Na przekór wiatrom
Urodzona na angielskiej wsi, w Kenii wyrosła na dumną i wojowniczą kobietę. Była pierwszą trenerką rasowych koni wyścigowych w Afryce, a może i na świecie. Jako pierwsza kobieta pilot przeleciała samotnie nad Atlantykiem trudniejszą trasą: ze wschodu na zachód. To ona była „tą trzecią” w słynnym związku baronowej Karen Blixen i Denysa Fincha Hattona, opisanym w "Pożegnaniu z Afryką". Beryl Markham to postać jedyna w swoim rodzaju. Zołza pierwszej klasy, jak mówił o niej Hemingway.
"Czytałeś książkę Beryl Markham? Ona pisze tak niewiarygodnie dobrze, że jako pisarz poczułem się kompletnie zawstydzony. Czuję się jak marny rzemieślnik, cieśla, który za pomocą tępych gwoździ buduje coś, co w najlepszym wypadku przypomina zagrodę dla świń. Ta dziewczyna, z tego co wiem, dość niesympatyczna, zołza pierwszej klasy, powiedziałbym nawet, wyprzedza innych pisarzy o kilka długości. To naprawdę cholernie dobra książka". Tak o "West with the night" ("Na zachód wraz z nocą"), wspomnieniach Beryl Markham, pisał w liście do przyjaciela Ernest Hemingway. Pisarz poznał Beryl podczas safari. Nawet zalecał się do niej, ta jednak dała mu kosza, choć o jej licznych romansach plotkowano na trzech kontynentach. Wśród jej domniemanych kochanków był m.in. brat następcy brytyjskiego tronu, książę Henry. Beryl nie wspomina ani słowem o żadnym ze swoich trzech mężów, a o jej największym dokonaniu, samotnym locie nad Atlantykiem w pionierskich czasach lotnictwa, czytamy dopiero pod koniec tomu wspomnień i na zaledwie kilkunastu stronach. Pierwsze wydanie "West with the nigh"t nie zdobyło rozgłosu, wzbudziło jednak, jak niemal wszystko, co robiła Beryl, falę plotek i spekulacji.
Powtarzano, że wspomnienia spisał za nią jej trzeci mąż, pracujący jako ghostwriter Raul Schumacher. Inni sugerowali, że elegancja języka, jakim na papierze posługuje się Beryl, to zasługa Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, kolejnego z jej kochanków. Beryl niespecjalnie przejmowała się takimi zarzutami. Była do nich przyzwyczajona - w końcu przez całe życie musiała udowadniać mężczyznom swoją wartość.
Bardzo mała dziewczynka
- To?! Oddałeś wszystko, co mieliśmy, za to?! - wykrzyknęła Clara Clutterbuck, matka dwuletniej Beryl, i wybuchnęła płaczem. Przebywszy 11 tysięcy kilometrów, zobaczyła ulepioną z błota i słomy chatę na porośniętej buszem farmie w Afryce, która miała stać się nowym domem rodziny Clutterbucków. Ojciec Beryl, Charles, uległ wizji raju na ziemi, jaką przed swoimi obywatelami roztaczała brytyjska Korona, która rządy nad tym kawałkiem Afryki sprawowała od niedawna i robiła, co mogła, żeby przyciągnąć tu brytyjskich osadników. Sprzedał dom i niewielki kawałek ziemi w małej angielskiej wsi Ashwell i za bezcen kupił 1500 akrów afrykańskiego buszu. Potem przystąpił do żmudnej pracy przekształcania go w dobrze prosperujące gospodarstwo i stadninę. Po kilku latach zatrudniał już tysiąc pracowników, rekrutowanych spośród członków zamieszkujących sąsiednie tereny plemion. Glinianą chatę zastąpił drewniany dom, a na farmie stanął też młyn i stajnie, w których zamieszkało kilkadziesiąt koni pełnej krwi angielskiej. Mała Beryl czas spędzała głównie z członkami plemienia Kipsigi. Wieczorami wykradała się przez okno sypialni, żeby posiedzieć z nimi przy ognisku. Nauczyła się suahili (potem poznała biegle także języki nandi i masajski). Z Kibiim, swoim najlepszym przyjacielem, który nazywał ją Lakwet, bardzo małą dziewczynką, uczyła się polować z oszczepem, strzelać z łuku i robić wszystko to, w czym ćwiczyli się przyszli wojownicy. Nietypową edukację uzupełniał ojciec, tłumacząc córce, jak obronić się przed szarżującym słoniem ("Musisz mierzyć dokładnie między oczy - jeśli nie trafisz w mózg, nie przeżyjesz"), i wyjaśniając, przed którym wężem należy uciekać co sił w nogach, a przed którym wycofywać się powoli i bezszelestnie, centymetr po centymetrze. Tymczasem europejscy osadnicy próbowali udomawiać najróżniejsze dzikie zwierzęta. Gdy pewnego razu Beryl i jej ojciec wybrali się na farmę znajomych, zastali tam Paddy’ego, wielkiego lwa przechadzającego się po terenie.
Z tego dnia dziewczynka najlepiej zapamiętała trzy rzeczy: potężne pchnięcie, które powaliło ją na ziemię, znikający za linią wzgórza kolorowy turban Bison Singhi, służącego ojca, który pobiegł obwieścić pracodawcy, że Beryl została "częściowo zjedzona przez lwa", i gorszy od bólu dźwięk. "Ryk Paddy’ego usłyszę zapewne, gdy w końcu otworzą się przede mną bramy piekieł. Zamiast skrzypienia ich zawiasów", pisała w "West with the night". Paddy resztę swoich dni spędził w klatce, ale i nad Beryl - gdy po kilkunastu tygodniach rana na jej udzie się zagoiła - zawisło widmo niewoli. Miała iść do szkoły. Jej edukacja nie potrwała jednak długo. Za ciągłe wagarowanie została po dwóch i pół roku wyrzucona.
Znowu szczęśliwa
Świat się zmieniał. Rozpoczęła się I wojna światowa i pracujący na farmie ojca Beryl członkowie afrykańskich plemion zostali wcieleni do oddziałów armii brytyjskiej. Nawet konie otrzymały powołanie do służby. Gdy jedna katastrofa dobiegła końca, przyszła kolejna - w 1919 roku na farmę nie spadła ani jedna kropla deszczu. Plony zmarniały, Charles Clutterbuck zaciągał kolejne pożyczki, żeby utrzymać gospodarstwo. Wpadł w długi, z których już nie wyszedł. "Beryl miała 16 lat, a jej ojciec pił szkocką przed śniadaniem", pisze Paula McLain, autorka "Okrążyć słońce", najnowszej książki o życiu Markham. Farma zbankrutowała, ojciec dostał pracę w Kapsztadzie (matka już wcześniej wróciła do Anglii), gdzie miał pracować jako trener koni wyścigowych, a niespełna 17-letnia Beryl wyszła za Jocka Purvesa, dwa razy od niej starszego sąsiada. Gdy po czterech miodowych miesiącach spędzonych w Bombaju z Jockiem i jego rodziną, "grupą rumianych Szkotów", wróciła do domu, wiedziała już, że podjęła złą decyzję. Jock chciał mieć żonę na własność, ona zaś chciała mieć własne życie. Upragnioną niezależność miały jej dać konie. Hodowli wyścigowych uczyła się od ojca od dawna i teraz postanowiła zatrudnić się na farmie lorda Delamere’a, nieformalnego lidera europejskiej kolonii w Kenii. Pracę musiała jednak wkrótce przerwać, gdy pijany Jock pobił Delamere’a, a Beryl znalazła się w centrum pierwszego z wielu skandali, jakimi w przyszłości dzięki niej miała żyć cała kolonia.
Nie dała sobie jednak podciąć skrzydeł i już wkrótce została pierwszą licencjonowaną trenerką koni wyścigowych w Afryce, a prawdopodobnie i na świecie. Pracowała ciężko, do pomocy mając jedynie przyjaciela swoich dziecięcych zabaw Kibiiego. Znowu była szczęśliwa, choć wciąż musiała udowadniać, że dobrze zna się na tym, co robi. Trzy miesiące przed najważniejszą gonitwą sezonu odebrano jej konia, który przez rok żmudnych treningów pod jej nadzorem wyrósł na faworyta. Powierzono go trenerowi mężczyźnie. Nie poddała się. Wyścig - wbrew wszelkim zakładom - wygrał inny trenowany przez nią koń, ustanawiając rekord gonitwy. Beryl postanowiła ponownie wyjść za mąż.
Królewskie safari
Mansfield Markham miał 22 lata i do Afryki uciekł przed matką. Bogata i zaborcza lady Markham zastanawiała się nad zakupem posiadłości w Kenii, a on chętnie skorzystał z tej okazji, żeby się usamodzielnić i zahartować. Beryl zaimponowała mu zaradnością i samodzielnością, obiecywał, że nigdy nie będzie jej ograniczał ani próbował zmienić. Pobrali się po czterech miesiącach znajomości. Mansfield kupił jej farmę, Beryl ściągnęła z Kapsztadu ojca. Niebawem zaszła w ciążę i za namową męża wyjechała do Anglii. Gervase urodził się 25 lutego 1929 roku. Był niepokojąco mały, miał trudności z oddychaniem i ze względu na wady rozwojowe musiał przejść serię operacji. Zdaniem Mansfielda to Beryl ponosiła winę za chorobę dziecka, bo podczas ciąży nie zrezygnowała z jazdy konnej. Ich małżeństwo zaczęło się rozpadać. Na pewno nie pomogły plotki, od których huczał cały Londyn. Jeszcze w Kenii Beryl zaprzyjaźniła się z księciem Henrym, który razem z bratem Edwardem, następcą brytyjskiego tronu, przyjechał na safari. Jedyne, co wiadomo na pewno, to to, że - wbrew spekulacjom - Gervase nie był synem księcia, Beryl zaszła bowiem w ciążę cztery miesiące przed królewskim safari. Do Kenii wróciła sama. Mansfield nie zgodził się na wyjazd dziecka do Afryki. Gervase zamieszkał z rodziną Markhamów, wychowywany przez kolejne niańki pod czujnym okiem babki. Beryl przez lata regularnie odwiedzała syna, zawsze jednak pod nadzorem rodziny Markhamów, jakby ta bała się, że nieodpowiedzialna matka porwie Gervase’a i wywiezie go do Kenii.
Trójkąt afrykański
Choć nie było to ani pierwsze, ani ostatnie małżeństwo Beryl, największą miłością jej życia pozostawał Denys Finch Hatton, związany przez lata z jej przyjaciółką Karen Blixen. Ich relację Paula McLain we wstępie do "Okrążyć słońce" opisuje jako "dziko skomplikowaną". Karen Blixen, duńska pisarka, która w Kenii prowadziła plantację kawy, swoje wspomnienia zawarła z kolei w książce "Pożegnanie z Afryką" (w obsypanej Oscarami ekranizacji Sydneya Pollacka zagrała ją MerylStreep, w rolę Denysa wcielił się Robert Redford). Przyjaźń kobiet zaczęła się jeszcze za czasów pierwszego małżeństwa nastoletniej Beryl, a jej związek z Hattonem niewiele później. Trwał - z przerwami - do jego tragicznej śmierci w niewyjaśnionej katastrofie lotniczej w 1931 roku. Merkham o tym romansie nie wspomina ani słowem, a o samym Hattonie pisze niewiele, choć z ogromnym szacunkiem i tłumioną czułością. Gdy wyruszał w swoją ostatnią podróż, Beryl miała mu towarzyszyć, ostatecznie poleciał sam. "Wiadomo jedynie, że spadł niemal pionowo, wbijając się w kamieniste podłoże w pobliżu wzgórza Mwakangale. Wybuch nastąpił w chwili upadku", pisze McLain.
Z punktu widzenia krowy
"W Afryce ludzie uczą się sobie pomagać. Nie mają wyboru, żyją na kredyt cudzej przysługi. W kraju tak dzikim i pustym przykazanie kochaj bliźniego swego to nie kwestia religii, to kwestia przetrwania", pisze Beryl, wspominając pierwsze spotkanie z Tomem Blackiem, słynnym lotnikiem, swoim późniejszym mentorem. Poznała go, będąc jeszcze nastolatką, gdy na pustej drodze naprawiał samochód. Zsiadła z konia i zaoferowała pomoc. Grzebiąc w silniku, Tom zarzekał się, że któregoś dnia nauczy się latać i kupi sobie samolot. "Słyszałam wcześniej o samolotach - komentuje Beryl to spotkanie w swojej książce. - Słyszałam, że ludzie podróżują nimi z miejsca na miejsce, ale po co - tego wówczas nie mogłam zrozumieć". Teraz, po rozwodzie z Markhamem i powrocie do Kenii, wynajęła chatę w aeroklubie w Nairobi i zaczęła się uczyć latać pod okiem Toma, znanego już pilota. Zaczynała w pionierskich czasach lotnictwa, w kraju, którego ogromnych połaci nie uwzględniono jeszcze na żadnych dokładniejszych mapach, a piloci latali bez radia ani żadnego systemu nawigacyjnego, za to z bronią i fiolką morfiny na wypadek awaryjnego lądowania w miejscu, z którego przed powolną śmiercią z pragnienia i wycieńczenia prędzej niż ludzie uratuje trucizna. "W tamtych czasach pilot musiał rozwinąć nadzwyczajną intuicję albo przyjąć wobec życia fatalistyczną postawę. Ja zrobiłam jedno i drugie", wspomina Beryl w "West with the night".
Swój pierwszy samodzielny lot odbyła miesiąc po śmierci Fincha Hattona. Wkrótce dołączyła do niewielkiego grona licencjonowanych pilotów i za szylinga za milę przewoziła pocztę i pasażerów. Namówiona przez barona Blixena, byłego męża Karen organizującego safari dla "bogatych białych", zajęła się tropieniem słoni z samolotu. Była jednym z pierwszych na świecie "pilotów buszu". Wypatrywała z powietrza stad dzikich zwierząt, żeby następnie wrócić nad obozowisko i w specjalnym pojemniku zrzucić notatkę z informacją o szacunkowej liczbie słoni w stadzie i ich lokalizacji. "Zabicie słonia jest absurdem. Nie jest ani aktem okrucieństwa, ani heroizmu, a już na pewno nie jest czymś łatwym - pisała Beryl o polowaniach.- To po prostu jedna z tych idiotycznych rzeczy, jakie robią ludzie, bo są ludźmi. Nie jest gorsze od 90 procent ludzkich działań, a śmierć słonianie jest ani trochę bardziej tragiczna niż śmierć krowy - na pewno nie z punktu widzenia krowy".
Obietnica złożona ambicji
Kiedy latanie zrobiło się zbyt proste ("gdy pojawiły się hangary, pasy startowe i radia, przygoda się skończyła"), zapragnęła nowego wyzwania. Choć wciąż były w Afryce miejsca ,gdzie władze brytyjskie zabraniały kobiecie latania bez towarzystwa mężczyzny pilota - uważano, że w razie katastrofy kobieta sama nie przetrwa - to ona postanowiła przelecieć samodzielnie nad Atlantykiem. Ze wschodu na zachód, trasą dużo trudniejszą, bo przemierzaną pod wiatr i głównie w ciemności. Przed nią dokonał tego tylko jeden mężczyzna, a kolejni ginęli, próbując pobić jego rekord. Beryl wystartowała 4 września1936 roku z Abington w Anglii. Dzień wcześniej zapisała w dzienniku: "Leżałam w łóżku i gapiłam sięw sufit, nieróżniący się niczym od innych sufitów, raczej pełna niepokoju niż pewna swojej decyzji. Mogłam sobie powiedzieć: nie musisz tego robić, ale wiedziałam dobrze, że obietnice złożone swojej ambicji są najtrudniejsze do złamania". Gdy wsiadała do srebrno-błękitnego samolotu (w takich samych barwach startowały w wyścigach jej konie), zapadał zmierzch i zacinał deszcz. Zabrała ze sobą zegarek Jima Millisona, jedynego pilota, któremu udało się to, czego ona właśnie chciała dokonać.
Jim pożyczył go jej ze słowami: "Pamiętaj, to nie jest prezent. Ma do mnie wrócić. Nie zgub go i przede wszystkim nie zamocz! Słona woda bardzo by mu zaszkodziła". Ze względu na i tak ogromne obciążenie - do samolotu przymocowane były dodatkowe zbiorniki z paliwem, niektóre także wewnątrz kokpitu - zrezygnowała z kamizelki ratunkowej na rzecz ciepłego ubrania. Nie znosiła marznąć. "Jeśli z takim obciążeniem w ogóle uda ci się oderwać od ziemi, musisz się przede wszystkim skupić na dobrym oszacowywaniu kursu. Wystarczy, że pomylisz się choćby o kilka stopni ,a wylądujesz setki mil od miejsca docelowego, jeżeli w ogóle wylądujesz", instruował ją Tom Black, który niedługo potem sam zginął w wypadku lotniczym. Beryl nie popełniła żadnego błędu, choć jej lot również zakończył się inaczej, niż planowano. Gdy od wybrzeży Kanady dzieliło ją jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, silnik przestał pracować, choć ostatni zbiornik paliwa był wciąż w połowie pełny. Tracąc wysokość, samolot ledwo dotarł do lądu i wbił się w błoto 300 metrów za linią brzegową. Beryl uderzyła głową o szybę, ale nic poważnego jej się nie stało. Opuściła uszkodzony samolot i od pasa w dół wysmarowana błotem, od pasa w górę zalana krwią błąkała się po okolicy przez godzinę, aż natknęła się na miejscowego rybaka. Zaprowadził ją do starej budki telefonicznej, służącej do informowania władz o rozbitych statkach. Skontaktowała sięz najbliższym lotniskiem, na którym według planu miała się zatrzymać, żeby zatankować. Stamtąd przetransportowano ją do Nowego Jorku, gdzie na lotnisku Floyda Bennetta witały ją wiwatujące tłumy. Jej lot trwał21 godzin i 25 minut.
Obcy w samolocie
Przez następne kilkanaście lat dzieliła czas między Anglię i Amerykę - i kolejnych kochanków. Wszyscy jej mężowie jako przyczynę rozwodu zgodnie podawali niewierność Beryl. Pod koniec życia zapytana przez swoją biografkę, czy z Brorem Blixenem, mężem Karen, również łączył ją romans, odpowiedziała: "Dobry Boże, nie! - Po czym rzeczowym tonem dodała: - Oczywiście uprawialiśmy seks, gdy byliśmy na safari, ale tam przecież nic innego nie było do roboty!". W 1950 roku wróciła do Kenii i trenowania koni, czym zajmowała się jeszcze jako 80-latka. To wtedy mieszkającą samotnie w skromnej chacie i nieco już znudzoną życiem Beryl dopadła druga fala sławy. W 1982, rok przed śmiercią, otrzymała list. Dowiedziała się z niego, że Jack Hemingway, syn Ernesta, pokazał listy ojca przyjacielowi, który postanowił ponownie wydać "West with the night". Tym razem książka stała się hitem (przez 40 tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów "New York Timesa"), o Beryl nakręcono film dokumentalny, ukazały się jej dwie biografie. "Można przeżyć całe życie i wiedzieć więcej o innych ludziach niż o sobie - pisała we wspomnieniach. - Uczymy się patrzeć na innych, ale nie uczymy się przyglądać sobie. Za wszelką cenę staramy się unikać samotności. Bo samotność może być równie niepokojąca jak uświadomienie sobie w ciemnej uliczce nagłej obecności obcego człowieka. Tylko że w samolocie ten obcy to ty".
OLGA WIECHNIK
8/2016 Twój Styl