Paradoks singla
Współczesny singiel nie ma łatwo. Cokolwiek by zrobił, będzie źle. Wyzna, że rozpaczliwie pragnie znaleźć swą drugą połówkę – usłyszy, że jest żałosny, że powinien cieszyć się wolnością. Powie, że chce cieszyć się wolnością – dowie się, że jest egoistą. Albo że nikt go nie chce.
Paradoks pierwszy: Niezależność jest modna, związki są naturalne
Skoro tak dobrze się dziś wiedzie samotnym ludziom, to - zapyta ktoś - w czym problem? W naturze. Ona nie zmienia się tak łatwo jak uwarunkowania kulturowe. Współczesne kobiety, podobnie jak ich przodkinie kilkaset lat temu, potrzebują realizować się uczuciowo, emocjonalnie i fizycznie.
Mężczyźni nie mają wcale łatwiej. Z jednej strony kultura daje im większe przyzwolenie na to, co zawsze było im zakazane (czyli posiadanie wielu partnerek i pozostawanie tzw. wolnym strzelcem), ale z drugiej strony i tak stoi natura, która - troszcząc się o przedłużenie gatunku - chce, abyśmy łączyli się na stałe w pary.
Nowoczesne społeczeństwo par już tak bardzo jak kiedyś nie potrzebuje. Co więcej, domeną singli jest konsumpcyjny styl życia - stan bardzo pożądany z punktu widzenia rozwoju gospodarki. Wiadomo: żyjący w pojedynkę konsumują więcej. Dwóch rozwodników wydaje znacznie więcej niż jedno żyjące w zgodzie małżeństwo. Zamiast jednego mieszkania rodzinnego muszą mieć dwa, zwykle wydają też więcej na kulturę, ubrania i przyjemności, mając przy tym niejednokrotnie dzieci, które również swoje koszty generują.
I tu pojawia się kolejny paradoks: kultura popularna, jak nigdy wcześniej, gloryfikuje miłość romantyczną, braterstwo dusz i partnerstwo - słowem wyidealizowany model związku, który sprawdza się tylko w filmach.
Jak podkreśla amerykańska socjolog Ellen Kay Trimberger, autorka książki "Nowa singielka", kultura sugeruje nam, że warunkiem ludzkiego szczęścia jest znalezienie swojej drugiej połówki. Jeśli nie znajdujemy ideału, osoby, z którą nadajemy dokładnie na takich samych falach, dużo łatwiej nam teraz, niż jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, zdecydować się na życie w pojedynkę.
"Niezliczone fabuły filmów oraz powieści koncentrują się wokół losów postaci, które znalazły swoje pokrewne dusze po latach zmagań z dojmującym uczuciem pustki towarzyszącej samotnemu niespełnionemu życiu" - pisze Trimberger. Więc jeśli nie jesteśmy dla siebie stworzeni, co najmniej jak Big i Carrie z "Seksu w Wielkim mieście", rozejdźmy się i szukajmy dalej.
A co, jeśli ideału nie ma? Albo jeśli nasza druga połówka żyje na drugim końcu świata i nigdy na nią nie trafimy? A może mój książę na białym koniu zginął gdzieś po drodze, jadąc do mnie? - takie pytanie single zadają sobie bez przerwy, nawet jeśli nie chcą się do tego przyznać.
Naszym rodzicom, a tym bardziej dziadkom, było zdecydowanie łatwiej - ślub w pewnym wieku trzeba było wziąć i tyle. Nikt nie oczekiwał, że będzie łatwo i idealnie, ale ludzie mimo to starali się trwać przy sobie latami. Czy byli szczęśliwi? Tego nie wiemy. Ale wieczne poszukiwanie ideału też nie gwarantuje, że będziemy spełnieni. I tu znów myśli singla wpadają w matnię, w której nie znajdują jednoznacznie dobrych odpowiedzi...
Paradoks trzeci: Singiel kontra singiel
W tym miejscu, wielu singli czytających ten tekst znalazło już pewnie co najmniej kilka stwierdzeń, z którymi się nie zgadzają. Bo singiel singlowi nierówny i w tym także tkwi paradoks krzywdzący wielu samotnych.
Zarówno pierwszą, jak i drugą grupę singli mogą spotkać krzywdzące społeczne osądy. "Dlaczego nie chcesz mieć żony i dziecka, co z tobą nie tak?", "Jesteś egoistką, tylko ta kariera i kariera", "A może cię nikt nie chce po prostu?" - usłyszą pierwsi. Przyznający się do doskwierającej im samotności single dowiedzą się, jak bardzo są żałośni ze swoimi marzeniami o miłości lub zostaną wyśmiani za nieudane poszukiwania partnera na portalu randkowym.
Paradoks czwarty: Problem z nazwą
Bo słowa singiel czy singielka, choć z założenia miały być neutralnym określeniem dla osoby między 25. a 35. rokiem życia, nie pozostającej w stałym związku, niezależnej zawodowo, mieszkającej w mieście (jak podają socjolodzy), rzeczywiście wywołują mieszane uczucia. Bo kto to właściwie jest ten facet singiel? I dlaczego nim jest? A singielka? Dla wielu to taka stara panna tylko w wersji poprawnej politycznie. Słowo singielka nawet nie istnieje w słowniku worda - program uporczywie je podkreśla, sugerując w zamian "singiel Elka".
Sama definicja singla też nie wyczerpuje tematu. Wygląda na to, że na bycie singlem trzeba sobie zasłużyć, bo według definicji mieszkający z rodzicami, ale pracujący 23-latek, który nie ma stałej dziewczyny, singlem nie jest. Rozwódka przed czterdziestką - może być tylko samotną matką, nie singielką. A co z mieszkańcami wsi? Po 25. roku życia obowiązkowo mają brać śluby? A co, jak nie mają z kim? Przydział partnera z urzędu czy szufladka z napisem "niechciani", skoro status singla nie przysługuje?
Paradoks piąty: Przymusowa samotność z wyboru
Jak twierdzą socjologowie, głównym powodem tego, dlaczego młodzi ludzie decydują się na życie w pojedynkę, jest kryzys instytucji małżeństwa i złe wspomnienia z domu rodzinnego. W wielu przypadkach tak jest. Jak jednak socjologia wytłumaczy przypadki osób, które wyszły z rozbitych rodzin, a nową utrzymują przez lata? Albo dzieci wychowanych w szczęśliwych, wielodzietnych rodzinach, które nigdy nie decydują się na własne potomstwo ani stałego partnera?
Osób, które zdecydowały się na samotność, mimo że spotkały tę jedyną, wspomnianą już drugą połówkę, i żadne okoliczności nie stanęły im na przeszkodzie w drodze do wspólnego życia, jest bardzo niewiele. Zwykle zdeklarowani single pogodzili się z tym, że nie spotkali osoby, którą chcieliby dzielić życie, a wiązanie się dla seksu nie jest konieczne.
Wiele współczesnych singielek narzeka, że nie ma w czym wybierać - wszyscy fajni faceci są albo zajęci, albo są gejami, albo, jeśli ani jedno ani drugie, a nadal są sami, to znaczy, że coś jest z nimi nie tak. Mężczyźni jednak mają dokładnie taki sam problem. Znalezienie odpowiedniej partnerki wcale nie jest łatwe. I koło się zamyka.
Nawet jeśli nikogo nie kochamy - wciąż mamy potrzebę, aby z kimś się kochać.
Rozwiązaniem problemu byłaby pigułka zamieniająca popęd seksualny na pęd ku karierze, znana nam z komedii "Seksmisja". Jednak kultura nie wygrała jeszcze batalii z naturą. Nawet jeśli nikogo nie kochamy, wciąż mamy potrzebę, aby z kimś się kochać.
"O seks w dzisiejszym świecie łatwiej niż o miłość. Wystarczy porzucić romantyczną wizję z filmów, że satysfakcję seksualną można osiągnąć tylko w stałym związku, co oczywiście mężczyznom przychodzi łatwiej, ale dla kobiet nie jest niemożliwe" - zauważa Ellen Trimberger. Z badań wynika, że statystyczny singiel ma więcej parterów seksualnych, ale mniej seksu niż osoba pozostająca w stałym związku. Co lepsze? Znów odpowiedzi nie sposób odnaleźć w badaniach, a i sami zainteresowani mają opinie podzielone.
Samotna kobieta, która ma wielu partnerów seksualnych, coraz rzadziej wytykana jest palcami jako "łatwa" albo "latawica". Coraz częściej dochodzi jednak do innego paradoksu. Dziś, kiedy seks jest wszechobecny w kulturze, telewizji i internecie, osoby samotne mogą czuć się gorsze, bo żyją w celibacie. Wystarczy, że singielka ma gorszy dzień, a już złośliwi mówią o niej:"widać, że dawno chłopa nie miała". Dla pozostającego przez długi czas bez dziewczyny mężczyzny też znajdą się kąśliwe uwagi. "Dawno sobie nie poużywał" - to chyba jedna z najłagodniejszych.
Cokolwiek by mówić, póki świat zaprojektowany jest dla par, być singlem łatwo nie jest. Jednak Trimberger w swojej książce uspokaja - singlom będzie się żyło coraz lepiej.
Z roku na rok coraz więcej osób bez zażenowania ani zbędnego tłumaczenia opowiada o swoim życiu w pojedynkę. Wzrasta też rola wartości innych niż życie w związku. Dla ludzi coraz istotniejszy jest rozwój własny, kultura i mocno rozbudowana sieć przyjaciół, którzy w dużym stopniu wypełniają lukę zarezerwowaną dotychczas dla drugiej połówki.
Pytanie tylko: czy właśnie tego chcemy?
Karolina Siudeja