Miłość zapukała do mych drzwi...
To był jakiś pechowy dzień. Wszyscy faceci się na mnie uwzięli, najpierw ten młody w samochodzie, myślał, że ma nowe bmw i może każdemu zajeżdżać drogę. To od niego usłyszałam, że jestem starą panną w karykaturze samochodu. Stara panna… popsuło mi to humor na resztę dnia. W pracy – widzę tylko obrączki i pierścionki zaręczynowe, ewentualnie zdjęcia dzieci. Nie ma się co dziwić, może zamiast uganiać się za kolejnym dyplomem powinnam wybrać się na poszukiwanie męża.
W domu – chociaż tam znajdę spokój. Pięknie urządzony, zapraszający waniliowym zapachem. Tylko z kim mam to wszystko dzielić? Może ktoś chciałby zburzyć tę kobiecą harmonię? Spokojnie, może tylko ten dzień jest niesprzyjającym? Może położę się wcześniej do łóżka i jak rano się obudzę, będzie zupełnie inaczej? Tylko czy ten okropny sąsiad pozwoli mi zasnąć? Ostatnio wierci w ścianie chyba setną dziurę. Oczywiście – facet, nie pomyśli, że jakaś kobieta chce spać.
Tak mija tydzień za tygodniem. Sama się budzę, sama jem śniadanie, piję zimną kawę. Biegnę do pracy, przez osiem godzin nie wystawiam nosa zza monitora. Wracam, jem stary makaron, piję kieliszek wina, zasypiam przed telewizorem z zaschniętą łzą na policzku. W środku nocy budzi mnie głośne stukanie. Zabiję tego sąsiada. Rozumiem, że w ciągu dnia musi remontować, ale w środku nocy? To chyba za wiele jak na moje nerwy. Idę do niego. Opatulam się szczelnie kocem i wędruję na czwarte piętro. Pukam. Nic. Pukam głośniej. Znowu nic. Zdenerwowana naciskam dzwonek i trzymam tak dopóki mi nie otworzy. Słyszę kroki. Teraz to chyba będę krzyczeć. Przekona się co znaczą nerwy starej panny. Zanim cokolwiek udaje mi się powiedzieć, słyszę: „O! To pani! Pani wybaczy, że tak głośno ale muszę coś skończyć zanim mój syn wróci z wakacji, mam dla niego niespodziankę, szykuję mu…” „Wiem pan co? Nie interesuje mnie to. Proszę tylko dać mi spać.” Odwracam się na pięcie i odchodzę. Kładę się do łóżka, nie zdejmując ubrań. Wstaję rano, piję zimną kawę…
Jak dobrze, że już piątek. Wybiorę się na długi spacer. Zakładam płaszcz, biorę torebkę. Ktoś puka do drzwi, do mnie? Otwieram. Sąsiad z czerwoną różą w dłoni. Zdumiona patrzę na niego. Nie pozwala mi nic powiedzieć. „Chciałem panią przeprosić za te wiercenia i stukania przez tydzień. Jutro przyjeżdża mój syn i chcielibyśmy panią zabrać na spacer. Tak w ramach przeprosin.” „Ale ja… chyba nie mam czasu.” „Pani nie ma czasu? Proszę wybaczyć, ale chyba niewiele osób do pani przychodzi. Jakby pani, wtedy w nocy, pozwoliła mi coś powiedzieć to mógłbym mówić do rana. O tym, że widzę jak wchodzi pani do budynku, jak wdzięcznie siedzi pani z książką na ławce, jak odgarnia włosy z policzka. Wtedy w nocy wyglądała pani tak ślicznie. Zawsze się zastanawiałem, dlaczego jest pani sama. Taka piękna. Może mógłbym wejść na kawę, przyznam, że zmarzłem.” „Wejść? Pan do mnie? Na kawę? Ja – piękna?... tak zapraszam.”
Dziś znowu mam pechowy dzień, rano zepsuł mi się samochód. Do pracy jadę zatłoczonym metrem. Ktoś wylewa na mnie kawę. Czy to piątek trzynastego? Dzwoni telefon, któż to znowu? „Cześć kochanie, dzisiaj odbiorę Piotrusia od jego mamy, a potem pójdziemy do kina?” „Oj tak. Przyda mi się miły wieczór. Wiesz co? Dziękuję.” „Za co?” „Za zapukanie do moich drzwi.” „Ale to ty zapukałaś do moich pierwsza. Do zobaczenia po pracy.”