Natasza Socha: Kobieta odchodzi zazwyczaj na zawsze
"Znamy się absolutnie na wszystkim i jesteśmy ekspertami w każdej niemal dziedzinie. Szkoda tylko, że we własnym życiu często nam nie wychodzi"- Natasza Socha od lat przygląda się społeczeństwu. W życiorysach jej bohaterów czytelnicy znajdują cząstkę siebie. Co ostatnio przykuło uwagę autorki "Domu marionetek"?
Lidia Ostólska, INTERIA.pl: -"Zaczynam od nowa"- Kobiety czy mężczyźni szybciej przechodzą od słów do czynów?
Natasza Socha, autorka książki "Dom marionetek": - Z psychologicznego punktu widzenia do wielkiej zmiany gotowi są ludzie elastyczni, o dużych zdolnościach adaptacyjnych, optymiści z poczuciem własnej wartości i z potrzebą osiągnięć. Oni nie patrzą w kategoriach wielkiej porażki, ale raczej wyzwania, możliwości rozwoju i ewentualnego sukcesu. Tak jest na polu zawodowym i tu, być może, wygrywają mężczyźni. Bo nie boją się ryzyka. A w życiu prywatnym? Jedno wiem na pewno. Jeżeli kobieta odchodzi, to zazwyczaj na zawsze. I już nie ogląda się za siebie. Jej "zaczynanie od nowa" jest ostateczne.
Jeżeli chodzi o związki, co pandemia obnażyła?
- Pandemia okazała się papierkiem lakmusowym związków. Czasem je umocniła, a czasem wręcz przeciwnie. Obnażyła brak rozmów. Brak porozumienia. Przebywanie ze sobą znacznie częściej niż do tej pory pokazało, że dwoje ludzi nagle zaczęło patrzeć na siebie inaczej. Zupełnie jakby zobaczyło się po raz pierwszy w życiu. I nagle wyszły te wszystkie niedopowiedzenia, przemilczane żale i pretensje.
Polacy są ekspertami od polityki, pogody, a ostatnio psychologii. Lubimy doradzać innym, co robić, aby być szczęśliwymi. Zauważasz taki trend?
- Kiedyś byliśmy pokoleniem uzależnionym od porad innych ludzi. Bez sugestii kogoś trzeciego nie kupowaliśmy kwiatów, nie umieliśmy wybrać koloru ani fasonu butów i zupełnie zapomnieliśmy, jak się robi pomidorową. Szukaliśmy oparcia w innych, stąd wysyp tych wszystkich poradnikowych programów. Teraz wchodzimy w fazę, w której "wszystko wiemy lepiej". Lepiej wychowujemy innym dzieci, lepiej doradzamy w małżeństwie, nawet lepiej za kogoś gotujemy. Znamy się absolutnie na wszystkim i jesteśmy ekspertami w każdej niemal dziedzinie. Szkoda tylko, że we własnym życiu często nam nie wychodzi.
Czy tzw. zdrowy egoizm jest niebezpiecznym zjawiskiem?
- Uważam, że każdy potrzebuje czasu wyłącznie dla siebie. Miejsca, w którym mógłby się zaszyć i pobyć sam ze sobą. Choćby tylko przez piętnaście minut dziennie. Większość czasu spędzamy otoczeni ludźmi. Wokół nas zazwyczaj dużo się dzieje, a my nawet nie zdajemy sobie sprawy, w jakim tempie upływają kolejne minuty i godziny. Podobno w Japonii, w każdym nawet najbardziej skromnym domu, jest miejsce, w którym można zaznać samotności lub oddać się medytacji. Nawet jeśli jest to tylko wnęka przesłonięta kotarą. Kiedy człowiek się za nią chowa, jest to sygnał dla innych domowników, że chce pobyć sam. I ja to rozumiem. To nie jest egoizm, to ochrona samego siebie. Nabranie dystansu. Spojrzenie na wiele spraw z pewnej odległości. Zastanowienie się nad sobą i swoim życiem. Zdecydowanie mniej niebezpiecznie niż uciekanie od samego siebie.
Zwracasz uwagę na oczy podczas rozmowy? To co wyczytujesz z ludzkiego spojrzenia, wykorzystujesz w swoich książkach?
- Chyba każdego oceniamy na podstawie jego spojrzenia. Kontakt wzrokowy jest niezwykle ważny. Kiedy wiem, że mój rozmówca patrzy mi w oczy, mam pewność, że jego uwaga skupiona jest na mnie i dociera do niego, to co mówię. To naturalny odruch. Kiedy ucieka wzrokiem, wiem, że coś ukrywa albo kłamie. Mogę spróbować dowiedzieć się, co zataja lub ciągnąć tę grę w unikanie. Wszystko zależy od sytuacji.
Jesteś "flirciarą"?
- Nie jestem i nigdy nie byłam. Lubię rozmowy z facetami bazujące na absurdalnym dowcipie. Takie, w których sama zaczynam się gubić. Nie ma nic bardziej fascynującego od rozmówcy, który wchodzi na ten sam poziom abstrakcji co twój.
Mieszkasz w Niemczech od lat. Tworząc bohaterów swoich książek, odwołujesz się do polskiego DNA czy bazujesz na obserwacji sąsiadów i przyjaciół?
- Piszę głównie o kobietach i dla kobiet, więc zakładam, że nasze DNA pod każdą szerokością geograficzną jest podobne. Mamy te same problemy, zmartwienia i troski. Te same menopauzy, wahania nastrojów, romanse i zdrady. Te sama zmarszczki i dodatkowe kilogramy. I wszystkie chcemy być tak samo szczęśliwe
Właśnie trwa promocja nowej książki. Czego po "Domu marionetek" mogą spodziewać się czytelnicy?
- To nie będzie typowa powieść obyczajowa, ale coś z pogranicza thrillera psychologicznego. Jedna z recenzentek napisała, że ta książka jest "duszna" i to jest bardzo fajne określenie. Nie ma w niej lukru, nie ma dobrych i złych rozwiązań. Są zwykli ludzie, uwikłani we własne demony, złe wspomnienia i decyzje, które kiedyś podjęli. Dom jak teatr. Ludzie jak marionetki. Życie jak sztuka, w której nie wszyscy bohaterowie dostają od losu szczęśliwe zakończenie.
Zobacz także: