Polka wiecznie młoda
Od cudownych kremów i zabiegów odmładzających nasze ciała, przez pasje i styl życia zarezerwowany tylko dla nastolatków, aż po seks i wspólne życie z dużo młodszym partnerem... Małgorzata Ohme poszukuje odpowiedzi na pytanie, dlaczego współczesna Polka chce być wiecznie młoda.
Czy starzenie się jest wciąż dla nas kobiet problemem, skoro możemy korzystać z wielu - mniej lub bardziej inwazyjnych - metod odmładzania?
Małgorzata Ohme: - Stoimy przed dylematem, bo z jednej strony chcemy korzystać z rozwoju technologicznego i medycyny estetycznej, która daje nam narzędzia do tego, żeby wyglądać lepiej. Z drugiej strony jednak żyjemy pod presją, że mamy być młode, ale w sposób naturalny. I mamy taką sytuację, że trendsetterki, celebrytki, po których gołym okiem wydać, że sobie coś robiły, zaprzeczają temu. A my, grupa odbiorcza jesteśmy zachwycone i ślepo naśladujemy gwiazdy. Część z nas wierzy, że jest taka grupa wybranych, najpiękniejszych, które są zawsze piękne i nic nie muszą w tym kierunku robić.
I to nie my...
- I jest grupa brzydali, czy też normalsów...
... i to właśnie my.
- Tak, to wszystkie my, które musimy się ciężko napracować, żeby dobrze wyglądać, a także sięgać po metody obnażające różne nasze słabości - bo przecież samo przekroczenia progu kliniki to przyznanie się do tego, że się starzeję, jestem nieatrakcyjna i mam z tym problem, a także, najprawdopodobniej, mam niskie poczucie wartości.
No tak, korzystanie z pomocy chirurga, nie tylko w celu odmłodzenia, to temat wstydliwy. Usta powiększają się od pomadki, biust rośnie od modlitw a zmienione rysy twarzy to nieudany makijaż...
- Tabu wynika z braku aprobaty społecznej na to, by korzystać środków do odmładzania. Ta aprobata jest wybiórcza, podlega modom, bo dziś stosowanie kwasu hialuronowego jest dopuszczalne, ale botoksu jest nie - taki jest trend w Polsce.
Dlaczego kobiety ulegają presji i godzą się na to, by wyglądać jak spod matrycy?
- Nie chcę mówić, że jestem przeciwniczką medycyny estetycznej, bo tak jak korzystamy z pomocy fryzjera, czy manikiurzystki tak samo możemy korzystać z rozsądkiem z medycyny estetycznej. Kobiet ma być piękna. A w archetypie piękna kobieta jest zawsze młoda. Kobiecie przypisuje się atrybuty zewnętrzne i pewnie lata miną, zanim to się zmieni i choć dziś my też jesteśmy silne, majętne, mamy władzę, to ten atrybut piękna jest wciąż ważny.
- Wygląd to też pierwsza kategoria oceny społecznej, kiedy idziemy ulicą nie mamy wypisane na twarzy: mam 140 IQ albo jestem miłym, wrażliwym człowiekiem. Żyjemy w kulturze obrazkowej, większość naszych społecznych interakcji jest krótka. Oceniamy człowieka w pierwszych trzech sekundach, no to co oceniamy? Trudno się odciąć od kontekstu, w którym żyjemy, a ten kontekst zawiera bardzo dużo ocen związanych z wyglądem właśnie, bo nie jesteśmy w stanie zaprezentować całości swojego życia wewnętrznego w krótkim czasie. Oczywiście możemy sobie wypracować dystans do tego i brak potrzeby, ale jest to bardzo trudne.
- Kiedyś myślałam, że kobiety chcą się odmładzać dla mężczyzn, po programie "Okiem Ohme. Polka wiecznie młoda" wiem, że robią to dla siebie nawzajem, dla koleżanek, żeby wyglądać lepiej niż one.
Chcemy być atrakcyjne, a atrakcyjna to młoda i szczupła. Rośnie nasze poczucie wartości, kiedy się odmłodzimy?
- Trudno mi w to uwierzyć. W psychologii to się nazywa efekt UTO - ukryte teorie osobowości, jednej cesze przypisujemy więcej atrybutów - młoda znaczy piękna, ale także zdrowa, aktywna, mająca kochanków i życie seksualne.
Czyli odniosła sukces...
- Uczestniczyłam kiedyś w projekcie WSPS, w którym badaliśmy nastawienie młodzieży 16-18 lat do różnych mniejszości, pokazywaliśmy im w jednym eksperymencie różne zdjęcia, np. grubej ale atrakcyjnej kobiety, mężczyzn trzymających się za rękę, było także piękne artystyczne zdjęcie starszej kobiety. Reakcja na to zdjęcie była negatywna. Młodzi ludzie w ogóle nie widzą pomarszczonego ciała, pięknych starszych ciał - oni mówią: moja babcia tak nie wygląda, moja babcia chodzi ubrana na czarno, zakłada beret i idzie na bazarek.
Ale z drugiej strony mamy dojrzałą Sophię Loren w kalendarzu Pirelli.
- No tak, mamy też rodzimy przykład Beaty Tyszkiewicz, czy bohaterek mojego programu dj Wiki i Anny Nehrebeckiej. Ale decyzja starzenia się w sposób naturalny wiąże się zawsze ze zdziwienie środowiska, co przyznała Anna Nehrebecka. Chętnie mówimy o takich przykładach jak Sophia Loren czy Mia Farrow, ale traktujemy to jako coś wyjątkowego a nawet dziwacznego - tę zgodę na starość.
Nie chcemy dojrzewać, bo...
- Bardzo długo odkładamy starość na później, nie przygotowujemy się do niej psychicznie w ogóle. Dopóki nas nie dopadnie w postaci choroby lub ewidentnego pogorszenia wyglądu, myślimy, że mamy czas, bo starość straszy, kojarzy nam się z końcem pewnych aspektów życia i całkowitą zmianą wizerunku.
Starość to tabu, podobnie jak bycie z młodszym partnerem czy seks dojrzałych ludzi.
- Jeśli kobieta ma młodszego od siebie kochanka, to to powinno mówić, że czuje się młodo i atrakcyjnie.
A co mówi?
- Że zwariowała, że "używa" go do odmłodzenia się.
Jest przyzwolenie społeczne na to, żeby sześćdziesięciolatek spotykał się z trzydziestolatką, ale nie żeby sześćdziesięcioletnia kobieta miała 30-letniego kochanka.
- Sześćdziesięciolatek może się spotykać z trzydziestolatką pod warunkiem, że ma jakąś przewagę nad nią. To nie jest tak, że my tego rodzaju związki aprobujemy bez zastrzeżenia, zresztą w przyrodzie nie zdarzają się zbyt często takie przypadki. On musi mieć jakieś atrybuty, które zredukują dysonans, bo lubimy, kiedy wszystko do siebie pasuje, jest spójne i harmonijne.
- Kiedy widzimy taką parę to nie myślimy: oni się kochają, ale, że tam jest jakiś biznes, tak było z Kamilą i Andrzejem Łapickimi - cały czas doszukiwaliśmy się drugiego dna tego związku. Kiedy kobieta jest starsza od swojego partnera dysonans jest jeszcze mocniejszy.
I w tym wypadku koncentrujemy się głównie na tym kiedy on ją rzuci i przypisujemy to kryzysowi wieku średniego...
- Tak, często uważamy to za kryzys wieku średniego - w obydwu przypadkach, sposób na odmłodzenie, a ludzie spotykają się w bardzo różnych momentach życia, ich poziom rozwoju biologicznego i psychologicznego często nie jest tożsamy, np. kobieta jest bardzo niedojrzała, jest na poziomie emocjonalnym nieadekwatnym do wieku i lepiej dogaduje się z młodszymi partnerami. Poziomów dopasowania w związku jest wiele, nie tylko wiek.
- W rozwoju tożsamości tak jest, że jeśli za szybko dojrzewamy i wynika to z czynników zewnętrznych, to okazuje się, że na późniejszym etapie życia trzeba się cofnąć do jakiegoś wcześniejszego momentu i przeżyć te wszystkie emocje tak jak trzeba. W naszym rozwoju potrzebny jest czas na to, żeby pobłądzić, poszaleć, żeby mieć więcej partnerów, żeby być głupim, niedojrzałym i szalonym. Jeśli tego wszystkiego nie zrobimy w tym okresie życia, któremu jest to przypisane, np. nastoletnim, to zrobi to później, często ze zdwojoną siłą.
Co to w ogóle jest kryzys wieku średniego?
- W psychologii tłumaczy się to głębiej, uważa się, że rozwój tożsamości "ja" mógł być przyspieszony albo wyreżyserowany. Nie było świadomego szukania, które pozwala poznać własne potrzeby. Czasami nie ma nawet miejsca na poszukiwanie i zastanowienie, bo, np. rodzice wymyślili już, że zostaniesz lekarzem. I pewnego dnia, mając 35 lat budzisz się i myślisz: nienawidzę swojego zawodu, nienawidzę żony lekarki leżącej obok, co ja tu robię, kiedy tak naprawdę mdleję na widok krwi...
- Sam kryzys też się przesunął, bo dojrzewamy później i to, co kiedyś było kryzysem 40-latka, dziś przeżywają 50-latkowie.
O męskim kryzysie wiadomo sporo: sportowe auta, wymiana żony na młodszy model. A co z kobiecym kryzysem?
- Mechanizmy są podobne, tylko przyzwolenie na kryzysy mniejsze.
My też mamy już prawo przeżywać kryzysy...
- Myślę, że wcześniej też je przeżywałyśmy, tylko teraz zostały przepuszczone z podświadomości do świadomości. Nasz rozwój jest tak skonstruowany, że w pewnym etapie następują podsumowania, pierwszy kryzys mamy według badań w wieku roku, potem 3 lat, 7., 12. Dla psychologa kryzys to moment, w którym pojawiają się nowe potrzeby związane z rozwojem biologicznym i te potrzeby nie mogą się spełnić w dotychczasowym życiu, np. roczne dziecko ma potrzebę poczucia bezpieczeństwa, kiedy mama jest blisko, ale z czasem pojawia się potrzeba autonomii, żeby móc poznać świat i bezpiecznie eksplorować go w pewnym oddaleniu od mamy.
- Funkcją kryzysu jest popychanie do przodu, ale żeby mogło się pojawić nowe, trzeba zniszczyć stare struktury. W kryzysach zawsze jest tak, że najpierw jest regres, potem dopiero progres. Musi się pojawić ten krok do tyłu.
- My kobiety przeżywałyśmy różne kryzysy, ale role, które były nam bardzo sztywno przypisane, styl życia powodowały, że te możliwości do przeżywania kryzysu i szukania różnych alternatywnych rozwiązań były bardzo ograniczone. I to się zmieniło. Kobiety dziś przez to, że mają prawo zmienić męża, nie chcieć mieć dzieci, mają prawo podejmować decyzje, mają też większą możliwość wyboru oraz prawo do kryzysu. Bo kryzys jest też wyborem tego, w którą stronę chcę pójść - w prawo, w lewo, czy do przodu.
Kiedy przeżywamy ten kryzys?
- W bardzo różnym wieku, w zależności od tego, co się stało w naszym życiu. Czasami kobieta przeżywa go mając 35 lat, bo gdy miała 20 i powinna go przeżyć, to miała już dzieci i dom i nie miała czasu na kryzys.
Przeżywamy kryzys wtedy, kiedy mamy na to czas?
- Wtedy, kiedy mamy na to przestrzeń. Są oczywiście momenty sprzyjające, np. okrągłe daty, w sposób naturalny człowiek podsumowuje własne życie i czasami te podsumowania nie wypadają korzystnie, pojawiają się więc negatywne emocje. Czasami kryzysy związane są z pojedynczymi wydarzeniami, które wytrącają nas z zaprogramowanego życia. To są różne stany graniczne, które powodują, że się budzimy. Jest też tak, że różnym etapom życia przypisujemy określone oczekiwania społeczne, np. dziś od 30-latki wymaga się tego, żeby już miała rozkręconą karierę i zmierzała do tego, żeby mieć dom, 40-latka powinna być panią prezes, ale też mieć trójkę dzieci i najlepiej wszystko to ogarniać bez niani. Kryzysy są też 0czywiście związane z tym jak wyglądamy.
Musi być czas na przeżycie konkretnych emocji?
- Tak . Mówi się, że rozwój jest harmonijny, rytmiczny. Tak to natura wymyśliła, że biją nam różne zegary. Jest zegar biologiczny i psychologiczny. Często, gdy zegar biologiczny staje się niemiłosierny i niewiele możemy zrobić, żeby wyglądać bardzo młodo, to okazuje się, że to jest najlepszy dla nas czas psychologicznie. Nasze ciało jest w społecznym postrzeganiu najatrakcyjniejsze, najbardziej sprawne do ok 40. roku życia, ale 35 lat to jest ten moment, kiedy dopiero zaczynamy się dobrze czuć ze sobą, z własnym ciałem, seksualnością. A więc, gdy zaczynamy się dobrze czuć psychicznie, zaczynamy się też starzeć. Mamy mnóstwo atrybutów psychologicznych, które równoważą nam "starty" fizyczne, tak to zostało pomyślane. Ale myślę, że tym zatrzymywaniem młodości w sferze fizycznej, chcemy zatrzymać dojrzałość w sferze psychicznej. Nie chcemy wykonać pracy psychologicznej. Dlatego widzimy 30-, 40- a nawet 50-latków, którzy mieszkają na siłowni, bo nagle obudziły się w nich demony.
Ale to jest ten moment - także u kobiet - kiedy zauważamy, że nasze ciało się zmienia i jeśli nie weźmiemy się za siebie, to może być źle.
- Dążenie do bycia fit jest ok, ale jest też potrzeba zatrzymania tego psychologicznego rozwoju. Próbujemy więc fizycznie nie dojrzeć, żeby nie dopuścić do psychologicznego dojrzewania. Żyjemy w takiej kulturze, która nie sprzyja dojrzałości.
- Poza tym Polki nie znają w ogóle profilaktyki. Do dermatologa idziemy, kiedy już mamy zmarszczki, na siłownię, kiedy za dużo tłuszczu i ciało robi się mniej jędrne. A trzeba zaczynać wtedy, kiedy jeszcze wszystko jest ok. Stosujemy inwazję a nie profilaktykę, długo nie robimy nic, nagle widzimy oznaki starzenia więc robimy lifting. A jest cała masa pośredniczących zabiegów, które możemy sobie zafundować, zanim będziemy się inwazyjnie odmładzać. Problem tkwi także w tym, że chcemy natychmiastowych efektów.
- Dziś komentujemy Renee Zellweger, która całkowicie zmieniła twarz i w dodatku mówi, że teraz wreszcie jest szczęśliwa. Ale czy my w to wierzymy? To brzmi karykaturalnie w porównaniu z tym jak ona wygląda. W tych zmianach chodzi nie tylko o to, że wygląda się młodziej, ale że wygląda się inaczej
Inaczej czyli gorzej?
- Poczucie naszej wartości, bezpieczeństwa jest związane z własną tożsamością. Kiedy mamy półtora roku zaczynamy się identyfikować ze sobą, rozpoznajemy się w lustrze, rozpoznajemy to "ja " wśród innych ludzi, bo to "ja" jest tym, co nas najbardziej wyróżnia spośród innych ludzi, jest niepowtarzalne i to jest związane z tym, co widzę w lustrze. Nawet jeśli mój nos nie jest doskonały, to ja nie znam takiego drugiego nosa. Natura tak to wymyśliła, że ta twarz jest po prostu niepowtarzalna. Wszelkie korekty twarzy wpływają na naszą tożsamość.
Tego aspektu raczej się nie porusza.
- Bo ludzie są skupieni na odbiorze w kategorii ładny - brzydki, a to jest poziom ten sam - inny. W psychologicznym wymiarze to jest dużo ważniejsze, bo to jest nasza tożsamość jedyna i niepodważalna.
Gdzie jest granica?
- Granica jest w nas. Zawsze wracamy do takich frazesów: zaakceptuj siebie, poczucie wartości.
"Okiem Ohme. Polka wiecznie młoda"
Premiera: w środę, 12 października, o godz. 22.00 na TLC