Przepis na szczęście jest prosty
Bycie szczęśliwym jest nie tylko możliwe, ale też bardzo proste. Amerykańscy psychologowie społeczni Tomas Gilovich i Lee Ross przekonują, że czerpiąc korzyści z odkryć psychologii, możemy polepszyć jakość swojego życia, mieć życiową mądrość, czyli być "najmądrzejszym w pokoju" i cieszyć się szczęściem. Warto spróbować...
Anna Piątkowska: Zawodnik rugby Mark Zupan przeżył wypadek, po którym został sparaliżowany. Będąc na wózku powiedział, że ten wypadek, to najlepsze, co go w życiu spotkało.
Dr Dorota Wiśniewska-Juszczak: - To ciekawe, skąd się w nas bierze - w gruncie rzeczy paradoksalne - przekonanie o tym, że jesteśmy gotowi odzyskać swoje zadowolenie z życia po tak dramatycznym wydarzeniu, a nawet uznać, że to najlepsze, co nas spotkało. Psychologowie społeczni Tomas Gilovich i Lee Ross przywołują historię Marka Zupana, żeby pokazać, że szczęście w jakimś stopniu nosimy w sobie, że można być szczęśliwym niezależnie od tego, ile mamy pieniędzy na koncie. Oczywiście jakiś poziom jest nam potrzebny, żebyśmy mieli poczucie bezpieczeństwa finansowego, ale szczęście jest trudne do uchwycenia, jeśli koncentrujemy się na pełnym dobrostanie.
- Często myślimy, że szczęście będzie wtedy, kiedy będziemy stuprocentowo zdrowi, kiedy będziemy mieli ileś tysięcy na koncie, kiedy będziemy jeździli jakąś określoną marką samochodu, najlepiej, żebyśmy wygrali w lotto dużą sumę - wówczas będziemy szczęśliwi naprawdę. Ten przykład Marka Zupana - i wiele innych jemu podobnych - pokazuje, że, w jakimś sensie, szczęście można w sobie wypracować poprzez rodzaj akceptacji tego, co nas spotyka. To jest właśnie bycie mądrym - nie buntowanie się, kopanie z losem, mówienie: dlaczego ja, dlaczego mnie to spotkało, czemu mnie się to wydarzyło, przecież nie zawiniłem. Zamiast tego próba refleksji: co dalej, wyciąganie wniosków, żeby podnieść poziom zadowolenia.
Mówi pani o akceptacji sytuacji, a w tym przypadku, o którym mówimy, chodzi o pójście krok dalej - zaakceptowanie i zobaczenie dobrych stron sytuacji.
- My jako ludzie szczęście osiągamy dzięki niezwykłej sile adaptacji do warunków w których się znajdziemy, nawet tych związanych z trudnymi doświadczeniami, które nas spotykają. Jak pisze o swoich badaniach nad szczęściem inny psycholog społeczny Dan Gilbert, my jako ludzie potrafimy syntetyzować swoje szczęście, czyli gdy jesteśmy w trudnych warunkach, podjęliśmy decyzję, która pozbawiła nas fortuny, często dokonujemy analizy sytuacji i uważamy, że ta sytuacja jest o wiele lepsza niż gdybyśmy mieli tę fortunę, bo pewnie wówczas stracilibyśmy przyjaciół, musielibyśmy przeprowadzić się w inne miejsce etc.
- Ludzie jako jedyny gatunek na ziemi potrafią wyjaśniać sobie swoją sytuację tak, jak tego potrzebują w danej chwili. Mamy zdolność adaptacji, umiejętność odnajdywania się w tych warunkach, w jakich jesteśmy, gdzieś tam chroniąc swoją samoocenę, umiejętność utrzymania przekonania, że w tych warunkach też jestem pełnowartościową osobą. To jest bardzo cenne, bo jeśli odrzucamy tę zdolność adaptacji, to możemy być mniej szczęśliwi, mniej zadowoleni, bo będziemy dążyli do czegoś innego, nie będziemy się adaptowali do tego, co mamy. Badania pokazują, że w wielu przypadkach ludzie którzy wygrywają na loterii duże sumy pieniędzy w zasadzie po dwóch - trzech latach wracają do poziomu zadowolenia, jaki mieli przed wygraną. Często są nawet mniej szczęśliwi. A więc te zewnętrzne nagrody, które na nas spadają wcale nie przysparzają nam więcej szczęścia i zadowolenia.
Badania, które przytaczają Lee Ross i Tomas Gilovich wskazują, że odpowiedź na pytanie Ericha Fromma: mieć czy być, jest oczywista.
- Na pewno nie można przesadzać w żadną ze stron, niezbędna jest równowaga. Być i doświadczać wspólnie różnych przeżyć, czyli rodzaj bycia przez doświadczanie jest ważne, ale, żeby doświadczać też trzeba mieć. Ross i Gilovich zastanawiają się, czy lepiej pojechać na Hawaje na dwa tygodnie czy na tydzień. Dochodzą do wniosku, że lepiej pojechać na tydzień, bo wtedy doświadczenie będzie bardziej intensywne a chodzi właśnie o tę intensywność. Ale przecież trzeba mieć, żeby na te Hawaje w ogóle pojechać. To ważne, żeby nie przesadzić też w druga stronę.
- Angus Deaton, udowodnili, że człowiek osiąga szczęście (w USA), gdy jego roczne zarobki oscylują wokół 75 tys dolarów. Kolejne tysiące dolarów nie zwiększają poziomu zadowolenia z życia. W Polsce ta kwota byłaby pewnie niższa, do tego aby żyć dostatnio. A zatem wszystko co ponad to to efekt tzw hedonistycznego kołowrotu - musisz biec coraz szybciej, gromadzić coraz więcej dóbr, aby utrzymać poziom przyjemności. Jeśli więc już osiągamy nasze optimum, czyli mieszkamy w wygodnym mieszkaniu, które ładnie sobie urządziliśmy to może nie ma sensu zapożyczać się na kolejne mieszkanie większe o jeden pokój, tylko może zamiast tego lepiej zacząć doświadczać - chodzić do kina, teatru, na lampkę wina z przyjaciółmi, jechać na wakacje, bo to da nam większe poczucie zadowolenia niż większe mieszkanie.
Henry Louis Mencken proponuje trafną chyba definicję bogactwa: "roczny dochód co najmniej o 100 dolarów większy niż dochód męża siostry twojej żony".
- Tak, my się bardzo porównujemy, a doświadczeniami trudno się porównywać.
Możemy pozazdrościć.
- Jeśli mieliśmy udane wakacje i ktoś inny też, to nie zazdrościmy. Doświadczenia są nieporównywalne. Trudno się porównywać, bo nie ma kryteriów tego poczucia zadowolenia w doświadczeniach. Jeśli ktoś był szczęśliwy na swoich wakacjach, bo był z przyjaciółmi, a ktoś inny właśnie dlatego, że był sam i to było wspaniałe przeżycie, bo dopiero teraz odpoczął to trudno to porównać. W kwestii rzeczy, to jest bardzo wymierne i widoczne, bo przecież jak ten mąż mojej siostry jeździ jakimś samochodem, który kupił za sto tysięcy i on mu się nie psuje i nie musi, jak ja, ciągle biegać do mechanika, to to jest porównywalne. Jeśli zaczniemy się koncentrować na tych poziomach porównywania, to się okazuje, że jest ich bardzo dużo i wówczas rzeczywiście znajdę powody do tego, żeby być nieszczęśliwym.
Wszyscy dążymy do szczęścia, choć jego definicja jest różna dla każdego z nas. Do czego ewolucyjnie potrzebne jest nam poczucie szczęścia? Bo chyba jest?
- Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo rzeczywiście jest nam to poczucie potrzebne. Kiedy człowiek jest zadowolony, zmotywowany - w sensie dążenia do czegoś pozytywnego - działa z większą energią, łatwiej osiąga swoje cele. To poczucie zadowolenia jest nam więc potrzebne do tego, żeby się rozwijać. W jakimś stopniu wiąże się to dążenie także z poczuciem bezpieczeństwa, z tym, że nie konfliktujemy się, nie chcemy być lepiej i wyżej niż ktoś inny, kiedy jesteśmy w takim poczuciu zadowolenia, nie wszczynamy konfliktów wówczas i nie występujemy przeciwko innym. W momencie, kiedy zaczynamy się porównywać rodzi się pole do konfliktu. Jeśli ktoś nam coś zabrał, albo czyha na nasze zasoby, np. obcokrajowcy, którzy będą pracować za mniejsze pieniądze, w związku z tym my będziemy mieli mniejszy dostęp do pracy albo będziemy musieli obniżyć stawki, w związku z tym nam będzie gorzej. I może właśnie w ewolucji to poczucie zadowolenia i braku zazdrości w materialnym znaczeniu buduje bezpieczeństwo wspólnoty.
Badania psychologów społecznych oraz świadectwa ludzi u kresu życia wskazują, że ludzie żałują tego, czego nie zrobili a nie tego, co zrobili.
- Wracamy tu właśnie do doświadczania, przeżycia. Dwa lata temu pojechałam z przyjaciółmi na koncert Carlosa Santany, to było cudowne przeżycie i ważne dla nas doświadczenie. Poprzez wspólne doświadczanie budujemy naszą tożsamość, ale także wspólnotę. Oczywiście budujemy też rodzinę poprzez to, że mamy wspólną sofę, meble, stół, ale także na podstawie wspólnych przeżyć. Dlatego te przeżycia, doświadczanie jest tym, czego potem żałujemy, że nie przeżyliśmy, nie doświadczyliśmy. To wynika też z tego, że nie wiemy co straciliśmy, że to może właśnie byłoby coś, co by przyniosło nam zadowolenie.
- Tymczasem nie spróbowaliśmy więc nie wiemy. Nie żałujemy tego, że nie kupiliśmy sobie większego domu, telewizora czy sofy. Na koniec, gdy już siedzimy sobie na emeryturze w fotelu i włączymy muzykę, która nam przypomina wyjazd do Grecji z dziećmi, kiedy jeszcze były małe, zapach kawy przypomina kawę w ulubionej kawiarni, wciąż nas cieszą fotografie, a ten nowy, większy telewizor cieszy nas tylko przez chwilę, nie wspominamy go po latach. Zatem to doświadczenia są swoistą magią, bo z upływem czasu często stają się coraz piękniejsze, jeszcze silniej pamiętamy te najlepsze elementy i bagatelizujemy te najsłabsze.
Zdaniem Gilovicha i Rossa mądrość i inteligencja nie są synonimami. Czy to jest opozycja w rodzaju wiedzieć i rozumieć?
- Bycie mądrym to jest też odczuwanie, umiejętność skorzystania z doświadczenia innych, wyobrażenie sobie, jakby to mogło być, jakbym zaczął tak żyć. To jest umiejętność wyobrażenia sobie, a jednocześnie też zastosowania wiedzy innych do swojego życia, to jest coś więcej niż tylko wiedzieć i rozumieć. Ja nie mam swojej definicji mądrości, zresztą pamiętam, że na uczelni na zajęciach profesora Pietrasińskiego dotyczących mądrości przez rok się nad tym zastanawialiśmy. Mądry może być człowiek, który wcale nie jest wykształcony, a jednocześnie człowiek wykształcony wcale nie musi być mądry. Mądrość jest wówczas, kiedy wiem, jak postąpić, ale też wiem i rozumiem, jakie mogą być konsekwencje pozytywne i negatywne moich czynów, mądrość to też przewidywanie .
Skłonność do uznawania własnych spostrzeżeń i reakcji za obiektywne to nasza ludzka cecha, z której na co dzień, bez pogłębionej refleksji raczej nie zdajemy sobie sprawy programując na innych nasze przekonania. To, oczywiście rodzi wiele nieporozumień, jest źródłem konfliktów.
- Świat byłby lepszym miejscem, gdybyśmy mieli taką naturalną skłonność do rozważania perspektywy innych.
Ale nie mamy tego naturalnie.
- Nie. Mamy za to coś, co psychologowie nazywają teorią naiwnego realizmu. Nam się wydaje, że nasz ogląd rzeczywistości jest obiektywny, pozbawiony tendencyjności. Nie zauważamy u siebie subiektywizmu, wydaje nam się, że się koncentrujemy na faktach, na dowodach, czyli tym wszystkim, co pozwala wyciągnąć obiektywne wnioski i doprowadzić do właściwej decyzji. Wydaje nam się, że jak już dostarczymy te fakty, dowody, tabelki, wykresy innym to oni podziela naszą opinię. Jeśli jednak nie podzielają, to najczęściej reagujemy na dwa sposoby - albo dostarczmy jeszcze więcej dowodów albo stwierdzamy, że ta osoba jest tendencyjna i cały problem tkwi w niej. Wszyscy poddajemy się temu mechanizmowi, zwłaszcza jednak osoby, które mają władzę mają tendencję do koncentracji na własnej perspektywie. Przypomnienie zasad tej teorii zazwyczaj mnie otrzeźwia i wydobywam z siebie cierpliwość do wysłuchania punktu widzenia mojego rozmówcy i rozważenia jej. Na tym polega mądrość, że biorę pod uwagę nie tylko mój ogląd sytuacji, który wydaje mi się obiektywny, ale też inne punkty widzenia.
To dosyć trudne, bo kiedy jesteśmy do czegoś przekonani to wyszukujemy argumenty potwierdzające nasze przekonania.
- To jest taka intelektualna rozprawa. Kiedy myślisz tylko i wyłącznie z własnej perspektywy, usiądź na chwilę i zastanów się, jakie ma potrzeby, np. twój partner, pracownik, jaki jesteś w relacji nim, ale w jego mniemaniu, jak on ciebie odbiera. To jest bardzo trudne. Ja staram się robić takie ćwiczenia, zastanawiam się np. jakie ma potrzeby moja córka z jej perspektywy. Wydaje mi się , że ją dobrze znam, ale muszę się głęboko zastanowić, żeby wejść w skórę drugiej osoby. Na pewno łatwiej jest wejść w sytuację innych, osobom empatycznym, z kolei osobom, które są niezależne od innych, mają władzę może przyjść do głowy myśl: a po co ja mam poznawać jego perspektywę? Ale warto starać się bo w dłuższej perspektywie, w relacjach z innymi to gwarantuje satysfakcję obu stronom; zwiększa tym samym poziom zaangażowania we wspólne działania i wszyscy na tym zyskujemy.
Innym powszechnym zjawiskiem, które sprawia, że błędnie interpretujemy rzeczywistość jest podstawowy błąd atrybucji.
- To jedno z ważniejszych odkryć w psychologii społecznej mówiące, że nie wszystko, co ludzie robią wynika z ich osobowości czy intencjonalnego działania, ale że często jest pochodną sytuacji i położenia, w którym znajdowała się osoba . Co by się stało, gdyby obserwowany przez ciebie kierowca popełnił wykroczenie, tzn. jechał 50 km/h w miejscu, gdzie jest ograniczenia do 30 km/h i potrącił pieszego. To byłaby ewidentnie jego wina, bo jechał za szybko. Co zeznasz policji? Jak ocenisz tę osobę? Patrząc z boku wydajemy wyrok ze swojej perspektywy - wariat, jechał za szybko, nieodpowiedzialny człowiek, itp. Tymczasem, gdyby się to zdarzyło nam, naszemu przyjacielowi, osobom, o których wiemy więcej, np. że spieszyły się do pracy, że mają problemy, itp. wówczas zaczynamy dostrzegać, że przyczyna nie musi tkwić w osobie, że może być pochodna sytuacji.
- Wówczas pojawia się dylemat, nie wiemy, jak byśmy się zachowali. Z psychologii społecznej wiemy, jak ogromny wpływ ma na nas sytuacja. Z kolei kiedy jesteśmy w sytuacji porażki widzimy całą sytuację, ale nie widzimy siebie. Wówczas łatwo oceniamy, że nie sprzyjała nam sytuacja, dlatego nam się to zdarzyło. Podobna asymetria dotyczy sukcesu, kiedy my odnosimy sukces wówczas uważamy, że ciężko na niego zapracowaliśmy, natomiast, kiedy odnosi go ktoś inny, to mówimy, że miał układy, że mu się udało.
Szymborska napisała w jednym z wierszy, że "wiemy o sobie tyle, na ile zostaliśmy sprawdzeni".
- Dokładnie. Wiedząc tyle o psychologii społecznej, nie wiem jak bym postąpiła, bo jeszcze nie byłam w tej sytuacji.
Jak być najmądrzejszym w pokoju?
- Niezwykle istotne jest właśnie to przyjmowanie perspektywy drugiej strony, nie tylko ocenianie przez pryzmat własnych interesów, które i tak są tak silne, że zazwyczaj nie pozwolimy by zostały zanadto naruszone, a w dłuższych relacjach to ważne by druga strona czuła, ze jej interesy też są zauważane i zaspakajane. Drugie - doświadczać i dzielić się z innymi swoim szczęściem, ale też dawać innym coś z siebie, dawanie wsparcia innym jest sensotwórcze i to gwarantuje nam długotrwałe poczucie zadowolenia z życia. . Gdybyśmy te zasady wprowadzili w życiu to i nam byłoby lepiej i innym z nami, byłoby lepiej.
Anna Piątkowska
dr Dorota Wiśniewska-Juszczak, psycholog społeczna, wykładowca na Uniwersytecie SWPS oraz trenerka biznesu