Rozważna czy rozrzutna?
Miłość do pieniędzy nigdy nie jest pierwszą miłością, ale bywa tą najbardziej trwałą. Nawet wtedy, kiedy jest nieodwzajemniona.
Dorota i Marek znaleźli się jak w korcu... monet. Poznali się na praktykach studenckich w banku. Szybko się pobrali. Mieli wspólne pasje: powieści sensacyjne i scrabble. Potem - wspólne dzieci, a po 20 latach - tylko jedno wspólne zdanie: musimy się rozwieść.
Wszystko przez pieniądze, których nigdy im nie brakowało. Marek liczy się z każdym groszem. Prawie cały wolny czas poświęca oszczędzaniu. Skanuje internet w poszukiwaniu okazji i wyprzedaży. Przez pięć lat zbierał punkty na stacji benzynowej i w nagrodę otrzymał wiertarkę. I co z tego, że wcale jej nie używa. Wycina kupony z gazetek z supermarketu, ma specjalny portfel na punkty rabatowe. Dla jego żony takie zachowania są niemęskie.
- Na całe szczęście nie potrzebujemy aż tak oszczędzać - mówi Dorota. - Po to ciężko pracuję, żeby wydawać. W sposób zdroworozsądkowy, ale spontaniczny.
Jednak według Marka pieniądze powinny na siebie zarabiać, a nie przepadać bez śladu. On pracuje po to, żeby zaoszczędzić. Ale przy okazji nie oszczędza niczego swojej rodzinie. Ich dzieci są świadkami codziennych kłótni.
- Marek zabezpieczył naszą przyszłość, ale z teraźniejszości zrobił piekło - żali się Dorota. - Wylicza mi każdy grosz. Przeszukuje torebkę w poszukiwaniu odciętych metek. Jestem pewna, że zna lepiej moją garderobę niż ja sama. Wypatrzy nawet nową apaszkę. Dla niego ładnie mi tylko w długich włosach, bo odpada chodzenie do fryzjera. To, co dla mnie jest naturalnym wydatkiem, dla niego jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto. "Co znowu kupiłaś?! I po co?! Pokaż paragon. Dlaczego tu, skoro tam jest taniej?! Jak ty grubo kroisz ten ser. Nic dziwnego, że za dużo wydajemy na jedzenie. Nie musisz myć filiżanek we wrzątku. Spuszczasz pieniądze z wodą. Niczego się nie dorobimy". Na pewno dorobimy się wrzodów na żołądku - ripostuje Dorota i dodaje: - Serce mężczyzny jest w portfelu, jak kocha - niczego ci nie żałuje. Marek jest dobrym człowiekiem, ale kocha tylko pieniądze.
Istnieją poważne badania psychologiczne mówiące o tym, że pary, które kłócą się o pieniądze, są bardziej narażone na rozstanie niż te, których spory dotyczą innych spraw. I choć rzadko wychodzimy za mąż dla pieniędzy, to często rozwodzimy się z ich powodu.
Kochane pieniążki
- Gdyby ktoś posłuchał ciągłych narzekań Marka, pomyślałby, że jestem darmozjadem na jego utrzymaniu - opowiada Dorota. - A przecież nasze pensje są porównywalne! Czuję się jak dziecko żebrzące o kieszonkowe. Zarabiam, a jednak nie mogę swobodnie z tego korzystać. Co więcej, czuję się ubezwłasnowolniona. Stendhal powiedział kiedyś, że kobieta powinna mieć zaradnego męża i romantycznego kochanka. Teraz wiem, co miał na myśli - śmieje się nerwowo.
- Poślubiając sknerę, musisz albo znaleźć sobie kogoś na boku, albo się rozwieść. Inaczej zwariujesz.
Marek słucha żony w spokoju. Jest małomówny. Skąpi słów tak samo jak pieniędzy. Przypomina żonie, że przecież umówili się, że jej pensja idzie na rachunki, a jego na tzw. życie.
- Ale co to za życie! - krzyczy Dorota. - Ciężko pracuję i ciągle muszę sobie wszystkiego odmawiać!
Wtedy Marek odbija piłeczkę i zarzuca żonie, że ona też jest sknerą. W łóżku.
- Kiedy odmawiam ci pieniędzy, ty odmawiasz mi seksu!
Uważam, że to dobry moment, żeby para zamiast dyskutować o pieniądzach, porozmawiała o emocjach. Wydaje mi się bowiem, że kłótnie o finanse rekompensują im brak rozmów o uczuciach. Pieniądze to nie tylko środek płatniczy. Symbolizują władzę, szczęście. Reprezentują bezpieczeństwo, nie tylko finansowe. Potrafią dodać wewnętrznej siły. Sztucznie pompują nasze poczucie wartości. Albo wpędzają nas w kompleksy. Pieniądze dla każdego oznaczają co innego, dlatego ich przepływ w związku tylko pozornie da się ustalić za pomocą racjonalnych decyzji.
Dorota wolałaby, żeby mąż okazywał jej miłość, używając częściej karty kredytowej, a on woli robić to, gotując jej swoją tajską zupę. Oczywiście jedynie wtedy, kiedy kupi algi w promocji. Inna sprawa, że ta para kłóci się nie tylko o pieniądze, ale też o władzę w związku.
Marek pragnie dominować, bo tak było u niego w domu. Ojciec pił, ale rządził. Natomiast u Doroty to matka trzymała kasę. Tata był łagodny i nic go nie obchodziło, jeśli tylko mógł się wymykać na ryby. Dowiaduję się, że gdy Dorota poznała Marka, zauroczyło ją jego podobieństwo do ojca, z którym miała wspaniały kontakt.
Wydał się jej zrównoważony, zamknięty w sobie i te cechy miały doskonale uzupełniać się z jej żywiołowością. A Marek zakochał się we włoskim temperamencie tej drobnej brunetki i już na drugiej randce chciał się oświadczyć. To wczesne dopasowanie szybko jednak okazało się błędne.
Po ślubie łagodność narzeczonego miała pokrywać jego skupienie na ciągłym ciułaniu. A otwartość żony zaczęła się sprowadzać do wiecznie otwartego portfela. Niekiedy nasilona potrzeba oszczędzania wynika nie z lęku przed niepewnym jutrem, lecz z ambicji. Z życia na pokaz. Jeżdżę supersamochodem, a jem byle co. Kupuję na kredyt apartament i odmawiam dzieciom wakacji.
Ten typ sknerstwa wynika z braku poczucia własnej wartości. Z kompleksu niższości. Z potrzeby dorównania swoim znajomym. Z pragnienia bycia postrzeganym jako osoba, której się udało. Oczywiście w tle takich zachowań mogą być niedostatki z dzieciństwa. Ale niekoniecznie. Wiele razy w zamożnych rodzinach spotkałam się z wyjątkowo surową dyscypliną w kwestii wydawania pieniędzy.
Powściągliwość finansowa urastała tam do rangi kardynalnej cnoty. Ponieważ Marek jest moim kuzynem, domyślam się, że dla niego pieniądze to poczucie bezpieczeństwa. Jego ojciec przepijał pensję, a matka często zamartwiała się o finanse. Ona miała powód, Marek już nie.
To, że stał się sknerą, wynika ze szlachetnej motywacji. Nie chciał upodobnić się do ojca. Pragnął być odpowiedzialnym mężczyzną. Dlaczego więc stał się karykaturą zaradnego męża i ojca? Nie przerobił starych ran. Pozwolił, by zawładnął nim lęk przed niedostatkiem. To on włączył mu myślenie tunelowe. Patrzył tylko na liczby, a przestał na ludzi.
Z tego powodu nie potrafił zrozumieć Doroty, dla której pieniądze nie są sklejone z poczuciem bezpieczeństwa, ale z radością. Poprawiają jej nastrój, umożliwiają swobodne życie, nadają lekkość codzienności. Zaproponowałam zamianę ról. Niech przez kwartał pensja Marka idzie na rachunki, a Dorota stanie się domową księgową. Niech ona wydziela. By tworzyć udany związek, trzeba nie tylko poznać swoje upodobania i poglądy, ale też wypracować rozsądną politykę pieniężną.
Nie obejdzie się przy tym bez dyplomacji, bo nasza niechęć do mówienia o zarobkach to niejedyne tabu związane z pieniędzmi. Następnym są zakamuflowane wspomnienia z dzieciństwa, do których szelest banknotów albo brzęk monet byłby dobrą ścieżką dźwiękową.
Za żadne pieniądze
Jak sobie kupić miłość wszystkich i jeszcze wziąć resztę? Jola mogłaby na ten temat napisać poradnik. Wszyscy ją uwielbiają. Robi wspaniałe przyjęcia, lubi dawać prezenty bez okazji. Jako szefowa przydziela hojne trzynastki. Bo wie, jak być kochaną.
Jest zdolną biznesmenką, założyła sieć gabinetów kosmetycznych. Od lat prowadzi ustabilizowane, zamożne życie. I nikt by nie przypuszczał, że ona i pieniądze to trudna miłość. Kiedy pytam ją, co sobie ostatnio kupiła, wymienia sweter dla mamy oraz wypasiony ekspres do kawy dla firmy. Klienci na to zasługują.
A coś dla siebie? Jola zawiesza głos, a potem parska śmiechem: - Chleb i pomidory, i... Wygląda na to, że kupuje sobie tylko tyle, by przetrwać. Jej posiłki są zawsze skromne. Je, ale nie cieszy się jedzeniem.
Jej córka dopowiada, że mama często chodzi spać głodna, bo nic nie ma w lodówce.
- Ma świetną figurę, mogłaby się trochę porozpieszczać. A na przyjęciach zawsze ma duży apetyt - parska śmiechem. - W podróże jeździ ze swoimi słoiczkami. W ten sposób oszczędza na restauracjach.
- Przecież ja już dawno nigdzie nie byłam - obrusza się Jola. - Hotele są potwornie drogie, a poza tym mam taki piękny ogród. I pomyśleć, że wszystkie sadzonki dostałam w prezencie.
Jola zawsze umie znaleźć racjonalne wytłumaczenie. Jest świadomą konsumentką, a to wiąże się z kupowaniem w ciucholandach.
- To teraz trendy. Wszystkie blogerki modowe to robią - tłumaczy.
- Ale one mają chyba frajdę w znajdowaniu perełek - wtrąca się znowu jej córka. - A ty, mamo, ty robisz to z niesmakiem. W dodatku masz pokrzywkę od środka przeciwgrzybiczego.
Jola nie tyle poluje na ciuchy, ile się dręczy. I w imię czego właściwie? Nie wie.
- No, dobrze, jestem sknerą, i co z tego?! - wybucha wreszcie. Sama zauważyła, że ma blokadę przy wydawaniu pieniędzy na własne potrzeby. To przyznanie się do problemu, paradoksalnie, może utrudniać jego rozwiązanie. Dopóki wiem, że jestem sknerą, nie muszę z tym nic robić. To działa tak samo silnie jak zaprzeczenie. Sprawia, że trudność wydaje się pozostawać pod kontrolą. W ten sposób zamraża się kłopot. Jola jakby nie widzi, że jest kobietą sukcesu, nie potrafi go do końca skonsumować. Ściska pieniądze, aż jej ręka od tego cierpnie.
Chce sobie kupić coś ładniejszego, ale zawsze wybiera to, co jest tańsze. Jak już kupuje, to cierpi. Sięga po kartę i się denerwuje. Przyśpiesza jej puls, pojawiają się ucisk w skroniach i suchość w ustach. Jola wychodzi ze sklepu z zakupem i poczuciem winy. Niezadowolona z siebie, przygnębiona. Często oddaje towar.
- Tak, robię to - przyznaje. - Przez ostatnie dwa lata zwróciłam chyba wszystkie ubrania, jakie kupiłam. Uznałam, że mam już w szafie to, co mi potrzeba do szczęścia. I tylko jakoś tego szczęścia nie widać.
Okazuje się, że Jola jest dzielną menedżerką, ale i smutnym dzieckiem, któremu wszyscy kupują prezenty, żeby tylko poszło się bawić do swojego pokoju i dało im spokój. W jej rodzinie nie mówiło się o pieniądzach. W ogóle mało się mówiło.
Rodzice Joli dorabiali się od zera. Ojciec pochodził z chłopskiej rodziny, mama z zamożnego krakowskiego domu, ale w czasie jej dzieciństwa ta fasada dobrobytu coraz bardziej się kruszyła. Dziadek Joli był hazardzistą. Do dziś nie wiadomo, czy rzucił się pod pociąg, czy został potrącony. Babcia, żeby spłacić długi, musiała sprzedać mieszkanie.
Jola nasiąkła atmosferą niepewności i tego, że kobieta może liczyć tylko na siebie i... na swoje pieniądze. Jak odróżnić oszczędzanie od chorobliwego skąpstwa? Przyglądamy się codzienności. Czy oszczędzamy nadwyżki, czy chronicznie sobie wszystkiego odmawiamy? Czy stać nas na spontaniczny zakup i czy potrafimy się nim cieszyć? I czy zawsze patrzymy na ceny, nawet w przypadku podstawowych zakupów? A skoro tak potrafimy liczyć, to wreszcie policzmy emocjonalny i rodzinny koszt naszej zaradności! Może się zdarzyć, że będziemy do tego bilansu potrzebować nie księgowego, lecz psychologa.
Osobowość skąpca sprowadza się nie tylko do jego szczególnych relacji z pieniędzmi, może też powodować powolną korozję intymności. Oszczędności pozwalają na niezależność i przez to właśnie mogą uruchamiać większy egoizm. Samowystarczalność finansowa rozlewa się na inne obszary życia psychicznego i społecznego. Skąpiec nierzadko obdarzony jest specyficznym temperamentem.
Skąpi nie tylko pieniędzy, ale też uczuć, uwagi, troski. To często ludzie zamknięci w sobie, nieufni, ceniący samotność. Groteskowi i śmieszni, a przy tym cierpiący. Trudno im otworzyć nie tylko portfel, ale i serce. Skąpca zrozumie tylko drugi skąpiec i... terapeuta. Pomoże dowiedzieć się, o czym tak właściwie myśli, kiedy myśli o pieniądzach. Ta wiedza stanowi kapitał założycielski lepszego życia. Wolnego od niepotrzebnych stresów i lęków. Poczucie własnej wartości procentuje lepiej niż najbardziej atrakcyjna lokata bankowa.
Tekst: Zyta Rudzka
PANI 10/2015