Przez 2 lata przyjęli 17 tysięcy zgłoszeń, dziś stoją nad przepaścią. Operatorzy się nie poddają
Animal Helper to unikalny polski projekt, który w ciągu dwóch lat działalności przyjął 17 tysięcy zgłoszeń dotyczących zwierząt w potrzebie. Inicjatywa ta pozwoliła przełamać bariery strachu i niewiedzy, skutecznie docierając z pomocą tam, gdzie inne organizacje są bezradne. Dziś istnieje jednak ryzyko jej zamknięcia z powodu braku państwowego wsparcia, co może negatywnie odbić się na losie zwierząt w całej Polsce.

"112 dla zwierząt" na krawędzi. Animal Helper walczy o przetrwanie
Co dzieje się, gdy polski komik spotyka na swojej drodze ludzi, którzy tak jak on, do granic możliwości, kochają zwierzęta? Adam van Bendler, bo o nim mowa, położył pierwszą cegiełkę empatii pod powstanie swojej Fundacji Psia Krew dla zwierząt. Tam też dzięki Pawłowi Gebertowi w 2023 roku powstał pomysł stworzenia telefonu alarmowego 112, tylko że dla zwierząt. Przez dwa lata inicjatywa ta pozwoliła odebrać 17 tysięcy zgłoszeń i pomóc tym istotom, które same zadzwonić po pomoc nie mogą. Tak powstała właśnie aplikacja Animal Helper dla wszystkich, którym los zwierząt nie jest obojętny.
Dziś Animal Helper to aplikacja, za którą stoi cały zespół ludzi, którzy czuwają nad losem zwierząt w Polsce przez 24 godziny na dobę.
- Działamy 24/7, a miesięcznie przyjmujemy około 1000 zgłoszeń. Średnio wykonujemy 4000 połączeń telefonicznych. Wszystko to, by pomoc trafiła do zwierząt w potrzebie jak najszybciej. To pierwsze ogniwo w łańcuchu ratunkowym, którego dalsze funkcjonowanie jest zagrożone - mówią pracownicy Animal Helper w rozmowie z Interią.
Aby system działał, potrzebne są nie tylko telefony i oprogramowanie, ale przede wszystkim ludzie, ręce gotowe do pracy i serca, które biją mocniej, gdy uda się uratować choć jedno zwierzę.
Obecnie centrala w Gdańsku zatrudnia operatorki, które w systemie zmianowym przyjmują i przetwarzają zgłoszenia, by przekazać je do odpowiednich służb - straży miejskiej, lekarzy weterynarii, fundacji czy inspektoratów ochrony zwierząt.
To jedyny taki punkt kontaktowy w Polsce, który nie zostawia nikogo bez odpowiedzi. Jak tłumaczą operatorzy, użytkownik nie musi zastanawiać się, do kogo dzwonić - wystarczy jedno zgłoszenie w aplikacji. Resztą zajmuje się zespół Animal Helper.
Do momentu zaistnienia Animal Helper, wiele osób nie zgłaszało zaobserwowanych zaniedbań wobec zwierząt, przemocy wobec nich, czy nawet wypadków komunikacyjnych z udziałem zwierząt, gdyż często takie osoby "odbijały się" od organizacji takich jak straż miejska, czy policja.
"Sam wiele razy w życiu byłem świadkiem potrącenia zwierzęcia na drodze i wielokrotnie odbijałem się od ściany, kiedy chciałem zgłosić służbom taką sytuację. Sam byłem w sytuacji, w której też bałem się zgłosić na policję, co się dzieje u sąsiada za ścianą w kwestii posiadanych przez niego zwierząt. W Polsce często jest ten problem, że ludzie boją się zgłaszać albo nawet nie wiedzą, gdzie mogą zgłosić dany problem. A Animal Helper przychodzi z bardzo prostym rozwiązaniem, z którego można natychmiast skorzystać. Bo kiedy właśnie my dzwonimy po pomoc dla nas, to wybieramy 112, a dla zwierząt do tej pory nie było takiej dedykowanej instytucji. W związku z tym, że ten system w dalszym ciągu kuleje, wiele zwierząt nigdy nie otrzymałoby pomocy. Na szczęście tutaj również pracujemy nad tym, abyśmy my, obywatele wreszcie przestali się bać zgłaszać takie patologiczne sytuacje" - mówi w rozmowie z Interią, założyciel i prezes Fundacji Psia Krew, Adam van Bendler.
Luka, którą w końcu ktoś zapełnił. Środowisko weterynarii nie ma wątpliwości

O znaczeniu Animal Helper w codziennej walce o życie zwierząt mówi w rozmowie z Interią Adrianna Iwan, mikrobiolożka, technik weterynarii i influencerka, prowadząca profil edukacyjny "Mikrobiolog z przypadku":
Odkąd pamiętam, marzyłam o tym, aby w Polsce działała organizacja będąca takim 112 dla zwierząt. Organizacja, która każdego dnia będzie przez 24/7 nieść pomoc zwierzętom. I w końcu pojawiła się taka organizacja. Jest nią Animal Helper.
Na dzień dzisiejszy Anima Helper działa w dziesięciu województwach i wypełnia potężną lukę w systemie ochrony zwierząt w Polsce.
- W wielu gminach ludzie odbijają się od drzwi urzędów, mimo że ustawa o ochronie zwierząt obliguje samorządy do udzielania całodobowej pomocy weterynaryjnej. Animal Helper realnie ratuje życie tam, gdzie system zawodzi.
To, co zaczęło się jako pasja garstki ludzi, stało się dziś strukturą, która powinna być elementem państwowego systemu pomocy zwierzętom. A jednak - zamiast wsparcia - nad Animal Helperem zawisło widmo upadku.
- Uważam jako osoba pracująca w weterynarii, że Animal Helper w krótkim czasie zmienił pomaganie zwierzętom w Polsce na lepsze. I takiego systemu właśnie potrzebujemy - dodaje Adrianna Iwan.
O ile osoby pracujące w weterynarii, czy w fundacjach lub schroniskach dla zwierząt, a także zwykli miłośnicy zwierząt widzą sens działania tej inicjatywy, to jednak Animal Helper stanęło przed widmem zakończenia swojej pomocowej działalności, a co za tym idzie - wiele zwierząt zaniedbanych, maltretowanych, po wypadkach komunikacyjnych lub zagubionych, może zostać w niedługim czasie pozbawiona pomocy.
Bez odzewu Ministerstwa Środowiska czy Centralnego Ośrodka Informatyki będzie bardzo ciężko nam przetrwać.
Prezes Fundacji Psia Krew podkreśla także, że mimo całej miłości ze strony obywateli, ze strony społeczeństwa i pomocy darczyńców, koszty utrzymania Animal Helper są obecnie na poziomie 85 tysięcy złotych. Stąd też pomysł uruchomienia zbiórki, by jednak aplikacja ratująca zwierzęta mogła wciąż nieść realną pomoc.
- Ja w dalszym ciągu wierzę i mam głęboko w sercu nadzieję, że zyskamy finansowanie ze strony państwa. To jest tak niewielki procent w stosunku do tych dobrych rzeczy, które można wspólnie zrobić dla zwierząt, jeżeli tylko ministerstwo zechciałoby z nami w ogóle porozmawiać. Wielokrotnie próbowaliśmy, ale prawie nie przyniosło to żadnego pożytku. Gdybyśmy zyskali jakieś wsparcie rządu, to mielibyśmy szansę być nawet bardziej zauważeni przez społeczeństwo - dodaje Adam van Bendler, zwracając uwagę na brak wsparcia ze strony rządu.
Test człowieczeństwa. Ten widok Adam van Bendler zapamięta do końca życia

Zobaczenie zwierzęcia, czasem w skrajnie dramatycznych warunkach, często jest skrajnym doświadczeniem. Ktoś, kto nie jest obojętny na cierpienie, nie przejdzie obok, a Animal Helper powinno być pierwszym odruchem pomocy w takiej sytuacji.
Takie widoki pozostają z człowiekiem często na długie lata, a świadomość, że udzieliło się pomocy, sprawia nierzadko, że wiara w dobro i w szczęśliwe zakończenie powraca.
To także powód, dla którego sam Adam van Bendler nie traci nadziei na uratowanie inicjatywy.
- Nie zapomnę chyba nigdy, jak udało się nam odbić ponad 60 piesków z pseudohodowli. Te pieski trafiły później do schroniska Promyk w Gdańsku. Niestety część z nich nie przeżyła, ale te, które przetrwały, miały w sobie radość. Możliwość zobaczenia tych zwierzaków całych i zdrowych, spowodowała, że człowiek uronił niejedną łzę. Nie zapomnę, jak taka fala mniejszych i większych piesków biegła w moją stronę. To były psy, które dostały życie właśnie dzięki Animal Helper - wzrusza się Adam van Bendler.

Animal Helper nie chce przejąć obowiązków samorządów - chce być ich wsparciem. To gotowy model, który można byłoby włączyć do systemu reagowania kryzysowego, gdyby tylko ktoś po drugiej stronie zdecydował się podnieść słuchawkę. Animal Helper uratowało tysiące istnień. Dziś sam potrzebuje pomocy. Każdy, kto chce, by Polska miała swoje prawdziwe "112 dla zwierząt" w dalszym ciągu, nie powinien przejść koło tej sytuacji obojętnie.
- Operatorzy Animal Helper nigdy nie odpuszczają, dopóki nie znajdą pomocy dla zgłoszonego zwierzęcia, ale dziś to oni potrzebują wsparcia. Bo każde zgłoszenie, każda rozmowa i każde uratowane życie to dowód na to, że empatia działa - apeluje Adrianna Iwan.









