Poziomki

A. nie chciała jechać na to zgrupowanie. Codzienne treningi, mnóstwo ludzi, w jej obecnym stanie wydawały jej się koszmarem nie do zniesienia. Sensaj się jednak uparł. Chcąc nie chcąc A wsiadła do pociągu, który powiózł ją nad mazurskie jeziora. "

Mam to wszystko w dupie" pomyślała. Nie znosiła zorganizowanych wakacji. Była wolnym duchem. Sama lubiła decydować o której wstać, myć zęby i jeść. Narzucanie jej z góry pory pobudki i posiłków było dla niej karą. Ale grzecznie budziła się na rozkaz, ćwiczyła na rozkaz, jadła na rozkaz. Jedynie wieczorami siadała i wpatrywała się w taflę jeziora. Jej myśli biegły do B. Największej i zarazem najbardziej brutalnie zakończonej miłości życia. Obwiniała się za to rozstanie. Przypisywała sobie winy, które nie były jej. Czuła się nikim...

C. od dawna czekała no to zgrupowanie. O niczym innym nie marzyła. Chciała znaleźć się w mazurskim lesie i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. By uciec od swych uczuć, myśli. Od swych pragnień, których bała się jak ognia. Każdego ranka z pasją ćwiczyła układy kata. W każde popołudnie zacięcie trenowała bloki i ciosy. A wieczorami siadała i wpatrywała się w taflę jeziora. Jej myśli biegły do wydarzeń z ostatnich miesięcy. Dokopywała sobie za to, co poczuła do D. za to, że już dłużej nie potrafiła oszukiwać siebie i natury. Czuła się nikim...

Dwie kobiety tak różne i podobne zarazem. Obie pełne buntu, gniewu, żalu, strachu i złości. Obie tak bardzo pragnące bliskości. Obie uciekające od ludzi. Obie wpatrzone w to samo jezioro...
Od pierwszego wieczora połączyła ich jakaś niewidoczna, magnetyczna więź, choć musiało minąć kilka dni, żeby odezwały się do siebie. Z początku była to zdawkowa wymiana zdań, która z czasem przerodziła się w głęboką wymianę myśli, uczuć, przeżyć, tajemnic do tej pory skrywanych przed światem. Obie z utęsknieniem czekały na wieczór, by razem pobiec nad jezioro, do lasu, na poziomki... Jakaś wewnętrzna siła przyciągała je do siebie. Chyba nie byłyby już w stanie wytrzymać bez siebie. A zapomniała o B, C zapomniała o D i przestała się bronić przed tym kim jest. Zakochały się w sobie szalenie. Ich pierwszy pocałunek był jak spełnienie snów. Zatrzęsła się ziemia wokoło a ptaki śpiewały miłosną pieśń. Początkowo nieśmiało dotknęły swych warg, szybko jednak gwałtownie zatopiły się w sobie. Jakby zaraz miał skończyć się świat. Ich poziomki uśmiechały się do siebie. Mówiły "nareszcie!". Dla dziewczyn stały się od teraz symbolem ich uczuć, bliskości i szczęścia. C karmiła nimi A jak wodą życia, A jadła je C z ręki, ślubując jej miłość, wierność i że jej nie opuści aż do śmierci. Pytały się wiatru, jak mogły nie odnaleźć się wcześniej. Pytały się gwiazd, czemu dni są tak krótkie, za krótkie by mogły nacieszyć się sobą. Pytały się siebie, dlaczego ich słowa są tak niedoskonałe, że nie potrafią przekazać tego wszystkiego, co czują. Obóz się skończył, wróciły obowiązki, praca, studia, dom. A one wciąż jadły poziomki i dzieliły radości i smutki na pół. Mijały dni, tygodnie, miesiące a ich miłość nie przemijała. Wciąż było im mało siebie. Wciąż były głodne siebie. Wciąż się spieszyły, jakby za chwilę miał skończyć się świat. Wiedziały o sobie wszystko. Dotknęły każdych ran na duszy tej drugiej. Całowały każdą bliznę na sercu kochanki. Kiedy pewnego dnia A znikła, C wiedziała, gdzie szukać, by znaleźć. Pobiegła do lasu. Do ich miejsca, tam gdzie rosły poziomki. I A tam była. Z miłością wypisaną na twarzy, z owocami ściśniętymi w ręku, z kartką, na której napisała "nie mogłam poradzić sobie z życiem" leżała martwa...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas