Sport lepszy niż seks
Czy wbiegając na metę maratonu, możemy liczyć na takie same wrażenia, jak kochając się z partnerem? Z seksuologiem, dr. Andrzejem Depko rozmawia Katarzyna Koper.
Obserwując współczesny świat, mam wrażenie, że cieszy nas w nim coraz mniej rzeczy. Zgodzi się pan ze mną?
Dr Andrzej Depko: - Nie wydaje mi się. Człowiek od zawsze dążył do dostarczania sobie przyjemności. Na różne sposoby. Wraz z rozwojem cywilizacji ich zasób się zwiększał. Obecnie mamy cały przemysł, który jest na nie nastawiony. Świat stoi przed nami otworem, można podróżować, gdzie się nam zamarzy, leżeć na plaży lub zwiedzać. Co chwila jest premiera filmu, którą chciałoby się obejrzeć, ciągle wychodzą nowe książki, które byśmy z chęcią przeczytali, są koncerty, na których pragnie się być, ubrania, które chciałoby się mieć. Jest mnóstwo miejsc, gdzie można zjeść fantastyczne dania pieszczące podniebienie. Ciągle jesteśmy wystawiani na działanie jakiejś pokusy, której realizacja daje przyjemność.
Możliwości są rzeczywiście nieograniczone, tyle że mnóstwo ludzi z nich nie korzysta, choć mogliby. Brakuje im czasu, ale przede wszystkim energii.
- Tu akurat się z panią zgadzam. To kwestia zarządzania własnym czasem i wyznawanej hierarchii wartości. Sami decydujemy o naszych priorytetach. Dla wielu najważniejsza jest praca. Zabieganie i permanentny stres powodują, że układ nerwowy staje się przemęczony. Żaden człowiek nie jest perpetuum mobile. Nie dysponujemy źródłem niewyczerpalnej energii, która byłaby nas w stanie ciągle zasilać. Tymczasem życie na wysokich obrotach, ciągłe napięcie, pośpiech, stresowe sytuacje sprawiają, że układ nerwowy potrzebuje dużo wypoczynku, aby się zregenerować. Jeśli mu go odmawiamy, to możemy oczekiwać, że wkrótce odbije się to na naszym zdrowiu psychicznym albo somatycznym. Ktoś, kto żyje w ten sposób, musi mieć świadomość, że zaciąga dług, który za jakiś czas przyjdzie mu spłacić z odsetkami. Układ nerwowy zarządza całym organizmem. Kiedy jest przemęczony, zarządzanie staje się dysfunkcjonalne. Prędzej czy później coś zacznie szwankować.
A jak się to ma do przyjemności?
- Mamy coraz mniej czasu, aby sobie jakąkolwiek przyjemność zorganizować. Wtedy sięgamy po najprostsze sposoby na poprawienie nastroju, które są na wyciągnięcie ręki, na przykład pornografię czy słodycze.
Skąd się bierze poczucie zadowolenia? Co sprawia, że określone czynności są dla nas przyjemne, a inne obojętne?
- Chodzi o pobudzenie w mózgu struktury, która fachowo nazywa się układem nagrody. Dobór bodźców, które go dopingują, nie jest przypadkowy, ma swoje uzasadnienie ewolucyjne, bo są to aktywności związane z zaspokajaniem różnych potrzeb i popędów. Pobudzenie układu nagrody stymuluje wydzielanie dopaminy, neuroprzekaźnika zwanego potocznie molekułą szczęścia. Dopaminowa kąpiel mózgu doładowuje energetycznie organizm. Jednak różnimy się między sobą wrażliwością na stymulację układu dopaminergicznego. Jednym wystarczy niewielka dawka dopaminy, żeby poczuć to "coś", inni potrzebują znacznie większej.
- Osoby o niskiej wrażliwości szybko uzależniają się od bodźca, który dostarcza dopaminy. Dlatego potrzebują jej coraz więcej. Z mózgiem i dopaminą jest tak, jak z wypalaniem laserem płyty CD. Jeżeli raz poczujemy przyjemność wynikającą z określonego zachowania, to mózg będzie się domagał powtarzania tej czynności. Taka jest geneza uzależnień, bo dodam dla porządku, że alkohol, kokaina i inne dopalacze także wpływają na układ nagrody. Organizm domaga się takiego samego stylu pobudzenia, bo ono pozwala mu osiągnąć komfort. Słabsze bodźce tego komfortu nie zapewniają. Jeśli ktoś o niskim progu pobudliwości spróbuje jakiejś wyrafinowanej formy seksu i będzie miał w związku z tym fantastyczne doznania, to klasyczny seks już go raczej nie usatysfakcjonuje.
Czy to oznacza, że osobie, która ma wysoki próg wrażliwości na dopaminę, raczej nie będzie dobrze z kimś, kto ma niski?
- Rzeczywiście, może im nie być razem dobrze, bo różni ich wrażliwość na siłę pobudzenia. Osoba z niskim progiem będzie cały czas szukała możliwości dodatkowej stymulacji. Ale jej partner z wysokim progiem nie będzie rozumiał, dlaczego druga strona ciągle poszukuje nowych wrażeń.
Czy mówiąc: "poszukuje dodatkowych wrażeń", ma pan na myśli zdradę?
- Zdrada jest jedną z opcji, ale można "wyczarować" sobie trochę dodatkowej dopaminy, na przykład jedząc słodycze, popijając alkohol czy uprawiając sport. To, czy ktoś zdecyduje się zdradzić, czy pójść na siłownię, zależy od typu osobowości i osobistych preferencji. Seks jednak zdecydowanie mocniej stymuluje układ nagrody, bo podczas zbliżenia oprócz endorfin wydziela się jeszcze szereg innych neuroprzekaźników. Na to, co wybierzemy, ma także wpływ nasz system wartości. Dla części ludzi zdrada to rzecz niedopuszczalna, mają świadomość, jak to może zaboleć partnera i wpłynąć na ich dalsze relacje. Te osoby, gdy jest im źle, prędzej odejdą, niż zdradzą. Ale część ludzi nie ma takich zahamowań. Gdy czują potrzebę przeżycia czegoś ekscytującego i nadarza się okazja, po prostu z niej korzystają. Jeszcze inni nie zdradzą, nie będzie im się też chciało pocić w siłowni, ale sięgną po szklaneczkę whisky.
Dlaczego dla ludzi przemęczonych albo pogrążonych w depresji seks przestaje być atrakcyjny? Przecież zastrzyk dopaminy to energetyczny kop.
- Czasem ciało decyduje za nas. Organizm osoby przemęczonej często sam hamuje dostęp do percepcji bodźców erotycznych po to, by zapobiec wydatkowaniu energii. Żeby dostać tego kopa, trzeba najpierw zainwestować sporo energii, by seks z partnerem zorganizować. Osoby wyczerpane energetycznie szukają innych sposobów, aby chociaż na chwilę poprawić sobie nastrój. Na przykład sięgają po słodycze. Tabliczka czekolady albo opakowanie lodów czekoladowych dostarczają glukozy i pewnych amin, które stymulują układ nagrody w mózgu podobnie jak seks. To proste, bo czekolada jest wszędzie, nawet na stacji benzynowej. Pobudzenie ośrodka nagrody można uzyskać także, sięgając po rozmaite dopalacze, rzucając się w wir zakupów, ćwicząc w siłowni albo biegając.
Obserwacja twarzy osób, które wbiegają na metę maratonu, pozwala sądzić, że przeżywają coś absolutnie fantastycznego, porównywalnego z orgazmem. To zastrzyk dopaminy?
- Dopaminy i endorfin, czyli związków o budowie podobnej do morfiny, które powodują poczucie satysfakcji, zadowolenia. Gdy uprawiamy seks, ich stężenie wzrasta trzykrotnie. Podobnie działa wysiłek fizyczny, choć nie potrafię powiedzieć, ile endorfin wydziela się wówczas w mózgu. Mają cudowne działanie, ale niestety krótkotrwałe. Kwadrans po zakończeniu maratonu na twarzy biegacza nie ma śladu po ekstazie, jest ból i wyczerpanie.
A jednak mnóstwo ludzi kalkuluje, że warto katować się przez cały sezon dla tych kilku chwil...
- Bieganie czy wyciskanie w siłowni może stać się uzależnieniem behawioralnym, a to też stymuluje układ nagrody. Takie osoby stawiają sobie jakiś sportowy cel i dążą do jego realizacji za wszelką cenę. Jeśli im się udaje, to przeżywają ekstazę, ale za chwilę stawiają sobie kolejny, trudniejszy. Pomimo niepodważalnych zalet zdrowotnych aktywności fizycznej widzę w tym pewne zagrożenie. Co taka osoba zrobi ze swoim życiem, gdy dozna kontuzji i nie będzie mogła biegać czy "pakować" w siłowni?
Czy aktywność fizyczna ma jakiś wpływ na tę seksualną?
- Umiarkowany ruch sprzyja aktywności seksualnej. Wprawdzie trenując, zużywamy trochę testosteronu, równocześnie jednak wysiłek fizyczny stymuluje jego produkcję, więc w ostatecznym rozrachunku zyskujemy. U mężczyzn wysokie stężenie tego hormonu przekłada się na libido. U kobiet zresztą też, bo jego minimalny poziom jest niezbędny do uzyskania pobudzenia seksualnego i odpowiedniej reakcji na bodźce erotyczne. Rzadko się o tym mówi, ale od 15 do 30 proc. kobiet stosujących pigułki antykoncepcyjne traci ochotę na seks. Okazuje się, że to kwestia obniżenia ilości testosteronu. Niektóre tego typu środki powodują wzrost stężenia białka wiążącego testosteron, czyli wpływają na obniżenie poziomu tego hormonu. Jeśli spadnie on poniżej granicy fizjologicznej, kobieta traci ochotę na seks. Aby wybrnąć z tej sytuacji, trzeba poprosić ginekologa o przepisanie innych pigułek. U kobiet z fizjologicznie niskim poziomem testosteronu warto rozważyć podawanie niewielkich dawek tego hormonu, oczywiście po konsultacji z lekarzem. Ale uwaga, zbyt ciężki trening powoduje, że organizm nie jest w stanie wytwarzać testosteronu. Jego deficyt pogłębia się i wtedy także tracimy ochotę na seks.
Znam osoby, które tak mocno wkręciły się w bieganie, że przestały dbać o swój związek. Czy to oznacza, że przyjemność z biegania może być większa niż z seksu?
- Przyjemność z seksu jest większa choćby z tego powodu, że oprócz endorfin i dopaminy wydziela się cały koktajl substancji i hormonów, w tym oksytocyna, która odpowiada za budowanie więzi. Ja bym raczej zapytał o motywacje, jakie skłoniły kogoś do tak intensywnego treningu. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że dotychczasowy związek nie był dość satysfakcjonujący. Może endorfiny i dopamina ze sportu to dodatkowy napęd dla partnera tęskniącego za namiętnością, której nie ma już w relacji z partnerką? A może po prostu dobre alibi, by uciec z kiepskiego związku? Łatwiej jest wziąć torbę i pójść do siłowni, niż powiedzieć: nie chcę z tobą iść na spacer ani do kina, nie chcę z tobą siedzieć i się nudzić, bo mnie drażnisz.
Co jeszcze daje sport oprócz endorfin?
- Wzmacnia poczucie własnej wartości. Ludziom, którzy nie radzą sobie w innych sferach życia, daje okazję, by udowodnili sobie i innym, że dają radę w sporcie, że są twardzielami. Koledzy z pracy hodują brzuchy, zalegając na kanapie z puszką piwa, a ja biegam! Jestem w stanie się zmobilizować, mam z tego frajdę i jestem w tym dobry. Tysiące ludzi na mecie maratonu patrzą na mnie z podziwem. To jest coś! Ponadto aktywność fizyczna pozwala zredukować napięcie związane z pracą czy złą relacją. My, ludzie, w sytuacji stresowej reagujemy dokładnie tak samo jak psy czy koty. Zwierzęta stroszą sierść na grzbiecie, my napinamy mięśnie. W takich spiętych mięśniach gorzej krąży krew, są więc słabiej zaopatrzone w tlen, kumulują się w nich również produkty przemiany materii. Dlatego mamy sztywny, obolały kark. Aktywność fizyczna poprawia krążenie w całym organizmie, także w napiętych mięśniach, które pod wpływem ćwiczeń się rozluźniają.
A gry komputerowe? Psychologowie obserwują, że ludzie pogrążeni w wirtualnym świecie nie budują relacji. Nie mają potrzeby bycia blisko z drugim człowiekiem?
- Granie to także źródło dopaminy, dla wielu znacznie wygodniejsze niż seks, bo nie wymaga nawet wychodzenia z domu. Gracze komputerowi nie starają się budować relacji z innymi, bo nie czują takiej potrzeby. Przecież znakomicie bawią się sami. Kiedy wpadają na pomysł umówienia się z dziewczyną, są rozczarowani. Nie wiedzą, o czym z nią rozmawiać, gdzie ją zabrać, żeby miło spędzić czas. Nie potrafią flirtować, być miłym, zadbać o to, by kobieta czuła się dobrze w ich towarzystwie, bo przespali jakiś etap życia. Gdy ich rówieśnicy szlifowali umiejętności społeczne, oni bawili się przed ekranem komputera. Dlatego nie potrafią nawiązać i utrzymać relacji. Jeśli taka osoba dorastała w rodzinie, w której rodzicie nie byli ze sobą zbyt blisko, nie widzi w tym specjalnego problemu. Napięcie seksualne może przecież rozładować w prosty sposób, sięgając po pornografię. Nie musi nawet wstawać zza biurka. Zaraz potem może spokojnie wrócić do grania.
Jaka przyszłość czeka mężczyznę, który nie nauczy się obchodzić z kobietami, będąc nastolatkiem?
- Bardzo prawdopodobne, że będzie samotnikiem przekonanym o tym, że do szczęścia nie potrzebuje nikogo innego. Albo będzie wchodził w związki, ale nie będzie się w nie angażował ani ich rozwijał. Dzieje się tak dlatego, że tego typu osoby są skupione na sobie i swoich odczuciach, nie rozumieją potrzeb innych. Nie wiedzą, na czym polega bliskość i że partner czy partnerka jej potrzebuje. Przecież tę bliskość w relacji trzeba budować, a dla nich to bezsensowna inwestycja.
Myśli pan, że seks wirtualny zastąpi kiedyś zwyczajny?
- Dla części ludzi będzie na pewno atrakcyjniejszy. Bo przecież na ekranie komputera można stworzyć dokładnie taką partnerkę, o jakiej się marzy, wskoczyć w specjalny kombinezon i mieć z nią taki seks, jaki się tylko chce. Nie trzeba jej zdobywać, zabawiać ani o nią dbać. Ona nigdy nie odmawia, nie ma własnych potrzeb i spełnia wszystkie fantazje. Może nawet na swój sposób będą szczęśliwi. Wirtualny seks nie wystarczy jednak osobom, które cenią bliskość. Wierzę, że takie pozostaną w większości.
PANI 2/2017