Powrót do miłości
Do zakochania podobno jeden krok. A od zakochania do rozwodu... pięć! Przy każdym zapala się ostrzegawcze światło. Nasza ekspertka mówi, jak je w porę zauważyć, jak zaradzić kryzysowi i w efekcie uratować związek.
No to... rozwód! Bo cóż innego pozostało? Kryzys małżeński trwa od jakiegoś czasu, przybiera na sile. Żadne z was nie widzi już wyjścia z patowej sytuacji. Jak to się właściwie stało? Jak od miłości, zakochania, przysiąg przed ołtarzem dotarliśmy na... skraj przepaści? Amerykański psychiatra i terapeuta małżeński Wayne E. Oates twierdzi, że wystarczyło do tego pięć kroków.
Wymienia kolejne etapy wspólnego życia: najpierw jest miłość, porozumienie dusz i ciał, chęć działania na rzecz drugiego. I nikt nie spodziewa się kryzysu. A potem pojawia się jakaś rysa na wizerunku idealnego związku. Z początku niewielka, potężnieje. Na samym końcu, po zrobieniu tego ostatniego kroku - złożeniu pozwu - ona i on są od siebie naprawdę bardzo, bardzo daleko. Wszystko stracone? Niekoniecznie. Bo zawsze można zrobić krok, a nawet dwa, trzy do tyłu. I wrócić na stronę miłości. Na co uważać? Jak rozpoznać sygnały alarmowe, by móc się w porę wycofać?
Krok 1: Porzucenie
Zaczyna się od kłopotu. Na małżeńskim niebie gromadzą się chmury. Jedno z partnerów traci pracę, zaczyna chorować albo musi poświęcić się opiece nad starszym rodzicem. Bywa, że problemy zaczynają się, gdy rodzi się dziecko. Niby radosna, wielka chwila. Ale potem on wraca do kariery zawodowej, swoich pasji, a ona zostaje w domu z niemowlakiem. Czuje się opuszczona. Prześladuje ją myśl: nie tak miało być.
To subiektywne poczucie: "on mnie zostawił", "ona wystawiła mnie do wiatru" - to właśnie pierwszy krok do rozpadu więzi. Bo pojawia się rozgoryczenie, rozczarowanie. Zaczynamy się przyglądać partnerowi krytycznym okiem i czujemy się jak Kaj z Królowej śniegu. Jakby nagle odłamek lodu utkwił w oku. Wszystko, co on robi, mówi, nagle zdaje się niemądre, złe, skierowane przeciwko nam.
Na co zwrócić uwagę: Przez lata związku, od momentu zakochania, wypracowywaliście coś, co znany terapeuta Arnold Lazarus nazywa "wspólnym kapitałem". Składają się na niego wspomnienia szczęśliwie spędzonych chwil (wakacje, zabawne przygody), codzienne rytuały (on parzy dla ciebie kawę, ty nagrywasz mu odcinki ulubionego serialu), wartości (ustaliliście, że dla innych liczą się tylko pieniądze, ale wy tacy nie jesteście; inni może lubią światowe życie, ale dla was nie ma nic ważniejszego niż rodzina). W chwili kryzysu mamy tendencję do koncentrowania się na negatywach: gdy jesteśmy smutni, jakoś same przypominają się nam złe wydarzenia, gdy jesteśmy wściekli na cały świat - w telewizji widzimy tylko fatalne informacje. Stop! Czas zrobić pożytek ze "wspólnego kapitału".
Przyjrzeć się temu, co przez ten czas uzbieraliście. Zobaczyć, jak dużo tego jest... To może być motywacja, by zacząć rozmawiać o tym, co się między wami ostatnio wydarzyło.
Krok 2: Oddalenie
Ona i on jednak nie zaczęli ze sobą rozmawiać. Robią kolejny krok w stronę przepaści. Zaczynają unikać jedno drugiego. Paradoksalnie często sądzą, że odrobina dystansu wyjdzie im na zdrowie. Odpoczną od siebie, wszystko się samo poukłada. Lecz w związku rzadko coś "samo się robi". Pojawia się efekt kuli śnieżnej: im mniej partnerzy ze sobą rozmawiają, tym mniej mają wspólnych spraw, które łączą, więc coraz częściej milczą i... kółko się zamyka.
Na co zwrócić uwagę: Nie stosuj zasady "oko za oko...". Spróbuj nie wpadać w pułapkę sprawiedliwości. On sam idzie na imieniny do przyjaciela? Ty nie zabierzesz go na firmowy bankiet. Jest po równo! No, niestety, nie bardzo. Przez cały czas trwania związku każde z was nazbierało sporo "haków" i "krzywd" od tego drugiego. Na "odwet" (w twoim mniemaniu) on odpowiada atakiem, na który ty teraz musisz zareagować. Końca nie widać. "Zepsułaś mi wieczór. - To ty zepsułeś mi wieczór. - Zawsze wszystko psujesz. - A ty ciągle się mnie czepiasz". "Kluczową dla związku umiejętnością partnerów jest powstrzymanie się od rewanżu", zauważa w Psychologii miłości prof. Bogdan Wojciszke. Mąż zrobił coś nie po twojej myśli, nadepnął ci na odcisk? Uśmiechnij się i odpowiadaj dobrem na zło. W miłości to działa, nawet jeśli nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością.
Krok 3: Zaangażowanie otoczenia
Bywa tak, że nie umiemy zachować spokoju. Konflikt eskaluje. Żal w związku narasta, podobnie jak wzajemne pretensje. Trzeba je przed kimś wylać. Ona więc zwierza się mamie, a ta dzwoni do zięcia z dobrymi, we własnym mniemaniu, radami. On, co łatwo przewidzieć, wpada w szał. Ale... potrafi obmówić swoją żonę przed kumplami z pubu. Ona zaś wypłakuje się przyjaciółce. Teraz już sporo osób z zewnątrz zostaje angażowanych w wewnętrzne, intymne niegdyś życie pary.
Na co zwrócić uwagę:
No dobrze, czasami każdy ma ochotę wyżalić się na partnera czy partnerkę, pogadać z kimś, otrzymać wsparcie, usłyszeć: "Rozumiem, co przeżywasz...". Problem polega na tym, że podświadomie wybieramy osoby, które zgodzą się z nami bez względu na okoliczności. Część bliskich - mama, przyjaciółka - może poza tym sądzić, że ich rola polega właśnie na ślepym potakiwaniu, i kropka. Tyle tylko że niewiele dobrego wynika z tego dla waszego małżeństwa. Bo im częściej słyszymy: "Masz rację, kochanie, drań z niego!", tym bardziej jesteśmy przekonane, że cały ten kryzys to wyłączna wina partnera. On musi się zmienić! Tymczasem psychologowie dowodzą, że najlepszym podejściem do wszelkich różnic, sporów w związku jest: "Ja jestem w porządku i ty jesteś w porządku". Musimy jedynie ustalić wspólne stanowisko. Jak więc znaleźć na zewnątrz powiernika, który wzmocni w nas takie właśnie widzenie partnera? "Mamo, wiem, że chcesz mnie pocieszyć. Pomożesz mi, podpowiadając, jak na sprawę może patrzeć mój mąż, przypominając podobne sytuacje z przeszłości, które udało nam się wyjaśnić właśnie dlatego, że on zachował się mądrze i fajnie", można powiedzieć. A jeśli mama nie jest do tego zdolna, bo tak solidaryzuje się z córką, trzeba znaleźć kogoś innego. Kogoś, kto powie: "Daj spokój. Przecież nie zapomniał o waszej rocznicy tobie na złość. Odpuść mu!".
Krok 4: Niekończące się kłótnie
Coraz częściej się kłócicie, coraz gwałtowniej. No i stało się: padają te słowa. Rozwód! Często bywa tak, że to ma być tylko straszak, sposób, by zranić partnera. Ta broń jest... obosieczna. Bo co będzie, gdy on powie: "Wiesz, masz rację. Nic już między nami nie ma".
Na co zwrócić uwagę:
Kiedy małżonkowie stają przed groźbą rozpadu związku, uruchamia się wiele emocji: strach, smutek, też żal, rozgoryczenie, wściekłość na tego drugiego. "Bo to przecież jego wina, zmarnował mi pół życia", "Zasłużyła sobie na to, musi o tym wiedzieć". Zaczyna się wtedy rozmyślne ranienie małżonka, działanie na jego szkodę. Pojawiają się niesprawiedliwe oceny i ciosy poniżej pasa. Nie klniesz w pracy w trakcie rozmowy z szefem, nie odzywasz się wulgarnie do kogoś, kto potrącił cię na ulicy? Nie traktuj w ten sposób męża. Jeśli on się zagalopuje - staraj się apelować do jego dobrej strony: "Bywało między nami różnie, ale ceniliśmy to, że mogliśmy w każdej sytuacji rozmawiać kulturalnie. Próbujmy utrzymać ten standard".
Krok 5: Złożenie pozwu rozwodowego
Wiele par robi ten ostatni krok. To jednak jeszcze nie znaczy, że musi dojść do rozwodu!
Na co zwrócić uwagę:
Teraz już nie obędzie się bez pomocy z zewnątrz. Zaproponuj terapię lub mediację, żeby ratować małżeństwo, albo jeśli to przesądzone, by się rozejść "po ludzku". A jeśli on nie chce? Cóż. Pewnie powinnaś sobie darować. Po pierwsze dlatego, że miłość to sprawa dwojga. A po drugie, zdarza się, że dopiero gdy jedno z małżonków odpuści (to, które częściej jest aktywne, dyryguje), drugie orientuje się, że naprawdę zależy mu na tej relacji. I zaczyna się starać. O związek warto przecież walczyć wtedy, gdy obie strony są zainteresowane, by nadal ze sobą być.
Sylwia Sitkowska jest psychologiem, zajmuje się terapią indywidualną, rodzin i par. Szefowa Przystani Psychologicznej w Warszawie.