Tango. Taniec miłości, taniec samotności
Tango porusza zmysły i wyobraźnię tych, którzy tańczą i tych, którzy taniec obserwują. Marta Renata Adamczyk, tancerka i nauczycielka tanga, która w Buenos Aires spędziła 12 lat, opowiada o zwyczajach argentyńskich milongueros, a także o samym tangu, jego erotyzmie, złożoności i niezwykłym sposobie, w jaki łączy ludzi.
Izabela Grelowska, Interia.pl: Mieszkałaś w Buenos Aires przez 12 lat. Co było dla ciebie największym zaskoczeniem, kiedy się tam przeprowadziłaś?
Marta Renata Adamczyk: - Kiedy przyjechałam do Argentyny, uderzyło mnie przed wszystkim to, jak bardzo ludzie tam potrafią cieszyć się życiem. Są otwarci, pomocni. Wielu, a może i nawet wszyscy, których poznałam w ciągu 12 lat, otwarło przede mną drzwi swoich domów. To nieco zmieniło się w czasie pandemii. Ja znalazłam tam wielu przyjaciół, a przede wszystkim wspaniała rodzinę. Zarobki są bardzo niskie, ludzie nie mają pieniędzy, ale potrafią co weekend spotykać się w gronie 20-30 osób, znajomych, żeby zjeść asado (słynne argentyńskie steki), rozmawiać, śpiewać karaoke, tańczyć folklor czy inne rytmy latynoskie. Nie przejmują się tym, czy potrafią czy nie. Całymi grupami spotykają się np. w parku, każdy coś przyniesie.
Jeśli czegoś potrzebujesz, wspomogą cię. Troszczą się o siebie wzajemnie. Gdy jedna osoba potrzebuje np. ubrań dla dzieci, zaraz znajdzie się ktoś, kto je zorganizuje. Ludzie, których stać na wynajęcie domku letniskowego, zapraszają na wakacje znajomych, którzy akurat nie mają pieniędzy. Wspólnie się bawią i nie polega to na upijaniu się. Jest więcej luzu. Ludzie chcą dobrze żyć, ale nie zabijają się o to, żeby mieć coraz lepsze auta, mieszkania, domy. Życie jest tu i teraz, jutro może go już nie być. Można tam znaleźć więcej przyjaźni, otwartości.
Często słyszy się, że Buenos żyje tangiem, że jest tam widoczne na każdym kroku. Jak to jest naprawdę?
- Jest trochę inaczej. Rzeczywiście tanga słucha się dużo. Słychać je w taksówkach, w domach, można je usłyszeć na ulicach. Ale nie wszyscy, którzy słuchają, tańczą. To nie prawda, że każdy Argentyńczyk, albo każdy mieszkaniec Buenos Aires (porteño) tańczy i jest świetnym tancerzem, jak to sobie często wyobrażają ludzie w Polsce. Tango tańczy się głównie w Buenos Aires, w pozostałych częściach Argentyny tańczy się przede wszystkim folklor. Buenos ma trzy miliony mieszkańców i w tej skali można powiedzieć, że tańczą małe grupy. Tam tango to przede wszystkim muzyka i sposób bycia, "manera de ser".
Jak wygląda ten sposób bycia?
- Typowy klasyczny milonguero, czyli bywalec milong (imprez tangowych), wstaje późno, ponieważ nocami tańczy. Ma czas na kawę i śniadanie, bo pracuje na późniejszą zmianę (takich ludzi w Buenos jest wielu) lub wykonuje wolny zawód. Milongi zaczynają się o dziesiątej wieczorem, a ludzie schodzą się koło jedenastej i bawią do trzeciej, czwartej rano.
Ta zabawa nie oznacza wyłącznie tańca. Idzie się przede wszystkim po to, by spotkać znajomych, zjeść kolację, napić się wina. Wiele klubów to duże przestrzenie, gdzie jest również restauracja. Ludzie przychodzą z przyjaciółmi, z rodzinami, a nawet dziećmi. Ja mojego synka zabierałam na milongi w nosidełku, kiedy miał 6 miesięcy. W Buenos nie jest to nic dziwnego. Przychodzili też inni rodzice z dziećmi, tańczyli, uczestniczyli w życiu towarzyskim. Zresztą przychodzą tam całe rodziny: z rodzicami, z dziadkami. Siedzą przy jednym stoliku, jedzą, piją, a przede wszystkim rozmawiają. Taniec jest tylko jednym z elementów takiego spotkania. Niektórzy zatańczą jedną tandę (set składający się z 3 lub czterech tang), a resztę czasu spędzają na rozmowach, opowieściach o życiu. Obok bawią się dzieci.
I tak codziennie, czy tylko w weekendy?
- Osoby, które pracują od rana, mają rodziny, bawią się głównie w piątki i soboty, ale są też ludzie, którzy tańczą codziennie. Grupy znajomych umawiają się każdego dnia w innym klubie. Sporo jest osób wolnych albo rozwiedzionych, które nie mają obowiązków rodzinnych i mogą przychodzić codziennie. Buenos Aires nazywa się miastem samotnych ludzi.
Nauczyłaś się tańczyć tango w Argentynie czy jeszcze w Polsce?
- Nauczyłam się w Buenos, ale zaczynałam jeszcze w Polsce, w Warszawie. Tańczyłam przez rok. To znaczy - wtedy myślałam, że tańczę. Znałam kroki, figury, ozdobniki. Ale nie rozumiałam wtedy sensu tanga, nie wiedziałam, o co chodzi w objęciu, w porozumieniu z partnerem, podążaniu za jego propozycjami i odpowiadaniu mu. Prawdziwe tango poznałam dopiero tam i to wcale nie ucząc się u sław, a u nauczycieli, którzy całe życie spędzają w Buenos.
I gdybyś miała dziś powiedzieć jaki jest ten sens tanga, to co by to było?
- Na początku myślałam, że tango to coś w rodzaju choreografii. Nie wiedziałam, że jest to przede wszystkim dialog między dwoma osobami, nie wiedziałam też, że tango ma tak ogromny wymiar erotyczny i emocjonalny.
Kiedy zaczęłam czuć to w sercu, zrozumiałam, że tango to nie tyle technika, ozdobniki i figury, co moment, kiedy dwie osoby zaczynają nadawać na tych samych falach, rozumieć się w tańcu. To daje takie odczucie, jakby się spędziło z tą osobą wspaniałą noc. Jest w tym erotyzm, ale nie chodzi tu o obmacywanie. Nie chodzi też o atrakcyjność fizyczną. Nie ważne, czy to jest facet (czy babeczka) mały, gruby, z jednym okiem. To nie ma znaczenia. Kiedy partner dobrze prowadzi, a ty potrafisz za nim podążać, jeśli odnajdziecie to porozumienie, schodzisz z parkietu pełna emocji.
Jakie jeszcze różnice widzisz miedzy kulturą tangową w Polsce i w Argentynie?
- Tam ludzie nie konkurują ze sobą na parkiecie. Idą na milongę, by miło spędzić czas w gronie przyjaciół. Teraz jest oczywiście inaczej ze względu na pandemię, ale milongi w Buenos były niezwykle zatłoczone, jednak nie widywało się na nich skomplikowanych figur i wymachiwania nogami. Ludzie się obejmują, są ze sobą nie tylko fizycznie, ale też psychicznie, spędzają razem te trzy lub cztery tanga.
Czy tango jest dla każdego? Kto może zacząć?
- Jest w Argentynie takie przysłowie, że tango samo cię odnajdzie. Zacząć może każdy w każdym wieku, jednak powinna to być osoba dojrzała emocjonalnie. Trzeba być gotowym na dialog. Trzeba umieć się objąć, a ludzie się tego boją. Kiedy prowadzę zajęcia z Marcelo, moi uczniowie myślą, że jesteśmy małżeństwem. Wnioskują to z naszego dialogu ciałem i rozumienia się. A przecież każde z nas ma swoje rodziny. Dojrzałość jest także niezbędna, bo to taniec wymagający, trzeba dużo ćwiczyć.
Tak naprawdę każdy może spróbować, ale nie każdego ciągnie do tanga. Mój mąż próbował, uczył się, ale mimo że dobrze prowadzi, mówi, że nie czuje tego w sercu i kompletnie go do tego nie ciągnie.
A jest zazdrosny o twój taniec?
- Jest i to bardzo. Nie chce nawet oglądać nagrań z moich pokazów. Dla niego to ciężki orzech do zgryzienia. Potrafi z tym walczyć, ale wiem, że sporo go to kosztuje.
Czy w Argentynie ludzie podchodzą do tego naturalnie, czy jednak zazdrość jest problemem. Jak Argentyńczycy sobie z tym radzą?
- Najczęściej osoby, które idą na milongę ze swoim mężem czy żoną, tańczą w swojej parze i ze swoimi znajomymi. Nie tańczą z obcymi. Są pary, w których tylko jedna osoba tańczy i które przychodzą razem. Obie strony może to trochę kosztować, bo jednak jest to taniec w objęciu. Jest bliskość, jest dotyk. Może pojawić się też jakaś chemia.
Ale przecież nie musi nic więcej za tym iść.
- Oczywiście, że nie. W Polsce ludzie też chodzą na milongi ze swoimi znajomymi i często tańczą z tą samą osobą cztery, pięć razy. W Argentynie jest inaczej. Drugi, czy trzeci taniec z tą samą osobą oznacza, że się sobie podobacie i wieczór może się rozwinąć w innym kierunku. Jeśli chcesz tylko tańczyć, tańczysz z daną osobą raz. W Polsce oczywiście ta reguła nie obowiązuje.
Wspomniałaś, że tango to wymagający taniec. Wiele pracy trzeba włożyć w naukę. Co jest w nim takiego, że mimo wszystko przyciąga ludzi?
- Myślę, że to jest ten moment oderwania się od codzienności, chwila, w której jesteśmy tu i teraz i nawiązujemy dialog z drugą osobą, która coś nam o sobie poprzez taniec opowiada. Na początku, kiedy przyjechałam do Buenos, czułam się bardzo sama. Druga strona Buenos jest taka, że jest to miasto samotnych ludzi. Wielu jest po rozwodach, wielu życie się nie ułożyło. Ja też wyjechałam do Buenos zostawiając moje złamane serce w Polsce. Zaczęłam się spotykać z ludźmi takimi, jak ja, samotnymi. Spotykaliśmy się na milongach, żeby porozmawiać, żeby się objąć, żeby się uśmiechnąć.
Często się słyszy, że tango to taniec miłości, ale zarazem to często taniec ludzi samotnych.
Ludzie w Buenos chodzą tańczyć nie po to, żeby pomachać nogami, ale żeby pobyć z innymi. Czasami małżeństwu jest ciężko o czymś porozmawiać, pójdą na milongę, uśmiechną się, przytulą. I atmosfera między nimi się zmienia.
A jak w tej chwili wygląda życie tangowe w Buenos Aires?
- Pandemia bardzo mocno uderzyła w Argentynę i to życie praktycznie zamarło. Lockdown trwał bardzo długo. Wiele szkół zostało zamkniętych. Trudno powiedzieć na ile uda się to kiedyś odbudować.
Opowiedziałaś sporo o milongach, ale jeśli wpiszemy tango w wyszukiwarkę, mamy duże szanse trafić na nagrania z pokazów. Jaka jest różnica?
- Są różne rodzaje tanga. Tango salon czy milonguero, którego wszyscy chcą się uczyć, tango nuevo, styl lubiany w Europie, ale nie praktykowany w Buenos Aires, tango fantasia i tango escenario czyli sceniczne, oba style wykonywane na pokazach. Takie tango jest bardziej widowiskowe, ma wiele elementów teatralnych, można pokazać szerszą paletę kolorów, zrobić show. Uważam, że nauczyciel czy performer dający pokaz, powinien zaprezentować coś więcej, również elementy, których normalnie nie tańczy się na milongach, a już na pewno nie na zatłoczonych milongach w Buenos Aires. Jednak każdy z tancerzy wybiera sam, co chce zaprezentować.
Wspomniałaś o argentyńskim powiedzeniu, że "tango nas odnajdzie"...
- Można czekać, aż tango nas odnajdzie, ale lepiej zapisać się na kurs. Zawsze warto spróbować czegoś nowego.
A jak ty będziesz świętować Międzynarodowy Dzień Tanga?
- Oczywiście tańcząc. Wybieram się do Warszawy na zaproszenie Patrycji Tomaszuk, która organizuje wraz z Adrianem Otockim wspaniałą milongę w Pałacu Kultury, a następnego dnia wracam do Krakowa, by poprowadzić warsztaty.
Czytaj również: