Rodzaj żeński - część II
Pożyczamy sobie ciuchy, gotujemy. Do pojemnika z napisem "sugar" wrzucamy po trzysta złotych miesięcznie. To plemienny budżet.
Show must go on
Lato 2004. Jacek: "Odchodzę. Jestem zmęczony. Mam prawo do szczęścia - mówi nagle do żony. - Oddajesz mnie w dobre ręce". Dorota nie pamięta kolejnych dni. Żyje jak robot. "Show must go on - mówi córkom. - Damy radę". Na lata wypiera ból. Dziś już wie. - Były mąż chciał wielkiego świata. Turniejów golfa, regat, interesujących znajomych - opowiada. - Dzieliłam z nim pasje, wydawałam kolacje dla "VIP-owskich" gości, mógł popisać się córkami. A jednak stopniowo nas odcinał. Dom stał się hotelem.
W nowym rozdziale nie było trosk. W starym owszem. Przez lata Ania, młodsza córka, choruje. Bezsenność, agresja, kłopoty w nauce. Osiem razy zmienia szkołę. Dopiero w 12. roku życia lekarze diagnozują problem neurologiczny. Dorota rzuca pracę, żeby zająć się córką. Ona się troszczy, mąż zarabia. Ania ma się lepiej, zdaje w terminie maturę. "Spełniłem ojcowski obowiązek wobec córek - mówi Jacek. - Są pełnoletnie. Chcę rozwodu". Dorota: - Mąż chciał nowej kobiety, wolności, ale też starej rodziny. "Nasze relacje się nie zmienią - próbował ustalić warunki rozstania. - Chcę tu bywać jak najczęściej, może zaprzyjaźnisz się z moją Agatą... - Oszalałeś?". "Wyprowadziłam" każdą jego rzecz - mówi smutno Dorota. - Tylko książek nie oddałam. I zdjęć. To wspomnienie dawnego życia. Lepszego? - Finansowo na pewno. Dobrobyt kwitł - pokazuje fotografi e Ewa. Nowy Jork, stoki w Szwajcarii, plaże w Afryce. Teraz Dorota jeździ ośmioletnią toyotą. W szafie kostiumy z Royal Collection zastąpiły ubrania z H&M. - Wymieniamy się z córkami ciuchami. Farbujemy włosy w domu. Zaoszczędzone na fryzjerze dwieście złotych wydałam na drogie bilety na Kontrabasistę ze Stuhrem. Poza wyjazdem do Rzymu żadnych wakacji. - Narty stoją zakurzone - mówi Ania. - Ale nie odpuszczamy. Życie we trzy nie będzie gorsze.
Kwoka i kapral
- Wypełniłyśmy wakat po ojcu "siłom i godnościom osobistom" - Ewa powtarza za Janem Kobuszewskim. To jeden z ich ulubionych cytatów. Nauczyły się męskich ról. W Wigilię siostry osadzają choinkę, a Ewa siada na miejscu męża. Ona naprawia wyrwany kontakt i jeździ na zakupy do Castoramy.
"Wyglądasz jak woźna - Ewa krytykuje żartem ubrania mamy albo siostry. - Zabieram cię na zakupy". Wspiera. Przed sprawą rozwodową trzymała mamę w sądzie za rękę. Opiekuje się też Anią. Przez chorobę jest delikatniejsza. Nie do końca przystosowana społecznie. Ewa nie miewa złych dni. Dorosła. Nie mówi "tata", tylko "pan Mędrala". Swojemu ukochanemu dopiero niedawno powiedziała: "Ojciec mnie zdradził, wbił nóż w plecy". Jest harda. "Spoko, mama", przytula, kiedy Dorota się martwi. Jest liderem. A Dorota kwoką. - Na stole codziennie obiad, świeże kwiaty i uśmiech. Znajomi zachwycają się: macie ciepły dom. - To moja specjalność - twierdzi Dorota, choć wie, że trudno wypełnić wakat po ojcowskiej miłości.
Zwłaszcza Ani trudno odnaleźć się w "nowej" ekipie. Co pewien czas wchodzi do łóżka mamy, zwija się w embrionalnej pozycji i szlocha. - Horror, dochodzę do siebie dwa dni - zwierza się Dorota. Sama pozwala sobie na żal tylko, kiedy zagląda do albumu ze zdjęciami. Wtedy "pęka". A tak wypiera myśl, że rozpadła się ich rodzina. Nie zadręcza się myślami: może to ja zawiniłam. Mąż odchodząc, życzył: "Obyś ułożyła sobie życie". Nie ma mowy. Serca starcza tylko dla córek. Facetom wstęp wzbroniony. No, chyba że do drzwi zapukałby doktor House.
Damski klub
Dorota w ciągu dnia często rozmawia z córkami. Nigdy nie usłyszała: "Mamo, nie wtrącaj się". Psycholog powiedział jej: "Między wami jest niewidzialna nić. Pani żyje ich życiem". Prawda. "Co napisał Jonasz?", zagaduje Anię o chłopaka ze Szczecina. "Jaką sukienkę wkładasz na spotkanie z przyszłymi teściami?", pyta Ewę. - Starsza córka jest na wylocie - smuci się Dorota. Za kilka tygodni zamieszka z Maćkiem. Ewa: - Będę dzwoniła co chwilę. Po przepis na lazanię. I po raport z codzienności. Przyjaciółka Doroty powiedziała kiedyś: "Wasz dom to koty, kwiaty, książki". Dorota: - Raczej trzy kobiety. Czy sprawdzimy się jako ekipa bez sternika? Panikuję. Ewa szepcze: - Spoko, mama.
Duet marzenie
Trzecia nad ranem. Ola nie śpi, spogląda na komórkę. Brak wiadomości. Kinga miała wrócić o osiemnastej. Wreszcie chrobot w zamku. - Gdzie byłaś do cholery!? Wyobrażałam sobie już zwłoki w Wiśle! - Koncert się przedłużył, padła bateria w telefonie - tłumaczy się Kinga. - Nie zapłacę ci za karę czynszu - grozi Ola i wraca do pokoju za ścianą. - Kiedyś byłyśmy współlokatorkami - mówi. - A dziś? Przyjaciółkami? Siostrami? - Czasem sobie matkujemy - dodaje Kinga. - Takie z nas dwuosobowe plemię.
Gdybyś była facetem
Przedwojenna kamienica w Krakowie. Przez okno na parterze widać dwie dziewczyny. Kinga odkurza. Ola przegląda płyty. - Potrzebuję dopalacza, zanim wezmę ścierkę - włącza arię z Toski Pucciniego. Za chwilę obie na całe gardło śpiewają: E luceva-a-an le stelle. - Teraz Callas - przekrzykuje odkurzacz Kinga. La Mamma morta. - W naszym domu nie ma ciszy - mówi 29-letnia Ola, z wykształcenia lingwistka i dziennikarka, z pasji kompozytorka. Młodsza o dwa lata Kinga jest śpiewaczką operową.
W salonie obok meblościanki stoi pianino. Ola ma zwyczaj o siódmej budzić przyjaciółkę Etiudą Rewolucyjną. Potem Kinga, klasyczny alt, ćwiczy pasaże albo rozśpiewuje gardło cygańskimi pieśniami. Dziś wieczorem cisza. Na parapecie palą się świeczki. Dziewczyny pod kraciastym kocem. Ola ma chandrę ("jestem brzydka i gruba..."). Do tego zaraziła się grypą. - Ugotuję ci rosół - kupiłam kurę ze wsi - Kinga jest fanką zdrowej żywności. - Miałaś iść na imprezę... Z kubkami parującej zupy dziewczyny czytają na głos Małe zbrodnie małżeńskie. Potem odpalą laptopy i przez dwie godziny "siedzą na portalu YouTube", to ostatnio ich ulubiona rozrywka. Odkrywanie nowej muzyki. "Posłuchaj tego, niesamowita aranżacja" albo "Kto jej pozwolił śpiewać?" - komentują. Kiedy Ola przysypia, Kinga poprawi jej poduszkę i puści "kołysankę" ze słowami: - Obudzisz się jak nowa. - Nie mogłabyś być mężczyzną, Lew? - tak Ola zwraca się do przyjaciółki. - Od razu bym się w tobie zakochała - mówi sennie. - Akurat! - mówi z przekąsem Kinga. - Zapomniałaś, że jesteśmy związkiem po przejściach?
Eksmisja
Jest rok 2001. Ola studiuje na anglistyce i jest wolnym słuchaczem w Akademii Muzycznej. Na zajęciach z kształcenia słuchu siedzi obok Kingi. - "Szukam pokoju do wynajęcia, właściciel podniósł mi czynsz - podpytuje. - Jeśli nie przeszkadza ci spanie na materacu i głośne śpiewanie, zapraszam". Zaprzyjaźniają się. Prowadzą nocne rozmowy. O facetach rozmawiają najczęściej.
Kinga jest singielką, bo trafia na emocjonalnych popaprańców. Ola kocha Orhana, serbskiego Roma, starszego o dwadzieścia lat, rozwiedzionego ojca czwórki dzieci. Jest dziennikarzem i ekspertem od mediów niezależnych w Europie Wschodniej. Dla niego Ola uczy się romskiego, ku rozpaczy rodziców przeprowadza do Budapesztu, Londynu, Amsterdamu. Nigdzie nie zostaje na dłużej, bo jak mówi, związek jest "sinusoidalny". Synonim burzliwego. - To była miłość mojego życia, ale przysłoniła mnie samą - mówi dziś Ola. - Nie radziłam sobie. Kinga trafia na czas, kiedy z Olą jest naprawdę źle. Wspomina: - Wpadłyśmy w toksyczną relację. Ona wciągała mnie w swoje życie, ja nie umiałam postawić granicy. Dziś myślę, że Ola miała depresję. Raz była euforia, innym razem płacz, bo: "nie wiem, czego chcę od życia", bo: "on nie zadzwonił". Marzyłam: włożę klucz i nikogo nie będzie w domu. Ale Ola była. Ja musiałam ćwiczyć, ona co chwilę przerywała: "Zróbmy obiad. Poczytałabym, dasz mi książkę". W dodatku była bałaganiarą. Dusiłam się.
Po osiemnastu miesiącach wspólnego mieszkania Kinga zostawia list. "Wybacz, zamieszka ze mną kuzynka". Kłamstwo. "Masz tydzień, żeby zabrać rzeczy". Prawda. Ola wyprowadza się i to działa jak zimny prysznic. Dyscyplinuje się. Kończy studia w Londynie, zaczyna pracę w RMF-ie, wynajmuje strych w Krakowie na Salwatorze. - Nie widziałyśmy się z Kingą kilka lat, ale to dziwne... często myślałam o "nas". Tęskniłam - przypomina sobie Ola. Mija kilka lat radiowego życia, zalicza roczne plany, kolejne programy, kolejnych mężczyzn. I wcale nie jest szczęśliwa. "Muszę coś zmienić", myśli. Pracę. Mieszkanie. Życie.
Zacznijmy od nowa
Siedem lat po rozstaniu byłe współlokatorki wpadają na siebie na krakowskim Kazimierzu. "Szukam lokum - rozmowa zaczyna się jak kiedyś. - Twój pokój jest wolny". - Zobaczyłam inną Olkę, energetyczną, poukładaną. Nie bałam się, że wejdzie mi na głowę. W Nowy Rok 2009 Ola znowu wprowadza się do pokoju z piecem kaflowym. Właśnie podjęła najodważniejszą decyzję w życiu. Rzuca stanowisko wydawcy w RMF-ie, wraca do "prawdziwej" muzyki, chce nagrać płytę. Napisała już kilkanaście piosenek. Na razie będzie żyć z korepetycji z angielskiego. Kinga kibicuje: "Rób tę płytę! Ja ci zawsze ugotuję kaszę, jeśli będziesz bez kasy". W torebce Oli notes w stokrotki. To prezent od Kingi. Organizer ma pomóc "ogarnąć" życie. Zapiski z wczoraj: "John jest genialny", to o przyszłym producencie płyty. "Kłótnia z mamą". Zapiski na jutro: "Przeprosić matulę". Ola: - Podobało mi się, że Kinga ma plany. Jej życie się komponowało. Moje zgrzytało, ale teraz też przyjemnie płynie. - Między nami dobrze jest - mówią dziewczyny. Podobnie jak przed "rozstaniem", choć inaczej. Żadnych kłótni, chyba że o wyższość Marii Callas nad Renatą Tebaldi. Prowadzimy te same rozmowy pod kraciastym kocem. Pożyczamy sobie ciuchy, gotujemy. Do pojemnika z napisem "sugar" wrzucamy po trzysta złotych miesięcznie. To plemienny budżet. Gdybyśmy nie mieszkały razem, codziennie chodziłybyśmy na kawę albo telefonowały do siebie - śmieje się Ola.
Jej babcia dopytuje się: "Kiedy przyjedziesz z Kingą?". Polubiła ją nadzwyczajnie od czasu, gdy dziewczyny urządziły dla niej koncert szlagierów retro. - Największy zysk ze wspólnego mieszkania? - zastanawia się Kinga. - Wymieszały się nam osobowości. Kiedyś było tak: góra brudnych ubrań i marudzenie Oli irytowały mnie. Ale kisiłam to w sobie. Dziś nie odpuszczam, mówię: "Zapakuj pralkę". Stałam się asertywna, otwarta. - A ja się przymknęłam - śmieje się Ola. - Patrzę na Panią Powściągliwość i ćwiczę milczenie. Niedawno dziewczyny wybrały się do rodziców Oli. - "Jak tam sprawy sercowe? - zapytał ojciec. - Mam... Kingę. I muzykę" - zażartowała Ola. - Kryzys w kadrach męskich. Ciche przystanie, do których wracają wojownicy, to nie my. Same jesteśmy wojowniczkami. Faceci się nas boją. Ale dziewczyny nie odpuszczają. Gdyby zjawił się tu klon Ewana McGregora... - Żyjemy jak stare małżeństwo - nie wątpi Kinga. - Tylko sypialnie mamy oddzielne, choć sąsiedzi myślą inaczej. Jadąc razem na jednym rowerze, wpadłyśmy na dozorczynię. Jestem pewna, że wymamrotała: "Lesby". To nam nie grozi. Choć się kochamy. Jak siostry. Przyjaciółki.
Marta Bednarska