Magdalena Wosińska: Nagie podróże
Nagość okazała się uniwersalna i ponadczasowa. Nie chciałam też zaburzać pięknych krajobrazów, które uwieczniam, a nagie ciało doskonale z nimi harmonizuje - mówi Magdalena Wosińska, autorka profilu na instagramie "themagdalenaexperience".
Magdalena Żelazowska, www.zgubsietam.pl: Twój profil na instagramie śledzi ponad 100 tysięcy osób. Wszystko dzięki wyjątkowym zdjęciom, których jesteś autorką i bohaterką. Jak narodził się pomysł projektu Magdalena Experience?
- Zaczęłam robić sobie zdjęcia w wieku czternastu lat. Dorastałam w skromnych jak na Amerykę warunkach, nie miałam pieniędzy na świetne ubrania i podążanie za modą. Dlatego postanowiłam fotografować się nago. Dzięki temu mogłam uniknąć ocen, czy jestem biedna czy bogata, skąd pochodzę, jakiej słucham muzyki. Nagość okazała się uniwersalna i ponadczasowa. Nie chciałam też zaburzać pięknych krajobrazów, które uwieczniam, a nagie ciało doskonale z nimi harmonizuje.
Jakie przesłanie kryje się w twoich zdjęciach?
- Nie bój się wolności i otwartości. Rób to, co sprawia, że dobrze się czujesz!
Mówisz o sobie "fotograf z apetytem na życie". I rzeczywiście, z twoich zdjęć emanuje radość życia i miłość do świata. To twoja życiowa filozofia?
- Mam nadzieję, że to widać! Moje życiowe motto to słowo TAK. Wierzę, że otwiera nas ono na naukę, obserwowanie i doświadczanie świata.
W jaki sposób wybierasz scenerie twoich zdjęć? Czy masz swoje ulubione miejsca?
- Inspirują mnie podróże. Nigdy nie planuję zdjęć z góry, fotografuję pod wpływem tego, co widzę. Kiedy jestem w drodze, poszukuję nowych krajobrazów, pozwalam się zainspirować. Nie jestem przywiązana do konkretnych miejsc czy określonych rodzajów scenerii, zachwyca mnie różnorodność.
Z jednej strony sceny, które uchwycasz, wydają się odważne i bezpośrednie, a jednocześnie mają w sobie dużo intymności. Jakie są kulisy powstawania twoich zdjęć? Czy ktoś ci pomaga? Czy czekasz na odpowiedni moment, kiedy nikogo nie ma w pobliżu?
- Staram się czekać, aż będę sama. Nie chodzi o wstyd, tylko o to, żeby nikogo nie urazić. Większość ludzi w obliczu nagości, cudzej lub własnej, czuje się niekomfortowo. Następnie wybieram kadr i jeśli ktoś jest ze mną, po przygotowaniu ustawień i kompozycji proszę tę osobę o zrobienie zdjęcia. To bardzo intymna chwila, więc pomaga mi tylko kilku najbardziej zaufanych ludzi. Jeśli jestem sama, używam samowyzwalacza, a aparat stawiam na naturalnych statywach, takich jak kamienie czy drzewa.
Czy inspirują cię inni artyści lub fotograficy?
- Raczej nie, wolę kreować własne pomysły niż sugerować się tym, co wymyślił już ktoś inny. Podróże i mój własny styl życia to moje największe źródło inspiracji.
Dlaczego wyjechałaś z Polski do Stanów?
- Nie miałam w tej sprawie wiele do powiedzenia. Miałam osiem lat, a moi rodzice chcieli uciec od komunizmu. Mój tata znalazł pracę jako nauczyciel, po sześciu miesiącach dołączyłyśmy do niego z mamą i siostrami. Etap przejścia był dla mnie bardzo trudny, nie znałam języka, nie rozumiałam ludzi ani nowego świata, w którym przyszło mi żyć. Przyzwyczaiłam się z czasem. Teraz to tu jest mój dom.
Jakie są twoje wspomnienia z Polski?
- Zabawy w lesie za naszym domem w Katowicach. Letnie wyjazdy do Magury, wakacje w domku z rodziną i przyjaciółmi, pływanie w Bałtyku i kiełbaski z ogniska. I moje ukochane Prince Polo!
Mówisz po polsku i pielęgnujesz swoje polskie korzenie?
- Oczywiście. Uwielbiam polską kuchnię i codziennie rozmawiam po polsku z rodzicami. Moja mama nie chciałaby dopuścić do tego, żebym zapomniała ojczysty język i jestem jej za to wdzięczna. Obchodzimy też tradycyjne polskie Boże Narodzenie.
Bywasz czasem w Polsce? Czy twoje zdjęcia powstają także tutaj?
- Tak, przyjeżdżam, co kilka lat, ostatnio byłam dwa lata temu i planuję przyjechać w tym roku. Podczas tych pobytów robię dużo zdjęć.
Po tylu latach czujesz się bardziej Polką czy Amerykanką?
- Czuję się w 100 proc. Polką, choć obecnie można powiedzieć, że jestem już pół-Amerykanką. W Stanach przeżyłam większość życia, bo 25 lat z 32. Ale na pytanie o pochodzenie nigdy nie odpowiadam, że jestem Amerykanką, zawsze mówię, że pochodzę z Polski.
Która kultura jest ci dzisiaj bliższa - polska czy amerykańska?
- Polska kultura i historia są mi bliskie, ale nie mieszkam tam już tak długo, że pewnie nie jestem świadoma wszystkich zmian, jakie zaszły w kraju i w ludziach. W Ameryce czuję się jak w domu, ale nie jestem Amerykanką i nigdy nie będę. Inaczej mnie wychowano, moja rodzina dała mi inną mentalność.
Dobrze się czujesz w Kalifornii? To twoje miejsce na ziemi?
- Tak, mieszkam tu od 15 lat, więc to z pewnością coś znaczy. Ale kto wie, dokąd jeszcze trafię w życiu! Może będzie to Polska, Szwecja, może Meksyk, a może Góry Skaliste?
Czy twoja międzynarodowa tożsamość pomaga ci w fotografii?
- Lepiej rozumiem ludzi pochodzących z innych krajów i kultur, dzięki czemu łatwiej mi podejść i zrobić zdjęcie. Ale w fotografii to przede wszystkim trening czyni mistrza.
Czy wyobrażasz sobie powrót na stałe do Polski?
- Myślę, że tak. Jestem otwarta na zmiany.
Twoje zdjęcia są bardzo kobiece, występujesz na nich w różnych miejscach świata. Czy wiąże się to z twoją międzynarodową tożsamością? Co z twojej perspektywy oznacza być "kobietą ponad granicami"?
- Nie sądzę, żeby bycie "kobietą ponad granicami" różniło się od bycia "mężczyzną ponad granicami". Kocham podróżować, mam apetyt na życie i to mnie łączy z podobnymi do mnie ludźmi, niezależnie od ich płci czy pochodzenia. Wielokulturowość nie ma tu nic do rzeczy. Liczy się otwartość.