Sylwa jak Facebook
- Ze współczesnymi mediami społecznymi łączy je chyba to samo ludzkie pragnienie: dzielić się swoją codziennością, uwiecznić jej kształty, nadać sens drobiazgom życia. I tak jak dziś jakaś dziewczyna robi zdjęcie talerza w restauracji i wrzuca je na Facebook, tak XVIII-wieczna księżna notowała w sylwie czy pamiętniku: "Jadłam prosiaczka mlecznego po turecku" - mówi Kristina Sabaliauskaitė, autorka powieści "Silva rerum II".
Jej saga opisująca dzieje rodziny z Rzeczypospolitej Obojga Narodów, na Litwie doczekała się aż 46 wydań, osiągając nakład 250 tys. egzemplarzy. Kristina Sabaliauskaitė jest doktorem historii sztuki, w jej żyłach płynie krew polskich przodków.
"Niegdyś w każdym domu polskim, gdzie umiano pisać, a zwłaszcza po dworach wiejskich, posiadano księgę z czystego papieru, rodzaj pamiętnika, do którego wciągano przede wszystkim rzeczy spraw publicznych dotyczące" - pisał o silva rerum historyk i etnograf, Zygmunt Gloger. Nazwa gatunku tego domowego piśmiennictwa stała się tytułem pani powieści. Czym była sylwa?
Kristina Sabaliauskaitė: - Rozszerzyłabym określenie Glogera. Silva rerum, czyli "las rzeczy", była rękopiśmienną księgą familijną, do której wpisywano, często przez kilka pokoleń, wszystko, co uznawano za warte dla zachowania w wewnętrznej, rodzinnej pamięci. A więc nie były to wyłącznie "rzeczy spraw publicznych dotyczące", ale też wiersze, pamflety, toasty, epitalamia, przemowy, epitafia, notatki astrologiczne. Właśnie rozmaitość treści sylw - chaotyczny las tematów i gatunków - jest ich uderzającą cechą.
- Można w nich znaleźć porady, jak grzecznie pisać listy, hodować konie i psy, jak kwasić kapustę, piec ciasta, przyrządzać domowe lekarstwa (czy wiedzieliście, że histerię najlepiej leczyć naparem z krokusów i ziemniaków?), a tuż obok zapis filozoficzny lub głęboko religijny... Czasami zawierają relacje z podróży, rysunki, ilustracje i przechodzą w pamiętnik. Otwierając sylwę, nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać.
Dlaczego?
- To dosyć intymny, a jednocześnie spontaniczny miniportret jej autora bądź jego rodziny. Na tym właśnie polega urok tego fenomenu. Od początku zamierzałam napisać powieść o rodzinie, w czterech częściach i obejmującą cztery pokolenia, dlatego ten tytuł i sama zasada wydały mi się odpowiednie. Rzeczy, przedmioty dziedziczone z pokolenia na pokolenia są również bardzo ważne w moich powieściach - trwają dłużej niż ich właściciele, są świadkami ich śmiertelności.
W jednej z XVI-wiecznych sylw zapisano nawet rozmowę zakonnicy kuszącej kawalera...
- Pamflety czy żarty bywały pikantne. Jedna z sylw przechowywanych w Bibliotece Litewskiej Akademii Nauk (dawnej Bibliotece Wróblewskich) zawiera dosyć złośliwy paszkwil na Barbarę Radziwiłłównę, złożony z cytatów z... Pisma Świętego. Nie trafił do moich powieści. W trakcie pracy nad książką mam do czynienia z tak wielką liczbą ciekawych źródeł, że wszystkiego po prostu nie da się ująć. Jestem bezlitosnym autoredaktorem - less is more, musi pozostać tylko to, co istotne dla fabuły, żadnych nieważnych drobiazgów, zbędnych opisów.
- O dreszcze przyprawił mnie pewien przypadkowo odnaleziony pamiętnik, który potwierdził romans, wydawać by się mogło, niemożliwy w czasach, o których pisałam. Ja go jednak podejrzewałam, przeczuwałam, badając biografię dwójki moich bohaterów. Był to bardzo wzruszający moment, jakby znak przesłany przez nich szalonej osóbce, która po dwustu latach szpera po ich papierach, ściąga ich myślą i wiele by oddała, gdyby mogła zobaczyć ich twarze...
Dlaczego szlachta tak bardzo chciała przekazać swoją opowieść kolejnym pokoleniom? To obrona przed przemijaniem czy megalomania?
- Ależ nie, żadna megalomania. Wręcz odwrotnie - sylwy nigdy nie były pisane z zamiarem publikacji, chociaż istnieje kilka wyjątków. Dlaczego tworzymy ego-dokumenty? Dlaczego chcemy pozostawić po sobie ślad pisany? Jak wybieramy, co o sobie i swoim życiu notujemy? To są pytania filozoficzne. Trochę o tym rozmyślam w "Silva rerum II", a w naszych czasach to nadal aktualna kwestia. Zostawiamy przecież po sobie cyfrowy ślad odłamków tekstów, udostępniamy online zdjęcia, dokumentując w ten sposób swoje życie i dzieląc się nim często bez żadnej autorefleksji czy selekcji.
Co ma sylwa do Facebooka - czytaj na następnej stronie >>>
Czyli sylwy to taki przedcyfrowy odpowiednik Facebooka, Instagrama, You Tube’a?
- Z współczesnymi mediami społecznymi łączy je chyba to samo ludzkie pragnienie: dzielić się swoją codziennością, uwiecznić jej kształty, nadać sens drobiazgom życia. I tak jak dziś jakaś dziewczyna robi zdjęcie talerza w restauracji i wrzuca je na Facebook, tak XVIII-wieczna księżna notowała w sylwie czy pamiętniku: "Jadłam prosiaczka mlecznego po turecku".
- A jednak w tamtych czasach i w sylwach jest coś szlachetnego, miejsce na namysł, rozmyślanie, drobiazgi prowadzą często do rzeczy bardzo istotnych, egzystencjalnych. I to nie tylko z tego powodu, że dziś osobiste głupstwa stają się widoczne dla milionów osób za sprawą jednego kliknięcia, a wtedy spokojnie sobie drzemały pośród kartek papieru, chroniących tajemnice, a zarazem i reputację, ich autora.
Rozmawiamy o sylwie z powodu tytułu powieści, ale też dlatego, że cała opowieść jest zbudowana jak sylwa. Kim są jej bohaterowie? Wiemy, że "On miał pieniądze i majętności, ona dobre pochodzenie. Była piękna, ze starego rodu, rasowa".
- Bohaterami tetralogii są członkowie rodziny szlacheckiej ze Żmudzi, Narwojszowie z Milkont. Cztery pokolenia, które miały swoje wzloty i upadki. Czytelnicy pierwszej części poznali pater familias Jana Macieja Narwojsza, jego żonę Elżbietę i ich bliźnięta - Urszulę oraz Kazimierza. Bohaterami drugiej jest następne pokolenie - syn Kazimierza, rotmistrz husarii, komendant twierdzy w Birżach Jan Izydor Narwojsz oraz jego żona Anna Katarzyna z Kotowiczów, ale czytelnicy drugiej części poznają też losy Urszuli i Bironta. Dowiedzą się też, skąd pojawił się ów syn Kazimierza...
- Z kolei główny bohater trzeciej części to Piotr Antoni Narwojsz, wnuk Kazimierza, stolnik czernihowski i prawa ręka Radziwiłłów w Wilnie. W czwartej mamy prawnuka, profesora matematyki Uniwersytetu Wileńskiego, jezuitę Franciszka Ksawerego Narwojsza. Wraz z nim będziemy podróżować po całej Europie i staniemy się świadkami rozbiorów. Genealogicznie historie rodu piszą potomkowie płci męskiej, ale mnie interesowały niesamowite kobiety tej rodziny - Anna Katarzyna, później Placyda Amelia z Ejsmontów i piękna Marcjanna Matajtis. Nie będę jednak robić spoilerów, zapraszam do lektury!
Kristina Sabaliauskaitė "Silva rerum II", przeł. Izabela Korybut-Daszkiewicz. Wydawnictwo Literackie. Premiera: 19 września 2018 r.