Reklama

Polscy piraci z Karaibów. Zostali rozbójnikami na zlecenie Napoleona

Na początku XIX wieku Napoleon wysłał do republiki San Domingo francuskie wojska, wspomagane przez 6 tys. żołnierzy z Legionów Polskich. Celem tej ekspedycji było stłumienie trwającego na wyspie powstania. Sprawy przybrały szybko zaskakujący obrót.

Wyspa niewolników

Za sprawą Francuzów na Karaiby przywieziono z Afryki ponad milion niewolników, z czego najwięcej właśnie na San Domingo. Wyspa zarządzana była wyjątkowo brutalnie, amputacja kończyn i kara śmierci były popularnymi sposobami utrzymywania dyscypliny. Przez ponad wiek tłumiono tam mniejsze i większe bunty. W końcu jednak przyszedł dzień zmiany. 

Przeczytaj też: Szejk Mohammed, Shamsa i Latifa - co się dzieje z jego córkami?

Reklama

Gdy na Haiti, wtedy znane jeszcze jako San Domingo, dotarły wieści o rewolucji francuskiej, rozpaliły natychmiast ducha niepodległościowego wśród niewolniczej ludności. Rozpoczęła się rewolucja haitańska. Napoleon Bonaparte postanowił siłą stłumić wolnościowe zapędy czarnej ludności wyspy. W skład sił ekspedycyjnych weszli też polscy legioniści.

Solidarne umiłowanie wolności

Szybko okazało się, że Polacy wcale nie rwą się do walki ze zbuntowanymi Haitańczykami. Doświadczenia obydwu nacji było zbyt podobne, Polska niedawno znalazła się pod rozbiorami, więc żołnierze doskonale potrafili zrozumieć, o co walczą buntownicy z drugiego końca świata. Również zbuntowani niewolnicy, choć na początku bili się z Polakami z taką samą zajadłością i okrucieństwem, jak z Francuzami, gdy lepiej poznali wroga, utemperowali swój morderczy instynkt. W budowaniu tego "porozumienia ponad podziałami" pomogły liczone w setkach dezercje z Polskich Legionów i przechodzenie naszych rodaków na stronę walczących o swoją niezależność i godność buntowników. 

Zobacz również: Peggy Guggenheim: feministka, skandalistka, miłośniczka sztuki

Wojna morska pod korsarską flagą

W konflikt na Hispaniolii (dawna nazwa Haiti) szybko zaangażowali się także Brytyjczycy. Drogą morską dostarczali swoich żołnierzy i wyposażenie na targaną wojną wyspę. Francuzi oczywiście chcieli przeciąć te szlaki zaopatrzenia, rzucili więc na front swoich kaprów - najemnych marynarzy łupiących statki wroga — po prostu licencjonowanych przez Napoleona piratów. 

Historie Polaków na Karaibach potoczyły się różnie. Jedni pozostali na służbie Napoleona, inni opowiedzieli się po stronie Brytyjczyków i buntowników. Na takich statkach służyli między innymi Wincenty Kobylański i Kazimierz Lux. Pierwszy z nich wojował na Jamajce z Anglikami. I to bardzo skutecznie. Niestety zginął w zamachu zorganizowanym przez swojego wspólnika. Lux na kapra poszedł zaś z żądzy zemsty, chcąc odegrać się za okrutne traktowanie w niewoli brytyjskiej. Pływał na galeocie "Mosquito" i na karaibskich wodach stoczył niejedną walkę z amerykańskimi i brytyjskimi okrętami. W końcu wrócił do Europy, przywożąc ze sobą spory majątek.

W historii walk wyzwoleńczych zapisał się też pięknie kolejny Polak Izydor Borkowski. Gdy trafił na Haiti z polskim wojskiem, szybko przeszedł na stronę buntowników. Później najął się na piracki statek w Tortudze. Byli to Bracia Wybrzeża, piracka organizacja, która stawiała sobie na cel obronę uciśnionej ludności Archipelagu Antylskiego. Stamtąd trafił do Ameryki Południowej, gdzie nadal bił się o wolność innych nacji - między innymi u boku Simona Bolivara i Francisco de Mirandy. Niespokojny duch doprowadził go w końcu do Afganistanu, gdzie w służbie perskiego szacha zdobył między innymi twierdzę Herat. 

Historie Polaków na karaibskich wyspach to wspaniały materiał na serial lub film. Niestety, póki co, wciąż są mało znane.

Zobacz też: 

Ciemna strona szkół artystycznych, czyli różne twarze przemocy

Rozpoznajesz dziadków na zdjęciu? Zamek Książ szuka potomków dawnej służby

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: piraci z karaibów | napoleon bonaparte
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy