Piersi naprzód
Mówi się, że to symbol kobiecości. Ale prawie co druga z nas nie lubi swojego biustu. Postanowiłam sprawdzić, co się za tą niechęcią kryje. Dążenie do doskonałości, brak akceptacji ciała, a może coś jeszcze? W poszukiwaniach towarzyszyli mi: chirurg plastyk, brafitterki, psycholog i trzy przyjaciółki.
Pierwsza przyjaciółka, Anka, 40 lat, rude włosy. Wspomnienie Anki: miała 12 lat, chodziła do szóstej klasy. W sali stały stoliki łączone z krzesełkami. Nie dało się po prostu odsunąć krzesła: trzeba było wpasować się w szczelinę między blatem a oparciem. Anka już wtedy miała w biuście dobrych 90 cm.
- Dziewczyny siadały normalnie. Ja musiałam podnieść piersi do góry, ułożyć je na blacie. Było w klasie trzech chłopaków, którzy niemiłosiernie naigrawali się z tego rytuału. Boże, jak ja się wstydziłam! - mówi Anka. - To uczucie prześladuje mnie do dzisiaj, chociaż podobno mam ładne piersi.
Kobieta, która nie potrafi dobrać stanika, myśli, że z jej piersiami jest jakiś problem.
Druga przyjaciółka, Weronika, 36 lat, 174 cm wzrostu, blond warkocz do pasa. Jako studentka brała udział w pokazach bielizny. Zawsze uważałam, że ma idealne ciało, ale gdy to słyszy, wzrusza ramionami i zaczyna narzekać na swój biust. - Chcesz zobaczyć moje piersi? Przynieś sobie lupę! Dopiero teraz dowiaduję się, że Weronikę, która uchodzi za piękność, dręczą kompleksy.
Podobnie jak trzecią przyjaciółkę, Kasię. Ma 39 lat i biust imponujący - 110 cm w obwodzie. Kasia jest niska, więc jej piersi robią wrażenie. Kiedyś była z nich dumna, chociaż sprawiały jej sporo kłopotów - musiała mieć zwolnienie z WF-u, bo gdy biegała po boisku, biust jej podskakiwał i boleśnie obijał się o żebra. Żaden stanik nie był w stanie go utrzymać. Ale tragedia zaczęła się dopiero potem.
- Gdy urodziłam córkę, mój biust stracił jędrność - opowiada Kasia. - Może dlatego, że na początku miałam mnóstwo pokarmu. Na porodówce dokarmiałam dwoje cudzych dzieci. Ich mamy nie miały mleka, za to teraz pewnie mają śliczne cycki, a ja? Gdy tylko odstawiłam Mańkę od piersi, siadły, jakby ktoś wypuścił z nich powietrze. Wstydzę się pokazać mężowi nago - mówi szeptem Kasia.
Trzy atrakcyjne, zadowolone z życia kobiety. Dlaczego nie lubią swoich piersi? I czy można to zmienić?
Kto ma sześć piersi
Moje przyjaciółki to nie wyjątek. Aż 44 proc. Polek ma zastrzeżenia do wyglądu swoich piersi. To najczęściej wskazywana część ciała, którą kobiety by sobie poprawiły. Bo... zawsze coś jest z piersiami nie tak. Są za małe. Za duże. Za nisko opadają, za szeroko rozstawione... Kłopot rośnie, razem z piersiami, około 12. roku życia, uważa Elżbieta Błociszewska, brafitterka, czyli ekspert od doboru biustonoszy, która podczas pracy poznaje intymne historie swoich klientek.
Bywa, że najpierw rośnie jedna pierś, potem - druga. Albo nagle, w ciągu jednego roku, biust gwałtownie się powiększa. Albo przeciwnie, nie rośnie wcale. Dziewczynka patrzy na rówieśnice, one mają już spore piersi, a ona - nadal płaska.
Właśnie tak pamięta to moja przyjaciółka Weronika. Poszła już do liceum, a biust ani drgnął. - Mama przyszywała mi do bluzek falbanki, aby maskować, że pod spodem nic nie ma. Strasznie się tego wstydziłam. Czasami, gdy byłam sama w domu, wkładałam biustonosze starszej siostry, wypychałam miseczki watą i przeglądałam się w lustrze - wspomina.
Inny problem miała Anka. Jej piersi urosły niemal błyskawicznie. Bluzki, które dotąd świetnie leżały, zaczęły pękać w szwach. Anka była zawstydzona swoją kobiecością XXL, nosiła wielkie T-shirty albo rozciągnięte swetry, licząc, że w workowatych ubraniach jej pełne kształty uda się ukryć.
Kasia swój pierwszy stanik dostała po mamie - która miała podobną budowę ciała: była niska, z dużymi piersiami. - Stanik wydawał mi się obrzydliwy. Miał ramiączka grube jak paski w wojskowym plecaku, był w kolorze brudnego beżu. Właściwie to nie była bielizna, tylko coś w rodzaju odzieży korekcyjnej - mówi Kasia. - Miałam wrażenie, że spotkała mnie kara za zbyt duży biust.
O tym, że stanik może być dla kobiety przyjacielem albo wrogiem, pisze w artykule "Duże piersi, duży kłopot", opublikowanym niedawno w brytyjskim dzienniku "The Times", redaktorka mody Lisa Armstrong. Mały biust to jej zdaniem kłopot mały tylko dlatego, że można w ogóle zrezygnować ze stanika. Kobiety, które mają miseczkę większą niż C, często zmuszane są do noszenia czegoś, "co w naszych czasach można by wykorzystać jako balon sygnalizacyjny, oznaczający obszar zakazu lotów nad terytorium Libii".
Żarty żartami, ale dobór biustonosza jest sprawą bardziej strategiczną niż na przykład kupno butów czy pończoch. A my przez 50 lat żyłyśmy w poczuciu, że problemu nie ma co komplikować. Wystarczy podać rozmiar. Moja przyjaciółka Weronika wspomina reakcję ekspedientki w sklepie z bielizną, którą poprosiła o odpowiedni stanik: "Na takie pieprzyki nie trzeba nic wkładać" - usłyszała.
- Prawie 80 procent kobiet w Polsce nosi źle dobrane staniki - wyjaśnia brafitterka Elżbieta Błociszewska. - I piersi cierpią. Biustonosze za luźne w obwodzie, ze zbyt małą miseczką dzielą miękką tkankę piersi na kilka części. W rezultacie zamiast dwóch mamy sześć piersi: dwie na swoim miejscu, dwie pod pachami i dwie na plecach. No i kompleks gotowy.
- Kobieta wychodzi ze sklepu z bielizną z przekonaniem, że jest niewymiarowa, a jej biust nienormalny. Zniechęca się, przestaje dbać o swoje piersi. Koduje sobie, że to ta część ciała, która się nie udała, z którą jest problem. Elżbieta Błociszewska podczas rozmów z klientkami zauważa, że niektóre traktują swój biust jak coś obcego. Czasem na pytanie: "Czy często dotyka pani swoich piersi?", odpowiadają: "Po co miałabym ich dotykać? Ja ich nie cierpię!".
244 rozmiary stanika
A przecież to nie piersi są niedoskonałe, tylko rozmiarówka, w której długo produkowano biustonosze - uważa Elżbieta Błociszewska. Była po prostu zbyt uboga. Kilka lat temu postanowili to zmienić brytyjscy producenci i przeprowadzili prawdziwą bieliźnianą rewolucję. Teraz staniki dostępne są w 244 rozmiarach. W obwodzie pod biustem od 60 do 115 cm, miseczki - od A do K. No i jeszcze ta mnogość modeli!
Trudno połapać się w tym galimatiasie. Dlatego powstał nowy zawód - brafitterka. Specjalistka od mierzenia biustów i dobierania do nich staników. Taka jak Elżbieta Błociszewska z Bra Revolution albo Jolanta Lewicka z Li Parie. Umawiam się z panią Jolą, bo myślę, że kobieta, która widziała tysiące biustów, na pewno zna sposób, by piersi zaakceptować i o nie zadbać.
Jest środek lata, 30 stopni, zbiera się na burzę, powietrze wilgotne. A ja z Jolą na bitą godzinę wchodzę do przymierzalni. - Teraz przyniosę pani taki wielgachny biustonosz, którego będzie się pani bała - mówi brafitterka. Dobrze, że mnie uprzedziła, bo stanik rzeczywiście wygląda na ogromny i mam ochotę powiedzieć: "To nie mój rozmiar!". Potem mierzymy.
Po włożeniu stanika (jest zapięty strasznie ciasno, mam wrażenie, że miażdży mi żebra) mam się pochylić, a potem - jedną dłonią odciągnąć fiszbinę, a drugą - sięgnąć na plecy, zagarniając pierś do miseczki. Nie jest to takie proste. - Nie zaciskać zębów, uśmiech, proszę! Niech sobie pani wyobrazi, że jest piękny ranek, mężczyzna na panią patrzy. Proszę więc wkładać stanik seksownie - upomina mnie pani Jola i mam wrażenie, że wszyscy w sklepie słyszą.
Twoje ciało to nie jest opakowanie na duszę i rozum. To jesteś ty.
W trakcie mierzenia przechodzimy na ty. To tak intymna czynność, że czuję, jakbyśmy się znały od lat. Patrzę w lustro i jestem zaskoczona. Moje piersi wyglądają inaczej. Przede wszystkim: na znacznie większe. I jakieś kształtne. Potrzebuję kilku chwil, żeby przyzwyczaić się do ich widoku. Joli to nie dziwi.
- Pamiętam klientkę, która najpierw nie chciała, żebym wchodziła z nią do przymierzalni, tak wstydziła się swoich piersi. A po dobraniu stanika wyskoczyła w samej bieliźnie, krzycząc: "Patrzcie, jakie ja mam cycki!" - opowiada.
- Albo inną, która najpierw zostawiła męża przed wejściem do sklepu, a gdy włożyła śliczną bardotkę, w której jej piersi wyglądały przepięknie, szepnęła mi do ucha: "Proszę lecieć po mojego męża. On musi to zobaczyć".
Pytam Ankę, Kasię i Weronikę, czy były kiedyś u brafitterki. Odpowiedź brzmi: nie, nie i nie. Dlaczego? Bo uważają, że są na to za stare. Bo wstydzą się rozebrać przy obcej osobie. Bo sądzą, że wyjdą na idiotki, gdy się okaże, że tyle lat nie potrafiły dobrać sobie odpowiedniego stanika. Udaje mi się namówić Ankę i Weronikę. Kasia mówi, że nie ma czasu, jej biust jest w stanie beznadziejnym, ale przyśle do salonu córkę Mańkę. Ma taką samą figurę. - Może dzięki temu chociaż ona nie będzie miała z powodu swojego biustu kompleksów?
75 G ― biust kosmiczny
Czekam niecierpliwie na efekty. Mija tydzień, a dziewczyny milczą. Wreszcie - telefon. Weronika: - Ty, kochana, wiesz co? Ja wcale nie mam takiego mikroskopijnego biustu! Mam 60 C, wiesz? No, mój mąż powiedział wczoraj, że C to całkiem sporo! Zaraz też dzwoni podekscytowana Anka. - Mam rozmiar 75 G! No, to nie jest po prostu duży biust. To jest biust kosmiczny. I na dodatek w nowym staniku wygląda całkiem ładnie - przyznaje wreszcie.
Pytam, czy teraz lubią swoje piersi trochę bardziej. No, może nie to, że się w nich zakochały, ale ok , przekonały się, że ich biust może wyglądać lepiej. Przestały się go wstydzić, chętniej oglądają w lustrze.
Robię coś szalonego. Proszę moje trzy przyjaciółki, żeby pokazały mi piersi. Muszę wiedzieć, czy z nimi rzeczywiście jest coś nie tak, czy ten brak akceptacji siedzi po prostu w naszych głowach. I mam wreszcie jasność. Bo biusty dziewczyn są w porządku. No dobra, to nie piersi modelek, ale moim zdaniem są naprawdę ładne.
- Przez trzy lata pracy w zawodzie brafitterki spotkałam tylko kilka kobiet, które lubiły swoje biusty. I proszę mi wierzyć, to były całkiem normalne, zwyczajne piersi - mówi mi Elżbieta Błociszewska. - Ten brak akceptacji bierze się z głowy. Przychodzą kobiety i zanim się rozbiorą, prawie płaczą: "Ja mam okropny biust, brzydki, naprawdę". A potem okazuje się, że przesadziły. Dlaczego?
- W ciągu swojego życia kobiety widzą setki, tysiące nagich biustów, ale nie tych należących do sióstr, koleżanek, tylko biustów modelek na reklamach. To przecież często komputerowa kreacja - mówi dr Andrzej Sankowski, chirurg plastyczny, który rocznie wykonuje w swojej klinice ponad 150 zabiegów powiększania piersi. Pacjentki zmieniają swoje piersi tak, by pasowały do wzorca, który znają z reklam i filmów. To jest jakiś sposób, żeby swoje piersi polubić, choć trzeba przyznać - kosztowny. Cena zabiegu w dobrej klinice wynosi od 10 do 15 tysięcy złotych.
Zdaniem Małgorzaty Ohme, psychologa, nie tędy droga do akceptacji biustu. - Piersi trzeba oswoić. Patrzeć na nie, przyzwyczaić się do ich kształtu, wielkości. Często ich dotykać, pielęgnować je balsamem i kremami. Kupować piękną i dobrze dopasowaną bieliznę. Dlaczego to miałoby podziałać? Bo, po pierwsze, wszystko to, co znane, wzbudza w nas większą sympatię. A poza tym działa tu efekt racjonalizacji.
Jeśli na coś przeznaczam pieniądze, dbam o to, myślę o tym, to widać jest to dla mnie ważne. Ta terapia działa nawet wtedy, jeśli na początku wcale nie mamy na nią ochoty i trochę zmuszamy się do zadbania o piersi. Warto - przekonuje Ohme.
- Jeśli nie lubisz swoich piersi, to coś w tobie pęka. Myślisz: to jestem ja, kompetentna i inteligentna, a to tylko ciało, opakowanie. Jak możesz być wtedy szczęśliwa? - pyta Jolanta Lewicka. Nie można być zadowolonym z życia, z siebie, jeśli nie lubi się swojego ciała. Ono nie istnieje w oderwaniu od nas. Ono jest nami.
Czego się dowiedziałam
Że w wieku 33 lat nosiłam źle dobrane staniki, o 10 centymetrów za luźne w obwodzie, z co najmniej o trzy rozmiary za małą miseczką. Że moje przyjaciółki mają piękne biusty. Przyjmuję więc, że i mój jest piękny. Zaczynam nawet w to wierzyć! Zwłaszcza wtedy, gdy otwieram szufladę i patrzę na moje nowe, śliczne i dobrze dobrane staniki. Rany, fajnie jest lubić swoje piersi. To po prostu przyjemne!
Jagna Kaczanowska
Twój STYL 08/2011