Nie szukam księcia na białym koniu!
Młoda, zdolna, ambitna. Taka właśnie jest. Dziś już zna swoją wartość i wie czego chce od życia. Nie obawia się przyszłości.
Życie bez pasji traci barwę i smak. Dlatego Magdalena Lamparska (26) zawsze znajduje czas na rzeczy, które ją fascynują.
Dobrze pani sypia?
Magdalena Lamparska: - Dobrze, ale ostatnio zdecydowanie za krótko.
A co się pani dzisiaj śniło?
- Powiem szczerze, że... nie pamiętam.
Jeżeli nie dzisiejszy, to może zapytam o najdziwniejszy sen w pani życiu?
- Trudne pytania pani zadaje. Najgorsze są sny, w których uciekam przed jakimś niebezpieczeństwem. I jak na złość cały czas coś mnie zatrzymuje. Strasznie się wtedy męczę przez całą noc.
Pytam o senne marzenia, bo jestem ciekawa, czy właśnie takie życie sobie pani wyśniła?
- Nawet nie śniłam o takim życiu. Przyznaję, że mam dużo szczęścia. Ale bez ciężkiej pracy nie byłabym w tym miejscu, w którym się teraz znajduję. Mój tata powtarzał mi zawsze, że jeżeli będę ciężko pracowała, to prędzej czy później zostanie to docenione. I jak widać nie mylił się. Tak właśnie stało się w moim przypadku.
Pani talent docenił nawet sam Antonio Banderas!
- To chyba za dużo powiedziane. Stało się to na festiwalu w Petersburgu. Zagrałam w rosyjskiej produkcji "Tylko nie teraz". Po projekcji Antonio podszedł do mnie i podziękował za film. To było niezwykłe. Dzięki temu zrozumiałam, że nie ma między nami żadnych granic.
Kocha pani swoją pracę?
- Ciężko mi nawet nazywać aktorstwo pracą. Jeżeli ktoś mnie pyta gdzie pracuję, to wówczas odpowiadam, że nie pracuję! Ja po prostu kocham to co robię i chyba nie potrafiłabym nazywać tego pracą. To moje największe szczęście.
Mimo tej wielkiej miłości potrzebuje pani jednak również czas na odpoczynek.
- Moim zdaniem każdy aktor potrzebuje przestrzeni, aby móc zobaczyć coś innego niż plan filmowy. Kocham mój zawód, ale potrzebuję też chwili oddechu. Wybierając się w jakąkolwiek podróż, patrzę na świat zupełnie inaczej. Całkowicie zmienia się moja optyka. Ale dzięki temu później mogę dać znacznie więcej granej przeze mnie postaci.
Czyli podróże to kolejna pani pasja?
- Kiedy tylko mam przerwę w zdjęciach, to od razu pakuję walizkę i wyjeżdżam jak najdalej stąd. Wyruszam w poszukiwaniu kolejnych muzeów i dzieł sztuki. Nie mam typowych kobiecych słabości, kolekcjonuję za to przewodniki po muzeach z całego świata. Kupuję też reprodukcje obrazów. Malarstwo jest moją kolejną wielką miłością. Mogłabym rozmawiać o nim godzinami.
Wiele ma pani tych miłości... Wychodzi więc na to, że jest pani wyjątkowo kochliwa!
- Każdy aktor jest na swój sposób bardzo emocjonalny. A miłość to przecież niekończący się temat...
Ale za to jakże ciekawy i inspirujący jednocześnie...
- Owszem, ale chyba nie mamy tyle czasu, aby go poruszyć.
Czas by się znalazł. Podejrzewam, że gorzej jest z chęciami?
- To nie tak. Po prostu to trudny temat. Kwestia miłości zmienia się wraz z dojrzewaniem. Dzisiaj pojmuję to uczucie zupełnie inaczej, niż np. osiem lat temu, kiedy byłam nastolatką.
To jak ją pani teraz postrzega?
- Nie szukam księcia, który przyjedzie po mnie na białym koniu. Z reguły okazuje się bowiem, że stoi w korku, albo... koń ma kulawą nogę.
A kilka lat temu było inaczej?
- Chyba jak każda nastolatka marzyłam o wielkiej książęcej miłości. Niestety, rzeczywistość bardzo szybko zweryfikowała moje marzenia. Wielka szkoda!
Jeżeli natomiast zapytam o dziewczęce miłostki do idoli?
- To pewnie trochę panią rozczaruję. Słuchałam raczej innej muzyki, niż moje rówieśniczki. Gdy miałam 15 lat, to na mojej ścianie wisiał plakat AC/DC, a nie Backstreet Boysów. Sama pani przyzna, że ciężko byłoby się w nich zakochać. Nie nazwałabym ich ekstra ciachami. (śmiech)
A pozostali idole? Może bardziej związani z pani zawodem?
- Nigdy nie szukałam idoli, którzy nie dawaliby mi przykładu w życiu codziennym. Pewnie dlatego najlepszym dla mnie wzorem była moja starsza siostra. Zawsze ją podziwiałam. Pamiętam, że jak byłam mała, a ona studiowała w Poznaniu, to często zdarzało się jej, że wracała w do domu w nocy. Proszę sobie wyobrazić, że nie kładłam się spać, tylko czekałam na nią. Często nawet do północy. A jak już była obok, to nie opuszczałam jej na krok. Po prostu chodziłam za nią wszędzie. To był mój idol i zresztą do tej pory tak jest.
Pewnie teraz jesteście największymi przyjaciółkami?
- Moja siostra jest ode mnie starsza o czternaście lat. To duża różnica wieku. Tak naprawdę mogłaby być moją mamą. Wcześniej nie było nawet mowy o przyjaźni. Ale teraz jest już inaczej. Te różnice zatarły się wraz z wiekiem. Obecnie jesteśmy ze sobą bardzo zżyte. Jest moją najlepszą przyjaciółką. I wydaje mi się, że vice versa. Mam taką nadzieję.
Dla niej zrobi pani wszystko?
- To takie magiczne połączenie dusz. Kochamy się i nienawidzimy jednocześnie. Ale jeżeli którejś z nas działaby się jakaś krzywda, to jesteśmy gotowe oddać za siebie życie. I to bez zastanowienia.
A zastanawiała się pani jak opisaliby panią inni przyjaciele?
- To oni musieliby odpowiedzieć na to pytanie. Zdradzę pani natomiast coś innego. Coraz bardziej doceniam kobiecą przyjaźń. Wcześniej nie miałam zbyt wielu przyjaciółek. Teraz to się zmieniło. Zrozumiałam, że to nad wyraz cenny dar. Dziś już wiem, że kobieca przyjaźń może przenosić góry.
Widzę, że w przyjaźń pani wierzy, a co z wiarą w siebie?
- Mam 26 lat i to taki wyjątkowy wiek, w którym już wiem na czym stoję i czego chcę od życia.
W takim razie czego?
- Niestety, to zachowam wyłącznie dla siebie. Tego akurat nie chcę ujawniać. Po prostu nareszcie zrozumiałam, kim tak naprawdę jestem. Już nie martwię się o siebie. Przyszłość nie jest już dla mnie taka straszna. Zdałam sobie sprawę z tego, że cokolwiek by się nie działo, to na siebie zawsze mogę liczyć. Nie zapominając, rzecz jasna, o niesamowitych ludziach z mojego otoczenia. Oni są i zawsze będą moim największym wsparciem.
Niczego się zatem pani nie obawia?
- Wie pani co? Jestem zbyt zajęta kochaniem osób darzących mnie uczuciami. To lepsze niż przejmowanie się tym, co mi w życiu nie wychodzi, czy też tym, czego się boję.
Alicja Dopierała