Mirosława Kareta: Historia do mnie wróciła

Ważniejsze jest przywiązanie do ojczyzny, czy zwykła, ludzka miłość – przed takimi dylematami stają bohaterowie książki „Pokochałam wroga”, o której rozmawiamy z jej autorką, Mirosławą Karetą.

Mirosława Kareta (z prawej) podczas spotkania autorskiego w Krakowie
Mirosława Kareta (z prawej) podczas spotkania autorskiego w KrakowieWydawnictwo WAM

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: Autorzy książek fabularnych mówią, że proces ich tworzenia zaczyna się, kiedy natrafiają na coś, co nazywają "zapalnikami", a ty w zasadzie dostałaś swoją historię z "Pokochałam wroga" w prezencie, w pociągu...

Mirosława Kareta, autorka książki "Pokochałam wroga": - Nie całą oczywiście. Niespełna 20 lat temu dostałam pomysł na historię. W czasie jednego z pierwszych moich wyjazdów do Niemiec spotkałam w przedziale mężczyznę, który przez kilka godzin opowiadał mi o swoim życiu. Ten pan był synem Niemca, który po wojnie wyemigrował z Polski, nie wiedząc, że jego ukochana jest w ciąży. Nie wiedział, że ma syna aż do lat 90., kiedy upadł Mur Berliński i mógł przyjechać z wizytą sentymentalną. Kiedy odwiedzał rodzinną wieś na Śląsku, dawni sąsiedzi powiedzieli mu, że ma dorosłego syna. Odszukał go, doszło do obustronnych wielkich wzruszeń. Mój towarzysz podróży po raz pierwszy jechał do Niemiec, żeby poznać swoją nową rodzinę. Jego historia tkwiła we mnie przez te wszystkie lata i wokół niej osnuta jest fabuła mojej książki.

Łatwo było ci "dopleść" do pociągowej opowieści losy innych postaci?

- Oczywiście był to proces. Wiele prawdziwych historii w jakiś sposób zostało do niej wplecionych. Na przykład taka: kiedy w latach 90. pracowałam w Dzienniku Polskim jako dziennikarka, pewnego dnia przyszedł do redakcji Francuz, z nietypową sprawą. W czasie wojny, na robotach przymusowych na terenie III Rzeszy poznał krakowiankę, o ile dobrze pamiętam miała na imię Janina, pojawiło się między nimi uczucie. Po tych wszystkich latach postanowił ją odnaleźć. Pisałyśmy z koleżanką, którą bardzo dobrze zna francuski, artykuł o jego poszukiwaniach. Niestety nie pojawił się żaden ślad w tej sprawie, ale między nami nawiązała się przyjaźń - i podobny wątek też pojawił się w książce. Jest w niej bardzo wiele historii, które sama przeżyłam lub o nich usłyszałam. Przez dziesięć lat mieszkałam w Niemczech, więc miałam również sporo niemieckich wątków na podorędziu.

- A książka powstawała w trzech etapach. Najpierw miał to być tylko pamiętnik Jadwigi, głównej bohaterki. Później dopisałam losy jej syna, bo stwierdziłam, że to, jak ułożyło się życie dziecka z tego związku, też jest interesujące. Wybrałam lata 90., ponieważ tutaj sięgały moje wspomnienia z pociągu i autentyczna historia. Natomiast wątki dotyczące rodziny Maksymiliana dopisywałam w trzecim etapie, myśląc już o stworzeniu cyklu książek o rodzinie Petrycych.

Czyli w zasadzie napisałaś trzy książki, a potem je ze sobą zmiksowałaś?

- Można to tak ująć.

Poznajmy bohaterów twojej powieści zaczynając od wspomnianej Jadwigi.

- Jadwiga kieruje się w życiu przede wszystkim sercem. Działa w dużym stopniu instynktownie. To patriotka postawiona przed bardzo poważnym życiowym wyborem. W czasie okupacji poznaje człowieka, którego początkowo nie znosi, ponieważ jest Niemcem, okupantem, przyjechał tutaj z Wehrmachtem. Później rodzi się między nimi miłość i Jadwiga musi sobie z nią jakoś poradzić. Więcej na jej temat nie będę zdradzać, bo choć Jadwiga umiera na początku książki, później wielokrotnie pojawia się na kartach swojego pamiętnika i opowiada o swoich wyborach.

Za życia nikomu jednak nie zdradziła tajemnicy. Dopiero na łożu śmierci odpowiedzialnością za odkrycie rodzinnej historii obarcza syna - Maksymiliana.

- Jego prototypem był mój towarzysz z pociągu, z tym że osadziłam tę postać w Krakowie, w mieście, które znam najlepiej. Nadałam mu tytuły naukowe i obdarzyłam dużą rodziną. Na stabilnym już etapie swojego życia dowiaduje się, że nie jest tym, za kogo całe życie się uważał. Nie jest synem polskiego partyzanta, a właśnie okupanta i musi się z tą prawdą pogodzić.

W jednej chwili jego ojcem przestaje być Benedykt, który wziął odpowiedzialność za niego i jego matkę, a pojawia się Max.

-  Nie jest to dla niego łatwy proces. Benedykt jest bardzo ważną osobą w jego życiu i w dalszych częściach sagi, które planuję napisać, to się potwierdzi. Ale Maxa Bayera musi jakoś włączyć do życiorysu. Choć pierwszą jego reakcją jest chęć, żeby to wszystko ukryć, żeby nic nie wyszło na jaw.

Zapomina natomiast, że pod latarnią najciemniej i tu do akcji wkracza jego córka ze swoim chłopcem.

- Oni mają własne plany wobec tej historii. Maksymilian ma czwórkę dzieci, niektóre z nich przewijają się tylko w tle, choć z wielkim hukiem, ale Ania - drugie z kolei dziecko - odgrywa w książce ważną rolę.

Rodzina Maksymiliana powiększa się również o krewnych w Niemczech.

- Tam spotyka swoją ciocię oraz jej wnuczkę. Te spotkania nie są łatwe ani dla jednej, ani dla drugiej strony.

Tym bardziej, że podczas nich ciągle ktoś czyha na jego życie.

- Zdarzają się jakieś dziwne wypadki, które powodują, że Maksymilian zaczyna się lękać o swoje życie. Ale tu mogę zdradzić zakończenie: wraca do kraju cały i zdrowy.

Bohaterowie książki często stają przed dylematami moralnymi, od tych wojennych, gdzie na szali jest życie i śmierć, po choćby takie, czy wdać się w romans z ponętną dziennikarką. Który z tych dylematów był dla ciebie najtrudniejszy jako dla pisarza?

- W postać Jadwigi było mi się najłatwiej wcielić, bo jestem kobietą i mogłam sobie wyobrazić taką sytuację. Tym bardziej, że długo mieszkałam w Niemczech - z mężem, z rodziną, więc nie miałam takich dylematów, od razu zastrzegam (śmiech). Ale mogłam sobie je wyobrazić: czy ważniejsze jest przywiązanie do ojczyzny, czy zwykła, ludzka miłość. Natomiast Maksymilian miał być mężczyzną z krwi i kości - starałam się, żeby taki był i mam nadzieję, że efekt jest zadowalający.

Fabuła książki jest mocno osadzona w Krakowie. Twoi bohaterowie są na przykład świadkami łapanek, które do dzisiaj upamiętniają tablice na murach kamienic. Dużo pracy włożyłaś  w dokumentację tej książki?

- Trzy lata. Był to czas czytania pamiętników, źródeł, opracowań historycznych, wyszukiwania zdarzeń, które mogłabym wykorzystać. Jedno z nich znalazłam we wspomnieniach pielęgniarek, które opisała Helena Matoga w książce "W kręgu opiekuńczego czepka". Była tam mowa o konfidencie Gestapo, który przebywał w Domu dla Chorych i Słabych, prowadzonym przez kapucynów na ul. Loretańskiej. Był to człowiek po przebytym polio, miał bezwładne kończyny. Sprawiał przy tym sympatyczne wrażenie, wzbudzał zaufanie. Polskie podziemie zaczęło podejrzewać, że jest konfidentem, bo po spotkaniach z nim aresztowano lekarzy i pielęgniarki, ale także byłych uczestników powstania warszawskiego, którzy się ukrywali w Krakowie. Kiedy byli już pewni, że on donosi, przebrani w mundury SS polscy żołnierze pojawili się w tym szpitalu, poprosili go na rozmowę, podczas której przyznał się myśląc, że rozmawia z Niemcami. Zlikwidowali go. Co najmniej dwie pielęgniarki to zapamiętały i opisały w swoich wspomnieniach.

- Później w książce Stanisława Dąbrowy-Kostki trafiłam na to samo zdarzenie i wiedziałam już, że ten człowiek nazywał się Ludwik G. Jakiś czas temu byłam w Muzeum Historycznym Krakowa na spotkaniu z dr. hab. Tomaszem Konopką z Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego, który ma do dyspozycji dokumentację z sekcji zwłok od czasu powstania katedry - początku XIX w. To spotkanie było poświęcone bardzo zasłużonej postaci - Janowi "Halszce" Kowalkowskiemu, który wykonywał wyroki polskiego państwa podziemnego. Na marginesie wspomniana została sekcja zwłok właśnie Ludwika G. (wtedy poznałam jego pełne nazwisko), który został stracony przez komando "Halszki". Historia ta wróciła więc do mnie wielokrotnie.

"Pokochałam wroga" jest pierwszą częścią sagi - które postacie wybiją się na pierwszy plan w kolejnych tomach?

- Już zdradziłam to na swojej stronie internetowej, więc mogę powiedzieć. Na pewno na pierwszy plan wysunie się Ania, córka Petrycych, która już w pierwszej części pokazała swój charakter. A druga postać, której istnienie tylko zasygnalizowałam w tej książce, a będzie ogrywała dużą rolę w następnej, to ciotka Pelagia z Anglii. Postanawia przyjechać do Krakowa w pewnej misji...

Pokochałam wroga
Pokochałam wrogaWydawnictwo WAM

Mirosława Kareta - jest historykiem i dziennikarką. Mieszkając wiele lat w Niemczech zbadała wiele źródeł mówiących o związkach Polek i Niemców, bądź Polaków i Niemek. Autorka trzech książek, z czego ostatnia "Pokochałam wroga" ukazała się w lutym 2016r. nakładem Wydawnictwa WAM.

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas