Reklama

Ogrody złudzeń

Jeśli wierzysz, że nad związkiem trzeba pracować i że twój partner powinien cię uszczęśliwiać, to przygotuj się na kłopoty. Nierealne oczekiwania i wiara w mity często prowadzą na manowce.

Wyobraźcie sobie, że nikt dotąd nie zbadał, o czym rozmawiają zakochani. Gdyby nie pewna szkocka firma ubezpieczeniowa (która chciała dowiedzieć się czegoś więcej o tej grupie klientów), to nie odkrylibyśmy nawet, że zakochani najrzadziej mówią o pieniądzach.

Jednak tematów tabu musi być więcej, skoro psychoterapeuci par wciąż powtarzają: "Za mało ze sobą rozmawiacie". Jeśli im wierzyć, to nawet gdy przegadaliśmy wiele nocy policzek przy policzku, wyznaliśmy sobie wieczną miłość i zwierzyliśmy się z traum, i tak często nie powiedzieliśmy o tym, co najważniejsze dla przyszłości naszych związków, czyli o oczekiwaniach.

Reklama

Koncert życzeń

Zmarły w zeszłym roku Arnold Lazarus, wpływowy psycholog i człowiek instytucja (Lazarus Institute) przez ponad 40 lat prowadzący terapię par, zwykł mówić, że większość z nas wchodzi w związek z gotowym "koncertem życzeń", ale wcale nie zapoznaje partnera z listą swoich hitów. Dopiero gdy narzeczony gra inną melodię, wołamy: "Nie czujesz bluesa!".

"Polecam parom, by sporządziły listy wzajemnych oczekiwań, podobnie jak robi się to przed podjęciem pracy. W naszej firmie - powie kadrowiec - oczekujemy od pana tego, tego i tego. Kandydat do objęcia posady może więc rozważyć, czy odpowiada mu wysokość wynagrodzenia i rodzaj pracy oraz to, czy sam ma odpowiednie kwalifikacje. Warto mieć podobną szansę w związku", pisze Lazarus w swoim bestsellerze "Mity małżeńskie".

Rozmowa o oczekiwaniach chroni nas przed późniejszą frustracją, rozczarowaniami i pretensjami - często nieuzasadnionymi i niesprawiedliwymi, bo zdarza się nam pragnąć od partnera rzeczy, których on nie tylko dać nie może, ale i nigdy nawet nie zamierzał. Jak podpowiada Lazarus, jeśli ktoś nie chce mieć dzieci, to nie należy zakładać, że zmieni zdanie. Jeśli ktoś jest minimalistą, to błędem jest sądzić, że będzie robił karierę i zbijał fortunę.

Zdaniem pary psychologów Lisy A. Neff i Andrew L. Geersa (wyniki swoich badań opublikowali w "Journal of Personality and Social Psychology") takie właśnie optymistyczne założenia robione przez zakochanych - uda się, on zmieni zdanie, na pewno go przekonam - są dziś bardzo popularne. Nazywamy je pozytywnym nastawieniem.

Niestety, badacze udowodnili, że ci z nas, którzy swoją przyszłość u boku partnera widzą w różowych barwach, są bardziej narażeni na rozczarowanie i mają mniejszą zdolność radzenia sobie z sytuacjami kryzysowymi. Psycholog, prof. Maria Braun-Gałkowska precyzuje, że problemem w związkach nie są wcale wysokie oczekiwania (te często działają mobilizująco). Chodzi raczej o to, żeby były zgodne i realistyczne. Ich zgodność można sprawdzić tylko w jeden sposób - w szczerej rozmowie, w której skonfrontujemy je z oczekiwaniami partnera.

Gorzej z realizmem, bo wśród modnych haseł i medialnych przekazów pojawia się wiele takich, których wartość jest odwrotnie proporcjonalna do atrakcyjnego brzmienia. Są popularne, ale w życiu nie przydają się do niczego poza budowaniem iluzji.

Z motyką na miłość

"Nad miłością trzeba pracować". "Dobre rzeczy nie przychodzą same". "Związek należy pielęgnować jak ogród". Te hasła opisują zasadę numer 1 pojawiającą się dziś w każdym psychologicznym poradniku, z którą nikt nie dyskutuje. Przemawia ona do naszego rozsądku: wiadomo, samo nie wyrośnie. Ale czy związek na pewno jest jak ogród? Bo właściwie dlaczego?

Arnold Lazarus uważa, że to nietrafne porównanie, które prowadzi nas na manowce. Istotą związku nie jest ciężka praca przynosząca efekty - podobne przekonania mogą owocować sukcesem w sporcie, ale w małżeństwie prowadzą do ponurych konsekwencji. Metafora ogrodu kryje w sobie dwa niebezpieczeństwa. Po pierwsze, odbiera nam szacunek dla rzeczy, które przychodzą same. Okłamuje, że wszystko można wypracować.

A przecież mimo systematycznych badań prowadzonych przez naukowców różnych specjalności, mimo stworzenia klasyfikacji, kategorii i rozebrania miłości na czynniki pierwsze żadnemu tuzowi psychologii, socjologii ani antropologii nie udało się znaleźć wiarygodnej odpowiedzi na pytanie: dlaczego on pokochał właśnie ją? Albo: co ona w nim widzi?

Miłość po prostu ludzi dopada. Jest i drugie niebezpieczeństwo: iluzja, że jeśli dobrze podzielimy obowiązki i dopilnujemy, żeby nikt się nie migał, to związek będzie udany. W głębi duszy wiemy, że miłość to coś innego niż wypracowany rytuał dawania i brania oraz sprawiedliwy podział czynności. Przecież najszczęśliwszych związków wcale nie mają ludzie najwięcej nad nimi pracujący, ba, nie mają ich również psychologowie namawiający nas do "ogrodniczej" harówki.

"Nieustanne doglądanie, wypracowywanie, poprawianie uniemożliwia cieszenie się obecnością drugiego człowieka. Nad miłością nie trzeba pracować, trzeba ją okazywać", przestrzega Lazarus i dodaje, że choć związek potrzebuje partnerskiego współdziałania, wspólnych celów i porozumienia, to jest czymś innym niż sumą tych rzeczy. Bez uczucia, bez przyciągania i pewnej zgody w kwestii gustów oraz zainteresowań będzie równie suchy jak piasek Sahary.

Psycholog Ewa Szuchta-Grabarczyk zaznacza, że samo wyrażenie oczekiwania: "Będziemy obydwoje pracować nad związkiem", może oznaczać zwykłą troskę, by w przyszłości nie spocząć na laurach i wspólnie rozwiązywać problemy, o ile się pojawią.

- Nie ma w tym nic złego - dodaje. Kłopot pojawia się wtedy, kiedy zaczynamy uważać, że związek to nieustanna ciężka praca nad wzajemnymi relacjami. - Praca nad związkiem to tak naprawdę praca nad samym sobą - tłumaczy Szuchta- -Grabarczyk. - Nad umiejętnością słuchania drugiego człowieka, poświęcania mu uwagi, okazywania troski o jego potrzeby, zdrowie, bezpieczeństwo. Możemy to oczywiście ćwiczyć przez cały czas, niektórzy uważają pracę nad sobą za wielką wartość i nie potrzebują do niej zachęty.

Często jednak to nie siebie chcemy nakłaniać do rozwoju, edukować i poprawiać, lecz partnera, a on z pewnością, i słusznie zresztą, odbiera to jako brak akceptacji i próbę "przerabiania" go na kogoś innego. Lazarus przypomina, że w miłości trzeba się przystosowywać do drugiej strony, a nie pracować nad dostosowaniem jej do wymarzonego ideału. Już to pierwsze jest dostatecznie trudne.

"Pobierajcie się wtedy, kiedy pasujecie do siebie, macie pokrewne postawy, a wasze nastawienie i uczucia wobec różnych spraw wymagają tylko niewielkiego dopasowania, nie zaś poważnych zmian", radzi psycholog.

Bratnie dusze w mieście iluzji

Kilka lat temu 30 proc. Polaków pytanych przez ankieterów CBOS-u, czym jest miłość, wskazało na zaufanie i lojalność. Jeśli uważnie przyjrzeć się badaniom, to okaże się, że w ostatnich dekadach stopniowo słabnie przekonanie, że miłość jest emocjonalnym wzlotem i uczuciową ekstazą, rośnie natomiast liczba osób oczekujących w miłosnym związku akceptacji, życzliwej pomocy i po prostu przyjaźni.

- Wiąże się to z coraz głośniejszą krytyką miłości romantycznej, we wszystkich publikacjach psychologicznych nazywanej szkodliwym mitem - mówi Ewa Szuchta-Grabarczyk.

Prof. Bogdan Wojciszke już w latach 90. ogłosił, że "kult miłości romantycznej jest w naszej kulturze równie rozpowszechniony, co niedorzeczny", znany psycholog Robert Epstein demaskował nas jako czcicieli miraży, a antropolog Helen Fisher nazwała "uzależnionymi od przejściowej obsesji".

Równolegle naukowcy zaczęli zwracać baczniejszą uwagę na niedoceniane dotąd składniki miłości: zauważyli, że czynnikiem występującym w trwałych i szczęśliwych związkach jest przyjaźń, odkryli,że bliskość przekłada się na większe zadowolenie z małżeństwa niż namiętność.

- Byłem tym zaskoczony - przyznaje prof. Bogdan Wojciszke. - Okazało się, że to intymność między partnerami ma największy wpływ na poczucie satysfakcji z bycia z drugim człowiekiem. Nie koniec na tym. Dr Mariola Bieńko, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, ustaliła, że pary o długim stażu często wprost utożsamiają przyjaźń z uczuciem miłości (jeden z badanych nazwał ją "mistrzostwem świata w więzi małżeńskiej").

Z kolei psycholog z Uniwersytetu Wisconsin, prof. April Bleske-Rechek, udowodniła, że u przyjaciół i narzeczonych szukamy tego samego: miłego towarzystwa, poczucia bliskości, podobieństwa pod względem poziomu inteligencji, poglądów na świat, wyznawanych wartości. Zanim jednak sformułujemy oczekiwanie: "Mój partner powinien być moim najlepszym przyjacielem", warto się zatrzymać. Przekonanie to Arnold Lazarus nazywa najmodniejszym współczesnym mitem. Tym groźniejszym, że zawiera w sobie nie ziarno, lecz wielką pestkę prawdy.

Rzeczywiście są pary, które się ze sobą przyjaźnią, ludzie, którzy znakomicie się dobrali, ufają sobie i wspaniale czują się w swoim towarzystwie. Ale podobnie jak nie można nikogo skłonić do miłości, tak nie można namówić do zaufania, lojalności, akceptacji, otwartości, zrozumienia, życzliwości, empatii, podobieństwa postaw... Lista atrybutów przyjaźni jest bardzo długa. "Sztuka przyjaźni wcale nie jest łatwiejsza niż sztuka miłości", twierdzi Lazarus.

Według Ewy Szuchty-Grabarczyk choć ludzie coraz rzadziej wierzą, że partner powinien jak mityczna połówka jabłka czytać w ich myślach i namiętnie kochać do grobowej deski, to nie uodparnia nas to wcale na inne iluzje. Marzymy o przyjacielu przez wielkie P, o bratniej duszy, która zaakceptuje nasze słabości, pomoże rozwijać talenty i zaoferuje wsparcie w każdej sytuacji. Czy nie jest to po prostu zastępnik romantycznej miłości w pragmatycznych czasach?

Wraz z oczekiwaniem przyjaźni w związku pojawiają się inne, nie mniej utopijne wymagania: mówmy sobie wszystko, róbmy wszystko wspólnie. W "Mitach małżeńskich" Arnold Lazarus opowiada o koledze, który traktował żonę jak powiernicę, zwierzając się jej ze swoich słabości, wątpliwości, lęków. "Znałem jego talent do poniżania się, głębokie rozterki, wiedziałem, że miewał fantazje erotyczne na temat starszej siostry żony. Radziłem mu, by nie wyjawiał wszystkich szczegółów żonie. On zaś twierdził, że urok ich małżeństwa polega właśnie na »braku barier« - opowiada psycholog. - Skończyło się rozwodem trzy lata później. Pamiętam jego spojrzenie pełne niedowierzania, gdy powtarzał mi słowa żony: »Nie czuję do ciebie nic poza pogardą!«".

- Przyjaźń małżeńska nie musi być wcale lepsza ani większa, może za to być trudniejsza - mówi Ewa Szuchta-Grabarczyk. - Jeśli mieszkamy z kimś pod jednym dachem, to jest on świadkiem naszych nastrojów, napięć, humorów, które mają na niego wpływ. To rodzi raczej potrzebę większej prywatności niż symbiozy. Być blisko nie oznacza ciągle obok. A być szczerym nie oznacza zalewać partnera potokami słów. Potrzebna jest odrobina samotności, emocjonalnego dystansu, selekcja przekazywanych wieści.

Każdą relację można zepsuć nadmiernymi oczekiwaniami. Najłatwiej tymi nieprzemyślanymi, niewypowiedzianymi, gromadzonymi w głowie w postaci haseł, mglistych obrazów. Przyjrzyj się im, opowiedz o nich mężczyźnie, z którym jesteś. Może spiszecie je na kartce, jak radził Arnold Lazarus, lub po prostu pogadacie, wysłuchacie nawzajem swoich "koncertów życzeń". Dopóki tego nie zrobicie, partner ma prawo powiedzieć ci słowami niemieckiego poety: "Nie obrażaj się. Przecież to są twoje oczekiwania, a nie moje obietnice".

Uwaga na frazesy!

Romantyczne przesłania i miłosne motta, które krążą z ust do ust i zostają w naszych głowach, powinny raczej zostać tam, skąd pochodzą: w powieściach, piosenkach i filmach. W prawdziwych związkach potrafią wyrządzić wiele szkody.

Chcę być kochana taka, jaka jestem.

To niefortunne oczekiwanie mogłoby się spełnić, jeśli jesteśmy kimś nieodparcie pociągającym i pełnym zalet. Jednak najczęściej wyrażają je te z nas, które są niepewne miłości partnera i wystawiają go na ciągłe próby, by wykazał się "prawdziwym" oddaniem i bezwarunkową akceptacją ukochanej. Miłość, niestety, na dłuższą metę jest warunkowa, a jej przypływy są reakcją na walory drugiej strony: poczucie humoru, miły sposób bycia, wdzięk.

Jeśli kochasz, nie musisz przepraszać.

Cytat z "Love Story" sprawdza się wyłącznie w filmie. Pary, które nie umieją przyznawać się do błędów i wyrażać żalu, rozpadają się z powodu nagromadzenia urazy. Związki wymagają tej samej uprzejmości i gestów szacunku, co kontakty z obcymi ludźmi.

Gdyby naprawdę kochał, wiedziałby to bez słów.

Nie można wykluczyć, że czasem partner odgadnie, czego pragniemy, ale uznawanie tego za normę jest absurdem. Nikt nie umie czytać w myślach, ludzie nie są owadami wyposażonymi w system instynktownych reakcji. Mów, o co ci chodzi, traktuj poważnie swoje słowa i nie domyślaj się, co czuje druga strona.

W nowoczesnym związku partnerzy równo dzielą się obowiązkami.

Zgoda, o ile rozumiemy, że choć partnerstwo jest układem najlepiej pasującym do naszych czasów, to nie oznacza to stosowania ślepo zasady: ja przygotowuję dwa obiady i ty dwa. Gdy kochamy, cieszy nas możliwość zrobienia czegoś dla partnera, wyręczenia go, ułatwienia mu życia. Punktowanie, wyliczanie, że włożyliśmy więcej wysiłku niż on, to sygnał braku uczucia.

Magdalena Jankowska

PANI 11/2014


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy