Praca z mężem? To stres!
Świeżo upieczona zdobywczyni Złotego Globu. Nowa ambasadorka marki L’Oréal Paris. Tylko naszej dziennikarce zdradziła swoje tajemnice.
Chyba niełatwo cię zaskoczyć, dziennikarze na pewno pytali już o wszystko. Ale może jest coś, czego nikt o tobie nie wie?
Julianne Moore: - Fenomenalnie sprzątam! Czytałam kiedyś, że było to też domeną Ingrid Bergman, więc nie jestem jedyną aktorką z taką umiejętnością!
Mało osób w Polsce wie też, że piszesz książki dla dzieci. Niedługo ukaże się już czwarta. Skąd czerpiesz na nie pomysły? Nie chcesz napisać czegoś dla dorosłych?
- To ciekawe, że kiedy rozmawia się z autorami książek dla dzieci, okazuje się, że tak naprawdę piszą oni dla siebie samych. Moja pierwsza książka opowiadała o moim dorastaniu - o lękach, kompleksach. Teraz napisałam książkę, która jest w gruncie rzeczy o mojej mamie. Pochodziła ze Szkocji, więc nie było jej łatwo wychowywać nas w USA, w innej kulturze. Wiele jest takich mam w Stanach - ich historie mnie inspirują.
- Czy napiszę coś dla dorosłych? Zawsze chciałam stworzyć krótką fabułę filmową. Zrobię to, gdy tylko rozpracuję na moim komputerze program do pisania scenariuszy (śmiech).
W dzieciństwie często się przeprowadzałaś. To może być stresujące. Stąd te lęki i kompleksy?
- Nie, łatwo się dostosowuję. Bardzo cenne było dla mnie poznawanie nowych ludzi, obserwowanie różnych zachowań i uczenie się adaptacji. To niezwykłe, że ludzie różnie reagują na dane sytuacje, ale wszyscy wszędzie chcą tego samego. W mojej pracy poszukuję właśnie uniwersalnych prawd. Przykładem może być pojmowanie piękna w różnych kulturach.
- Jako ambasadorka L’Oréal Paris, brałam udział w dyskusji na ten temat. Dowiedziałam się, że w Brazylii bardzo dużą wagę przywiązuje się do włosów, z kolei Koreanki używają aż 11 produktów do codziennej pielęgnacji twarzy! Wszystkie chcemy wydobyć swoje piękno, ale inaczej je eksponujemy. I to jest fascynujące, że mamy odmienne zachowania, ale te same motywacje.
Czy czujesz się wyróżniona, będąc ambasadorką L’Oréal Paris?
- To zaszczyt. Zawsze podziwiałam tę markę za jej elegancję i zrozumienie potrzeb wszystkich kobiet.
A czego ty potrzebujesz? Co robisz, kiedy masz czas tylko dla siebie?
- Czas dla siebie... Ostatnio spędziłam weekend z moją siostrą. Było tak miło, bez mężów, bez dzieci, bez obowiązków domowych. Poszłyśmy na kolację, zakupy i na masaż... W sumie nie robiłyśmy nic i to było fantastyczne! Kiedy ma się rodzinę i gdy się pracuje, trudno znaleźć czas na spotkania z przyjaciółkami czy z siostrą. Ale to luksus, na który trzeba sobie czasem pozwolić.
Myślałaś, kiedyś, żeby rzucić aktorstwo, miałaś chwile zwątpienia?
- Codziennie je mam! Czasem myślę: to taki trudny zawód. A kiedy indziej: co ja robię ze swoim życiem? Może powinnam być lekarzem? Niedawno przeżyliśmy huragan w Nowym Jorku - to było trudne doświadczenie. My na szczęście mieliśmy jedynie awarię zasilania, ale inni ponieśli większe straty. W tym ciężkim czasie kręciłam akurat zdjęcia do filmu sensacyjnego z Liamem Neesonem ("Non- -Stop" - przyp. red.). I nagle dotarło do mnie, dlaczego ludzie potrzebują mojej pracy - żeby oderwać się od własnych zmartwień, zrelaksować się. I to jest w porządku! Ale tak, chyba powinnam być lekarzem (śmiech).
Twoi rodzice chcieli, żebyś zdobyła wykształcenie alternatywne do aktorskiego.
- Tak, w razie niepowodzenia (śmiech).
Bart Freundlich, twój mąż, jest reżyserem. Poznaliście się na planie. Czy fakt, że razem mieszkacie, macie dzieci, sprawia, że wspólna praca jest dla was łatwiejsza?
- Trudniejsza! (śmiech). Nie jest łatwo, kiedy wiesz tak dużo o swoim szefie. Poza tym, gdy oboje jesteśmy na planie, cierpi na tym nasze życie rodzinne. Mój mąż znika na całe dnie, bo odpowiada za produkcję. Kiedy ja też pracuję, pojawiają się problemy: kto zajmie się dziećmi, kto zajmie się domem, kto zajmie się psami? Dla mnie wspólna praca jest stresująca. Może lepiej, żeby Bart się tego nie dowiedział, ale naprawdę jestem spięta. Chcę skupić się na pracy, ale też mieć świadomość, że w domu wszystko jest w porządku. Wolę kiedy jedno z nas pracuje, a drugie jest z dziećmi. Pewnie będzie nam łatwiej, gdy podrosną.
Nie kłócicie się w pracy?
- Nie, nigdy. Myślę nawet, że jestem bardziej wyczulona na oczekiwania i potrzeby Barta niż innych reżyserów. Więc dla niego wspólna praca jest łatwiejsza, a dla mnie trudniejsza (śmiech).
Jak wygląda twój typowy dzień?
- Kiedy pracuję, zazwyczaj wstaję o 5:30 i jadę na plan, gdzie spędzam cały dzień. Jeśli mam wolne, rano wyprawiam dzieci do szkoły, ogarniam dom, trenuję lub idę na jogę. Następnie czytam scenariusze i odpisuję na maile. Czasem idę z przyjaciółmi na lunch. Odbieram dzieciaki, podwożę je na zajęcia dodatkowe albo wracamy do domu i razem odrabiamy prace domowe. A potem wspólnie jemy kolację. Czasem też piszę.
Rodzina jest dla ciebie bardzo ważna, dużo pracujesz, a jednak znajdujesz czas na działalność charytatywną.
- Porusza mnie bieda w USA. Co czwarte dziecko żyje tu w ubóstwie, co jest absurdalne w kraju tak rozwiniętym jak nasz. Angażuję się też w akcje prozdrowotne i edukacyjne oraz ochronę środowiska.
Dorota Nasiorowska-Wróblewska
SHOW 4/2013