Postaw się!
Jej występy na YouTubie obejrzały miliony ludzi. Rady prof. Amy Cuddy, jak pozbyć się niepewności i bronić własnych racji, są proste, ale wydają się skuteczne. W sytuacji, gdy chcesz postawić na swoim, unieś brodę do góry. Mów wolniej. Rozstaw szerzej stopy. Wtedy i ty, i to, co masz do powiedzenia, okaże się wiarygodne - przekonuje światowy autorytet w dziedzinie mowy ciała.
Niepewna siebie, wycofana, przygarbiona... Zna pani to uczucie?
Amy Cuddy: - Tak, z doświadczenia. Miałam 19 lat, gdy przeżyłam wypadek samochodowy. Była noc, prowadziła moja koleżanka, ja spałam na tylnym siedzeniu. Ze snu wyrwało mnie dachowanie - wyrzuciło mnie z auta, doznałam czegoś, co lekarze nazywają urazowym uszkodzeniem mózgu. Mój iloraz inteligencji spadł o 30 punktów. Lekarze odradzali mi kontynuowanie nauki. Podpowiadali, żebym znalazła jakieś spokojne zajęcie i nie oczekiwała od siebie zbyt wiele.
Zastosowała się pani?
- Nie dałam za wygraną, ale było mi ciężko. Skończyłam college cztery lata później niż rówieśnicy. To zdarzenie na długo wytrąciło mnie z równowagi i sprawiło, że stałam się niepewna siebie, własnych kompetencji, inteligencji. Poczucie bezsilności towarzyszyło mi na każdym kroku. Postanowiłam więc podejść do sprawy naukowo i dowiedzieć się, jak można je pokonać. Jak znów uwierzyć w siebie, poczuć moc, a przynajmniej sprawiać takie wrażenie na innych? Poświęciłam temu wiele lat badań.
Myślę, że brak pewności siebie i poczucia mocy to problem wielu kobiet. Nie umiemy zawalczyć o swoje w pracy, podczas wymiany zdań z partnerem czy teściową.
- To nie jest wina kobiet. Nieprawda, że mamy mniejsze kompetencje, siłę przebicia od mężczyzn. To kwestia wychowania. Proszę poobserwować pięcioletnie dzieci: i dziewczynki, i chłopcy zachowują się tak samo, potrafią pobić się o łopatkę w piaskownicy, tupnąć nogą i jasno dać do zrozumienia: "Nie, nie zgadzam się!". Ale w okresie dojrzewania dzieje się coś niedobrego: dziewczęta zaczynają się garbić, kulić ramiona, chodzą lękliwie, z opuszczoną głową, stają się wycofane. Chłopcy przeciwnie, prezentują rozłożyste bary, w metrze siadają z szeroko rozstawionymi nogami, zajmują dużo miejsca. To typowe dla osób, które mają władzę. Postawa ma znaczenie. Im mniej miejsca zabierasz sobą, tym bardziej zalękniona wydajesz się innym. Stajesz się kimś, z kim nie warto się liczyć. Dlatego w USA ludziom, którzy mogą spotkać w lesie pumę, doradza się: w razie czego postaw kołnierz kurtki, unieś wysoko ramiona, rozstaw szeroko stopy: sprawiaj wrażenie większego, niż w rzeczywistości jesteś. Wzbudzisz respekt.
Puma ucieknie?
- Język ciała jest uniwersalny, nie tylko dla ludzi. Jednym z najbardziej spektakularnych komunikatów wysyłanych za pomocą ciała jest taniec haka. Proszę obejrzeć jakiś filmik na YouTubie: szeroko rozstawione stopy, ramiona, tupanie, groźne miny. Ten triumfalny taniec wykonują Maorysi w Nowej Zelandii. Czysta demonstracja mocy, siły, sprawczości. Wystarczy porównać go z chodem modelki po wybiegu: niepewnym, kołyszącym się, gibkim. Może to wygląda, zdaniem części osób, ładnie, ale na pewno nie jest manifestem: "Oto ja, silna, niezależna, wiem, czego chcę, i musisz się ze mną liczyć!".
Ale przecież, niezależnie od skulonych ramion i niepewnego chodu, da się wysłać ten komunikat inaczej. Pokazując przyszłemu szefowi wspaniałe CV. Na co dzień udowadniając wysokie kompetencje w pracy.
- Pewnie trudno w to uwierzyć, ale jest mało prawdopodobne, by szef potraktował panią poważnie, jeśli wejdzie pani do gabinetu zgarbiona, w pozie "przepraszam, że żyję". To będzie dla niego ważniejszy komunikat niż wspaniałe CV, na które... może w ogóle nie spojrzy? Jeden rzut oka na panią przekona go, że nie warto. Co gorsza, pani też nie będzie dumna z tego życiorysu ani przekonana, że zasługuje na tę pracę! Bo problem polega na tym, że określone pozycje, gesty, a nawet miny wywołują w nas uczucia. Śmiejesz się, bo czujesz radość? Zacznij się śmiać wtedy, gdy wcale nie jest ci wesoło - a za chwilę poczujesz się znacznie lepiej. Dowiedziono tego eksperymentalnie.
A jeśli faktycznie uważam, że nie zasługuję na tę pracę, że są setki lepszych kandydatów, to czy odpowiednia postawa ciała i mina pomogą mi się przełamać?
- Tak. Po wypadku uświadomiłam sobie, jak ciało wpływa na naszą psychikę. Przez lata nie byłam w stanie spokojnie podróżować samochodem jako pasażerka. Wpadałam w panikę. Chciałam się opanować. Podciągałam nogi pod brodę, oplatałam je rękami i wyobrażałam sobie, że jestem zwiniętym w kłębek pancernikiem. Im jednak byłam mniejsza i bardziej skulona, tym bardziej się bałam. Pomyślałam wtedy, że ta pozycja mi nie pomaga, przeciwnie: nakręca spiralę strachu. A gdybym umiała rozsiąść się wygodnie? Czy z czasem nie zaczęłabym się tak czuć w podróży? Postanowiłam, że to sprawdzę.
Jak?
- Wraz ze współpracownikami postawiliśmy hipotezy. Nasze ciało w naturalny sposób powiększa się, rozszerza, gdy czujemy, że w pełni kontrolujemy sytuację. Co robią zwycięscy sprinterzy, mijający linię mety? Wyrzucają ramiona w górę na kształt litery V.
O! Taką pozę przyjęła polska kolarka Maja Włoszczowska, gdy na rowerze górskim pokonywała ostatnie metry trasy w Rio.
- No właśnie. Tak zachowują się mistrzowie. A gdyby przybrać tę postawę wtedy, gdy wcale nie mamy poczucia sukcesu, zwycięstwa, wewnętrznej mocy? Czy samo ułożenie ciała w ogromne V sprawiłoby, że poczulibyśmy się silni? W trakcie eksperymentu poprosiliśmy, by zaproszone do badania osoby zajęły sobą jak najwięcej miejsca, na przykład rozwaliły się na krześle. Okazało się, że już po minucie pozowania uczestnicy byli bardziej pewni siebie, odważni, skłonni podjąć większe ryzyko. Ale najciekawsze było to, że u wszystkich nastąpił wzrost poziomu testosteronu, hormonu asertywności, i spadek poziomu kortyzolu, hormonu stresu! To znaczy, że postawa wpływa nie tylko na nasze myślenie, ale też na fizjologię.
No ale przecież nie wejdę do gabinetu szefa z ramionami wyrzuconymi nad głowę i nie poproszę o podwyżkę. Nie rozwalę się na krześle w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej.
- Wcale do tego nie namawiam! Można odpowiednio upozować się wcześniej, skorzystać z nadwyżki testosteronu i dopiero potem iść do szefa na rozmowę w sprawie pracy. Przeprowadziliśmy taki eksperyment: nasi badani mieli przygotować pięciominutowe wystąpienie na zadany temat "Dlaczego mielibyśmy cię zatrudnić?". W trakcie przygotowań przyjmowali albo pozy władcze, albo bezsilne. Wszystkie wygłoszone przemówienia nagrywaliśmy i potem prezentowaliśmy naszym "sędziom" do oceny. Osoby z pierwszej grupy były bardziej przekonujące, wchodziły do pokoju jako zwycięzcy. Tak się czuły i tak wyglądały. A "sędziowie" częściej deklarowali, że chętnie by je zatrudnili. Co więcej: w kolejnych badaniach dowiedliśmy, że wystarczy czasem wyobrazić sobie siebie w pozycji władczej, by zacząć zachowywać się bardziej asertywnie!
Rozumiem, że to działa także w drugą stronę, tak jak w pani przypadku, gdy kuliła się pani na siedzeniu pasażera, odczuwając coraz większy strach?
- No właśnie. Stwierdzono, że postawy bezsilne - przykurczone - zmniejszają wytrwałość i kreatywność, na dodatek potęgują liczbę negatywnych myśli o sobie: "Jestem do niczego!", "Tak łatwo zbić mnie z tropu". Stajemy się ospali i pozbawieni energii. I tu dochodzimy do innej kwestii: nowoczesne gadżety zmuszają nas do przyjmowania pozycji bezsilności, rezygnacji. Pochylona głowa, zaokrąglone plecy, skulone ramiona, wzrok wbity w malutki ekranik na kolanach. Proszę poobserwować jakiegoś nastolatka - córkę, syna - w trakcie gry na telefonie czy wymieniania wiadomości na Facebooku. A może przyjrzeć się sobie. Czy nie tak pani siedzi, wysyłając SMS-y do bliskich? Taka postawa ma nawet swoją nazwę "esemesowa szyja".
Faktycznie, trochę się kulę nad smartfonem, ale czy to naprawdę sprawia, że staję się bezsilna?
- Zadałam sobie to samo pytanie. Czy ludzie zwinięci w kulkę nad tabletem stają się mniej asertywni? Moja odpowiedź brzmi, niestety, tak. Co gorsza: im mniejsze urządzenie mobilne, tym większą generuje w nas bezsilność i przygnębienie. Bo tym bardziej musimy się kurczyć, by widzieć litery na miniaturowym ekranie. Zaufaliśmy nowoczesnym cudom techniki, bo chcieliśmy stać się skuteczniejsi i bardziej kompetentni, a efekt jest przeciwny do zamierzonego. Jeśli zaś chodzi o pani siostrzeńców: problem polega na tym, że "esemesowa szyja" może przekształcić się w trwałą wadę postawy. I taki nastolatek nie będzie mógł już przybrać pozycji siły, zrobić zwycięskiego V ze swojego ciała. Boję się, że przez to nasze dzieci nigdy nie będą tak pewne siebie, jak mogłyby być.
Co jeszcze, poza przyjmowaniem władczych póz, można robić, by stać się osobą skuteczniejszą, a przynajmniej na taką wyglądać?
- Można też mówić w sposób władczy. Psycholożki Lucia Guillory i Deborah Gruenfeld z Uniwersytetu Stanforda nazywają to "domaganiem się przestrzeni społecznej". Rzecz w tym, by nie pędzić, nie wyrzucać z siebie potoku słów, często nawiązywać kontakt wzrokowy. W ten sposób pokazujemy rozmówcom, że jesteśmy godni czasu, który im zabieramy, nie marnujemy go, przekazujemy coś istotnego. Badaczki dowiodły, że im wolniej czytamy na głos tekst, tym większe mamy potem poczucie władzy, kontroli nad sytuacją. Jesteśmy pewniejsi siebie i optymistycznie nastawieni. Można też śpiewać. Uspokoimy w ten sposób oddech. Oczywiście, podobnie jak w przypadku póz, nie doradzam, by czytać i śpiewać przed szefem! Ale można to zrobić wcześniej w jakimś zacisznym miejscu w biurze - choćby półgłosem. Kilka minut wystarczy. Dalej: warto nauczyć się prawidłowo oddychać. Trzeba zrobić szybki wdech i wolno wypuszczać powietrze. Takie oddychanie zmniejsza ciśnienie krwi, dobroczynnie wpływa na pracę serca, pomaga uporać się z lękiem, agresją, a nawet pokonać ból. To działa: układając swoje ciało w określony sposób, spowalniając tempo mowy - stajemy się lepszą wersją samych siebie.
Stajemy się czy tylko takich udajemy?
- Na początku trochę udajemy. Ale skoro efekty są widoczne już po minucie pozowania... Tak naprawdę jednak wcale nie chodzi mi o nauczenie ludzi, by podszywali się pod kogoś, kim nie są. To ma zresztą w psychologii swoją nazwę: zjawisko uzurpatora. Często występuje wśród kobiet - na przykład Sheryl Sandberg, szefowa Facebooka przyznała, że czuje się tak, jakby jej sukces w biznesie był wynikiem oszustwa, a ona sama nie była ani tak zdolna, ani tak inteligentna, jak postrzegają ją inni.
Wiele z nas się tak czuje.
- Ale to nie jest nasze prawdziwe "ja", po prostu nauczyłyśmy się w ten sposób o sobie myśleć, często na skutek dramatycznych wydarzeń życiowych, takich jak mój wypadek samochodowy. Pracując nad ciałem, odzyskujemy siebie. To naprawdę ma sens. Wszystkie metody, o których mówiłam: sposób poruszania się, panowania nad własnym ciałem i głosem, wydobywają na wierzch nasze autentyczne "ja". Kogoś zdolnego, inteligentnego, kogo warto wysłuchać. Możemy wtedy zaprezentować siebie od najlepszej strony, pokazać, na co nas stać, zadbać o swoje interesy nie agresywnie, ale stanowczo i bez arogancji.
Mówiła pani, że w okresie dojrzewania dziewczynki przyjmują pozycje bezsiły, zaczynają osłaniać swoje ciała jak przed ciosem. Tracą w ten sposób pewność siebie. Czy można temu jakoś zapobiegać?
- Jednym z najlepszych sposobów jest uprawianie sportu, które uczy, że ciało jest wiarygodne, robi to, czego oczekujemy, bije rekordy wytrzymałości, szybkości. Myślę, że dlatego sport staje się coraz bardziej popularny wśród dziewcząt. I bardzo dobrze.
Na ostatniej olimpiadzie w Rio Polacy wywalczyli jedenaście medali, z czego aż osiem przypadło kobietom!
- Naprawdę? Sport to świetny sposób, by stać się bardziej pewnym siebie. Wiem to z własnego doświadczenia! Wyszłam za mąż za Australijczyka, a gdy robisz coś takiego, musisz być gotowa na jedno. Surfing. Spędziłam wiele godzin, spadając z deski i zachłystując się wodą, zanim odkryłam, że przesadnie skupiam się na tym, by pamiętać o konkretnych umiejętnościach, np. balansowaniu, za bardzo przejmuję się opiniami innych, a za mało jestem sobą. Ale gdy już załapiesz, o co w tym wszystkim chodzi, i zaczniesz płynąć na fali, przyjemność i poczucie kompetencji płynące z twojego ciała są ogromną nagrodą.
Jagna Kaczanowska
Twój Styl 11/2016