Marsz Równości marszem wolności

Czerwiec jest Miesiącem Dumy (Pride Month) - najczęściej wtedy organizowane są marsze i parady, mające na celu pokazanie społeczeństwu, że każdy z nas jest inny, ale wszyscy mamy swoje prawa i powinny one być respektowane. Skąd się wywodzą demonstracje i gdzie mają swoje źródło?

Parada Równości przemaszeruje ulicami Warszawy
Parada Równości przemaszeruje ulicami Warszawy 123RF/PICSEL

By odpowiedzieć na te pytania, trzeba cofnąć się o ponad pół wieku i przenieść do Stanów Zjednoczonych. Jest rok 1969. Policja urządza nalot  na lokal Stonewall Inn, na Dolnym Manhattanie. Klub był bezpiecznym miejscem dla gejów, o ile nie interesowali się nim stróże prawa, a czasy były takie, że interesowali się nadzwyczaj chętnie.

Naloty na knajpy były na porządku dziennym, a przebywający tam klienci traktowani jak obywatele gorszej kategorii, albo jak przestępcy. Pobicia, wyzwiska, spisywanie personaliów, w końcu aresztowania - tak wyglądała codzienność mniejszości żyjącej w USA. Zamykane były głównie osoby transpłciowe i drag queens, które swoim wyglądem przeszkadzały policji, w żaden sposób nie łamiące prawa, chyba że mówimy o zarządzeniu nakazującym kobietom i mężczyzną noszenie ubrań odpowiadającej biologicznej płci i składającej się z trzech części garderoby. Za wygląd trafiało się za kraty.

Poranny nalot 28 czerwca nie wydawał się niczym nadzwyczajnym, a jednak, jak okazało się chwilę później, miał być przysłowiową kroplą przepełniającą czarę goryczy. Czy coś zwiastowało przesilenie? Dzień wcześniej odbyła się uroczystość żałobna Judy Garland. Wodewilowa artystka była uwielbiana przez społeczność LGBTQ. Filigranowa aktorka nie tylko zachwycała swoim zewnętrznym pięknem i grą, za którą wielokrotnie była nagradzana - powszechnie znane były też problemy, z którymi borykała się na co dzień - nieudane małżeństwa, problemy finansowe i próby samobójcze. Judy było trudno, zwłaszcza, że producenci filmowi mieli olbrzymi wpływ nie tylko na sprawy zawodowe. Przez nich uzależniła się od leków, które w końcu doprowadziły ją do śmierci.

Do wydarzeń dochodzi jeszcze wątek polityczny - prawnik i polityk, John Lindsay, szukał sposobności, by odzyskać funkcję burmistrza Nowego Jorku (sprawował urząd między 1959 a 1965 rokiem) i zwiększenie szansy w wyborach. Przegrał prawybory w swojej republikańskiej partii, poszukiwał więc jakiegokolwiek sukcesu. Łatwym wyczynem wydawało się posłanie do aresztu obywateli, którzy gorszą społeczeństwo nieprzyzwoitym wyglądem.

Tłem, o którym nie wolno zapominać, było także rosnące niezadowolenie z decyzji podejmowanych przez rząd. Od połowy lat 60. działa ruch hipisowski, który neguje dotychczasowe wartości konsumpcjonizmu, sprzeciwia się normom społecznym, kościołowi, rodzinie i tradycji, postuluje pacyfizm i zdecydowanie deklaruje swój sprzeciw wobec wojny w Wietnamie. Słowem - jeśli miało coś się wydarzyć, powinno się wydarzyć właśnie teraz.   

Gay power!

O godzinie 1.20 dziewięciu policjantów (niektóre źródła podają, że ośmiu) z nakazem rewizji, wtargnęło do klubu Stonewall Inn, który znajdował się przy ulicy Św. Krzszytofa. Tylko jeden z nich nosił mundur, pozostali byli ubrani po cywilnemu. Miało być jak zawsze - rutynowa kontrola, upokarzanie i zamknięcie kogoś w areszcie. Stróże porządku aresztowali sześć osób. Wychodzili właśnie z klubu, by odprowadzić do furgonetki podejrzanych, gdy spotkali się ze sporym tłumem na zewnątrz. Ktoś krzyknął pierwszy: We want freedomGay power!, a za nim cały tłum zaczął skandować.

Korzystając z zamieszania jednej osobie udało się wyrwać z rąk policjantów, wtedy na stróżów prawa posypał się grad butelek, kamieni i śmieci - wszystko, co kto miał pod ręką, stało się amunicją. Jedyne, co pozostało funkcjonariuszom, to schronić się z powrotem w lokalu. Zrobiło się naprawdę głośno, a ludzi pod Stonewall Inn przybywało. Na miejsce przysłano posiłki policyjne, które uwolniły zabarykadowanych. Ranni byli zarówno po stronie demonstrantów i policjantów. 13 osób trafiło do aresztu.

Dzień przyniósł nową rzeczywistość - zmiany nikt oficjalnie nie ogłosił, ale hasła namalowane na ścianach krzyczały: Support gay power!Drag power!They invaded our rightsGay is good! Tej rewolucji zatrzymać się już nie dało. Kilka dni później zorganizowano wiec pod hasłem "Gay Power", a plac Waszyngtona wypełnił się po brzegi demonstrantami.  

Marsha P. Johnson

Mówiąc o zamieszkach w Stonewall nie sposób nie wspomnieć o Mashy P. Johnson. Była znana w środowisku artystycznym Nowego Jorku, pozowała jako modelka Andy’emu Wahrolowi. Występowała także z grupą Hot Peaches, identyfikując się jako drag queen. Przede wszystkim jednak była aktywistką działającą na rzecz LGBTQ w ruchu Gay Liberation.

Ze swoją przyjaciółką, Sylvią Riverą, założyły S.T.A.R. (Street Transvestite Action Revolutionaries). Jeden z uczestników wydarzeń z pamiętnej czerwcowej nocy relacjonował, że w takcie rozróby w klubie Stonewall Inn, Marsha rozbiła lustro, celując weń kieliszkiem i krzycząc: "Mam swoje prawa". Bar płonął, bo policjanci podłożyli ogień. Inni twierdzą, że rzuciła cegłą w policjanta. Są i tacy, którzy przekonują, że z workiem cegieł wspięła się na latarnię, by zrzucić go na wóz policyjny.

Jedno jest pewne - Johnson walczyła o prawa gejów, chociaż wtedy osobom transpłciowym nie wolno było wchodzić do barów przeznaczonych dla homoseksualistów. Nie pozwolono jej uczestniczyć w paradzie gejów i lesbijek w 1973 roku, twierdząc, że drag queen kompromitują społeczność. Wraz z Sylvią przemaszerowały więc przed paradą.

W 1992 roku ciało Johnson zostało znalezione w rzece. Okoliczności śmierci nie są znane. Sugerowano samobójstwo, ale przyjaciele twierdzą, że w ówczesnym czasie była w dobrym stanie psychicznym. Nie zostawiła też listu pożegnalnego. W 2012 roku dzięki jednej z aktywistek zmieniono przyczynę śmierci z "samobójstwa" na "nieustaloną".

Dzień ulicy Krzysztofa

"Christopher Street Day" jest organizowany na całym świecie. 27 czerwca stał się powodem do obchodzenia hucznych, kolorowych manifestacji, na cześć nowojorskich wydarzeń. Wspólnota, wolność, równość i tolerancja, to hasła przyświecające pochodom. Bierze w nich udział tysiące osób, które przechodzą przez duże miasta.

Marsze są pokojowe i mają na celu pokazanie innym, że na świecie żyją ludzie, którzy mogą się do siebie różnić. Uczestnicy mają swoje postulaty, które chcą by zostały respektowane. W Polsce od 20 lat nie udało się przeforsować żadnego z nich. 

Czytaj więcej:

Zobacz również:

Paulina Chruściel: Aktor nie powinien mieć dystansuStyl.pl
Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas