Nietypowa Matka Polka 2
Po sukcesie pierwszej, bestsellerowej książki Nietypowa Matka Polka zaprasza w kolejną podróż do świata pełnego autoironii i dystansu do rzeczywistości, w którym szczerze i bez kompromisów idzie na zwarcie z konwenansami.
"Nietypowa Matka Polka 2" to zbiór felietonów Anny Szczepanek, a jej cięty język oraz wyjątkowa zdolność obserwacji w połączeniu nieprzeciętnym poczuciem humoru tworzą idealne remedium na otaczającą nas rzeczywistość. Składa się z czterech zróżnicowanych tematycznie części. Każda z nich dotyczy innego obszaru życia autorki - jako kobiety, matki, Polki oraz świadkini i uczestniczki kobiecej rewolucji.
Królowa życia
Matko, jak mnie wczoraj ten Siara wyprowadził z równowagi! Też tak czasem macie, że jesteście Królową Życia i wtedy przychodzi stary i się odzywa? Wszystko zaczęło się od tego, że Wasza Andzia dziś znowu poczuła w sobie Żizel, która chce się uwolnić. Choć, jak wiecie, to się nigdy dla mnie dobrze nie kończy. Niby też to wiem, ale jednak nadzieja umiera ostatnia. W każdym razie w tej fazie tradycyjnie siadam do jutuba. Naoglądam się tych filmów profesjonalnych makijażystek, a potem idę w ich ślady. Znaczy maluję się zgodnie z instrukcją, a nie, że zostaję makijażystką. No prawie zgodnie z instrukcją, bo trochę innymi kosmetykami, bo za kwoty, które one wydają na pędzle, ja kupuję samochód.
No i też dlatego, że one przed zrobieniem makijażu już wyglądają jak modelki z Victoria’s Secret, a obawiam się, że nie ma takiego pudru, aby u mnie osiągnąć ten sam efekt. Ale to nie znaczy, że poddam się bez walki, co nie?! Najpierw odtłuszczenie paszczy, nawilżenie, baza, faza, podkład sypki, podkład mokry, podkład w kamieniu, podkład w pumeksie, fluid, korektor, puder, na koniec olejna.
Potem przychodzi czas na oko. Nakładam jasny cień, mieszam ciasto naleśnikowe, zwalam dzieciaka z łóżka. Naturalny cień na "powiekę ruchomą". A propos! Jaką one tam mają terminologię! Ja pierdzielę! - ...i zostawia na skórze świetlisty film! Nie może jak normalny człowiek powiedzieć, że facjata ci się będzie błyszczeć. No nie może! To nie brzmiałoby ekskluzywnie, a tak można poczuć, że "makijoznawstwo" to jeden z programów NASA. Zwłaszcza jak kontynuuje: - A teraz sięgamy po cień Mac3879865KBT. Ja pierdolę. Po naturalnym cieniu na ruchomej powiece przychodzi czas na ciemniejszy cień i ponowne zwalanie dziecka z łóżka. Tym razem dosłownie. Przerzucam naleśnika na talerz, za pierwszym podejściem próbuję ciasto nabrać zalotką, a do oka przykładam chochlę. W końcu trafiam, po tej zalotce to rzęsy mam tak podkręcone, że z resztą włosów mogę je zebrać w koński ogon.
Wszystkich popędzam. Napieprzam tuszem. Kolejny naleśnik i w akcji eyeliner. Patrzę do lustra - ja pierdzielę! Może od razu nie rozpędzajmy się z Playboyem, ale wyglądam jak z gazetki Biedronki! No gwiazda! Takie wyraziste to oko się zrobiło, mocny ten makijaż, ale piękny! Nie mogę dłużej siebie podziwiać, bo dzwoni telefon... Dzieci jedzą śniadanie, ja tam sobie rozwiązuję śliniak, co go ze starej koszulki zrobiłam, żeby się ciapajdłami na bluzkę nie usyfić. Kończę rozmowę, a potem kurcgalopem do szkoły. Po drodze mijam sąsiadkę. Zauważyła! Aż się obejrzała! Pod szkołę przyszliśmy pięć minut przed otwarciem bramy. Wszyscy udają, że się na mnie nie gapią. Jako gwiazda z gazetki Biedronki rozsyłam promienne uśmiechy i odrzucam do tyłu włosy.
Gdy odstawiam Stiflera pod klasę, lecę tradycyjnie nad morze z Szeregowym. I tam właśnie go spotkałam. Na deptaku. Szłam sobie z wózkiem, a z naprzeciwka szedł on. Taki gość mniej więcej w moim wieku, z kubkiem kawy ze Starbucksa. I gdy już się prawie minęliśmy, to on podniósł wzrok znad komórki, spojrzał się na mnie i było niemal namacalnie widać, jak go jaki Amor pierdolnął. Źrenice mu się zrobiły takie, jakby od maleńkości jego mama, przygotowując mu butlę myliła kokainę z mlekiem modyfikowanym. Na twarzy miał po prostu wypisane "wow!". Ale takie naprawdę "ŁAAAAAAAAAAŁ". Takie: "O, motyla noga!", "O, psia kostka!". I jeszcze takie solidne: "Ja piórkuję!". I jak cieszył michę! Jak on cieszył michę... Najpierw nie byłam pewna czy to mój urok, czy może to Maybelline, ale potem doszłam do wniosku, że jedno i drugie. No rejczel! To sobie myślę: "No wiem, normalnie jak gwiazda z gazetki Biedronki! Dobrze, że już w Polsce nie mieszkam, bo jak nic, Sławomir by mnie do teledysku zgarnął." Mijamy się, a ten się bezwstydnie gapi. To ja myślę dalej: "A weź przestań, głupolu jeden.
Ja mężatką jestem, ty...ty hultaju! Czworo dzieci mam! No ja rozumiem, że się nie możesz powstrzymać, aż sama żałuję, że nie mam się w czym przejrzeć, tak mi ładnie wyszło. Jutro też taki makijaż sobie zrobię." I jeszcze kątem oka widzę, jak ten łobuz się za mną odwraca. No rzuciłam go na kolana. Dosłownie. Trochę też dlatego, że go potrąciłam niechcący i mu jakiś kajet z ręki wypadł. Wracałam potem okrężną drogą. Paradowałam przez miasto i patrzyłam, jakie wrażenie na ludziach robię. Wbiłam w końcu na dzielnię. Wrzucam wózek do domu, bo nawet na chwilę nie mogę go zostawić na dworze, gdyż albowiem mi go kot sąsiadów obszczywa. I kołem zahaczam o futrynę. Szarpię się zatem z tą landarą, na to przyleciał z czeluści chaty Siara, sprawdzić co się dzieje. Jak przyleciał, to nie zdążył się obrócić bezszelestnie. Zauważyłam go, musiał mi już pomóc, wiadomo. No i wtedy właśnie nieziemsko wyprowadził mnie z równowagi, tymi swoimi głupimi pytaniami:
- A co to za makijaż?
- Z jutuba.
- Jakiś nowy trend?
- Normalny.
- Jak normalny, to dlaczego masz pomalowane tylko jedno oko?
Czytaj również:
Zobacz także: