie, czułam trochę ulgi i trochę satysfakcji, bo siadając do pracy wydawało mi się, że już nic mi się ciekawego nie uda napisać, a tu nawet zdążyłam na czas. Może świadomość, że żegnałam się z niektórymi bohaterami na zawsze, spowodowała ten smutek.

Jedna z pani bohaterek mówi, że ludzie dzielą się na tych, którzy pielęgnują przeszłość i na tych, którzy żyją jedynie przyszłością. Pani się zalicza do tych pierwszych i mam wrażenie, że większość mieszkańców Malowniczego również...

- Bez przeszłości nie ma przyszłości. Wyrastamy z przeszłości, mamy w niej korzenie. Każdy z nas ma za sobą mnóstwo lat, które go tworzą. Dla mnie tę wielką historię tworzą opowieści pojedynczych ludzi. Nie możemy o tym zapominać, bo zaginiemy. Nasza dusza zaginie, serce nam zaginie. Nie będziemy sobą.

Magdalena Kordel podczas spotkania z czytelnikami w Krakowie
Magdalena Kordel podczas spotkania z czytelnikami w KrakowieJakub Kordelarchiwum prywatne

Jak trafia pani na historie swoich bohaterów?

- Leośki miało nie być. Nie pojawiłaby się w Malowniczym, nie byłoby jej w sklepiku, gdyby nie to, że istniała naprawdę. Oczywiście nie jako pani, która miała sklepik. Pewnego dnia umówiłam się z koleżanką na kawę. Ona się spóźniała, ja siedziałam przy stoliku i na nią czekałam. W pewnym momencie drzwi się otworzyły i stanęła w nich starsza pani, ubrana w koronkowe rękawiczki, z makijażem, jakby ją żywcem przeniesiono z dawnych lat. Strasznie się na nią zagapiłam i stwierdziłam, że muszę mieć kogoś takiego w swojej opowieści - w ten sposób pojawiła się właśnie Leontyna. Ona odsłaniała po kawałeczku swoją historię. Pisałam o kimś innym - o Magdzie, o Majce, a ona stała obok i szeptała mi po jednym zdaniu więcej. Tak, jakby czekała, aż znajdę czas, żeby się nią w końcu zająć i o niej opowiedzieć.

- Jestem zbieraczem historii. Każdy kto pisze jest zbieraczem historii. Tak jak malarz rejestruje to, co widzi, czerpie inspirację z pięknych widoków czy obrazów, które na niego szczególnie działają, tak my piszący zbieramy różnego rodzaju opowieści i na nich budujemy historie książkowe. Pewne fakty, którym coś dodaję, albo coś odejmuję i wychodzi moja historia.

W "Tajemnicy bzów" wykonała pani też ogromną pracę dokumentacyjną. Dużo zajęła pani czasu?

- To była niesamowita przygoda. Powstaniem warszawskim i II wojną światową interesuję się już od dawna, więc bibliografię na ten temat miałam. Natomiast jeśli chodzi o Lwów, nie ośmieliłabym się opisywać miasta w oparciu o dwie pozycje książkowe, które miałam w swojej bibliotece. Jeśli piszę o danym miejscu, czasach chciałabym, żeby klimat, który tam panował stał się bliski czytelnikowi. W tej chwili mam już dwie półki książek o Lwowie i sporą kolekcję opowieści ludzi, którzy go z tamtych czasów pamiętają. Odwiedziliśmy na przykład pewną panią, która zbudowała koło Radziejowic dwór kresowy, odwzorowany na dworze jej babci. Jest nowo wybudowany, natomiast cale wyposażenie pochodzi z tamtego okresu. Ta kobieta skupia środowisko ludzi Kresów i od niej można się dowiedzieć mnóstwa rzeczy, jest skarbnicą historii.

- Zaczęłam słuchać piosenek lwowskich. Na początku, żeby wczuć się w klimat, później bardzo je polubiłam i od jej pory codziennie rano słucham składanki, którą zgromadziłam podczas pisania. Jak coś robię, to robię to sercem. Jeżeli nie miałabym do tego przekonania, nie potrafiłabym tego robić. Stąd jeśli ktoś chce mi powiedzieć historię, zawsze słucham jej uważnie, bo te opowieści są szczere i prawdziwe.

Do którego ze swoich bohaterów jest pani szczególnie przywiązana?

- Do Leośki, zdecydowanie.

Czyli nie będzie pani chciała się jej za szybko jednak pozbyć?

- Nie planuję jej morderstwa, nie zginie nagle. Pociesza mnie to, że w Malowniczym w zasadzie nie ma dat, poza tymi, które przenoszą nas w przeszłość. Myślę, że gdybym nie traktowała współczesnej fabuły jako tej rozgrywającej się w 2015 roku, tylko pięć lat wstecz, to można by jej lat odjąć.

Część pisarzy traktuje swoją pracę pełnoetatowo - każdego dnia roboczego piszą po 8 godzin, część pisze tylko wtedy, kiedy natchnie ich wena. Jak powstają pani książki?

- Każdemu, kto mnie o to pyta odpowiadam, że coś takiego jak wena nie istnieje. To jest ciężka praca. Oczywiście są dni, kiedy pisze się łatwiej, być może to jest postrzegane jako wena. Dla mnie to układanie historii. Moment, w którym kreuję. Układam, obmyślam, dopracowuję te historie - to mi trochę zajmuje. A jeśli chodzi o pełnoetatową pracę, nie mam wyboru, bo zawsze robię wszystko na ostatnią chwilę. Więc kiedy zbliża się termin oddania książki, muszę się zmotywować. Ale jak już do niej siadam, to od rana do późnej nocy.

Rozplanowuje pani sceny w książkach?

- "Uroczysko" i "Sezon na cuda" miałam całe rozpisane - scena po scenie. W Malowniczym bohaterowie się przenikają. Muszę więc wszystko rozpisać, bo czasami zaczynam się gubić. Kto jest z kim, kto jest czyim krewnym, dlaczego przyjechał do niego. W historii Leośki miałam pięć głównych punktów i do nich dążyłam.

- Choć to ja napisałam te książki, ale wszystkiego nie pamiętam. Dlatego zdarzają się pomyłki. Kiedyś moja czytelniczka Magda zwróciła mi uwagę, że jedna z bohaterek - Jagoda powinna już urodzić. Zapomniałam o niej i przenosiła ciążę - jak słonica.

Ze swoimi czytelnikami komunikuje się pani przede wszystkim za pośrednictwem swojego bloga magdalenakordel.pl, gdzie pomaga im pani również w rozpoczęciu kariery literackiej.

- Pomagam im się ośmielić, żeby próbować, żeby pisać, żeby się nie poddawać. Trwa kolejna edycja akcji "Kto napisze ze mną książkę?". Wymyśliłam ją zastanawiając się, jak można z okazji świąt Bożego Narodzenia spełnić czyjeś marzenia. Pomyślałam, że znam się na pisaniu, a jest wiele osób, które pisać by chciały, a nie zawsze im się udaje dotrzeć do wydawców. Zaproponowałam tomik, który dla nich byłby spełnieniem marzeń, a dla ich bliskich bardzo osobistym prezentem. Był duży odzew, a przy kolejnych edycjach znacznie większy. Wiem, że dwie dziewczyny, które opublikowały swoje opowiadania w pierwszym tomiku wydały już swoje książki. Fajnie jest zrobić coś dla kogoś.

Co jest najlepszego w byciu pisarzem?

- Dla mnie najbardziej inspirująca jest kreacja. Możliwość stworzenia świata takiego, jakim ja chcę go widzieć, jaki mi odpowiada. To, że możemy kierować losem ludzi - czy im będzie dobrze, czy im będzie źle. Lubię chodzić z moim mężem na spacery, podczas których wymyślamy fabułę. Nie ukrywam, że przegadujemy moje książki i bardzo często to Kuba wskazuje mi słabe punkty. Zazwyczaj najpierw zażarcie się z nim o to kłócę, potem zaczynam brać pod uwagę co mówi, a później dochodzę do wniosku, że ma rację. To, że możemy to robić wspólnie jest niesamowicie inspirujące. A potem świadomość, że ta książka idzie do czytelnika, który czuje emocje, które ja mu chcę przekazać.

Ma już pani plany na kolejną książkę?

- Następna będzie o Magdzie, ponieważ ma ona w swoim życiu wiele niezamkniętych wątków. Pojawi się tam pierścionek z "Tajemnicy bzów", francuski spadek z "Wymarzonego domu" - od razu mówię, że to nie będzie dom, ani pieniądze. Zasmakowałam w dawniejszych czasach i tam też postanowiłam wprowadzić tę moją nową namiętność - pisanie w stylu retro. Później chciałabym napisać dalsze losy Leośki, która trafiła na Ziemie Odzyskane, które są dla mnie niewyczerpaną studnią pomysłów.

Tajemnica bzów
Tajemnica bzówWydawnictwo Znak

Malownicze. Tajemnica bzów

Malownicze, ciche miasteczko ukryte w Sudetach. Miejsce, gdzie czas i miłość leczą rany.

Pewnego dnia przed sklepem ze starociami zatrzymuje się tajemniczy mężczyzna. Pani Leontynie ginie pierścionek przekazywany z pokolenia na pokolenie. Czy to przeszłość zaczyna się o nią upominać? Leontyna wyrusza więc w pełną nostalgicznego uroku podróż do krainy pachnącej bzami. Do czasów radosnego dzieciństwa na Kresach, wielkiej miłości i wojny, która wszystko zmieniła.

Jaką tajemnicę kryje rodowy pierścionek? Kim jest zagadkowy mężczyzna? Czy przeszłość można zmienić?

Poruszająca historia silnej i mądrej kobiety, której przyszło żyć, kochać i marzyć w niezwykłych czasach.

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas