Reklama

"Mam rodzinę w Warszawie, jakoś bym przetrwała". Tak się mieszka studentom w Polsce

Okres od lipca do września to najgorętszy czas na rynku najmu. Głównie za sprawą studentów. Dla młodych ludzi radość z pomyślnej rekrutacji czy zaliczonej sesji, miesza się ze stresem: gdzie, jak i za ile będę mieszkać w przyszłym roku? Wbrew pozorom, to nie tylko ich zmartwienie - skutki studenckich problemów mieszkaniowych pośrednio odczuwamy wszyscy.

"Zamieszkanie"  - autorski cykl realizowany przez Aleksandrę Suławę.  Seria wywiadów, reportaży i felietonów, w których autorka wraz z zaproszonymi ekspertami, poszukuje odpowiedzi na pytania o jakość przestrzeni, w której żyjemy.

 ***

Gdyby rzecz działa się w PRL, można by powiedzieć: "Jak z Barei". Bo tak: zęby myje w parku, dzienne wydatki ograniczył do 15 złotych, na obiad je masło orzechowe (kaloryczne, wystarcza na długo), a do spania układa się w samochodzie. Jak? Okna zasłania ubraniami, fotel wysuwa maksymalnie do przodu, pod głowę kładzie poduszkę, na głowę wciąga czapkę, nogi owija śpiworem. "Jeśli się dobrze ułożę, potrafi być naprawdę komfortowo" - mówi do kamery. Zwłaszcza, jeśli noc jest ciepła.

Reklama

To jednak nie PRL, a współczesność, nie plan filmowy, a parking przy krakowskich Błoniach i nie zmyślony bohater, a Patryk, student Uniwersytetu Pedagogicznego, który dostał się na wymarzony kierunek, ale nie mógł pozwolić sobie na wynajem mieszkania.

Po tym, jak jesienią ubiegłego roku, o jego kłopotach opowiedzieli m.in. reporterzy "Uwagi", lokum dla chłopaka szybko się znalazło. Na cudowny happy end, większość studentów nie ma jednak co liczyć. Jak i na to, że koniec roku akademickiego oznaczać będzie koniec problemów z mieszkaniem.

Trzy mieszkania Aleksandry

Przez pięć lat studiów Aleksandra miała trzy mieszkania.

Pierwsze: dwupokojowe, w nowym budownictwie, komfortowe. Po wybuchu pandemii właściciel podniósł czynsz o 400 złotych. Razem z partnerem postanowili się wyprowadzić.

Drugie : 20 metrów kwadratowych, tanie, urządzone pod klientów AirBnB. Antresola, mikroszafki, mikrozlew, mikrofala zamiast piekarnika. Aleksandra i partner starali się spędzać w nim jak najmniej czasu. Po dwóch miesiącach, gdy odkryli grzyb na ścianie, znów zapadła decyzja o wyprowadzce. Kiedy właściciel pokazał im rachunek za prąd (ogrzewanie elektryczne) stwierdzili, że równie dobrze mogli zostać w pierwszym mieszkaniu.

Trzecie: najlepsze, właściciele od podpisania umowy nie podnieśli czynszu, mówią, że trudno dziś o dobrego lokatora. Aleksandra martwi się jednak, że czas pierwszej podwyżki nadchodzi. Pewnie znaczącej, bo wszyscy teraz straszą skokiem cen prądu.

 - Zaraz kończę studia, a moja sytuacja mieszkaniowa, jest gorsza niż kiedykolwiek. Na pierwszym roku czułam się w miarę stabilnie: miałam rentę rodzinną, stypendium, czynsz był niższy niż dziś, wydatki mieszkaniowe zabierały jakąś 1/3 mojego miesięcznego budżetu. Dziś, gdy moje dochody spadły, a czynsze wzrosły, jest to około 2/3 - wylicza. - Gdyby nie pomoc partnera byłoby bardzo ciężko.

W sytuacji mniej lub bardziej przypominającej tą, opisaną przez Aleksandrę jest około połowy polskich studentów - taki odsetek młodzieży akademickiej mieszka w wynajmowanej nieruchomości. Ich sytuację co roku bada firma Amron, wyniki przedstawiając w raporcie "Studenci na rynku nieruchomości" .

Wnioski z publikacji?  Najem dzieli się między rynek prywatny (37 proc.) i akademiki. Lokum, które wynajmuje student to zwykle pokój, najczęściej o metrażu 10 metrów kwadratowych. Bywa, że skromną powierzchnię dzieli jeszcze z kolegą czy koleżanką. Za pokój płaci najczęściej od 750 do tysiąca złotych miesięcznie (choć można też znaleźć oferty za 2,5 tys. zł). Najdrożej - jak nietrudno zgadnąć - jest w Warszawie (mediana ok. 1500 zł), Wrocławiu i Trójmieście, najtaniej w Gliwicach, Opolu i Zielonej Górze. Studenci, pytani o standard, jaki można otrzymać za tę kwotę odpowiadają najczęściej: "niski" albo "przeciętny" (ponad 80 proc. wskazań).

 - Inwestorzy zwracają uwagę na rentowność, w związku z tym próbują znaleźć jak najbardziej dochodowe rozwiązania. Często dzielą mieszkania na mniejsze pokoje. Po pierwsze jest to dla nich bardziej opłacalne, po drugie mają wtedy większą kontrole nad mieszkaniem - mogą wejść do części wspólnych i zweryfikować, jak lokatorzy dbają o mieszkanie - mówi Paula Ojrzyńska, agentka nieruchomości. - Dostępne na rynku propozycje z roku na rok stają się coraz bardziej komfortowe, do przeszłości odchodzi wystrój w stylu PRL czy lat 90., powszechny staje się tzw. standard IKEA. Prawdą jednak jest, że inwestorzy wychodzą z założenia, że studenci w mieszkaniu tylko śpią, a co za tym idzie, nie przykładają wielkiej wagi do wykończenia. Wstawiają jedno łóżko, biurko, szafę, półeczkę i twierdzą, że to wystarcza. Czy rzeczywiście? To już pytanie do studenta.

Klient liczny, ale słaby

Studenci to dla właścicieli mieszkań istotna grupa klientów. W Polsce, gdzie wynajem cieszy się o wiele mniejszą popularnością niż w innych krajach Europy, to właśnie oni najczęściej są najemcami. Do przeszłości odchodzi też stereotyp młodego człowieka, jako klienta ryzykownego, któremu z uwagi czy to na intensywne życie towarzyskie, czy na niestabilny budżet, lepiej nie powierzać lokalu. Agenci obawy właścicieli starają się też rozwiewać rozwiązaniami takimi jak wysoka kaucja (w tej chwili standardem jest podwójna), czy ubezpieczenie OC. - Pierwsze pytanie jakie stawiam właścicielom brzmi: "czy wyraża zgodę na wynajem osobie młodej". Czasem słyszę odmowę, ale rzadko. Obecna sytuacja na rynku, z powodu dużej konkurencji jest mniej korzystna dla właścicieli, wiedzą więc, że nie ma co przebierać w klientach - tłumaczy Paula Ojrzyńska.  - Dodatkowo, zabezpieczenia takie jak weryfikacja najemcy, dopisanie w umowie rodzica czy najem okazjonalny pozwalają wynajmującemu i najemcy (bez względu na wiek) na bezpieczniejszy najem.

Mimo swej liczebności i zdawałoby się, coraz mocniejszej pozycji na rynku, studenci nie czują się silną grupą. Choć w tej chwili ceny najmu zaczynają się stabilizować, kto studiował już kilka lat temu, dobrze pamięta pik z 2022 roku. Wtedy w wyniku inflacji, podniesienia stóp procentowych i napływu uchodźców z Ukrainy, ceny poszybowały średnio o 20 proc., a w przypadku Warszawy, Wrocławia czy Krakowa nawet o dwa razy tyle. Wzrost popytu na małe, tanie mieszkania, poskutkował nie tylko zmianami w cenach, ale też rewolucją w kulturze najmu: spopularyzował praktyki w rodzaju castingów na współlokatorów, wynajmu w ciemno, bez oglądania, podnoszenia ceny w trakcie rozmowy, pobierania zaliczki za samą możliwość obejrzenia mieszkania.

- W efekcie wielu moich znajomych wróciło do swoich rodzinnych domów, do Krosna, Tarnowa, Zakopanego. Dojeżdżają na uczelnię 2-3 razy w tygodniu, spędzają w drodze kilka godzin i wstydzą się tego, co stało się z ich życiem. Mówią, że cofnęli się do tego samego miejsca, w którym byli rozpoczynając studia - tłumaczy Aleksandra. - Ci, którzy są na piątym roku, szukają pracy już w swoich rodzinnych miejscowościach. W Krakowie nie widzą dla siebie miejsca.

Kompromisy Joanny

"Skoro nie stać ich na komercyjny wynajem, niech idą do akademika" - można by zasugerować. Tyle, że w akademikach często nie ma dla nich miejsca. Jak wyliczają eksperci, dziś na jedno łóżko w domu studenckim przypada 10 oczekujących.

 - [W ostatnich latach - przyp. red.] dostępność miejsc w publicznych akademikach w całej Polsce sukcesywnie spadała. W 2008 roku działało 495 akademików ze 144 tys. miejsc, a obecnie jest ich 456 i oferują 112 tys. miejsc. To oznacza spadek o ponad 22 proc. Z kolei w prywatnych domach studenckich dostępnych jest ponad 13 tys. łóżek - mówiła we wrześniu 2023 roku Agnieszka Mikulska, ekspertka rynku mieszkaniowego w CBRE. - Całość pozwala na zakwaterowanie jedynie około 10 proc. studentów, czyli mniej niż wynosi średnia europejska równa 13 proc.

Liczba miejsc w ostatnich latach spadała, rosły za to ceny. - Kiedy w 2019 roku zaczynałam studia w Warszawie trzyosobowy pokój w akademiku kosztował 320 zł za miesiąc, dwuosobowy 420 - mówi Joanna, studentka jednej ze stołecznych uczelni. - Teraz dwuosobowy pokój kosztuje 750 złotych, czyli na przestrzeni pięciu lat opłaty wzrosły prawie dwukrotnie. Dodatkowo byliśmy zobligowani do oszczędzania wody i prądu. Przedstawiciele administracji przyszli i powiedzieli, że jeśli chcemy uniknąć podwyżek, to musimy ograniczyć zużycie. Próbowałam oszczędzać, ale podwyżki i tak wprowadzono.

750 złotych to dużo czy mało? Na tle innych domów studenckich, raczej sporo. Ceny w akademikach w ubiegłym roku przeanalizowała agencja nieruchomości Cushman&Wakefiels. Z przygotowanego przez nich raportu wynika, że najtańszy dwuosobowy pokój (bez prywatnej łazienki) w akademiku publicznym można znaleźć w Łodzi - 320 PLN miesięcznie, najdroższy zaś w Warszawie - ok. 900 złotych.

Co otrzymuje się za taką cenę? W akademiku Joanny na każdą parę pokoi przypada aneks kuchenny, łazienka i toaleta. W dwuosobowym pokoju znalazło się zaś miejsce na dwa biurka, dwa łóżka, jedną szafę i wysoką komodę. Całkiem wygodnie, bo gdy mieszkała w pokoju trzyosobowym, biurka były dwa. - Nie wiem, jak ludzie tam żyją. Jedna toaleta na siedem, czasem dziesięć osób, aneks kuchenny z małą lodóweczką, jedna szafa na trzy osoby - wylicza. - Nie wiem też, jak się uczą. Ja mieszkałam w trzyosobowym pokoju przez pół roku i w tym czasie miałam trzy współlokatorki. Z pierwszą robiłyśmy roszady - codziennie ktoś inny szedł do pokoju cichej nauki. Z drugą nie było problemu, bo nie uczyła się wcale. Trzecia wkuwała w łóżku.

- Takie mieszkanie ma plusy i minusy. Z jednej strony żyjemy w społeczności, jest do kogo zwrócić się o pomoc, jednak jeśli potrzebuje się prywatności, to nie ma jej absolutnie, chyba że ktoś chce ukryć się w toalecie - opowiada. - Ja mam szczęście do współlokatorek, ale słyszałam o różnych sytuacjach, powrotach o piątej rano, szalonych imprezach. Tutaj trzeba chodzić na kompromisy, a nie każdy to potrafi.

Żeby chodzić na kompromisy trzeba najpierw w akademiku zamieszkać, a żeby zamieszkać - spełnić kryteria rekrutacyjne, dotyczące odległości, dzielącej dom rodzinny od uczelni, trybu studiów i zamożności. Ta ostatnia budzi najwięcej emocji - w przypadku większości uczelni dochód na członka rodziny, uprawniający do otrzymania miejsca w domu studenckim,  to kwoty mieszczące się w widełkach 1200-1500 zł. Tymczasem wg. GUS w 2023 roku przeciętny miesięczny wyniósł 2678 zł. Wielu studentów wpada więc w lukę - nie stać ich na wynajem, ale na nocleg w akademiku też się nie kwalifikują.

Chociaż i kwalifikacja nie oznacza, że można spać spokojnie.

 - Co roku, w czerwcu, wszystkie swoje rzeczy mamy wynieść i zdać pokój, co nie zawsze przebiega bezproblemowo. Był rok, w którym dostałam kuwetę, rolkę i musiałam malować ścianę, którą administracja uznała za brudną. W sierpniu dostajemy informację o wyniku rekrutacji do akademików, a z początkiem września rezerwujemy miejsca w konkretnych domach. To jest walka, bo przecież każdy chce mieszkać w jak najlepszym standardzie - opowiada. - Zapisy otwierają się o szóstej, system się wiesza, to jest moja coroczna trauma, chociaż jak dotąd zawsze się udawało.

A co, gdyby się nie udało? Plan B, to akademik o gorszym standardzie. A plan na wypadek odmowy przyjęcia do jakiegokolwiek domu studenckiego?

 - Mam trochę rodziny w Warszawie, pewnie u kogoś bym przetrwała do czasu znalezienia mieszkania. Może znalazłabym kogoś ze znajomych, kto ma swoje lokum i wziąłby mnie do siebie? Pewnie w końcu musiałabym wynająć pokój, choć ceny są zaporowe - zastanawia się Joanna. - Znajomi ciągle rozmawiają o mieszkaniach: że ceny z kosmosu, że wszystko poszło w górę, że "jakiekolwiek" mieszkanie da się znaleźć, ale zwykle oznacza to albo standard z PRL albo dwugodzinny dojazd na uczelnie. Życie w akademiku ma swoje minusy, ale kiedy słucham niektórych opowieści to myślę, że naprawdę nie mam powodów do narzekania.

Nocowanka w bibliotece, strajkowanie w Kamionce

Dziewięć miesięcy temu, w październikowy wieczór do Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego przyszło kilkuset studentów. Mieli ze sobą poduszki, śpiwory, kilka planszówek. W planach: trochę pogadać, trochę pograć, trochę się pouczyć, a potem - spać. Spać w bibliotece, bo miejsca w akademikach dla nich zabrakło. Mieli też ze sobą transparenty, a na nich hasła "Prawo do mieszkania prawem człowieka!", "Nie masz gdzie mieszkać - chodź do BUW-u", "Studenci to nie klienci" i "Studia nie tylko dla bogatych".

Raz wymyślone hasła, przydały się w mijającym roku akademickim wielokrotnie. W grudniu studenci okupowali przeznaczony do sprzedaży i prywatyzacji poznański Dom Studencki "Jowita". Pod koniec maja na kilka dni zajęli krakowską "Kamionkę", nad którą również zawisło widmo sprzedaży. W czerwcu zaś, sprzeciwiali się projektom zmian w zasadach przyznawania miejsc w akademikach Uniwersytetu Warszawskiego, które ich zdaniem, premiowałyby "prymusów, a nie potrzebujących" (w projekcie rozporządzenia zniesiono kryterium dochodowe, dodatkowe punkty przyzwana natomiast osobom o szczególnych osiągnięciach w nauce). Efekty? W uproszczeniu można powiedzieć: 3:0 dla studentów. Jowita i Kamionka zostają, być może doczekają się również remontów (choć w przypadku Jowity w ostatnich dniach mówi się również o wyburzeniu i budowie nowego obiektu na tej samej działce). UW zmienił zaś zasady przyznawania miejsc w akademikach, dodając do nich kryteria dochodowe. Jednak mimo sukcesów, młodzi ludzie są dalecy od uznania sprawy za zakończoną.

- Protesty w obronie akademików, są nie tylko walką o konkretne miejsca, ale też próbą przypomnienia władzom uczelni, że to przede wszystkim w ich rękach leży dobro studentów. Chcielibyśmy, by zadbali o nie, uważnie przyglądając się naszej sytuacji i przeznaczając środki nie tylko na zwiększenie liczby miejsc w akademikach, ale też na stypendia socjalne i tanie posiłki - mówi Amelia Antonowicz, studentka UJ, członkini Koła Młodych Inicjatywy Pracowniczej, zaangażowana w obronę "Kamionki". - To inwestycja, która zwróci się w lepszych wynikach studentów. Młodzi ludzie wreszcie będą mogli skoncentrować się na nauce, a nie na dorywczych pracach. Lepsze wyniki to zaś lepsze miejsca w rankingach, na których naszym uczelniom tak bardzo zależy.

Ile kosztują darmowe studia?

Studencki problem mieszkaniowy postrzegany w szerszym kontekście, jawi się jako bolączka dotykającą wielu, również pozafinansowych obszarów. W jego wyniku cierpi nauka, cierpi psychika, zahamowane zostają też mechanizmy mobilności społecznej, dla których przez lata swobodny dostęp do edukacji był ważnym motorem. "Studia dla wszystkich, nie dla bogatych" - to jeszcze jedno hasło, które można było przeczytać na transparentach.

 - Zanim poszłam na uczelnię od wszystkich słyszałam, że "dzienne są dla bogatych". Chęć rozwoju mieszała się we mnie z poczuciem winy. Mimo, że posiadam dziewięcioro rodzeństwa, według uczelnianych kryteriów okazałam się "zbyt bogata" na akademik, czułam więc, że skazuję moich rodziców na oddawanie połowy wypłaty na mój rozwój - mówi Amelia. - To hasło odzwierciedla naszą rzeczywistość - realia ludzi, którzy wywodzą się z klasy robotniczej, w swoich rodzinach są pierwszą generacją z szansą na wyższe wykształcenie.

Jednak, jak zauważa Amelia, jest to szansa niepełna - dojazdy, dorywcza praca, ciągłe finansowe kombinacje, skazują młodych ludzi na mniej efektywną obecność na uczelni. - Ograniczają szanse na zaistnienie w środowisku naukowym, nie pozostawiają miejsca na rozwój społeczny, kulturalny, z którymi wyższa edukacja zawsze się wiązała - mówi. - Ich ambicje często muszą zostać ograniczone do minimum, jakim jest po prostu przeżycia na studiach.

Nadrabianie zaległości

W tym roku do matury przystąpiło ok. 263 tys. osób, z których znaczna część planuje kontynuować edukację na studiach wyższych. O tym, czy udało im się zdobyć upragniony indeks dowiedzą się już wkrótce - większość uczelni wyniki rekrutacji publikuje w połowie lipca. Choć zapobiegliwi mieszkania w pobliżu wybranej uczelni zaczęli szukać już w maju, to właśnie pierwsze wakacyjne tygodnie są początkiem corocznego wzmożenia na rynku najmu.

Jakie nastroje będą panować na nim w tym roku? Wygląda na to, że bardziej optymistyczne niż w poprzednich latach. W ostatnich miesiącach ceny najmu zaczęły się stabilizować, w niektórych miastach np. Warszawie, Wrocławiu, Łodzi notowane są kilkuprocentowe spadki (porównanie I kwartałów 2023 i 2024).

 - W ostatnich latach właściciele przyzwyczaili się do wysokich cen, ale sytuacja na rynku sprawia, że czas zweryfikować oczekiwania. Odpływ uchodźców z Ukrainy, zakup mieszkań w programie "Bezpieczny Kredyt 2 procent", sprawiły, że popyt na najem maleje - tłumaczy Paula Ojrzyńska. - Na miejscu studentów nie przejmowałabym się nadchodzącym rokiem, próbowałabym za to negocjować z właścicielami. Myślę, że będą skłonni do obniżek.

Uczelnie, jeśli planują podwyżki za miejsca w akademikach to niewielkie, rzędu kilkunastu, kilkudziesięciu złotych. Chwalą się również planami, zmierzającymi do zwiększenia liczby miejsc w domach studenckich i nowymi formami wsparcia. UJ do 2027 planuje zbudować nowy akademik na Kampusie 600-lecia Odnowienia Uniwersytetu Jagiellońskiego, chce też zmienić regulamin stypendiów socjalnych tak, by przesłanką do otrzymania świadczenia było korzystanie przez wnioskodawcę z zakwaterowania w domu studenckim lub najem na rynku nieruchomości. Uniwersytet Gdański już teraz adaptuje dawne pomieszczenia socjalne na nowe pokoje, stara się też o fundusze na remont, który ma zapewnić dodatkowe 50-60 łóżek. Uniwersytet Warszawski wykańcza dom studencki na Służewcu. Uniwersytet Wrocławski upraszcza zasady rekrutacji do domów studenckich dla nowo przyjętych studentów.

Szykują się również rozwiązania na ministerialnym szczeblu. Kilka miesięcy temu minister nauki i szkolnictwa wyższego, Dariusz Wieczorek, zadeklarował, że będzie dążył do zwiększenia puli miejsc w akademikach. Realizacji tego zadania ma służyć m.in. wykorzystanie części środków z Funduszu Dopłat, dotującego budownictwo komunalne. To kropla w morzu - na podwojenie miejsc w akademikach, potrzeba 3-4 mld złotych. Znacząca kwota, jednak w opinii resortu, tego rodzaju działania mają pozytywnie wpłynąć na sytuację mieszkaniową w ogóle. "W momencie, kiedy będziemy budowali akademiki, to studenci będą zwalniali tą substancję mieszkaniową, którą wynajmują za duże pieniądze w każdym mieście. Więc myślę, że to jest też element rozwiązywania problemu mieszkaniowego w Polsce" - mówił w marcu Wieczorek (cyt. za PAP).

Można powiedzieć: najwyższy czas, bo w ostatnich latach, pula miejsc dla studentów kurczyła się zamiast rosnąć. Jak pokazują dane GUS, tylko w ostatnich pięciu latach swoje podwoje zamknęło 51 akademików. Systematycznie pogarszał się też stan techniczny obiektów. W konsekwencji, dziś mamy 100 tys. miejsc w domach studenta, z czego 30 tys. wymaga remontu.

Tymczasem rynkiem domów studenckich zaczęli interesować się prywatni inwestorzy. Jak podaje CBRE, we wrześniu 2023 nowe, prywatne akademiki oferowały ok. 13 tys. miejsc, a w ciągu roku akademickiego, do użytku miały zostać oddane kolejne trzy tysiące. Prywatne akademiki, ulokowane w największych ośrodkach uniwersyteckich: Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Łodzi oprócz pokoi oferują często udogodnienia w postaci strefy relaksu, siłowni, jacuzzi, na parterze działają zaś sklepy, kawiarnie i punkty usługowe. Opłata za pokój to około 2,5 tys. złotych miesięcznie. Choć dla wielu studentów to cena zaporowa, takich ofert zapewne będzie przybywać. Przez deweloperów, polski rynek studencki uważany jest za jeden z najatrakcyjniejszych w Europie.

Dla deweloperów to dobra informacja, dla studentów i ich rodziców, niekoniecznie. Obecna sytuacja na rynku nieruchomości wyraźnie pokazuje, do czego prowadzi powierzenie kwestii mieszkaniowej prywatnym inwestorom.

***

O cyklu "Zamieszkanie"

Mieszka nam się źle. Kto wynajmuje - narzeka na czynsz. Kto kupił - na niepewność (bo czy uda się spłacić) i warunki kredytu. Kto żyje w nowym budownictwie - na niedoróbki, kto w starym -  na zużycie budynku. Wszystkim doskwiera niedobór przestrzeni, niefunkcjonalne układy lokali, niedostatek światła. Często nie podoba nam się też to, co poza domem - betonowa, nieprzyjazna, niedostosowane do potrzeb większości przestrzeń publiczna. Czujemy, że dobre, czyli komfortowe, estetyczne i higieniczne miejsce do życia staje się czymś coraz mniej osiągalnym, dostępnym tylko dla osób o najwyższych dochodach. 

Dlaczego tak jest? Czy to przepisy, czy brak naszej zaradności czy może praktyki graczy rynku mieszkaniowego sprawiają, że tak trudno zaspokoić potrzeby mieszkaniowe? Jak wyglądają prognozy na przyszłość? A może inspiracji należy poszukać za granicą lub w praktykach z przeszłości?

"Zamieszkanie"  - autorski cykl realizowany przez Aleksandrę Suławę, to seria wywiadów, reportaży i felietonów, w których autorka wraz z zaproszonymi ekspertami, poszukuje odpowiedzi na te pytania.

O autorce:

Aleksandra Suława - absolwentka historii sztuki oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Z Interią związana od 2020 roku, obecnie team leaderka redakcji lifestyle. Za swoje teksty otrzymała nagrodę Kryształowe Pióro oraz nominacje do nagród Grand Press i Nagrody Dziennikarzy Małopolski. Od dawna interesuje się architekturą i urbanistyką, zwłaszcza w ich społecznym ujęciu. Lubi przyglądać się przestrzeni i temu, w jaki sposób wpływa ona na życie jej użytkowników. Wierzy, że dobrze zaprojektowane mieszkanie, dzielnica, miasto mogą w znaczącym stopniu przyczynić się do poprawy niemal wszystkich obszarów życia od samopoczucia, przez relacje społeczne po sytuację zawodową.  W realizowanym w serwisach Kobieta oraz Styl cyklu "Zamieszkanie" wskazuje warte naśladowania przykłady i przestrzega przed praktykami, których lepiej unikać.





Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: rynek mieszkaniowy | Akademik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy