Reklama

Mizerna cicha, czyli święta z inflacją

„Spokojnych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w rodzinnym gronie przy suto zastawionym stole” brzmi formułka, zwyczajowo wypisywana na świątecznych kartkach. Wydaje się jednak, że w tym roku większość życzeń ma małe szanse na spełnienie. Suto zastawiony stół przetrzebią oszczędności, a radość zastąpi frustracja, wynikająca z przymusowego zaciskania pasa. Sprawdzamy, jak Polacy szykują się na święta z inflacją i ostrzegamy: gwiazdki z nieba nie będzie.

Zaczęło się tyle wcześnie, co niespodziewanie. Już na początku października, zanim jeszcze znicze, mające zwyczajowe pierwszeństwo w handlowym kalendarzu, zdążyły rozgościć się na sklepowych półkach, w ofercie kilku marketów już pojawiły się świąteczne akcesoria. W gwiazdkowej forpoczcie znalazły się dyskonty, kuszące klientów czekoladowymi aniołkami, Mikołajami na patyku, blokami marcepanów, pudłami pierników i innymi słodkościami, ozdobionymi napisem "wesołych świąt". Jak tłumaczył przedstawiciel jednej z sieci, są to "europejskie trendy".

Reklama

Nie minęły dwa miesiące, a forpoczta zmieniła się w regularny, świąteczny szturm. W sklepach mamy więc (tak samo, jak każdego roku, ale dla porządku wymieńmy): kalendarze adwentowe, zestawy prezentowe, łańcuchy, lampki, bombki choinkowe, świąteczne tekstylia, świąteczną ceramikę, świąteczne figurki w najróżniejszych kształtach i rozmiarach. Są też gwiazdkowe edycje majonezów, margaryn, warzyw w puszce i proszków do pieczenia. Jednym słowem: mamy wszystko. Pytanie tylko, kto będzie mógł to kupić?

Zobacz również: Ochłodzenie w branży zabawek. Mikołaj zderza się z inflacją

Wydamy więcej, kupimy mniej

Na bok jednak żartobliwe sformułowania, bo kto już w tym roku szacował koszt świątecznych zakupów, temu nie jest do śmiechu. Jak wynika z badania Providenta, opisywanego przez "Rzeczpospolitą", w tym roku statystyczna rodzina na organizację Bożego Narodzenia wyda 1259 zł, czyli o 30 proc. więcej niż w roku ubiegłym.

Zdawałoby się więc - na bogato. Jest to jednak bogactwo złudne, bo z uwagi na wynoszącą ponad 17 proc. inflację, mimo że wydamy więcej pieniędzy, kupimy mniej. W naszych koszykach znajdą się też produkty inne niż w ubiegłych latach. Jak pisze dziennik Polacy planują wybierać tańszą żywność. Analizując zachowania konsumentów w miesiącach poprzedzających grudzień, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, jakie produkty zostaną objęte oszczędnościami. Z badań GfK (również omawianych przez "Rzeczpospolitą") wynika, że w ostatnim czasie wiele gospodarstw zrezygnowało z zakupu masła, sypkiej herbaty i kawy rozpuszczalnej. Spadła też sprzedaż mocnego alkoholu. Racjonalnym wydaje się też przypuszczenie, że będziemy oszczędzać na cukrze, oleju, mące i mięsie - w ostatnich miesiącach produkty te znajdowały się na szczycie listy najszybciej drożejących artykułów.

Zmieni się nie tylko to, co na stole, ale również to, co pod choinką. Rzadziej znajdziemy tam perfumy, biżuterię i sprzęt elektroniczny, częściej: słodycze i książki.

Zobacz również: Zrób to w czasie gotowania. Różnicę odczujesz w portfelu

Wszystko w opór, raz się żyje

Tyle ogólnych danych. O to, jak cięcie wydatków może wyglądać w szczegółach, zapytaliśmy naszych czytelników. Na Facebooku serwisu Kobieta Interia zadaliśmy pytanie: "Na jakich produktach planujecie oszczędzać". Wśród odpowiedzi zebrało się trochę pomysłów humorystycznych ("oszczędzam na myciu okien, żeby mieszkania nie chłodzić"),  kilka przejawów sprytu  ("idę z wizytą"), jeden patent podróżniczy ("taniej wyszło kupić tygodniowy wypad na Maderę") oraz refleksja feministyczno-kulturowa ("kobiety na pewno oszczędzają na sobie").

Ogólnie jednak komentatorzy podzielili się na dwie grupy. Pierwsza z nich mówi "wydajemy", a swoją postawę wyraża poprzez komentarze w rodzaju: " Nie oszczędzam na niczym, święta są raz w roku", "Będzie wszystko jak zwykle", "Święta musza być świętami, nie zamierzam nic zmieniać", "Po to są świętą żeby wszystkich rozpieszczać a nie zaciskać pasa", "Nie oszczędzam, wszystko w opór. Raz się żyje".

Grupa druga mówi natomiast "oszczędzamy" i przedstawia zupełnie odmienne plany: "Nie przygotowuję, żadnych świat. Oszczędzam, na czym się da", "Jadę do syna. Pierwszy raz w dorosłym życiu będę gościem na święta", "W tym roku tylko dziecko dostanie prezent", "oszczędzam na karpiu", oszczędzam "na rybach i grzybach", "na wszystkim".

Zobacz również: Kontrolerzy pukają do drzwi Polaków. Czy można odmówić im wstępu?

Świąteczne rozwarstwienie

Jak widać, choć inflacja dla wszystkich konsumentów ma taki sam poziom, nie we wszystkich domach wywołuje te same skutki. Ta konsumencka dychotomia nie dziwi prof. Tomasza Zaleśkiewicza, psychologa ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. 

- Pogłębia się rozwarstwienie ekonomiczne społeczeństwa. Ci, którzy mieli dużo lub wystarczająco, nawet przy sięgającej dwudziestu procent inflacji mogą pozwolić sobie na "święta jak zwykle". Ci zaś, którzy dotychczas wydawali na organizację Bożego Narodzenia pieniądze,  zgromadzone w poprzedzających grudzień miesiącach lub pozwalali sobie "zaszaleć", kosztem późniejszych oszczędności, teraz doszli do budżetowej ściany. Nie mają już skąd wygospodarować dodatkowych środków. Ich zdolność kredytowa zmalała, codzienne wydatki wzrosły, pozostaje więc samoograniczenie.

Często niełatwe i bolesne, bo przy okazji świąt Bożego Narodzenia do zakupów popycha nas kilka psychologicznych mechanizmów. Jak wylicza prof. Zaleśkiewicz, pierwszym z nich jest nawyk - przyzwyczailiśmy się, że w grudniu wydajemy więcej. Wydatki te (i to jest mechanizm drugi) uznajemy za usprawiedliwione, postrzegamy je nie jako rozrzutność bądź przejaw materializmu,  ale jako działanie dla dobra rodziny czy czynienie za dość tradycji. Mniejszy jest więc żal podecyzyjny czyli wyrzuty sumienia, związane z ponadprzeciętnymi wydatkami. Silnym impulsem do sięgnięcia po portfel są też wzmożone działania marketingowe (mechanizm trzeci), prowadzone przez sprzedawców w okresie Bożego Narodzenia.

- Inflacja nie osłabiła tych mechanizmów. Jeśli więc część konsumentów deklaruje cięcie wydatków to raczej nie jest to skutek dobrowolnej decyzji, lecz zachowanie wymuszone okolicznościami - tłumaczy prof. Zaleśkiewicz.  Rezygnujemy z zakupów nie dlatego, że zaczęliśmy podchodzić do wydatków bardziej racjonalnie, ale dlatego, że po prostu nie stać nas na świąteczną konsumpcję w dotychczasowym wymiarze.

Ja tylko oglądam

Zwiastuny świątecznego zaciskania pasa zauważają już producenci towarów, które zwyczajowo przed świętami cieszyły się sporym zainteresowaniem konsumentów. Mowa o wszelkiego rodzaju ozdobach oraz drobiazgach, nabywanych na prezent czy jako dodatek do upominku. Jak mówi Katarzyna Jerzak, właścicielka manufaktury Soya&Herbs produkującej sojowe świece,  choć to dopiero początek grudnia i przed świętami sytuacja może się zmienić, porównując sprzedaż rok do roku, jest gorzej.

- Gościłam już na kilku bożonarodzeniowych jarmarkach i wszędzie dało się zauważyć podobne zjawisko. Odwiedzających jest sporo, może nawet więcej niż w poprzednich latach, jednak ludzie sięgają do portfeli o wiele mniej chętnie niż dotychczas. Oglądają, pytają, biorą wizytówki, ale nie kupują, a jeśli już to pojedyncze sztuki - tłumaczy.  - Podczas jednego z jarmarków rozmawiałam z innymi sprzedawcami, mają podobne spostrzeżenia. Zresztą, nawet sam fakt, że rozmawialiśmy jest symptomatyczny. W poprzednich latach nikt nie miał czasu na pogaduszki.

Producentka dodaje, że początkowo zastanawiała się, czy sama nie popełniła jakiegoś błędu. Może po prostu nie trafiła z tegorocznym asortymentem w gust nabywców?  - Zapytałam o opinię moje stałe klientki i otrzymałam odpowiedź: "Pani Kasiu, wszystko jest ok. Po prostu nie mamy pieniędzy" - opowiada i dodaje, że paradoksalnie, chyba nawet w pandemii było lepiej.  - Coś czuję, że w tym roku sojowa świeczka nie będzie dodatkiem do prezentu, a właściwym prezentem. O ile w ogóle.

Nawet ci producenci, którzy nie odnotowali spadku sprzedaży, mówią że w tym roku bożonarodzeniowy okres trudno będzie uznać za handlowe żniwa. Bo choć dochód jest zbliżony, to koszty produkcji o wiele większe.  - Koszty surowców rosną z miesiąca na miesiąc. Cena wełny wzrosła o dwadzieścia procent, kartonu, w który pakujemy produkty, nawet o sześćdziesiąt w skali roku - mówi Aleksandra Gołda, właścicielka marki Le’ale’a, szyjącej berety. - Wydatki tniemy gdzie się da, mniej usług zlecamy na zewnątrz, nie oszczędzamy na jakości. Musieliśmy też podnieść ceny. Klienci przyjęli to ze zrozumieniem. Nikt nie pytał ironicznie "czy używamy złotych nici", choć w poprzednich latach zdarzały się takie komentarze. Teraz wszyscy wiedzą, jak jest.

Równie niewesoło wygląda sytuacja w gastronomii. Branża, która wyjątkowo ucierpiała w czasie pandemii, a w bieżącym roku dotkliwie odczuwa podwyżkę cen energii, nie może liczyć na zwyczajowe "odkucie"  w okresie świątecznym.

 - Z obserwacji i rozmów, które prowadzę z restauratorami wynika, że nastroje w branży są minorowe. Oczywiście świąteczne oferty powstają, ale przeczuwamy, że zainteresowanie nimi będzie zdecydowanie mniejsze niż w poprzednich latach. W Polsce jedzenie na mieście czy zamawianie cateringu wciąż postrzegane jest nie jako potrzeba, ale jako przyjemność, a właśnie z przyjemności rezygnujemy, gdy trzeba zaciskać pasa. - mówi Michał Skoczek, organizator zlotów Food Trucków i autor strony streetfoodpolska. -  Obawiam się, że grudzień nie będzie czasem "łowów", które tradycyjnie pozwalały nadrobić straty i zgromadzić kapitał na następny kwartał, ale kolejnym trudnym miesiącem.  Jak odbije się to na branży? Zobaczymy wiosną, jednak widząc ile lokali już dziś zostaje wystawionych na sprzedaż, trudno o optymistyczne prognozy.

Którędy ucieka pieniądz?

Ci, których makroekonomiczna sytuacja zmusiła do oszczędzania, starają się ograniczać wydatki w jak najmniej bolesny sposób. Już jesienią dużym zainteresowaniem internautów cieszyły się wszelkiego rodzaju porady, dotyczące oszczędzania na energii elektrycznej, gazie i ogrzewaniu oraz triki, pomagające zbilansować domowy budżet. Podobnie, czyli szukając sprytnych rozwiązań, warto podejść i do organizacji świąt. Bo jak tłumaczy Karolina Nowicka, autorka instagramowego profilu Pani od Oszczędzania, który obserwuje ponad 76 tysięcy osób, zaciskanie pasa nie musi boleć.

 - Aby nasz budżet w tym okresie zbytnio nie ucierpiał, z pewnością warto przygotować listę potrzebnych produktów, najlepiej z podziałem na trzy kategorie: jedzenie, ozdoby, prezenty, aby wcześniej zaplanować ile czego będzie nam potrzebne i móc określić na to budżet, a dodatkowo wcześniej rozejrzeć się za korzystnymi ofertami - tłumaczy -  Jeśli chodzi o jedzenie to warto przemyśleć, czy aby na pewno nie robimy go zawsze za dużo i czy nie lepiej byłoby z czegoś zrezygnować, aby nie musieć później go wyrzucać. Dobrym pomysłem jest też umówienie się z gośćmi, aby każdy przyniósł jedną potrawę - tym samym mamy sporą oszczędność, a dodatkowo każdy będzie mógł poczuć, że dołożył swoją cegiełkę i nie przyszedł na gotowe.

 - W temacie prezentów polecam np. zorganizować losowanie, aby każdy przygotował tylko jeden prezent. Niektórzy np. rezygnują z prezentów dla dorosłych i upominki dostają tylko najmłodsi. Kupując prezenty warto korzystać z porównywarek ofert i kupować je wcześniej, nawet w trakcie całego roku - dodaje ekspertka. 


Na planowanie świątecznych wydatków warto poświecić czas, bo jak mówi Karolina Nowicka, w tym okresie pieniądze "uciekają nam" w każdej budżetowej kategorii.  - W każdej z nich, czy to jedzenie, prezenty, czy ozdoby można znaleźć jakieś oszczędności, np. kupując coś tańszego, wykonując coś samodzielnie lub z czegoś rezygnując - tłumaczy.  A z czego zrezygnować?  - Myślę, że u każdego może być to coś innego, w zależności od tego jaki mamy budżet i bez jakiego elementu nie wyobrażamy sobie Świąt. U mnie na przykład nie kupuje się choinki, choć dla wielu jest to element obowiązkowy, a ozdoby świąteczne przechodzą z roku na rok, tym samym ograniczając wydatki na nie do minimum.

Święta z inflacją, święta z frustracją

"Spokojnych, radosnych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w gronie rodzinnym przy suto zastawionym stole" - brzmi formułka zwyczajowo wpisywana na świątecznych kartkach. Wygląda jednak na to, że w tym roku większość życzeń ma małe szanse na spełnienie. Suto zastawiony stół przetrzebi inflacja, a spokój i radość zastąpi rozgoryczenie, wynikająca z niemożności organizacji świąt w wymarzonym kształcie.  - Czy to okres prosperity czy czas kryzysu społeczne oczekiwania i przekaz marketingowy pozostają niezmienne: szczęśliwa rodzina gromadzi się w elegancko udekorowanym mieszkaniu, by zjeść smakołyki i obdarować się prezentami. Spełniają się marzenia, nikomu niczego nie brakuje - tłumaczy prof. Zaleśkiewicz.  - Ten obraz i związane z nim nawyki są silne, bo kształtowane od dzieciństwa. Niemożność zorganizowania świąt w wymarzonym kształcie czy na poziomie zbliżonym do poprzednich lat może budzić frustrację. W tym roku Boże Narodzenie będzie trudnym czasem, który części osób zamiast zwyczajowego odprężenia przyniesie negatywne emocje.

Święta w kryzysie, święta z inflacją, święta pod znakiem zaciskania pasa, wreszcie: święta w czasie niepewności. Taka wyliczanka nie nastraja optymizmem. Ci jednak, którzy wbrew minorowym nastrojom szukają w tegorocznej gwiazdce pozytywów, pociechę mogą znaleźć w jedynym fragmencie bożonarodzeniowych  życzeń, na które inflacja nie ma wpływu. Chodzi o słowa: "w gronie rodzinnym spędzonych". Nawet przy największych budżetowych cięciach, to życzenie da się zrealizować. A chyba właśnie ono jest najważniejsze.

Czytaj także: Polacy ostro przycinają budżet na prezenty. Niektórzy nie kupią ich wcale

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | święta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy